więcej


Polityka klimatyczna

Artur Gradziuk o COP 17 w Durbanie (13637)

2011-11-30

Drukuj

W Durbanie rozpoczęła się konferencja klimatyczna krajów ONZ, na której największe gospodarki mają zdecydować, co dalej z zobowiązaniami klimatycznymi. O tym, ile będzie będzie kosztowała walka ze zmianami klimatu i kto za to zapłaci, dla portalu Ekologia.pl opowiada Artur Gradziuk z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Jak wygląda debata na temat zmian klimatycznych w Polsce?

W Polsce nie ma debaty na temat zmian klimatu. Myślę, że wynika to z niezrozumienia: po pierwsze, na czym to polega, a po drugie, jak ten problem jest ważny. Zbyt dużo uwagi skupia się na tym, czy są zmiany klimatu, czy ich nie ma, czy są wywołane przez człowieka, czy nie. Z mojego punktu widzenia jest to dyskusja nieistotna, bo zostały już podjęte decyzje polityczne na forum globalnym, decyzje dotyczące tego, że przyjmujemy to co mówią naukowcy i coś z tym robimy. Decyzje polityczne podjęte podczas szczytów klimatycznych kończą dyskusję na temat tego, czy zmiany klimatyczne są czy nie – w sensie praktycznym – bo tutaj naukowcy cały czas mogą się spierać. Podjęliśmy decyzję i musimy coś z tym problemem zrobić.

Jaką rolę w tych negocjacjach pełni Polska?

Polska sprawuje prezydencję w UE i na konferencjach klimatycznych jest tak, że państwa członkowskie nie wypowiadają się samodzielnie podczas obrad plenarnych, natomiast stanowisko Unii Europejskiej jest jednolite i jest przedstawiane przez kraj sprawujący prezydencję, ewentualnie przez przedstawicieli Komisji Europejskiej. Z jednej strony Polska reprezentuje Unię, ale z drugiej strony, z racji sprawowanej prezydencji mamy mandat również do tego, by rozmawiać z innymi stronami negocjacji. Rola Polski jest bardzo ważna, tak jak była ważna 3 lata temu w Poznaniu.

Dlaczego negocjacje klimatyczne są tak trudne?

Bo rozmawiamy o dużych pieniądzach. Jak jest mowa o dużych pieniądzach, to zawsze dyskusje są dosyć trudne. O czym są te negocjacje? Takim głównym tematem jest to, o ile powinny być zredukowane emisje. Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) wskazał pewien kierunek, ale trudność polega na tym, że to nie są negocjacje na temat ile zredukować, tylko negocjacje dotyczące pieniędzy. Kraj, przyjmując określone zobowiązania, że zredukuje – załóżmy emisje gazów cieplarnianych o 80 procent do roku 2050, co jest celem UE – jednocześnie zobowiązuje się, że na określony cel przeznaczy pewne środki finansowe. Negocjacje są takie trudne, bo pewne decyzje, które mogą być podjęte na forum globalnym, mają określone skutki finansowe.

O jakie kwoty chodzi?

W raporcie "Globalne negocjacje klimatyczne: interesy i wyzwania Dla Polski i Unii Europejskiej" pokazane są szacunkowe wyliczenia, ile realizacja określonych celów będzie kosztować. I tu jest dyskusja na temat dodatkowych inwestycji rzędu kilkuset miliardów dolarów rocznie. Według różnych prognoz te wydatki, z roku na rok, będą rosły. Te różne prognozy są niedoszacowane, są obarczone pewnym błędem. Natomiast dzięki nim utrzymujemy pewną skalę: co jest potrzebne, by osiągnąć cel, jakim jest ograniczenie emisji do 2050 roku – jak jest napisane w raporcie IPCC – o 50-85 procent w celu stabilizacji wzrostu średniej temperatury globalnej na poziomie 2-2,4 st. Celsjusza w stosunku do okresu preindustrialnego. Mówimy tutaj o dwóch podstawowych obszarach: mitygacja, czyli działania obniżające ryzyko wystąpienia groźnych zmian klimatycznych i adaptacja. Jeżeli chodzi o mitygację, to szacunki są rozbieżne w wysokim stopniu, na przykład Międzynarodowa Agencja Energii szacuje, że potrzebne inwestycje po 2030 roku będą wymagały nakładów finansowych w wysokości około 1,6 bln dolarów. To są ogromne środki finansowe. Gdy mówimy o kryzysie finansowym, to co potrzebne jest obecnie Grecji, to tyle trzeba będzie wydać na działania łagodzące skutki klimatyczne. Do tej pory zostały podjęte niewiążące zobowiązania, co do finansowania działań w krajach rozwijających się i zobowiązanie do gromadzenia 100 miliardów rocznie na działania klimatyczne w krajach rozwijających się.


Z jakich źródeł te środki będą pochodzić?

To nie mogą być pieniądze pochodzące z budżetów państw rozwiniętych, więc negocjacje dotyczą również tego, z jakiego typu źródła finansowanie możemy znaleźć. Jakiego typu regulacje przyjąć, by te źródła finansowania pojawiły się, by zgromadzić 100 miliardów dolarów rocznie dla krajów rozwijających się. Natomiast inną kwestią jest to, ile kraje rozwinięte będą musiały zainwestować, by zrealizować określone cele. Tutaj jeżeli chodzi o dodatkowe inwestycje, to nie będą one finansowe z budżetu państwa. Większość kosztów realizacji celów przyjętych przez UE będzie musiał ponieść sektor prywatny.

Jak możemy osiągnąć cele redukcyjne do 2050 roku?

Najwięcej potencjału ma poprawa efektywności energetycznej. Tutaj można dyskutować o różnych technologiach. Technologie poprawiające efektywność energetyczną są również dostępne w Polsce. Drugim obszarem jest CCS (Sekwestracja dwutlenku węgla). Jeżeli chcemy instalować CCS w Polsce, to będziemy musieli za to komuś zapłacić. No i pojawia się pytanie kto na tym zarobi? Następnym obszarem jest energetyka odnawialna. W technologiach dla energetyki słonecznej i wiatrowej i tutaj mamy znaczący wzrost.

Padło stwierdzenie, że na ochronie klimatu można zarobić. Jednak według badań Europejskiego Biura Patentowego 95 procent patentów na technologie związane z ochroną klimatu ma pięć państw – Stany Zjednoczone, Korea Południowa, Japonia, Niemcy, Wielka Brytania. Kto na tym zarobi, bo chyba nie Polska?

To nie jest proste pytanie, myślę, że należy spojrzeć na to, jak to robią inne państwa. Jak to się stało, że w takim czy innym państwie są przedsiębiorstwa, które rozwinęły technologie przyjazne środowisku. Oczywiście to wynika z pewnej świadomości, że jest to istotna dziedzina, ale również z problemów rządowych, które generują popyt, dostarczają pewne subsydia i stwarzają dogodne warunki do rozwoju określonych branż. Mam na myśli tutaj energetykę odnawialną, energetykę wiatrową. Gdyby rząd duński nie decydował się na budowę farm wiatrowych w Danii, to duńskie przedsiębiorstwa nie byłoby największym producentem farm wiatrowych na świecie. Jeżeli decydujemy się na kierunek polityki energetycznej mamy szansę na to, że technologie na rozwój tego kierunku mogą pochodzić z naszego kraju. Tylko, że tutaj potrzebne są inteligentne rozwiązania.

Czy nie jest tak, że to my będziemy głównym płatnikiem walki ze zmianami klimatu?

To jest dwojakiego typu wyzwanie. Bo rzeczywiście z jednej strony jakieś zaostrzone regulacje dotyczące tego ile możemy emitować, a jeżeli emitujemy tyle, to ile musimy zapłacić, to generuje koszty. Z drugiej strony tego typu regulacje zmuszają dane przedsiębiorstwo przemysłowe do modernizacji, do wprowadzania różnych rozwiązań technologicznych, które podnoszą efektywność, czy zmniejszą emisję. Ten kij ma dwa końce i teraz kwestia, jaką drogę się wybierze i jak ostre będą te nowe regulacje. To jest zwykła kalkulacja biznesowa, czy to się opłaca czy nie. To może być wyzwanie, ale też szansa na modernizację.

Rozmawiała Joanna Szubierajska.

 

źródło:  Ekologia.pl

Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej