więcej


Cykl: Edukacja ekologiczna o tym co niewidzialne (20715)

Wojciech Szymalski
2019-02-15

Drukuj
galeria

Badania świadomości ekologicznej Polaków z września 2018 roku pokazują, że coraz mniej w istocie robimy, aby chronić środowisko na co dzień. Być może jest to wynikiem tego, że jakość środowiska na naszych oczach wyraźnie się poprawiła. Ale czy nas wzrok nie myli?

Widocznie lepszy stan środowiska

W ostatnim czasie w wielu dyskusjach o Polskim i światowym stanie środowiska coraz wyraźniej przebija się wątek, że jest coraz lepiej. W ostatnim czasie na forum „Ziemi na rozdrożu” pojawiły się wypowiedzi, że przecież teraz to nawet można się kąpać w rzekach, albo oddychać świeżym powietrzem. Dwa tygodnie temu na dyskusji o jakości powietrza Najwyższej Izbie Kontroli także skierowano uwagę na wątek poprawiającej się w istocie jakości powietrza w naszych miastach. Nawet mimo naszego niezadowolenia z zanieczyszczenia powietrza, w wielu miejscach jest ono dziś mniejsze, niż jeszcze w 2004 roku, a już na pewno czystsze, niż w latach 90. XX wieku. Faktycznie od 1990 roku mamy znacznie mniej zanieczyszczone powietrze, rzeki, więcej jest dzikich zwierząt (np. dzików i wilków) i w ogóle jakoś tak czyściej dookoła.

Fundusze unijne przeznaczone na ochronę środowiska dostępne od 2004 roku pozwoliły wybudować szereg oczyszczalni ścieków, wyposażyć polskie elektrownie i zakłady w najlepsze filtry przeciwpyłowe, wybudować wiele zakładów przetwarzania odpadów, aby nie składować ich już tyle, co dotychczas. Zalesiamy także Polskę, a wraz z zalesianiem i czynnymi zabiegami na rzecz ochrony wielu gatunków populacje wielu z nich wyraźnie odżyły. Generalnie to co widać, słychać i czuć wydaje się nam mówić, że poprawiliśmy jakość naszego środowiska naturalnego.

Czy możemy sobie pofolgować?

Na fali tego sukcesu możemy sądzić, że nadszedł czas, aby poprawić sobie humor nieco większą konsumpcją, nawet jeśli ona trochę zaszkodzi środowisku, bo przecież jest już lepiej. I w tym właśnie tkwi problem, że wcale nie jest lepiej. Jest tylko inaczej. Usunęliśmy sprzed naszych oczu problemy, które były widoczne i dostrzegalne zmysłami. Dzięki temu wydaje się, że możemy się na nowo kąpać w rzekach i oddychać świeżym powietrzem. Jednak tak naprawdę przesunęliśmy problemy do sfery niewidzialności. Dziś zamiast denerwować się wszechobecnym brudem mamy do rozwiązania problemy, które albo nie są wyczuwalne zmysłami, albo są związane z bardzo wysokim ryzykiem, ale bardzo odległym w czasie.

Już w 1998 roku Paul Macnaghten i John Urry, brytyjscy ekolog i socjolog, napisali książkę pt. ”Alternatywne przyrody”, w którym dostrzegli powagę tej sytuacji. Stwierdzili, że w istocie nowe problemy ekologiczne można powiązać z problemem postrzegania czasu. Jedne są związane z chwilami tak krótkimi, że nasze zmysły nie są w stanie ich uchwycić, np. z prędkością przesyłania informacji w komputerach. Choć niewyczuwalność zmysłami może dotyczyć także np. mikroplastików w wodzie, chemii w jedzeniu czy najdrobniejszego szkodliwego pyłu w powietrzu. Drugie związane są z procesami, które są za długie dla ich zrozumienia przez zmysły. Są to procesy, które rozpoczęły się dawno, przyczyniamy się do ich nabrzmienia, ale skutki będą odczuwalne dopiero wtedy, kiedy nas może już nie być, np. skutki zmian klimatu.

Jak uczyć o niewidzialnym?

Powaga sytuacji polega na tym, że aby poznać i uchwycić problemy związane z tymi procesami musimy zaprząc do pracy znacznie więcej, niż tylko nasze zmysły. Potrzebujemy naukowców, ich aparatury i objaśnień. Potrzebujemy także zaufać tym naukowcom i ich wyjaśnieniom zaanonsowanych problemów ekologicznych. Być może z naukowcami i ich objaśnieniami nie jest jeszcze tak źle, bo w końcu ukazują się raporty nt. zmian klimatu, czy ujawniane są wciąż nowe niedostrzegalne przez zmysły zanieczyszczenia. Jednak niedostrzegalność nowych problemów ekologicznych zmysłami wyraźnie stwarza problem z ich zrozumieniem i zaufaniem naukowcom, że to co mówią jest prawdą. W dodatku pojawiają się też i tacy, którzy specjalnie podważają nasze zaufanie do naukowców, bo przedstawiana przez nich prawda jest dla nich zwyczajnie niewygodna. A nieznośna prędkość życia i powierzchowność (chwilowość) przekazywanych informacji nie stwarza dobrego pola do wyczerpującego wyjaśnienia przez naukowców skomplikowanych problemów i do ich zrozumienia przez masowego odbiorcę. Być może jest to dobre miejsce dla szybkich akcji ekologicznych, w które według badań coraz bardziej się angażujemy, ale nie do solidnej edukacji.

Czy jest lepsza droga do rozumienia tych problemów, niż poprzez edukację szkolną? Ale czy jest w Polskich szkołach czas na nauczanie o tym co niewidzialne i na budowanie zaufania do praw nauki? Mnogość inicjatyw pozaszkolnych w zakresie edukacji ekologicznej wydaje się przeczyć temu, że zaufanie to buduje się w edukacji publicznej. Gdzie i jak zatem to czynić? Podsykutuj o tym nami na FB.

Jeśli podobał Ci się ten artykuł, możesz wesprzeć powstanie nowego, wpłacając datek na rzecz Fundacji Instytut na rzecz Ekorozwoju.


Udostępnij wpis swoim znajomym!



Podobne artykuły


Podziel się swoją opinią




Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej