więcej


Nauka o klimacie

Klimatyczny redukcjonizm kontra holizm (19286)

Tomasz Kłoszewski
2016-02-29

Drukuj
galeria

Fot. Elizabeth Haslam, flickr.com (CC BY-NC 2.0)

Zmiana klimatu to niewątpliwie największe zagrożenie przed jakim stoi ludzkość, lecz sposób w jaki próbujemy uporać się z tym wyzwaniem, nawet jeśli nam się to powiedzie, może zrodzić kolejne poważne problemy.

By zrozumieć o co chodzi, należy bliżej przyjrzeć się dwóm wielkim filozoficznym paradygmatom. Wraz z nastaniem ery nowoczesnej nauki rozpowszechnił się pogląd, zgodnie z którym skomplikowane zjawiska możemy wyjaśnić poprzez znajomość ich części składowych. Podejście to, zwane redukcjonizmem, odniosło niebywały sukces w wielu dziedzinach. Na przykład możemy wyjaśnić właściwości substancji chemicznych odwołując się do praw fizyki kwantowej. Z kolei wiele procesów na poziomie komórek można wytłumaczyć znając właściwości chemiczne ich składników budulcowych.

Z drugiej strony wielu cech skomplikowanych systemów w żaden sposób nie da się zrozumieć i przewidzieć znając nawet najdrobniejsze elementy składowe. W szczególności dotyczy to żywych organizmów. Przykładowo psychologowie spędzili dekady próbując wyjaśnić funkcjonowanie świadomości studiując budowę tkanki mózgowej, ale w praktyce nic nie osiągnęli. Wydaje się, że świadomość jest emergentną cechą mózgu. Innymi słowy cecha emergentna to taka cecha, która pojawia się dopiero na wyższym poziomie organizacji.

Badanie złożonych systemów doprowadziło do powstania prądu w filozofii znanego jako holizm. Głosi on, że układy biologiczne, społeczne, ekonomiczne należy badać całościowo i ich właściwości powinny być traktowane jako efekt wzajemnego oddziaływania ich części składowych. Można to sprowadzić do stwierdzenia – całości nie da się sprowadzić do sumy jej składników. Ekologia jako nauka o wzajemnych zależnościach między organizmami i ich środowiskiem ma z natury rzeczy charakter holistyczny. Ekosystemy to złożone układy, które powstają na skutek skomplikowanych oddziaływań między organizmami i nie dają się zredukować do sumy żywych i martwych komponentów.

Zarówno redukcjonizm jak i holizm mogą być użytecznym podejściem, ale problem powstaje, gdy z uporem maniaka stosuje się tylko jedno z nich, lub robi się to źle. Okazuje się, że nowoczesne społeczeństwa mają skłonność do poszukiwania jednego cudownego środka, który rozwiązałby wszystkie problemy środowiskowe i społeczne, zamiast starać się zrozumieć system jako całość. Ta skłonność do redukcjonizmu ma swoje źródło w filozoficznych podstawach współczesnej nauki – w pracach Bacona i Kartezjusza. Wynika ona także z faktu, że komercyjne produkty powstałe na zasadzie cudownego środka mogą być bardzo dochodowe dla przemysłu i inwestorów (nawet jeśli nie działają zbyt dobrze), podczas gdy podejście holistyczne wymaga zmiany zachowań tak poszczególnych jednostek jak i całości społeczeństwa.

Te dwa wielkie prądy filozoficzne wpływają również na sposób, w jaki podchodzimy do rozwiązywania problemu globalnego ocieplenia.

Szkoła redukcjonistyczna postrzega je jedynie jako efekt nadmiernych emisji dwutlenku węgla. Jeśli zredukujemy problem globalnego ocieplenia jedynie do technicznego aspektu nadmiernych emisji, wtedy natychmiast pojawiają się rozwiązania. Dlaczego nie kontynuować spalania paliw kopalnych, skoro możemy składować dwutlenek węgla pod ziemią? Dlaczego nie wykorzystać energii jądrowej – jest bezemisyjna. Dlaczego nie zbudować maszyn, które będą wysysać dwutlenek węgla z powietrza? Robiąc to zachowamy naszą gospodarkę i styl życia bez większych zmian. Większość decydentów i ekonomistów właśnie tak postrzega ten problem, łącznie z niektórymi zwolennikami energii odnawialnej.

Holistyczna perspektywa postrzega problem zmian klimatu w szerszym kontekście. Próbuje zrozumieć jego powiązanie z innymi zaburzeniami coraz silniej dotykającymi globalne ekosystemy takimi jak degradacja gleby, pustynnienie, niszczenie oceanów, wymieranie gatunków, wylesianie oraz zanieczyszczenie gleby oraz powietrza. Wszystkie są efektem ciągle rosnącej populacji ludzkiej, ekspansji gospodarczej i ciągłego wzrostu konsumpcji paliw kopalnych. Kiedy ludzkość zaczęła korzystać ze skoncentrowanego źródła energii w postaci węgla, ropy i gazy, wtedy gospodarka nabrała niesłychanego przyśpieszenia, co pociągnęło za sobą wzmożoną eksploatację innych zasobów zamienianych w końcu na odpady. Przemysłowe rolnictwo i poprawa warunków higienicznych dały dodatkowy silny impuls do wzrostu populacji, co w konsekwencji pogłębiło problemy. Zmiany klimatu były jedynie jedną z konsekwencji tego wzrostu. Dlatego też nawet jeśli technicznie poradzimy sobie z emisją dwutlenku węgla, reszta problemów będzie wciąż narastała, do momentu aż rozwiążemy je w sposób systemowy - albo aż przygniotą swoim ciężarem cywilizację i biosferę.

Ten sposób myślenia wydaje się być śliski i nazbyt intuicyjny, ale wbrew pozorom podlega kwantyfikacji i poddaje się rygorom ścisłej analizy. Przełomem w podejściu systemowym było wydanie w 1972 roku „Granic Wzrostu”, gdzie wykorzystano modele komputerowe do badań interakcji między wzrostem populacji, zanieczyszczeń i wyczerpywaniem zasobów. W prawie wszystkich scenariuszach dochodzi do załamania globalnej gospodarki. Zmiana klimatu jest jedynie emanacją tego czym w modelu jest komponent zanieczyszczeń. Zespół, który opracował oryginalny scenariusz zasugerował, że jedyną możliwością zapobieżenia katastrofie będzie ograniczenie wzrostu ludzkiej populacji, zatrzymanie wzrostu gospodarki i przestawienie jej na inne źródła energii. Redukcjonistyczne podejście do zmiany klimatu ma trzy zasadnicze wady. Nawet jeśli ograniczymy emisje, to na horyzoncie pojawią się kolejne problemy, bo tempo konsumpcji i zużycia zasobów ciągle będzie rosło. Gdybyśmy jutro w jakiś magiczny sposób rozwiązali problem globalnego ocieplenia, to wkrótce musielibyśmy zmagać się z niedoborem żywności wywołanym przez wyczerpywanie się zasobów słodkiej wody i degradację gleby. Pod koniec stulecia dotknąłby nas niedobór ważnych minerałów i metali, włączając w to złoża fosforu niezbędne dla rolnictwa, metali ziem rzadkich, antymonu, cynku, miedzi, bizmutu, kobaltu, indu... i wielu innych. Wymieranie gatunków dostarczających kluczowych usług ekosystemowych jak zapylanie i produkcja tlenu sprowokowałaby kolejny kryzys.

Drugą wadą redukcjonistycznego podejścia jest to, że prowadzi ono to niekompletnej i często błędnej analizy. Wielu polityków myśli jedynie w kategoriach emisji dwutlenku węgla: wszystko co ogranicza emisje należy promować, wszystko co je zwiększa należy zwalczać. Doprowadziło to wysunięcia propozycji, że gaz ziemny może stanowić paliwo pomostowe do przyszłości opartej na odnawialnych źródłach energii, ponieważ w momencie spalania uwalnia dwukrotnie mniej CO2 od węgla. Zapomina się jednak o emisjach metanu, które towarzyszą wydobyciu gazu, a który też jest silnym gazem cieplarnianym. Gaz ziemny składa się głównie z metanu, a jego wycieki są na tyle częste i na tyle wielkie, by poważnie ograniczyć przewagę jaką ma gaz ziemny nad węglem, a według niektórych badań w ogóle ją zniwelować.

Trzecią wadą stosowania redukcjonizmu do zmiany klimatu jest proponowanie rozwiązań, które po prostu nie zadziałają. Jednym z nich jest propozycja budowy tysięcy reaktorów nuklearnych na całym świecie. Przemysł nuklearny poza państwami jak Chiny jest w zastoju. Nie jest w stanie dostarczyć nowych reaktorów na czas, budżety są przekraczane, wymaga ogromnego wsparcia w postaci rządowych subsydiów i produkuje odpady, z którymi nikt nie wie co zrobić. Ceny rynkowe energii jądrowej są niskie tylko dlatego, że nie wlicza się zewnętrznych kosztów społecznych. Kolejnym przykładem jest technologia wychwytu i składowania dwutlenku węgla (CCS). Zasadniczo działa – problem w tym, że nie da się jej odpowiednio skalować i z perspektywy ekonomicznej jest nieopłacalna. Brak systemowego myślenia prowadzi nas na manowce.

Podejście holistyczne też ma swoje wady. Piętą achillesową strategii holistycznych jest fakt, że z politycznego punktu widzenia są one nie do zaakceptowania. Redukcja populacji i skurczenie gospodarki z pewnością pomogłyby zredukować nie tylko emisję gazów cieplarnianych, lecz również eksploatację pozostałych zasobów, zostawiając więcej następnym pokoleniom. Ale jaki polityk odważyłby się zaproponować takie rozwiązania? Zapewne tylko taki, który nie chciałby reelekcji. W rzeczywistości nieoczekiwane polityczne skutki uboczne takiej strategii mogłyby tylko nasilić pierwotny problem.

Mimo to, jeśli spróbujemy rozwiązywać problemy uwzględniając szerszy kontekst, możliwym jest znalezienie akceptowalnych politycznie strategii, które systemowo podchodzą do zmian klimatu. Magazynowanie dwutlenku węgla nie w wyeksploatowanych polach roponośnych, ale w glebie i odtwarzanych lasach mogłoby mieć sens – wspomogłoby walkę z kilkoma zagrożeniami jednocześnie (zmianą klimatu, niszczeniem ekosystemów, degradacją gleby, pojawiającym się na horyzoncie kryzysem żywnościowym). Rolnictwo na małą skalę nie spodobałoby się oczywiście gigantom pokroju Monsanto czy Cargill. Podobnie znaczące odtworzenie zniszczonych lasów szczególnie w takich miejscach jak Amazonia i Azja Południowo-Wschodnia napotkałoby zaciekły opór agrobiznesu i firm czerpiących zyski z pozyskania drewna. Niemniej jednak taka opozycja byłaby znacznie łatwiejsza do pokonania, niż przeciwnicy polityczni strategii opartej o kontrolowaną redukcję produkcji i konsumpcji.

Generalnie podejście redukcjonistyczne skupia się na kilku wąskich strategiach, które przynoszą korzyści przemysłowi i powiązanym z nim potężnym grupom interesu, podczas gdy szkoła holistyczna proponuje zmiany systemowe, które nie musza faworyzować konkretnej grupy.

Zastąpienie paliw kopalnych odnawialnymi źródłami energii jest oczywiście niezbędnym elementem walki ze zmianami klimatu. Jednak jeżeli będziemy traktować je jako kolejny techno-fix, który pozwoli nam na kontynuację naszego dotychczasowego stylu życia – to taka transformacja nie będzie udana. Odnawialne źródła energii same w sobie nie rozwiązują problemu wyczerpywania się zasobów czy wzrostu populacji. Świat oparty na odnawialnych źródłach energii będzie musiał wyglądać zupełnie inaczej od tego opartego na paliwach kopalnych. Wielkości pozyskanej energii odnawialnej będzie prawdopodobnie mniejsza i trudniej je będzie kontrolować, zatem dogłębnych zmian będzie wymagał cały sektor transportowy, przeprojektowania na nowo wymagało będzie wiele energochłonnych procesów przemysłowych (w tym produkcja cementu, czy materiałów półprzewodnikowych). Systemowa odpowiedź na świat zbudowany na odnawialnych źródłach energii zakłada ograniczenie całkowitego zużycia energii i transformację rolnictwa oraz produkcji przemysłowej tak by mogły korzystać ze zmiennych źródeł energii.

Redukcjonistyczny sposób myślenia jest bezlitosny: jeśli jedno rozwiązanie rodzi kolejny problem, ten ostatni też zostanie rozwiązany przez kolejny techno-fix. Niektórzy zdają sobie sprawę, że ta taktyka kupuje jedynie czas, ale nie widzą alternatywy. Każde kolejne rozwiązanie staje się coraz droższe.

Porozumienie klimatyczne osiągnięte w Paryżu przesiąknięte jest takim myśleniem. Grupa czołowych klimatologów wysłała list do magazynu Independent w którym ostrzega, że porozumienie paryskie nie zawiera rozwiązań systemowych i jest daleko niewystarczające do osiągnięcia założonego w nim celu – ograniczenie wzrostu temperatury globalnej do 1,5-2 stopni. Wydaje się, że dokument zakłada wyeliminowanie przemysłu paliw kopalnych poprzez dostarczanie gigantycznych ilości biomasy do zakładów energetycznych. Oznacza to wymaganie od drzew i traw wzrostu szybszego, niż natura to robiła kiedykolwiek w historii, spalanie jej, wychwytywanie CO2 z wykorzystaniem infrastruktury, której jeszcze nie mamy i przy wykorzystaniu technologii, która nie zadziała w skali której potrzebujemy i na końcu magazynowaniem jej w miejscach, których nie potrafimy znaleźć.

„Technologia nas uratuje” – niewątpliwy czar i atrakcyjność takiego podejścia wynika z faktu, że nie wymaga od nas głębokiego myślenia, zmiany zachowania i wysiłku. Nadal możemy w coraz szybszym tempie wydobywać surowce, zużywać energię i robić pieniądze. Zadowolona jest Wall Street, zadowolony jest rząd, zadowoleni są pracownicy. Strategia ta nie potrafi jednak rozwiązać pojawiających się jeden za drugim kryzysów, które do końca stulecia rozniosą na drobne kawałki naszą cywilizację. Dopóki nie zaczniemy myśleć w sposób systemowy, będziemy skazani na podążanie drogą, która w sposób nieunikniony będzie prowadziła do planetarnych kryzysów, a które nie skończą się, dopóty wszystko co kochamy i cenimy nie zostanie zniszczone.

Myślenie systemowe ma przed sobą ogromną przyszłość, pozwala bowiem zrozumieć nasz świat i nas samych. Tylko podejście systemowe pomoże rozwiązać systemowe problemy zmiany klimatu i kryzysu zasobowo-środowiskowego.

Tomasz Kłoszewski na podst. Climate Holism vs. Climate Reductionism
Źródło: Ziemia na rozdrożu


Udostępnij wpis swoim znajomym!



Podobne artykuły


Podziel się swoją opinią




Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej