więcej


Energetyka

Przedwczesne plotki o rozwodzie Francji z atomem (18268)

2015-03-02

Drukuj
galeria

fot. Budowa elektrowni jądrowej w Flamanville, Francja, wikipedia, CC BY 3.0

Rewolucja energetyczna po francusku jest coraz bliżej. Z atomem dalej na tronie, bo pogłoski o jego abdykacji we Francji są cokolwiek przedwczesne. O jakieś kilkadziesiąt lat.

Ustawa „o transformacji energetycznej dla zielonego wzrostu” wejdzie w życie w połowie 2015 r. - oświadczył premier Francji Manuel Valls, uruchamiając – jak przy każdej wzmiance o tej regulacji – falę opinii o „odchodzeniu” od atomu światowych prymusów w wykorzystaniu energii jądrowej.

Termin żadną nowością nie jest, projekt leży w parlamencie od zeszłego roku, a Francuzi spieszą się z jego przyjęciem, bo mają ambicje doprowadzenia do globalnego porozumienia klimatycznego na szczycie COP 21 jesienią w Paryżu. Uchwalenie własnych wiążących zobowiązań m.in. do redukcji emisji CO2 będzie argumentem w przekonywaniu innych państw do podobnych kroków.

Atom bez spadków, ale produkcja energii wzrośnie

Głównym źródłem opinii o odejściu Francji od atomu jest natomiast zapis w projekcie, głoszący, że za 10 lat już tylko połowa produkowanego we Francji prądu ma pochodzić z elektrowni jądrowych, podczas gdy w 2014 r. udział ten wyniósł 77 procent. Jednak jednocześnie nie zakłada się, by w 2025 r. francuskie reaktory wyprodukowały choć jedną kilowatogodzinę mniej niż dziś. Sprzeczności nie ma żadnej, po prostu jeden z zapisów głosi, że całkowita moc zainstalowana bloków jądrowych nie może przekraczać 63,2 GW. Czyli niemal dokładnie tyle, ile dziś - 63,13 GW. A ponieważ krajowe zużycie – i produkcja – energii mają rosnąć, to cała moc ponad limitem ma pochodzić ze źródeł innych niż jądrowe.

Jednak w odróżnieniu od Niemiec Francuzi nie przywiązują większej wagi do źródeł odnawialnych, wymienianych zazwyczaj w pierwszej kolejności – słońca i wiatru. Dziś z wiatraków pochodzi nieco ponad 3 procent energii elektrycznej, a z fotowoltaiki – 1,1 proc., czyli wielokrotnie mniej niż z elektrowni wodnych. Roczne subsydia do OZE sięgają 5 mld euro i nikt nie ma zamiaru płacić więcej – można usłyszeć zarówno od przedstawicieli francuskiej administracji, jak i biznesu. Wiatraki i panele możemy stawiać, ale tam gdzie są opłacalne, czyli nad morzem albo na słonecznym Południu, a nie wszędzie, jak to robią Niemcy – zgodnie przekonują nasi rozmówcy.

Redukcja emisji w transporcie 

Ustawa nie wskazuje więc, że dodatkowa moc ma pochodzić ze źródeł odnawialnych, ale zakłada - zgodnie z celami polityki UE - obniżenie do 2030 r. emisji gazów cieplarnianych o 40 procent w stosunku do roku 1990. Tylko, że w odróżnieniu od innych krajów UE Francuzi będą szukać ograniczenia emisji poza energetyką, bo ta emituje bardzo niewiele. Z węgla powstaje zaledwie 1,5 proc. prądu, a z gazu – niecałe 3. Ponieważ przewiduje się np. 30-procentową redukcję zużycia paliw kopalnych do 2030 r. w stosunku do roku 2012, zmiany czekają głównie transport, np. poprzez rozpowszechnienie samochodów elektrycznych, ładowanych czystym prądem.

Ustawę o transformacji energetycznej premier Valls reklamuje jako najważniejszy dowód na reformatorskie działania swojego rządu. Jak to jednak z reformami bywa, niektóre związane z nimi decyzje będą przyprawiać rządzących o ból głowy.

Jeżeli prawo wprowadzi limit mocy z bloków jądrowych, to gdy wreszcie ruszy budowany we Flamanville EPR - reaktor najnowszej generacji o mocy 1600 MW, trzeba będzie wyłączyć któreś ze starszych i mniejszych reaktorów. Ubiegając się w 2012 r. o prezydenturę Francois Hollande próbował wykorzystać antyatomowe nastroje po awarii w Fukushimie. Bardziej „zielona” część francuskiej lewicy chciała w zamian za poparcie Hollande‘a wymóc wyraźny krok w kierunku rezygnacji z atomu. Jednak tradycyjne zaplecze socjalistów nawet nie chciało o tym słyszeć, wystraszone perspektywą zwinięcia się jednej z nielicznych pozostałych we Francji gałęzi ciężkiego przemysłu. Po negocjacjach stanęło na obietnicy zamknięcia najstarszej, prześladowanej usterkami elektrowni Fessenheim.

Problem w tym, że państwowy w większości koncern EDF - odrabiając lekcję z Fukushimy - kosztem kilkudziesięciu milionów euro poważnie ją zmodernizował, przebudowując nawet fundamenty. Spełnienie obietnicy zamknięcia Fessenheim będzie oznaczało, że pieniądze te wyrzucono w błoto, więc decyzja nie będzie dla Hollande‘a prosta.

Sama idea transformacji energetycznej też nie jest przyjmowana bezkrytycznie. Jednym z punktów wyjścia dla projektu ustawy był bowiem bardzo solidnie opracowany przez specjalny zespół raport „Energie 2050”. Gruntownie analizuje on przeróżne warianty rozwoju sytuacji, włącznie z radykalnymi pomysłami transformacji już nie tylko energetycznej, ale i społecznej, niemal na miarę Wielkiej Rewolucji 1789 r. Scenariusze w raporcie mają jedną wspólną konkluzję - że energia tak czy inaczej będzie coraz droższa i to właśnie budzi sprzeciw wielu środowisk.

Na razie jednak 58 francuskich reaktorów produkuje energię stosunkowo tanio, co potwierdził w 2012 r. specjalny raport Trybunału Obrachunkowego (specjalna instytucja kontroli finansowej). Wiek najstarszych zbliża się do 40 lat, na które opiewają ich licencje, ale EDF planuje starać się o ich przedłużenie do 60 lat. Doświadczenia z USA są pozytywne i jeżeli dozór jądrowy zgodzi się na wydłużenie pracy, na decyzję, co dalej, Francja dostanie jeszcze 20-30 lat. W czasie których atom może nie będzie już we francuskim sektorze energii monarchą absolutnym, ale będzie nim władał dalej

Wojciech Krzyczkowski, WysokieNapiecie.pl 


Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej