więcej


Polityka klimatyczna

Front zokludowany (8721)

2010-01-27

Drukuj
Czy warto jeszcze pisać o konferencji klimatycznej w Kopenhadze? Tyle pojawiło się podsumowań, że, jak się wydaje, wyczerpano wszystkie możliwości wytknięcia przywódcom światowym brak odpowiedzialności za sprawy globalnego ocieplenia z jednej strony lub, z drugiej strony, możliwości, by odetchnąć z ulgą, że miłościwie nam panujący nie podjęli zobowiązań, które mogłyby, w imię ratowania świata, doprowadzić do jego zagłady.
Trudno nie odnieść wrażenia, że wynik obrad w Kopenhadze pozostawił pewien niesmak, który jest udziałem większości z uczestniczących w konferencji stron. W pewnym sensie spodziewano się takiego obrotu sprawy i przygotowywano opinię publiczną do możliwości nieuzyskania spodziewanego globalnego porozumienia.

Próbowano to robić na różne sposoby. Na przykład podkręcano atmosferę, dywagując, czy prezydent Obama po odebraniu Nagrody Nobla wpadnie do Kopenhagi tylko na chwilę, czy na trochę dłużej. W polskiej prasie tuż przed konferencją pojawiły się publikacje na temat kosztów, jakie poniesiemy, by chronić klimat. Artykuły te należy ocenić korzystnie. Opublikowanie ich właśnie w okresie najgorętszych przygotowań do szczytu było wycelowane w tych, co uważali, że należy podejmować wszelkie kroki, aby zmniejszyć skutki zmian klimatycznych. Co ciekawe, ci ostatni – zwolennicy działań popadli w pesymistyczny nastrój i coraz głośniej powątpiewali w sukces COP jeszcze przed jego otwarciem.

Z publikowanych przed konferencją różnych analiz rzeczywiście wynikało, że nie ma dobrego klimatu dla klimatu. Badania opinii publicznej przeprowadzone w USA i Europie potwierdzały spadek społecznego przekonania co do wagi globalnego ocieplenia jako zagrożenia. Wyniki przedstawiono dość często w mediach. Wydaje się, że nie były one tendencyjne.

Jest coś interesującego, ale i niepokojącego, w badaniu Gallupa cytowanym w grudniowym The Economist[1]. Wynika z niego, że ulegające od 1999 r. wahaniom społeczne poparcie dla ochrony środowiska w 2009 r. spadło poniżej linii wyznaczającej poparcie dla gospodarczego wzrostu osiąganego nawet kosztem ochrony środowiska. Przyczyn takiego obrotu rzeczy należy doszukiwać się przede wszystkim w skutkach kryzysu ekonomicznego. Nie wiadomo jednak, na ile pogląd ten ma tendencję trwałą, a na ile jest jedynie zjawiskiem przejściowym. Wyniki badania wskazują, że tendencje spadkowe poparcia dla środowiska, zaczęły się mocniej rysować w 2007 r. Wtedy też rozpoczął się wzrost przychylności dla rozwoju gospodarki kosztem środowiska. Rok 2007 to jednocześnie początek recesji, niezauważonej przez wielu ekonomistów nawet po roku.

Zarysowane zmiany w opinii publicznej wskazują, że społeczeństwa nie przekonują dowody na to, że propozycje ochrony klimatu mogą przynieść korzyści gospodarcze wcale nie mniejsze niż tradycyjny rozwój gospodarki, przebiegający wg obowiązujących w XX w. kanonów. Nie przebiły się one zarówno do świadomości społecznej, jak i nie stały się częścią strategii politycznych, pozostając w dużym stopniu jedynie przedmiotem dyskusji i ogólnych rozważań.

Niejako na przekór temu stwierdzeniu mamy do czynienia z niebywałym sukcesem Sterna i jego raportu nt. ekonomiki zmian klimatycznych. Co ciekawe, więcej znajdujemy krytycznych komentarzy pod adresem IPCC niż autora tego raportu, który wskazał na koszty działań i koszty zaniechania działań wobec zmian klimatycznych.

Krytycy tego, co się stało w Kopenhadze wskazują głównie na brak woli polityków, aby w imieniu reprezentowanych przez siebie narodów podjąć konkretne zobowiązania ograniczenia emisji dwutlenku węgla. Przeciwnicy porozumienia, które miało zapaść w sprawie klimatu, wskazywali, że COP15 nie miał takiej siły, aby dokonać zmiany w świecie, jakiej dokonały inne pokolenia, choćby w Jałcie czy Bretton Woods. Porównanie tych wydarzeń, tak przecież różnych, z Kopenhagą świadczy jednak o potencjale, jaki tkwił w konferencji klimatycznej. A może jednak przesadzono?

Jeśli się weźmie pod uwagę badania opinii publicznej, to nie był dobry czas na podjęcie wiążących decyzji o znaczeniu globalnym. Czy można jednak czekać z takimi decyzjami do momentu, gdy dobry ekonomiczny nastrój spotka się z rytmem wyznaczonym przez globalne działania na rzecz ochrony klimatu?

Może taki zbieg okoliczności nastąpi w Meksyku. Ale nim zaczniemy nadmuchiwać balon oczekiwań wobec COP w tym kraju, warto rozprawić się z wieloma poglądami, które zakłócają rzeczywisty obraz. Do takich należą m.in. kwestie ryzyka, regulacji i technologii.

Świadomość ryzyka pozostawienia spraw samych sobie nie jest pełna. Nawet uświadomione ryzyko podlega ciągłej weryfikacji. Przekaz elit do społeczeństwa jest ciągle dwuznaczny. Wzajemne ośmieszanie ustaleń jednych gremiów naukowych przez drugie przyczynia się do nietrwałości poglądów. Wykorzystują to często media nadając sprawom mało ważnym wielki wymiar. Trudno jest wtedy dokonać wyboru pomiędzy przekazami istotnymi a mało znaczącymi i jedynie rozbrzmiewającymi głośno. Jak zbudować swój pogląd?

Niektórzy krytycy Sterna stwierdzają, że nie jest sensowne, by nasze pokolenia brały na siebie ogromny ciężar tworzenia pokoleniom przyszłym lepszego „klimatu”, gdyż te pokolenia będą bogatsze i im będzie łatwiej dbać o klimat. Trudno się zgodzić z tą filozofią, choć jednocześnie trudno przekonać samych siebie do brania odpowiedzialności za rozwój poprzednich pokoleń kosztem środowiska. Ktoś musi zacząć, a jeśli ma się świadomość koniecznych działań, to przesuwanie ich na przyszłość jest bardzo ryzykowne. Ryzykowne dla nas samych, a także jeśli chcemy pozostać w dobrej pamięci naszych następców. Taki mechanizm rozwija świat.

Technologie są znane, ponoć proste. Ciągle drogie. Zgodnie z opinią McKinsey’a, żeby osiągnąć cele proponowane w regulacjach, przedsiębiorstwa muszą inwestować w drogie technologie. O technologiach i ich dostępności mówi się wiele na konferencjach naukowych i wiele pisze w fachowych publikacjach. Z wielką ostrożnością podchodzi do nich przemysł i społeczeństwo. By na rynku pojawiły się technologie, muszą zapaść decyzje polityczne – uważają inni. Chyba kręcimy się w kółko.

W Polsce, a być może i w innych krajach, narasta opór przeciwko lokalizacji farm wiatrowych. Argumenty są podobne: szpecą krajobraz, hałasują i nie gwarantują stałych dostaw energii. Podobnych obaw nie wyrażają gminy, a w zasadzie ich mieszkańcy chcący mieć na swoim terenie elektrownie jądrowe. Nie szpecą krajobrazu, nie hałasują, nie stanowią zagrożenia – tak im się na razie wydaje.

Po Kopenhadze nastąpiła cisza, by zaczerpnąć powietrza, złapać oddech po grudniowych przepychankach. Dziennikarze powracają do zeszłorocznych rewelacji o błędnych scenariuszach w raportach IPCC (Himalaje). Ekonomiści i politycy pytani o ocieplenie sugerują, by wyjrzeć przez okno, gdzie śnieg wysoki, a temperatury coraz niższe.

Klimatolodzy, ekonomiści i politycy to fachowcy posługujący się scenariuszami wybiegającymi w przyszłość. Wiedzą, że jednostkowe zdarzenie nie wyznacza trendu ani go nie zmienia. Spojrzenie na biały śnieg może być złudne.
 
***
 
Front zokludowany jest jednym z frontów atmosferycznych. Powstaje wówczas, gdy spotkają się front ciepły z chłodnym. W przypadku gdy front chłodny dogoni front ciepły i powietrze chłodne za frontem chłodnym jest chłodniejsze od powietrza chłodnego przed frontem ciepłym mamy do czynienia z okluzją chłodną. Powierzchnia frontu chłodnego wpełza wtedy pod powierzchnię frontu ciepłego wypychając ją do góry. Jeżeli natomiast front chłodny doganiający front ciepły będzie miał za sobą powietrze chłodne, ale cieplejsze niż przed frontem ciepłym, wówczas mamy do czynienia z okluzją ciepłą. Powierzchnia frontu chłodnego wspina się na powierzchnie frontu ciepłego.

Przypisy:
1. „Who cares?”, w: „The Economist”, 3 grudnia 2009.


Krzysztof Kamieniecki, Instytut na rzecz Ekorozwoju,
www.ine-isd.org.pl
 

Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej