więcej


Nauka o klimacie

Climategate - afera, której nie było (8894)

2010-11-25

Drukuj

img style='float:left; margin: 0 6px 6px 0;'Już za kilka dni, 29 listopada br. w Cancun w Meksyku rozpocznie się kolejny szczyt klimatyczny ONZ (COP16). Według ekspertów w tym roku jeszcze nie uda się osiągnąć globalnego porozumienia, na co może wpłynąć niedawna afera związana z wykradzeniem e-maili z instytutu badawczego w Wielkiej Brytanii. Choć Climategate (bo tak całą sprawę ochrzciły media) została wyjaśniona, to jej echa, pobrzmiewające na całym świecie, wciąż nie ucichły. 

Wszystko zaczęło się 19 listopada 2009 roku, kiedy to nieznani hakerzy wdarli się na serwery naukowców z instytutu badawczego (Climatic Research Unit) na Uniwersytecie we Wschodniej Anglii i wykradli z nich pocztę internetową. Całą dokumentację stanowiły analizy zmian temperatur zachodzących na powierzchni Ziemi. Już kilka dni później przeciwnicy teorii globalnego ocieplenia zaczęli podawać mediom informacje, jakoby wykradzione wyniki badań zawierały zmanipulowane dane. Na całym świecie na forach internetowych i w gazetach można było znaleźć oskarżycielskie wypowiedzi sceptyków klimatycznych.

Słynne stały się już zwroty: „ukryć spadek temperatury” czy „trik”. E-maile te wydawały się wskazywać, że jednostka naukowców, kierowana przez prof. Phila Jonesa, współpracowała z naukowcami z całego świata w celu powstrzymania publikacji danych udowadniających, że globalne ocieplenie nie ma miejsca. Twierdzono, że autorzy korespondencji starali się ukryć dowody sprzeczne z ich założeniami i uciszyć swoich krytyków.

Potoczyły się głowy – jako pierwszy swoje stanowisko stracił właśnie, jako główny profesor CRU, Phil Jones. Ludzie zaczęli otwarcie atakować Jonesa i jego kolegów. Wysyłano im nieprzyjemne wiadomości, niekiedy grożono śmiercią. Jones po zakończeniu śledztwa odzyskał co prawda swoją posadę, jednak cały ten okres nienawiści i niepewności wiele go kosztował. Ten jeden z najlepszych klimatologów przyznał później, że wielokrotnie miał myśli samobójcze: "Byłem w szoku. Ludzie mówili, że powinienem się zabić. Mówili, że wiedzą, gdzie mieszkam. Pochodzili z całego świata" – opowiadał szef CRU.

Wszczęto kilka dochodzeń w sprawie prawdziwości analiz, m.in. jedno niezależne na zlecenie Królewskiego Towarzystwa, pod przewodnictwem sir Oxburgha, drugie Komisji UEA, prowadzone przez byłego urzędnika, air Muira Russell’a. Oba śledztwa potwierdziły integralność danych: „dokładność i uczciwość tych naukowców jest niepodważalna” – zapisano w raporcie końcowym UEA.

Jeszcze bardziej dosadne były wyniki osobnego dochodzenia amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska (EPA). Sprawozdanie to nie tylko poparło pracę naukowców ze wschodniej Anglii, lecz także mocno zaatakowało amerykańskich polityków i grupy energetyczne, które starały się obalić teorię o udziale człowieka w zmianach klimatu. Osoby te "rutynowo źle lub błędnie charakteryzowały zagadnienia naukowe, sporządzały błędne wnioski, uciekając się do przesady, zarzucały klimatologom brak etyki oraz określały ich działania jako fałszerstwa i manipulacje, bez żadnych rzetelnych podstaw czy wsparcia” – uważa EPA. Przy tym same nie były w stanie dostarczyć dowodów na potwierdzenie swoich założeń.

Śledztwa trwały kilka miesięcy, w międzyczasie odbyła się konferencja klimatyczna stron ONZ w Kopenhadze. Niektórzy z jej uczestników skrupulatnie skorzystali z okazji, jaką dała im afera Climategate, do obrony swojej polityki wysokowęglowej. Podczas jednej z sesji plenarnych przedstawiciel Arabii Saudyjskiej stwierdził, że powstałe kontrowersje potwierdzają teorię wykluczającą udział człowieka w powstawaniu efektu cieplarnianego. Tym samym starał się nie dopuścić do wiążącego porozumienia w prawie limitów emisji. Dzień po tym wystąpieniu przewodniczący IPCC, dr Rajendra Pachauri ostrzegł, że sprawa ta nie może zostać "zamieciona pod dywan".

Wśród przeciwników znalazła się także największa na świecie prywatna spółka węglowa, Peabody Energy. Jej kierownictwo było tak pewne siebie, że wysłało notatkę do obradującego nad Climategate Commons Science and Technology Committee, zarzucającą naukowcom tłumienie ludzi o odmiennych poglądach. Komisja jednak nie uległa tym zarzutom i wszczęła własne śledztwo.

"To jasne, że e-maile, które wyciekły były wykorzystywane przez przedsiębiorstwa i grupy o dużych interesach finansowych w produkcji ropy i węgla do przeciwstawienia się regulacji emisji gazów cieplarnianych" – stwierdził Jak Bob Ward, dyrektor ds. polityki The Grantham Research Institute on Climate Change and the Environment.

Afera zebrała swoje żniwo – zaufanie do naukowców w Wielkiej Brytanii spadło z 60 do 40%. Choć wyniki śledztwa powinny rozwiać wszelkie wątpliwości, nadal nie wszyscy są przekonani. John Abraham, naukowiec z University of Minnesota w USA, prowadzi kampanię wymierzoną w tych, którzy negują wpływ człowieka na klimat: „jeżeli afera miała tak duży wpływ na naukę, to jak długo będzie on trwał? Czy nadzieje polityków na kontrolę globalnej emisji CO2 doszczętnie legły w gruzach? – pyta.

Jakkolwiek poważnie cała sprawa by nie wyglądała, nie należy jej winić za fiasko COP15. Oczywiście, w pewnym stopniu wpłynęła na atmosferę rozmów, jednak nie był to wpływ znaczący. Po zakończeniu konferencji większość krajów kontynuowała realizację wyznaczonych przez siebie celów. Wielka Brytania i jej sąsiedzi nadal inwestują w budowę farm wiatrowych, realizują politykę rozwoju energii odnawialnej. Jedynie Australia i USA uchyliły się od podjęcia działań.

Nielegalny wyciek e-maili być może pomógł odsunąć problem globalnego ocieplenia na dalszy plan, ale sytuacja ta nie będzie trwać w nieskończoność. Temat ten niedługo wróci. " Rośnie trend zaniepokojenia zmianami klimatycznymi" – sądzi Gavin Schmidt, klimatolog NASA i członek-założyciel RealClimate, bloga pro-naukowego o sprawach klimatycznych. 

Istnieje więc szansa, że nie wszystko jeszcze stracone. Ale przed naukowcami stoi teraz trudne zadanie – muszą udowodnić sceptykom swoje racje, podczas gdy zarzuty pod adresem CRU nadal siedzą w ludzkich głowach. Będą się liczyć jedynie racjonalne, obiektywne argumenty. Zwolennicy teorii globalnego ocieplenia powinni wytłumaczyć, dlaczego do opinii publicznej nie docierały ich wyjaśnienia i dlaczego nie chcieli odpowiadać na pytania przeciwników. "W przyszłości będziemy musieli być całkowicie przejrzyści w naszych działaniach. Musimy wyjść z zaangażowaniem do społeczeństwa i wytłumaczyć mu nasze stanowisko. To jest prawdziwa lekcja wyniesiona z tej sprawy" – powiedział prof. Trevor Davies, wicerektor Uniwersytetu East Anglia.

Vicky Pope, szef rady zmian klimatycznych w UK Met Office, popiera Daviesa. "Jesteśmy w trakcie zbierania ogromnej ilości danych do naszych badań nad klimatem i chcemy je udostępnić w przystępnej formie, tak aby mogły być wykorzystane przez zainteresowane grupy. Wtedy wszyscy będą mogli przekonać się, że nasze analizy są rzetelne i prawidłowe. Oznacza to dużo dodatkowej pracy, ale jeśli jest to cena za pewność, że dzięki temu ukażemy zagrożenia, które niesie za sobą globalne ocieplenie, to chętnie ją zapłacimy” – zapewnia.


OB, ChronmyKlimat.pl
na podstawie: www.guardian.co.uk, www.economist.com, www.rp.pl, fot. www.sxc.hu
 

Redakcja ChronmyKlimat.pl zezwala na przedruk tego artykułu, pod warunkiem podania źródła tekstu i zamieszczenia linku do portalu lub podlinkowanego logotypu.


 

Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej