więcej


Polityka klimatyczna

USA i Chiny tną emisje – co na to „węglowy bastion” Polska? (17433)

2014-07-24

Drukuj
galeria

Flagi, fot. Nelson Runkle, CC 2.0, BY

Nasz rząd narzeka, że Unia Europejska szkodzi swojej gospodarce, samotnie starając się ograniczać emisje gazów cieplarnianych. Wie lepiej, widząc w węglu przyszłość naszej energetyki i podkreślając, że dwaj najwięksi emitenci dwutlenku węgla – Chiny i Stany Zjednoczone, nic z tym nie robią i robić nie zamierzają.

Tymczasem amerykańskiej polityce klimatycznej następuje właśnie historyczny przełom – administracja prezydenta Obamy bierze się za głębokie ograniczanie emisji CO2 w energetyce, które wyeliminują z niej elektrownie węglowe, również te już działające. Również chińscy oficjele planują wiążące cele redukcyjne.

Przełom w Stanach

Elektrownie na paliwa kopalne to największe jednostkowe źródło emisji CO2. To za nie w pierwszej kolejności zabrał się Obama, który ogłosił właśnie plan redukcji emisji w tym sektorze - o 30% do roku 2030 (w stosunku do roku 2005). Wprawdzie cel nie dotyczy całej gospodarki (tak jak w UE), ale to znaczący krok w dobrym kierunku. Otwiera bowiem nowe szanse na ogólnoświatowe porozumienie w zakresie ochrony klimatu.
Obamie nie było łatwo. Już 5 lat temu próbował próbował wprowadzić podobne regulacje drogą ustawodawczą – przez Kongres. Nie udało się, bo republikańscy senatorowie kategorycznie sprzeciwiają się cięciom emisji (większość z nich wciąż neguje zmianę klimatu). Tym razem Obama skorzystał z przywileju władzy wykonawczej i nowe regulacje zwyczajnie wprowadził drogą administracyjną, posiłkując się decyzjami Sądu Najwyższego. Formalnie to propozycja federalnej Agencji Ochrony Środowiska (EPA).

I teraz łatwo nie będzie. Spółki węglowe, niektóre przedsiębiorstwa energetyczne i politycy republikańscy oskarżyli EPA o nadużycie uprawnień. Już szukają luk prawnych, które pozwolą im utrącić pomysł Obamy. Wieszczą Ameryce kolejny kryzys energetyczny oraz podwyżki cen energii. EPA odpowiada, że ekologiczne źródła energii przyniosą nowe miejsca pracy, lokalny dobrobyt i oszczędności na ochronie zdrowia. Naukowcy z Uniwersytetu Harvarda i Syracuse zaprezentowali właśnie analizę, pokazującą, że spadek emisji złagodzi problem smogu i sadzy; spadnie więc zachorowalność na choroby wieńcowe i układu oddechowego (oraz związane z tym koszty). Wg szefowej EPA Giny McCarthy chodzi tu również o ekologiczną sprawiedliwość, bo “zanieczyszczenie najbardziej dotyka rodziny o niskich dochodach i kolorowe społeczności.

Regulacje wejdą w życie w 2020 r, obejmując 1600 elektrowni, z których około 600 pali węglem. Wiele z nich ma niemal 50 lat i tym będzie trudno dostosować się do nowych standardów. Mimo to plan Obamy nie jest tak ambitny, jak chciałyby amerykańskie organizacje ekologiczne – Stany już teraz wypełniły 1/3 zapowiedzianego celu redukcyjnego. Przyczyną spadku emisji było spowolnienie gospodarcze i fakt, że niektóre elektrownie przerzuciły się z węgla na tańszy gaz ziemny.

Obama bierze pod uwagę regionalne uwarunkowania. Progresywne stany na północnym wschodzie prowadzą aktywną politykę klimatyczną i już ścięły emisje o 40% w stosunku do roku 2005, tymczasem inne wciąż silnie zależą od węgla. To dlatego ogólnokrajowy cel zostanie rozbity na niejednakowe cele stanowe. Poszczególne stany i firmy energetyczne będą mogły sprostać nowym wymogom na kilka sposobów: przechodząc z węgla na mniej emisyjny gaz ziemny, tworząc systemy handlu emisjami „cap-and-trade”, inwestując w odnawialne źródła energii, czy też zachęcając odbiorców energii do jej oszczędzania – poprzez wymianę pieców grzewczych, czy sprzętu AGD i RTV.

Chiny reagują

W dzień po deklaracji Obamy wysokiego szczebla doradca rządu Chin, He Jiankun, oświadczył, że Państwo Środka również zaostrzy politykę ochrony klimatu – wprowadzając bezwzględne limity emisji oraz zmniejszając intensywność węglową produkcji (czyli zwiększając efektywność energetyczną).

Nie jest to oficjalne stanowisko rządu, ale już prawie. A zmiany są niezbędne – w ostatnich dwudziestu latach emisje Chin wzrosły dramatycznie, w 2006 r. przewyższając emisje USA. Choć emisje per capita są w Chinach niższe, niż w USA, ale już zbliżone do emisji przeciętnego Europejczyka.

Chiny po raz pierwszy wprowadziły ograniczenia emisji w 2009 r – o 40-45% do roku 2020, w stosunku do 2005. Nie był to jednak cel bezwzględny, ale odniesiony do wielkości gospodarki. A skoro gospodarka dynamicznie rosła, realnie rosły też emisje. W 2011 Chiny ustanowiły nowy cel ograniczenia zużycia energii – czysto aspiracyjny i nie powiązany z żadnym systemem kar.

Teraz, po raz pierwszy w historii, Chiny planują wprowadzenie limitów bezwzględnych. Nie znane są jeszcze liczby ani mechanizmy realizacji tych celów. Wg Jiankuna chińskie emisje mogą osiągnąć apogeum w 2030 r., na poziomie 11 mld ton ekwiwalentu CO2 (wobec dzisiejszych 7-9m5 mld ton CO2e). Potem mają spadać.

Co na to Polska?

Tak poważne sygnały ze strony dwóch największych gospodarek świata być może dotrą również do premiera Tuska, który stawia Polskę na pozycji węglowej twierdzy. Broni jej nie tylko wbrew społecznym zapatrywaniom (badania wskazują, że Polacy są gotowi na zmiany w energetyce), ale też wbrew woli pozostałych 26 członków Unii – to Polska, samotnie, blokuje ambitniejsze cele redukcyjne UE i korekty nieskutecznego systemu handlu emisjami.

Premier Tusk, nie oglądając się na zapatrywania UE, za wszelką cenę chce ratować nierentowne kopalnie. Jak oświadczył górnikom: „Nie po to tyle energii włożyłem w to, żeby powstawały nowe bloki węglowe w Opolu czy w Jaworznie, żeby na końcu miało się okazać, że będziemy importować węgiel z Kolumbii, Afryki czy przede wszystkim z Rosji”. Narracja premiera nie obejmuje odchodzenia od węgla. Czyżby wiedział lepiej, niż progresywne Niemcy i nowi „klimatyczni konwertyci” USA i (najprawdopodobniej) Chiny? Czyżby uważał, że węgiel to nasz ssskarb?

Poważne zmiany w USA i pierwsze, ostrożne deklaracje Chin pozwalają patrzeć z pewnym optymizmem na szanse porozumienia klimatycznego ONZ, które ma zostać podpisane w Paryżu pod koniec 2015 r. Można się nawet spodziewać pewnej konkurencji w zakresie ograniczania emisji. Unię, aspirującą tu do miana lidera, paraliżują polskie „węglowe lęki”. Może teraz się to zmieni?

 

źródło: Ziemia na Rozdrożu
ziemianarozdrozu.pl


Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej