więcej


Książki / raporty

Encyklika Franciszka: Polska rozdarta między religią a uzależnieniem od węgla (18651)

Grzegorz Wiśniewski
2015-06-28

Drukuj
galeria

Watykan, fot. Dennis Jarvis, flickr, (CC BY-SA 2.0)

Jak Polska odpowie na zieloną encyklikę papieża Franciszka? Czy możliwe jest „nawrócenie” polskiej energetyki na zielone technologie? - zastanawia się Grzegorz Wiśniewski.

Odpowiedź na tytułowe pytania nie jest oczywista. Z przełożeniem na praktykę najnowszej klimatycznej encykliki papieża Franciszka „Laudato si” („Pochwalony bądź”) jest niemalże tak samo, jak ze wdrożeniem dyrektyw klimatyczno-energetycznych UE. Papież wzywając do stopniowego, ale stanowczego wycofania się ze spalania węgla i jednocześnie do wszechstronnego rozwoju OZE, niejako powtarza preambułę unijnej dyrektywy o promocji OZE, ale głębiej uzasadnia cel działania od strony etycznej i religijnej.

Podobnie jak państwa członkowskie z polityki unijnej, także wierni nie mogą wybierać sobie całkiem dowolnie z nauczania kościoła katolickiego tego, co im akurat pasuje. Papież jest dobry, kiedy wspiera producentów kremówek, ale w momencie, w którym czegoś naprawdę od nas wymaga, to nie ma racji. Analogicznie, gdy UE daje nam miliardy euro, to ma rację, a jak w zamian chce czegoś, co jest dobre dla całej UE – to oczywiście jest to zamach na Polskę. Jedno i drugie to moralność Kalego.

O tym, czy dyrektywy unijne są wdrażane jako zło konieczne (lub nie są wdrażane) decydują głównie politycy, korporacje i wielki biznes energetyczny. Tu niestety coraz trudniej o etykę, listkiem figowym jest coraz bardziej oszukańczy PR i naciągany CSR. Dyrektywa Franciszka wspiera w całej rozciągłości politykę klimatyczno-energetyczną UE, ale do uzasadnienia gospodarczego, ekonomicznego i społecznego dokłada imperatyw etyczny i religijny. Encyklikę można zignorować, przemilczeć z zawstydzenia, zaatakować autora jako głosiciela „herezji klimatycznej” lub poddać problem debacie, szerszej refleksji i – jak chce papież – dokonać ekologicznego nawrócenia. Oczekiwać należy działań ze strony polskiego episkopatu, które mogą ułatwić dokonanie zwrotu. Encyklika nie jest wygodna dla żadnej z partii zasiadających w parlamencie. Norbert Obrycki, senator PO, na międzynarodowej konferencji w Szczecinie poświęconej OZE przyznał, że papież Franciszek, podejmując sprawy globalne i etyczne, włożył przy okazji kij w polskie mrowisko.

Problem ten obrazowo przedstawił unijny tygodnik Politico: „Sektor węglowy i kościół katolicki to dwie najsilniejsze instytucje w Polsce. Teraz, za sprawą Franciszka, znalazły się w konflikcie. Przesłanie Papieża o wycofywaniu ze spalania węgla to poważne zmartwienie dla kraju, który ma jednocześnie największy sektor węglowy i jedno z najbardziej religijnych społeczeństw”.

Niektórzy twierdzą, że papież tymi słowami atakuje Polaków. Znacznie bardziej rozsądnie i prawdziwie brzmi jednak teza, że papież nam tylko pomaga wypowiedzieć głośno to, na co nie odważyły się najbardziej opiniotwórcze środowiska.

Pod koniec lat 90. byłem gościem gminnego spotkania w województwie lubuskim. Jeden z wójtów chciał zachęcić mieszkańców do energetycznego wykorzystanie biomasy z lokalnych upraw energetycznych. Chciał promować automatyczne kotły na zrębki z wierzby energetycznej i doszedł do wniosku, że warto podeprzeć się przykładem i autorytetem lokalnego proboszcza. Zaproponował, aby w kościele parafialnym zastosować ogrzewanie lokalnie produkowaną biomasą. Proboszcz był sceptyczny, bo biomasa wymaga większego zaangażowania w sprawy doczesne i narażenia się na ryzyko techniczne i niepewność regulacyjną. Tymczasem już wtedy gaz, olej opałowy i energia elektryczna z gniazdka, a nawet węgiel, wydawały się wygodniejszą lub tańszą alternatywą. Proboszcz nie chciał dodatkowych obowiązków. Na spotkaniu zdeterminowany wójt użył jednak argumentu, który zapamiętałem. Powiedział: jeżeli ksiądz proboszcz zainstaluje kocioł gazowy, to nasza parafia wesprze prawosławie, jeżeli wybór padnie na kocioł olejowy, to wesprzemy islam, jeżeli będzie to energia elektryczna, użyta w celach grzecznych, zatrujemy węglowymi spalinami cały region, a jeżeli będzie to kocioł na węgiel, to zatrujemy lokalne środowisko. Jeżeli natomiast ksiądz ogrzeje kościół i plebanię zrębkami lokalnie produkowanej wierzby energetycznej, to wesprzemy i Polskę i kościół katolicki i naszych wiernych – lokalnych rolników.

Polak patriota, Polak katolik, Polak ekolog, czy trzy w jednym?

Ta niezwykle skuteczna argumentacja przestała działać od połowy ubiegłej dekady, gdy zdecydowano się na tworzenie państwowego monopolu w energetyce pod hasłem „konsolidacji” i swoiście rozumianego patriotyzmu gospodarczego. Od tego momentu obowiązkiem patriotycznym Polaka stało się własnoręczne spalenie kilku ton węgla w kotle lokalnym lub zakup energii elektrycznej z elektrowni węglowych, aby „obywatelom żyło się lepiej”. Najlepiej żyło się co prawda członkom rad nadzorczych państwowych monopoli, ale robili to niejako z patriotycznego obowiązku i w ramach chrześcijańskiej posługi wobec bliźniego. Pomagała w tym wąsko zdefiniowana i niezwykle kosztowna koncepcja „centralnego” bezpieczeństwa energetycznego, z której wyrugowano koncepcję bezpieczeństwa lokalnego i regionalnego. Polityka państwa pozwalała na dobre samopoczucie autorów i beneficjentów polityki energetycznej i na praktyczną fruktywizację tworzonego na jej podstawie prawa przez państwowe koncerny (zagraniczne płaciły uczciwiej za ekologizację energetyki, co widać po ich wynikach finansowych, a to z kolei umacniało zasadność krótkowzrocznego myślenia). Oficjalny przekaz medialny, wzmacniany propagandą koncernową, kształtował kolejne kampanie wyborcze. Spalanie węgla stało się obowiązującą religią państwową, a jaj krytyka była bluźnierstwem karanym społecznym i politycznym wykluczeniem.

Zasiedziałe, egoistyczne i coraz bardziej wpływowe biznesy energetyczne w Polsce z wyższością i przekąsem nazywały troskę o ochronę klimatu „religią klimatyczną” i przestrzegały przed „misyjnym” (emocjonalnym) podejściem do OZE. Do tej pory nie uznają naukowych podstaw rozwoju OZE (nauk ekonomicznych i społecznych) ani dorobku klimatologii i dowodów świadczących o globalnym ociepleniu. W najnowszej klimatycznej encyklice Franciszka zielona teologia daje silne uzasadnienie zielonym technologiom i wspiera swoją prawdę syntezą wiedzy naukowej. Papież nawiązuje w warstwie naukowej do idei zrównoważonego rozwoju i do koncepcji „dobra wspólnego”. Słusznie zatem Koalicja Klimatyczna porównuje encyklikę do raportu Światowej Komisji Środowiska i Rozwoju ONZ z roku 1987 „Nasza Wspólna Przyszłość”. Podobnych inspiracji doszukać się można w dorobku z lat 90. polskich klasyków zrównoważonego rozwoju: profesorów Kozłowskiego i Nowickiego, ale także w polskich dokumentach rządowych, o czym dalej. Jednak encyklika po raz pierwszy tak szeroko przekłada na język wiary i wartości chrześcijańskich zarówno źródła naukowe, jak i powszechnie uznane wartości społeczne. Papież skromnie konstatuje, że „Kościół nie usiłuje zdefiniować zagadnień naukowych, ani też zastępować polityki”, ale sam zachęca do uczciwej i przejrzystej debaty i liczy na wdrożenie swojego przesłania. Pomimo skromności papieża, nigdy jeszcze OZE w debacie w Polsce nie uzyskały tak szerokiego i bezpośredniego wsparcia ze strony tej miary autorytetu.

W nałóg i grzech łatwo się wpada, trudno wychodzi

Odejście Polski od zasad zrównoważonego rozwoju jest tak drastyczne, że wywołuje poważne napięcia wewnątrz UE. Świadomość rozejścia się istoty biznesu państwowych koncernów z głębszymi podstawami zielonej teologii odziera politykę energetyczną ze złudzeń natury etycznej, religijnej i zmusza do zadania pytania o sens pracy i odpowiedzialność. Nie wystarczą pozorowane działania z obszaru społecznej odpowiedzialności biznesu i granie na strunach rzekomego patriotyzmu gospodarczego. Kłamstwa klimatyczne i ekonomiczne też nie. Nie można zapominać, że Polska aspiruje do pierwszej dwudziestki krajów pod względem PKB i pierwszej czterdziestki krajów pod względem PKB na głowę mieszkańca i nie może już uciekać od odpowiedzialności na arenie międzynarodowej, motywując to biedą i koniecznością rozwoju gospodarczego. Z pewnością ekologiczne nawrócenie, na które liczy papież Franciszek, nie przyjdzie łatwo, bo za koncernami stoi państwo, a za państwem polityka i długa tradycja relatywizmu moralnego w kwestiach środowiskowych. Jako kraj i obywatele mamy problem z encykliką Franciszka.

Na przestrzeni ostatnich 15 lat widać, jak łatwo jest wejść w nałóg internalizacji zysków i eksternalizacji kosztów. Już w 1999 roku rząd premiera Jerzego Buzka przyjął „Strategię równoważonego rozwoju Polski do 2025 roku”. To jest w zasadzie „encyklika Jerzego”, bo niemalże w całości pokrywa się z tezami Franciszka. Gdzie jest teraz ministerstwo środowiska i gdzie się podziała ówczesna szeroka idea zrównoważonego rozwoju? Co się stało w ciągu ostatnich 15 lat, że tak głęboko odeszliśmy od tych tez i od polityki klimatyczno-energetycznej UE, choć z niej sowicie czerpiemy i jeszcze nie ponosimy kosztów? Dlaczego tak szybko zapomnieliśmy o „Strategii rozwoju energetyki odnawialnej” przyjętej przez Sejm w 2001 roku, która już wtedy wyznaczyła obecny cel udziału OZE w bilansie produkcji energii z OZE na rok 2020 rok i już wtedy postawiła na energetykę rozproszoną, samorządową i obywatelską? Idee wsparte przez Franciszka są głęboko wbudowane w politykę klimatyczno-energetyczną UE, którą Polska wręcz doktrynalnie blokuje.

Czy encyklika może przełamać zaklęty krąg i czy pomoże nam wyjść z pułapki oblężonej twierdzy?

Czy możliwe jest uznanie zmian klimatycznych za fakt i ekologiczne nawrócenie?

Jako państwo-zbiorowość potrafiliśmy wcześniej być ekologiczne i społecznie wrażliwymi. Czy dziś możliwe jest ekologiczne nawrócenie, do którego wzywa papież Franciszek? Czy będziemy tak unikać „wdrożenia” tej encykliki, jak unikamy wdrożenia dyrektyw energetyczno-klimatycznych UE? Pamiętamy, że tylko niewielka część z encyklik i nauczania Jana Pawła II zaistniała w świadomości polskiego społeczeństwa. Najbardziej pamiętamy to, co związane było ze sferą intymną, a najmniej z szerszą odpowiedzialnością, na co zawsze stawiał polski papież. Wiele zależy od Kościoła, episkopatu, wiernych, państwa i obywateli.

Polski Kościół do tej pory, poza ruchem Św. Franciszka z Asyżu, słabo akcentował zieloną teologię. Można jednak wskazać budujące przykłady: pionierskie elektrownie wiatrowe i wodna w parafii w Rytrze (lata 90.), w swoim czasie największy system kolektorów słonecznych w Seminarium Redemptorystów w Tuchowie (2001), pierwsza duża elektrownia fotowoltaiczna na Sanktuarium w Jaworznie (2002), czy nawet niedokończona (2006 rok) i kontrowersyjna (ale tylko technicznie i finansowo, nie ideowo) elektrownia geotermalna Fundacji Lux Veritatis w Toruniu. Wydaje się, że w kościele jest baza, potencjał i nadzieja na wdrożenie zielonej encykliki papieskiej. Nie tylko poprzez ww. przykłady, ale przede wszystkim przez informacje i przekaz do wiernych. Zobaczymy, czy po polskiej prezentacji encyklika będzie czytana w kościołach i czy wejdzie na stałe do kanonu kazań, listów pasterskich itp. Z pewnością obywatele i wierni dobrze przyjmą jej zasadniczy przekaz.

Największe problemy z akceptacją jej przesłania może mieć polski rząd oraz... członkowie rad nadzorczych i zarządów koncernów energetycznych. Tu należy liczyć się z odrzuceniem przesłania encykliki. Jeden z najbardziej brutalnych ataków na przesłanie dokumentu (nawet nie na samą encyklikę) przypuścił wiceprezes PGE Dariusz Marzec. W wywiadzie dla WNP oskarża UE o szerzenie „ideologii klimatycznej, antywęglowej i odnawialnej”. [W słowach Marca] ideologii nie ma, ale jest dużo demagogii, walki o własne zyski i posiłkowania się „dowodami anegdotycznymi” i PR-owską erystyką. Tu raczej nie można oczekiwać szybkiego ekologicznego nawrócenia.

Zwierzchnik PGE i innych paliwowych spółek, minister skarbu Andrzej Czerwiński, w wywiadzie dla Gazety Wyborczej mówi: „Produkować prąd z OZE może każdy, bez specjalnych utrudnień, ale bez dotacji z kasy państwa albo prywatnych kieszeni, bo niby dlaczego konsumenci mają się dokładać komuś do zysków?” Nie jest to niestety wypowiedź wskazująca na chęć szybkiej zmiany dotychczasowego podejścia do zasad tworzenia prawa. Papież pisze w encyklice: „Biorąc pod uwagę, że czasami prawo na skutek korupcji okazuje się nieudolne, konieczna jest decyzja polityczna spowodowana presją ludności”. Obywatele wywalczyli drobną poprawkę prosumencką w ustawie o OZE, ale ministrowi bliżej do dotychczasowego modelu, w którym obywatel ma dopłacać koncernom węglowym. Z dotacji państwowych (nb. także na rozwój OZE) mogą zatem korzystać (i czynią to) tylko koncerny z olbrzymimi zyskami, przy których „rząd się wyżywi”, a obywatele zapłacą, również swoim zdrowiem.

Ważna jest reakcja mediów. Papież Franciszek z powodu encykliki jest albo ignorowany, albo atakowany za rzekome antypolskie i antywęglowe odchylenie. Komentator Rzeczpospolitej Filip Memeches pisze, że kwestie, na które Franciszek się powołuje, nie są prawdami objawionymi, w naukach przyrodniczych (ochrona klimatu i OZE) nie obowiązują żadne utrwalone dogmaty i można odnieść wrażenie, że papież stanął zdecydowanie po jednej stronie sporu. Uważa, że papież podjął problemy marginalne. Redaktor Memches odrzuca nie tylko wskazania kościoła, ale też ugruntowane tezy naukowe. Marcin Popkiewicz na portalu „Ziemia na rozdrożu” pisze, że w tym momencie żadna szanowana instytucja naukowa, o krajowej czy międzynarodowym renomie, w swoim oficjalnym stanowisku nie odrzuca wniosków o wpływie ludzi na obecną zmianę klimatu. Ostatnią taką organizacją było Amerykańskie Stowarzyszenie Geologów Naftowych, które w 2007 roku zmieniło swoje oświadczenie w tej sprawie z 1999 roku.

Okazuje się, że w Polsce można walczyć i z nauką i z religią i ze zdrowym rozsądkiem. Trudno będzie o nawrócenie państwowej energetyki bez zmiany polityki, a polityka szybko się nie zmieni bez zachęty ze strony Kościoła i presji społecznej. Tej ostatniej nie będzie bez informacji i uczciwej debaty, głębszych rozważań i rozmów. Wszyscy odpowiadamy za wdrożenie zielonej encykliki. Oby nie trwało to tak długo, jak wdrażanie unijnej dyrektywy o OZE. Oby efekt nie był podobny do ustawy o OZE: gry pozorów, przed jaką przestrzega nas papież Franciszek.

Grzegorz Wiśniewski, Odnawialny Blog. Opracowanie, tytuł i wytłuszczenia: Marta Śmigrowska

 


Udostępnij wpis swoim znajomym!



Podobne artykuły


Podziel się swoją opinią




Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej