więcej


Zielona gospodarka

Ministerstwo Gospodarki publicznie oświadcza, że nie posiada kompetencji, aby wdrożyć ustawę o OZE (18343)

2015-03-19

Drukuj
galeria

Tak można podsumować wywiad Janusza Pilitowskiego, dyrektora Departamentu Energii Odnawialnej (DEO) w Ministerstwie Gospodarki udzielony dziennikowi Rzeczpospolitej.

O dziwo, nie jest to westchnienie ulgi z powodu uchwalenia ustawy o OZE, która – w szczególności jej prorozwojowa cześć prosumencka - jest w końcu koronnym uzasadnieniem dla istnienia takiej jednostki jak DEO. Wręcz przeciwnie, jest to lista mało konstruktywnych narzekań.

Skoro jednak OZE zależą coraz bardziej nie tylko od polityki, ale i od administracji (zwłaszcza teraz, po uchwaleniu ustawy, która bardzo wiele istotnych kwestii pozostawia do rozstrzygnięcia na poziomie rządu), nad westchnięciem urzędnika odpowiadającego za OZE, niewątpliwie przeciążonego pracą (choć źle ukierunkowaną), warto się pochylić. Mam nadzieję, że ta refleksja może posłużyć ponownemu pojednaniu się całego Ministerstwa Gospodarki i energetyki prosumenckiej.

Przyjęcie przez Sejm i podpisanie przez Prezydenta ustawy o OZE z tzw. poprawką prosumencką spotkało się od razu z krytyką resortu gospodarki, który wyraził obawy, że efektem poprawki będzie „gwałtowny rozwój mikroinstalacji, co pociągnie za sobą dodatkowe koszty, bo (…) dzięki taryfom gwarantowanym instalacje będą służyć celom zarobkowym - czyli produkcji energii na sprzedaż, a nie na własne potrzeby". Pomijając już mało realistyczne podejście do rynkowego potencjału mikroinstalacji, jak to wyraził dobitnie jeden z internetowych komentatorów pod komunikatem PAP cytującym opinie resortu: "zatem największym zagrożeniem jakie spowoduje ustawa o OZE może być ... rozwój OZE". Wywiad z dyrektorem Pilitowskim jest nie tylko prostym rozwinięciem tego stanowiska. Wskazuje bowiem na narzędzia, jakie są w rękach administracji, dzięki którym przy takim jak zaprezentowane w wywiadzie podejściu nie tylko „gwałtownego”, ale żadnego rozwoju mikroinstalacji nie będzie.

Warto zastanowić się nad źródłami sprzeczności w tych dwóch wypowiedziach, zrozumieć przesłanki negowania przez resort gospodarki wypracowanego w Sejmie i potwierdzonego przez Prezydenta niespotykanego konsensusu politycznego i społecznego w kluczowej dla energetyki odnawialnej sprawie. Nie chodzi mi tu o polemikę, ale o zmianę sposobu myślenia i podejścia administracji, bo bez zaangażowania Ministerstwa Gospodarki, a szczególnie bez proaktywnej postawy DEO, o rozwoju OZE można zapomnieć, a już w szczególności dotyczy to energetyki prosumenckiej czy obywatelskiej.

Podane w wywiadzie powody (zagrożenia) dla których wdrożenie przepisów związanych z taryfami gwarantowanymi może okazać się niemożliwe są jednak drugorzędne i wskazują raczej na przysłowiowe „szukanie dziury w całym”. To oczywiste, że „przepisy dotyczące cen gwarantowanych są niespójne w stosunku do innych zapisów”. Można wręcz powiedzieć, że „na szczęście”, bo inne przepisy ustawy adresowane do prosumentów są martwe i właśnie stąd wzięła się poprawka prosumencka.

Za najważniejszy problem dyrektor Janusz Pilitowski uznał brak zapisów mówiących o mechanizmach kontrolujących zakładany przyrost mocy, co poparł hipotetycznym przykładem; w pierwszym roku funkcjonowania taryf gwarantowanych podłączonych zostanie więcej niż 800 MW (200 tysięcy instalacji!) i komu będzie wówczas przysługiwało prawo do taryfy stałej, a kto będzie musiał się zadowolić stawką podstawową w wymiarze 100 proc. ceny rynkowej? Pytany, skąd takie założenie, Pan dyrektor Pilitowski wskazuje na rzekome przewymiarowanie stawki 75 gr/kWh dla najmniejszych mikroinstalacji. Pan dyrektor nie zwraca uwagi na koszty i na fakt, że żaden kraj nie rozpoczynał z tak niskiego poziomu stawki dla najmniejszych źródeł i nie przedstawia analiz kosztowych opartych ma metodyce LCOE (dane wskazują na coś zupełnie innego), które potwierdzałyby jakąkolwiek nadmiarowość wsparcia.

Aby wdrożyć ustawę o OZE Ministerstwo Gospodarki musi dysponować bieżącymi analizami kosztowymi dla wszystkich rodzajów OZE i technologii i dla różnych zakresów mocy (również dla systemu aukcyjnego), a to jest znaczne trudniejsze niż polityczne oświadczenia. Musi też zbudować system monitorowania rozwoju OZE, a także informowania obywateli o postępach we wdrażaniu ustawy, w tym o ryzyku inwestycyjnym związanym z ew. przekroczeniem założonego poziomu mocy zainstalowanej. Taka jest rola Ministerstwa Gospodarki w systemie ustawy i moim skromnym zdaniem na tym teraz powinno się ono skupić, a nie na budowaniu fantastycznych teorii i narzekaniu.

Wracając do przejaskrawionego w wywiadzie problemu kontroli i monitoringu rynku, nie sposób nie zauważyć, że inwestorzy (podmioty regulacji) mogliby postawić znacznie więcej poważniejszych wątpliwości co do przepisów ustawy. Znamienne jest to, że stawiane są absolutnie drugorzędne zarzuty, takie, które dotyczą wyłącznie możliwego zakłócenia spokojnego bytowania administracji państwowe. Ministerstwo Gospodarki (i do pewnego stopnia URE) utknęło bowiem w iście gogolowskim schemacie biurokratycznym jeśli chodzi o zbieranie informacji z rynku i udostępnianie informacji publicznej. System zbierania informacji (półrocznie czy kwartalnie) w formie papierowej jest archaiczny, przy obecnej technice informatycznej można być ona dostępna wręcz na bieżąco „on-line” (chociaż osobiście zatrudniłbym jednak inną firmę niż tę, która robiła system dla PKW).

Zamiast oczekiwanej konstruktywnej propozycji DEO jak (nie tylko ten) problem można byłoby rozwiązać i wystąpienia o odpowiednie zasoby mamy do czynienia z kolejnym urzędniczym „niedasię”. Zwracam uwagę na problem zasobów – budowa i obsługa systemu musi kosztować i zdajemy sobie z tego sprawę. DEO ma pełne prawo w nowych warunkach oczekiwać wzmocnienia zarówno personalnego jak i merytorycznego, oraz funduszy na realizację nowych zadań, oczywiście po przedstawieniu odpowiedniego uzasadnienia i koncepcji wdrożenia ustawy OZE. To zadziwiające, że tej kwestii akurat Pan Dyrektor Pilitowski (który powinien być tym osobiście zainteresowany) nie podnosi. Bez energetyki prosumenckiej nie będzie innowacji, nowego przemysłu i rozwoju (także pracowników DEO). W efekcie resort gospodarki przestanie się odróżniać do resortu skarbu i zamiast nowego ministerstwa energetyki (i klimatu) będziemy mieli de facto ministerstwo skarbu (i energetyki), czyli masę upadłościową.

Z wypowiedzi Pana Dyrektora wynika, że DEO nie docenia, a może nawet nie rozumie swojej olbrzymiej roli we wdrożeniu przepisów prosumenckich. W dotychczasowych regulacjach w energetyce jednym z kluczowych argumentów było „odbiurokratyzowanie”, które polegało na tym, że administracja przerzucała coraz więcej obowiązków na przedsiębiorców, a najłatwiej daje się to realizować, jeżeli mamy do czynienia z kilkoma dużymi podmiotami państwowymi. W pewnym momencie duże podmioty przejmują rolę administracji (także w sensie tzw. „ekspertyzy”, a nawet w zakresie zdolności do tworzenia projektów przepisów prawa) i w tej zgodnej symbiozie dochodzimy do czystego monopolu i niezwykle silnych związków administracji, polityki i biznesu. Energetyka prosumencka, rozsiana, obywatelska wymaga innego podejścia. To państwo, rząd, administracja muszą wykonać pewną pracę za setki tysięcy ludzi, bo to się zwyczajnie w sensie gospodarczym i społecznym opłaca i bez tego system nie będzie działać prawidłowo. Niejasne przepisy i spychologia urzędnicza w wielkoskalowej energetyce powodują rozkwit sektora doradztwa prawnego i konsultingu oraz koszty sądowe, a koszty (setki milionów rocznie) są oczywiście wrzucane w koszty energii dla odbiorców końcowych. Ten chory mechanizm całkowicie zawiedzie przy energetyce prosumenckiej.

Ogólnie ustawa o OZE to eldorado dla konsultantów, bo nic w tej regulacji nie jest jasne. I naprawdę wprowadzona w ostatniej chwili „poprawka prosumencka” nie odbiega jakością i poziomem przejrzystości od innych zapisów dyskutowanych od ponad roku. Ale akurat w przypadku pojedynczych prosumentów (właścicieli najmniejszych mikroinstalacji) wielcy konsultanci nie zarobią, a więc tym razem nie zastąpią państwa. Rząd, MG, DEO muszą wykonać pracę za tysiące obywateli, aby energetyka prosumencka w ich wydaniu mogła być konkurencyjna, tania i bezpieczna. Obchodziliśmy właśnie dzień konsumenta. Prosument w sensie pozycji na rynku jest znacznie bliżej konsumenta niż korporacji i tak też trzeba go traktować. Prezydent Kennedy formułując w 1962 roku podstawowe prawa konsumentów w pierwszej ustawie, która ich dotyczyła, zwrócił uwagę m.in. na prawo do informacji, wyboru i bezpieczeństwa. Ustawa daje każdemu obywatelowi RP możliwość wybrania systemu taryf gwarantowanych, ale to DEO/MG i URE muszą zapewnić informację i w ramach ustawy zadbać o możliwie najbardziej bezpieczne warunki do inwestowania.

Niespójność rządowej wersji ustawy o OZE i poprawki prosumenckiej polega m.in. na tym, że MG (w przeciwieństwie do np. URE) uznało, że energetyki prosumenckiej nie będzie, a więc dodatkowe etaty i inne koszty administracyjne są zbędne. No fakt, mają problem, ale czekamy na konstruktywne propozycje jak ten problem rozwiązać. Mam niejakie wrażenie, że także środowiska wspierające rozwiązania sprzyjające energetyce obywatelskiej w kampanii na rzecz wprowadzenia poprawki prosumenckiej byłyby w stanie wesprzeć DEO i całe MG, gdyby wykazało wolę wdrożenia tego, co zaakceptował ustawodawca.

Słabe DEO to większe prerogatywy do swobodnych, niczym nieskrępowanych, bieżących i krótkowzrocznych decyzji politycznych. Warto byłoby wzmocnić organizacyjnie, kadrowo, budżetowo i politycznie DEO, aby mogło podołać nowym zdaniom i aby te zadania były realizowane terminowo i profesjonalnie. Ale warunkiem koniecznym jest tu działanie na rzecz właścicieli mikroinstalacji i wdrożenia ustawy o OZE, zgodnie z intencją zapisów do niej wprowadzonych.

Wiara mniejszych inwestorów, a w szczególności prosumentów w MG topnieje w oczach.

Także mój entuzjazm dla DEO sprzed 3 lat – od momentu powołania wyrażony we wpisie blogowym (blog "Odnawialny", marzec 2013) oraz kredyt zaufania całkowicie stopniał w ciągu ostatniego roku, ale to nie znaczy, że nic z tym nie można zrobić. Moim zdaniem, o ile Pan dyrektor Pilitowski jest dobrym urzędnikiem państwowym, zasługującym na zaufanie obywateli, powinien wystąpić do Ministra Gospodarki z listą konkretnych zadań do wykonania i związanych z nimi potrzeb. Dotyczy to zwłaszcza przepisów prosumenckich, które mają wejść w życie od stycznia 2016 roku. Konieczne byłoby zatem pilne i znaczące wzmocnienie DEO jeszcze w tym roku, bo najbliższe miesiące okażą się kluczowe. Poprawka prosumencka nie jest doskonała, ale jaki przepis jest, w szczególności w nowej ustawie OZE? Poprawka jest zwyczajnie mądra, a ustawodawcy zrobili co mogli, teraz musimy przepisy skutecznie wdrożyć.

Witamy DEO na prawdziwym rynku energetyki odnawialnej, tej niekoncernowej i nie organizującej luksusowych konferencji z kawiorem, czasem mocno kłopotliwej, ale innowacyjnej, wartej uwagi i zachodu. Trzymamy kciuki, żebyście dali radę – naprawdę, da się.

Grzegorz Wiśniewski, „Odnawialny” Blog
odnawialny.blogspot.com

Artykuł prezentuje poglądy autora i nie musi odzwierciedlać poglądów redakcji ChronmyKlimat.pl oraz Instytutu na rzecz Ekorozwoju

 


Udostępnij wpis swoim znajomym!



Podobne artykuły


Podziel się swoją opinią




Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej