więcej


Nauka o klimacie

Czy tą drogą dojedziemy do neutralności klimatycznej w wymaganym czasie? (21956)

Wojciech Szymalski, Andrzej Kassenberg
2021-07-19

Drukuj
galeria

Centrum Analiz Klimatyczno-Energetycznych (CAKE) przy Instytucie Ochrony Środowiska-PIB przedstawiło mapę drogową dojścia Polski w 2050 roku do neutralności klimatycznej. Co jest dobre, a co wymaga jeszcze dyskusji, w tym opracowaniu?

Na początek warto powiedzieć, że dobry jest fakt, iż takie opracowanie powstało i to w dodatku w zespole instytut będącego Państwowym Instytutem Badawczym. Bo jak do tej pory rząd mimo nałożonego zobowiązania przez UE do końca 2019 roku nie przygotował i nie wysłał Długofalowej Strategii Niskoemisyjnej do roku 2050. Daje to pewien optymizm co do tego, że uda się tym opracowaniem choć trochę wpłynąć na rzeczywistość polityki klimatyczno-energetycznej w naszym kraju. Jak bowiem przekonać decydentów szczebla krajowego, że da się dojść do neutralności klimatyczno-energetycznej w 2050 roku w Polsce, jak nie udowodnić im to w skrojonej pod nich analizie. Z taką analizą mamy do czynienia.

Energetyka

Autorzy dostrzegli, że głównym sektorem, w którym do redukcji emisji możemy dojść szybko i relatywnie niskim kosztem jest energetyka. W dodatku jest to sektor, który w przyszłości będzie podstawą emisyjności większości pozostałych sektorów, bo i samochody będą na prąd elektryczny i znaczna część ogrzewania (poprzez pompy ciepła) i maszyny rolnicze zapewne także. Zatem już w 2040 roku autorzy opracowania dostrzegają możliwość zejścia z emisyjnością polskiego prądu poniżej 0,1 kgCO2/kWh w każdym analizowanym scenariuszu. To znacznie poniżej poziomu 0,246 kgCo2/kWh zapisanego aktualnie w obowiązującej Polityce Energetycznej Państwa do roku 2040.

Gorzej niestety wygląda perspektywa miksu energetycznego. Niepokojące jest szczególnie to, że w dużym zakresie pojawia się w produkcji energii technologia CCS, czyli wychwytywanie i zatłaczanie dwutlenku węgla pod ziemię, wymagająca dodatkowej energii w wysokości 15-20%. Jest to obecnie technologia całkiem niesprawdzona, a ma się według autorów opracowania pojawić w Polsce już w 2040 roku. Jednocześnie nie jest rozstrzygnięte kto będzie za nią odpowiadał za kilkadziesiąt czy kilkaset lat kiedy z różnych przyczyn  zgromadzony pod ziemią dwutlenek węgla zostanie uwolniony. Innymi słowy nie jest to docelowe rozwiązanie problemu tylko zamiana komponentu środowiska, który ulega zanieczyszczeniu, z powietrza na skały (warstwy geologiczne). Pozornie łatwiejsze do kontrolowania, ale zanieczyszczenie pozostaje zanieczyszczeniem. CCS w 2050 roku ma odpowiadać nawet za 25% produkcji energii elektrycznej oraz 25% produkcji energii cieplnej. Są dla tej technologii na pewno lepsze i tańsze alternatywy, jak również wobec energetyki atomowej, która w 2050 roku ma także osiągnąć co najmniej 25% produkcji energii elektrycznej w Polsce.

Zdecydowanie naszym zdaniem autorzy opracowania nie wierzą w moc prądu ze słońca i wiatru, które co prawda znacznie zwiększają swój udział w produkcji energii, ale naszym zdaniem wciąż zbyt mało. Łudzą się, że Polska będzie w stanie zainwestować i zrealizować w terminie inwestycje w CCS i energetykę jądrową w wymaganym terminie. Tymczasem od roku 2009, czyli przez 12 lat, budowa elektrowni jądrowej nie wyszła z fazy ogólnych rozważań. Ponadto koszty inwestycyjne obu przedsięwzięć będą wysokie co wpłynie na koszt energii elektrycznej i pogorszenie konkurencyjności naszej gospodarki oraz zagrożenie wzrostem ubóstwem energetycznym.  

Przykładowo elektrownia jądrowa ma funkcjonować 60 lat, ale koszty kapitału trzeba będzie spłacić w ciągu 20-30 lat. Ponadto ze względów technologicznych taka elektrownia nie jest elastyczna i w porównaniu do energetyki wiatrowej i słonecznej w sytuacji niskiego zapotrzebowania koszty produkcji będą powodować nie mało kto będzie chciał ją kupić chyba, że będziemy dopłać z kieszeni podatnika i tłumić rozwój energetyki odnawialnej z magazynami.

Nie ma możliwości uzyskania w wymaganym terminie neutralności klimatycznej (UE mówi w 2050 r., a nauka mówi, że w 2040 r.) niż drogą niż poprzez głęboką poprawę efektywności (nawet 50%) i doprowadzenie do 100% pozyskania energii ze źródeł odnawialnych wraz z jej magazynowaniem. Do tego dochodzi potrzeba kompletnej zmiany modelu energetyki z wielkoskalowej na maksymalnie rozproszoną. Istotą jest budowa bezpieczeństwa energetycznego od dołu jako sumę bezpieczeństw lokalnych a nie dążenie do jednego totalnego bezpieczeństwa na poziomie kraju. Lepiej dopłacać do głębokiej termomodernizacji i budowania nowych domów zero a nawet plus energetycznych oraz lokalnych systemów hybrydowych bazujących na OZE i magazynach niżeli topić pieniądze w wątpliwą technologię CCS i mrzonki o energetyce jądrowej.  Na wyciągnięcie ręki są też szybko rozwijające się technologie wodorowe, ale zielonego wodoru czego przykładem jest zastępowanie w hutach węgla koksującego wodorem. Już niedługo potentat motoryzacyjny VW chce produkować samochody tylko z takiej proekologicznej stali.

Transport

W opracowaniu dostrzega się w wyniku wykonanych analiz, że za znaczną redukcję emisji gazów cieplarnianych w transporcie – właściwie za 50% tej redukcji, będzie odpowiadać zmiana sposobów podróżowania, a nie tylko zmiana sposobów zasilania pojazdów. Rosną więc główne przewozy koleją, która dzięki wcześniej wspomnianej redukcji emisji w produkcji energii elektrycznej może cieszyć się mianem rzeczywiście zeroemisyjnego środka transportu. Rosną też przewozy transportem publicznym. Jednak tak naprawdę z opracowania nie dowiemy się, jakimi środkami osiągnięto to w krajowej polityce transportowej. Tu autorzy opracowania pozostawiają zagadkę, ale trzeba to przyznać, nie zamierzali tej zagadki rozwiązywać. Nie wiadomo też z transportem lotniczym, wodnym i morskim?

Kolej będzie zeroemisyjna być może już w 2040 roku, podobnie jak samochody elektryczne, których, i tu zaskoczenie, w 2050 roku ma nie być jeszcze 100% w Polskim taborze. Nadal ma być nawet 6 mln samochodów osobowych z silnikami spalinowymi i nawet 30% floty ciężkich pojazdów towarowych. Autorzy piszą także o spadku przewozów autobusowych ze względu na zbyt niskie osiągi autobusów elektrycznych. To niestety oznacza, że w transporcie ograniczymy emisję jedynie w ok. 60%, a resztę musi załatwić pochłanianie dwutlenku węgla. Wydaje się, że jeśli jest w autorach wiara w budowę godnych zaufania systemów CCS w energetyce, to powinno być jednak także więcej wiary w rozwój bardziej godnych zaufania ciężkich pojazdów elektrycznych oraz wymianę floty samochodów osobowych na elektryczne. Zwłaszcza, że samochody, autobusy i ciężarówki elektryczne już są, a CCS wciąż nie ma.

Rolnictwo

W rolnictwie podobnie jak w transporcie, autorzy przewidują jedynie 60% ograniczenie emisji do 2050 roku i załatwienie reszty pochłanianiem emisji. Zwrócić należy uwagę, że obecnie pochłanianie to powyżej 30 mln ton CO2 a studia PAN pokazują, że w roku 2050 może być poniżej 10 mln ton CO2.  Wydaje się jednak, że także w tym sektorze autorzy opracowania nie doceniają możliwości drzemiących w zmianie przyzwyczajeń ludzi. Dlaczego bowiem wciąż mamy zarówno w Polsce, jak i na świecie jeść tyle mięsa, że w Polsce jego produkcja musi być zastępowana niemal w pełni importem? Warto zauważyć, że osoba nie dbająca o środowisko to emisja gazów cieplarnianych w wysokości 57,2 t CO2eq/rok, starająca się żyć w miarę ekologicznie to 22,6 t CO2eq/rok, a osoba w pełni ekologiczna to 8,0 t CO2qe/rok. Przy czym nie chodzi tylko o emisję powstałą w Polsce ale także w importowanych produktach.

Braki

To co powinno znaleźć swoje miejsce w tego typu raporcie to koszty zaniechania podejmowania bardziej zdecydowanych działań tak aby uzyskać alternatywę w stosunku do podążania ścieżką powolnych zmian. Jednocześnie niezbędnym byłoby oszacowanie kosztów zewnętrznych przyjętych rozwiązań, co pozwoliłoby dokonać bilansu czy bardziej zdecydowane działania dzisiaj będą kosztowały mniej niż przyszłe straty. Rodzi się pytanie o skutki zachowawczej polityki proponowanej w raporcie w stosunku do dziejącej się w bardzo szybkim tempie rewolucji (np. spadek kosztów OZE, magazynów, wodoru) i czy nie tracimy momentu na dokonanie nie tylko transformacji klimatycznej czy energetycznej, ale na wejście w technologie zeroemisyjne powszechnie. Nie budujmy scenariuszy skażeni obecną sytuacją. Przyszłość to nie trochę lepsza teraźniejszość ale pro klimatyczna rzeczywistość. Pandemia pokazuje nam wyraźnie jak można szybko dokonać zmian w sytuacji totalnego zagrożenia, a takim jest już dziejąca się katastrofa klimatyczna. Wystarczy popatrzeć co się dzieje w pogodzie dzisiaj w Niemczech, USA, Kanadzie, za kołem podbiegunowym, a także u nas w Polsce. To są straty i koszty ponoszone w wyniku zaniechania podejmowania zdecydowanych działań kilkadziesiąt lat wcześniej, o czym ostrzegła nauka.  

Cieszyć się czy płakać?

Wreszcie, mimo konserwatywnych założeń i pewnych zaniechań, ogólny wydźwięk raportu mógłby i tak być nieco bardziej optymistyczny. Przedstawianie ambitniejszych celów w zakresie redukcji emisji na tle rosnących w związku z tym kosztów tej redukcji oraz malejącej w miarę wzrostu ambicji zarówno konsumpcji, jak i PKB, to niezbyt dobry sposób, aby przekonać nieprzekonanych. Należy zauważyć, że koniec końców w każdym scenariuszu od roku 2021 do roku 2050 zarówno PKB jak i konsumpcja rosną. Nie ma więc zagrożenia jakimś długotrwałym kryzysem gospodarczym, a jedynie perspektywa odroczenia pewnej części przyszłego rozwoju na rzecz lepszej perspektywy rozwoju przyszłych pokoleń. To coś jak przygotowywanie swoich dzieci do momentu wejścia w dorosłość. Nie ma co płakać nad perspektywą niższych zysków, skoro zyski wciąż będą, a w dodatku zrobimy dzięki temu coś dobrego. Uratujemy świat od katastrofy klimatycznej. I o to chodzi!


Udostępnij wpis swoim znajomym!



Podobne artykuły


Podziel się swoją opinią




Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej