więcej


Polski rząd przed powodzią nie ochroni (15819)

2013-06-12

Drukuj

Powodz 2010 WWF Krzysztof KoniecznyZagrożenie powodziowe w Polsce będzie wzrastać, a polskie władze nie powinny podtrzymywać iluzji, że panują nad tym żywiołem. Walka z powodzią w naszym kraju jest prowadzona, wbrew zapewnieniom ministra środowiska, w duchu poprzedniej epoki, kiedy rozpoczęło się niszczenie rzek na wielką skalę. Okazuje się, że trend rodem z peerelu  trzyma się mocno, a za błędne decyzje będziemy musieli wszyscy zapłacić – alarmuje organizacja ekologiczna WWF Polska.

Katastrofalna powódź, która dotknęła w ostatnich dniach Austrię i Czechy oraz podtopienia jakie wystąpiły na południu naszego kraju, wywołują w Polsce tradycyjną już falę dyskusji o braku skutecznych rozwiązań ograniczających powodowane przez powodzie straty gospodarcze i społeczne. Tym razem powtarzające się regularnie od czasu wystąpienia wielkiej powodzi w 1997 roku polityczne deklaracje na temat konieczności reformy systemu ochrony przeciwpowodziowej, zostały zastąpione informacją Marcina Korolca, ministra środowiska, który stwierdza, że Ministerstwo opracowało „cały program wycinania krzewów i drzew, które przez lata PRL-u zarosły". W kontekście skali problemu i obecnego chaosu w gospodarce wodnej w Polsce ta wypowiedz szefa resortu dobitnie obrazuje rzeczywiste podejście władz do zarządzania ryzykiem powodzi.

Badania naukowe dotyczące potencjalnych skutków zmian klimatu w Europie środkowej, także w Polsce, pozwalają spodziewać się dalszego wzrostu zagrożenia powodziowego. Naukowcy oceniają, że w 27 krajach Unii Europejskiej nastąpi spowodowany zmianami klimatu wzrost strat powodziowych z obecnego poziomu ok. 6,4 mld euro rocznie do ok. 14 do 21,5 mld euro do końca wieku. Liczba osób dotkniętych skutkami powodzi wywołanymi zmianami klimatu wzrośnie o 250 tys. do 400 tys. [1].

Tegoroczna powódź w Austrii i Czechach jest tego wymownym przykładem. Podtopienia i powodzie powodowane niezwykle intensywnymi, wiosennymi i letnimi deszczami, najprawdopodobniej będącymi skutkiem  ocieplenia się klimatu, stają się w Polsce raczej regułą niż wyjątkiem.

"Potrzeba  adaptacji do tych zmian i realizacji nowoczesnej polityki przeciwpowodziowej opartej na zatrzymywaniu wody w zlewni rzek, a nie przyspieszaniu jej spływu jest nieuchronna" – mówi Piotr Nieznański,  kierownik działu ochrony przyrody WWF Polska "Dostosowanie, a właściwie budowa nowoczesnego systemu ochrony przed powodzią, wymaga stałych i intensywnych prac i konkretnych inwestycji w odtwarzanie odebranych rzekom terenów zalewowych, na których woda może rozlać się bezpiecznie bez powodowania strat. Zamiast takich działań mamy do czynienia głównie z ostrzeganiem przed powodzią i ciągłym usuwaniem kolejnym strat powodziowych na obszarach zabudowanych".

Tymczasem brak jest podstawowych planów przywracania terenów zalewowych i wyznaczenia obszarów, gdzie w woda może rozlewać się bezpiecznie  bez powodowania strat, obniżając zagrożenie powodzią dla obszarów zurbanizowanych. Budowa nowych  polderów przeciwpowodziowych, suchych zbiorników przeciwpowodziowych,  odsunięcia obwałowań i odzyskiwanie każdego metra kwadratowego doliny rzecznej na potrzeby retencji i obniżania fali powodziowej są traktowane marginalnie. Pomimo tego, że woda coraz częściej wdziera się na tereny zabudowane nie zrewidowano zasadności utrzymywania całych kilometrów  obwałowań chroniących pola i lasy, które koncentrując przepływ wielkich wód generują większe zagrożenie dla obszarów zabudowanych. Zamiast tego mamy nadal do czynienia z próbami radzenia sobie z powodzią poprzez regulacje rzek, czy podwyższanie obwałowań. Dzieje się tak pomimo posiadania wiedzy o tym, że powodzie na rzekach uregulowanych, gdzie woda nie ma miejsca na bezpieczne rozlanie a jej spływ został przyspieszony, mają najbardziej gwałtowny i niebezpieczny charakter. To, że regulacje rzek ochronią przed powodzią jest mitem. Idące za tym wielomilionowe inwestycje w regulacje rzek  prowadzą obecnie do zwiększania zagrożenia powodziowego  i do coraz większych strat w przypadku wystąpienia powodzi.

Tym bardziej zatem trzeba zająć się stałą i konsekwentną reorganizacją polskiego systemu ochrony przed powodzią, który z jednej strony ograniczy straty na obszarach już zabudowanych, a jednocześnie zwiększy możliwości rozlewania się wezbranych rzek w miejscach, gdzie szkody powodziowe są relatywnie niewielkie i skutecznie zapobiegnie lokalizacji nowych inwestycji na terenach, na których występują wylewy rzek. Stworzenie i wprowadzenie takiego systemu wymaga jednak stałej woli politycznej, niezależnej od bieżącego poziomu wód w polskich rzekach.

"Niestety, ewidentnie brak woli politycznej, aby taki nowoczesny i efektywny system wprowadzić" – dodaje Nieznański. "Zamiast tego znaczące środki publiczne marnotrawione są na działania, które skutkują pogłębieniem i odsunięciem w czasie rozwiązania rzeczywiście istotnych problemów w zakresie zwiększenia bezpieczeństwa powodziowego, jakim jest skuteczne zabezpieczenie życia ludzi i wartościowej infrastruktury na terenach gęsto zabudowanych".

Tylko w latach 2010–2012 w Polsce pogłębiono ("odmulono"), poważnie degradując  przy tej okazji ekosystemy wodne około 9 tysięcy kilometrów bieżących rzek płynących przez słabo zabudowane tereny użytkowane jako łąki i pastwiska, wskutek czego rzeki te znacznie szybciej odprowadzają wodę. Tych inwestycji nie oceniano jednak kompleksowo pod katem możliwego efektu skumulowanego  i podwyższenia ryzyka powodzi na terenach zurbanizowanych,  po prostu wydano  na nie publiczne pieniądze a prace przeprowadzono w ramach tzw. prac utrzymaniowych.

Wody w rzekach przybywa, jednak IMGW uspakaja, że powodzi raczej nie będzie – oby te przewidywania były trafne i jak najszybciej się spełniły. Gdy woda opadnie, nie powinniśmy jednak zapomnieć, że poprawa bezpieczeństwa w Polsce wciąż czeka na kompleksowe, nowoczesne rozwiązanie,  którego nie można wiecznie odkładać na później.  Po powodzi w roku 2010, żeby pokazać, że coś się robi „w temacie powodzi", Ministerstwo Środowiska zainicjowało chaotyczną, naruszająca polskie i europejskie prawo, akcję wycinania lasów w dolinach rzek – akcję o bardzo wątpliwym skutku dla zwiększenia bezpieczeństwa powodziowego, a za to na pewno bardzo szkodzącą środowisku. Organizacje pozarządowe złożyły w Komisji Europejskiej skargę na te czasami wręcz absurdalne działania, na przykład wycinanie drzew specjalnie kiedyś zasadzonych po to, żeby chroniły wały przeciwpowodziowe przed krą. Teraz organizacje pozarządowe mają zamiar skierować zapytanie do ministra Korolca czy „cały program wycinania krzewów i drzew, które przez lata PRL-u zarosły" jest poparty modelowaniem hydraulicznym i innymi stosownymi badaniami uzasadniającym jego skuteczność i konieczność zastosowanie w nowocześnie rozumianej ochronie przeciwpowodziowej (spełniającej wymogi Dyrektywy Powodziowej i ramowej Dyrektywy Wodnej) oraz czy program ten został poddany ocenie oddziaływania na środowisko.

Przypisy:

1. Feyen, L., R. Dankers, K. Bódis, P. Salamon, J.I. Barredo, 2011. Fluvial flood risk in Europe in present and future climates, Climatic Change, DOI 10.1007/s10584-011-0339-7

 

źródło: WWF, fot. Powódź 2010, WWF Krzysztof Konieczny

Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej