więcej


Energetyka

Węgloholicy z Węglandii, czyli polska wojna z ochroną klimatu (15200)

2013-01-11

Drukuj

wegiel-sxcPo tym, jak dwukrotnie zawetowaliśmy unijne plany ograniczania emisji do 2050 roku, w połowie grudnia samotnie sprzeciwiliśmy się korektom nieskutecznego obecnie unijnego systemu handlu emisjami. W tym też miesiącu walnie przyczyniliśmy się do rozbicia jednomyślności Unii na szczycie klimatycznym w Doha. W kuluarach konferencji nasz kraj doczekał się nawet zmiany swojej angielsku nazwy z Poland na Coalland, czyli Węglandia.

Ponieważ mamy być gospodarzem kolejnej konferencji klimatycznej ONZ, przygląda nam się cały świat. To, jak postrzegają nas kraje, którym zależy na długoterminowej skutecznej polityce klimatycznej, pokazuje np. artykuł w Der Spiegel, na którym bazuje ten artykuł.

Węgloholicy

Pesymistyczne spojrzenie na Polskę bierze się z naszego uzależnienia od węgla – a szczególnie z tego, jak głębokie są powiązania między spółkami energetycznymi a polskimi władzami, co skutkuje silnym ich uzależnieniem od status quo i niechęci do zmian. Chociaż komunizm upadł już blisko ćwierć wieku temu, większość spółek energetycznych wciąż pozostaje pod kontrolą rządu, stanowiąc dla polityków źródło posad i pieniędzy. Często nawet w tych firmach, które zostały sprywatyzowane, ministerstwo skarbu ma znaczące udziały.

"Są potężne grupy interesów, chcące utrzymania obecnej sytuacji, bo rozproszone i odnawialne źródła energii nie dadzą takich korzyści obecnie dominującym graczom", stwierdza Michael LaBelle, wykładający politykę energetyczną profesor z budapesztańskiego Uniwersytetu Centralnej Europy. "Najlepsze określenie, jakim można ich opisać to węglo-holicy. To straszne, ale niestety prawdziwe".

Polska jest 10 największym konsumentem węgla na świecie, a z węgla wytwarza 92 proc. elektryczności. Co gorsze, Polska zamierza stan ten zakonserwować, zastępując stare, zbliżające się do kresu życia elektrownie, wielkimi nowymi elektrowniami węglowymi. Rząd polski w najbliższych ośmiu latach planuje inwestycje w nowe elektrownie węglowe o mocy 11,3 GW. Jak już się je zbuduje, to z myślą o działaniu przez następne kilkadziesiąt lat – to praktycznie zablokuje możliwość dekarbonizacji polskiej energetyki w jakimkolwiek sensownym horyzoncie czasowym.

Pomysł budowy nowych elektrowni węglowych zupełnie nie przystaje do europejskich planów redukcji emisji CO2. W miarę jak unijny system handlu emisjami (ETS) będzie stawał się coraz szczelniejszy, emitowanie dwutlenku węgla będzie stawać się coraz droższe. Obecnie rynek ETS zalany jest nadmiarowymi uprawnieniami, przez co ich cena jest symbolicznie niska – na poziomie 7 euro za tonę CO2. To zdecydowanie zbyt mało, by skutecznie wpływać na decyzje biznesowe, stymulować energooszczędność i transformację systemu energetycznego. Jeśli system handlu emisjami ma spełniać swoją rolę i stymulować transformację systemu energetycznego, to uszczelnienie ETS i zdjęcie z niego nadmiarowych uprawnień jest niezbędne. Działania te akceptują to nie tylko wszystkie inne kraje i unijni politycy, ale też dostarczające prąd firmy energetyczne i koncerny naftowe takie jak Shell.

Jednak rząd polski po cichu jest zadowolony z niedziałania ETS i symbolicznych cen uprawnień. Zwalcza więc plany poprawienia efektywności europejskiego systemu handlu emisjami ETS przez zdjęcie z rynku duszącej ceny wielkiej puli niewykorzystanych uprawnień do emisji. Blokuje też przyjęcie bardziej ambitnych celów redukcji emisji. Domaga się też dodatkowych pozwoleń dla nowych i istniejących elektrowni; żądając nawet uprawnień dla "elektrowni", które w rzeczywistości nie istnieją, a są jedynie pustymi polami, na których proces inwestycyjny ograniczył się do jednokrotnego wbicia łopaty.

"Tak wygląda teraz sytuacja w Polsce – rząd popycha firmy energetyczne do budowy nowych elektrowni węglowych", stwierdza Marcin Stoczkiewicz, prawnik z fundacji ClientEarth, wiodącej organizacji prawniczej w europie zajmującej się kwestiami środowiskowymi. "Bywa, że te inwestycje są prowadzone z naruszeniem prawa środowiskowego, szczególnie prawa unijnego".

Client Earth i inne organizacje pozarządowe, krytykujące rząd, nie cieszą się jego sympatią. Rząd wywiera na nie presję chcąc, by siedziały cicho i nie przeszkadzały, nawet, gdy łamane jest prawo. W październiku minister skarbu Mikołaj Budzanowski publicznie stwierdził, że "organizacja ClientEarth działa przeciwko interesowi publicznemu państwa (...)". Dodał również, że jego zdaniem istnieje "granica odpowiedzialności ze strony tego typu organizacji" oraz, że „granice te zostały przekroczone". Bezpośrednim powodem tego bezprzykładnego ataku przedstawiciela rządu na organizację społeczeństwa obywatelskiego był fakt, iż Fundacja ClientEarth skutecznie zaskarżyła do sądu projekt rozbudowy elektrowni węglowej w Opolu przez PGE. Liczne organizacje pozarządowe zaprotestowały przeciwko temu bezprecedensowemu atakowi na społeczeństwo obywatelskie.

"Rząd stara się przepchnąć nowe bloki węglowe nawet, jeśli ich budowa odbywa się z naruszeniem prawa", komentuje Stoczkiewicz, dodając: "Owszem, nasza gospodarka jest obecnie zależna od elektryczności wytwarzanej z węgla. To fakt. Ale tym bardziej powinniśmy mieć politykę budowy lepszego miksu energetycznego i rozwoju czystszych źródeł energii".

 

Link do oryginalnego artykułu: ziemianarozdrozu.pl/artykul/2261/wegloholicy-z-weglandii-czyli-polska-wojna-z-ochrona-klimatu

źródło: Ziemia na Rozdrożu, na podstawie: "Der Spiegel", fot. www.sxc.hu

Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej