więcej


Książki / raporty

Niemcy nie boją się biogazowni (15091)

2012-11-26

Drukuj

W Niemczech, bardzo czułych na punkcie ochrony środowiska, jest już 7,2 tys. biogazowni. W większości rolniczych, których w Polsce jest na razie tylko 28. Na produkcję biogazu postawiły też inne bogate kraje, znane z dbałości o ochronę środowiska – Szwecja, Dania, Austria czy Szwajcaria.

Niemcy są w tej branży światowym fenomenem i absolutnym numerem jeden. Biogazownie wyrastają w tym kraju jak grzyby po deszczu. W 1992 r. było ich tam tylko 139, dziesięć lat później już 1,6 tys., w 2006 r. – 3,5 tys., a w 2011 r. już ponad 7 tysięcy. Produkują one aż 18,4 mln MWh energii elektrycznej rocznie, co wystarcza na zaopatrzenie w prąd 5,3 mln niemieckich gospodarstw domowych i daje roczne przychody rzędu 6,9 mld euro. Biogazownie w Niemczech już w 2010 r. dawały 39 tys. miejsc pracy (dla porównania: polskie górnictwo węgla kamiennego, wciąż jedna z największych gałęzi polskiego przemysłu, zatrudniało w zeszłym roku 88 tys. osób). A przecież ciągle ich przybywa.

Niemcy w tej konkurencji na razie wydają się być nie do pobicia. Przynajmniej w Europie. Bo pozostałe kraje unijne, które mocno postawiły na biogazownie, mają dziś co najwyżej po kilkaset biogazowni. To jednak nie znaczy, że nie mają czym się pochwalić. Niemal ośmiokrotnie mniejsza od Polski Szwajcaria w 2011 r. miała 585 biogazowni. Równie mała Dania „jedynie" 180, ale za to 20 naprawdę dużych, tzw. centralnych, wybudowanych jeszcze na przełomie lat 80 i 90. XX wieku. Czterokrotnie mniejsza od naszego kraju Austria dysponowała w zeszłym roku 550 instalacjami biogazowymi, z czego aż 300 rolniczymi. Szwecja z 10 milionami mieszkańców - 230. W 38-milionowej Polsce mamy ich dziś około 200, w tym tylko 28 rolniczych.

Z czego wziął się ów biogazowy boom w wyżej wymienionych krajach zachodniej Europy? Przyczyn jest kilka. Po pierwsze są to państwa, które mają stosunkowo niewiele własnych złóż surowców energetycznych i ich większość muszą importować. W dużej mierze z krajów autorytarnych, w których opozycję wsadza się do więzień, co Zachodowi bardzo się nie podoba. Po drugie państwa zachodniej Europy uznały, że dobrym sposobem na większe uniezależnienie się od importu ropy, gazu, uranu czy węgla, na większą samowystarczalność energetyczną jest dla nich wykorzystanie odnawialnych źródeł energii: siły wiatru, wody, słońca, biomay czy biogazu. Po trzecie wreszcie kraje starej UE postanowiły walczyć z ociepleniem klimatu, w czym wykorzystanie energetyki odnawialnej bardzo pomaga. Dlatego zaczęły tworzyć systemy wspierające jej rozwój, dotować ją. Niemiecki boom biogazowy od początku napędzany był wsparciem państwa dla tego typu inwestycji, a dokładniej zapewnieniem - przy pomocy przepisów prawnych - biogazowniom stałych, dużo wyższych niż w elektrowniach węglowych czy atomowych stawek za produkowany w nich prąd. To sprawiło, że te inwestycje stały się tam bardzo opłacalne.

Podobnie było w Szwecji, Danii, Austrii czy Szwajcarii. Biogaz urzekł je m.in. dlatego, że może być traktowany jako tzw. biopaliwo drugiej generacji. Bo na paliwo przerabia się w jego przypadku całą roślinę, a nie tylko jej niewielką część, jak w przypadku bioetanolu czy estrów roślinnych (dodawanych dziś do benzyny i oleju napędowego), wytwarzanych z ziaren zbóż, rzepaku czy słonecznika.

Szwecja była jeszcze w latach 80. najbardziej uzależnionym od importu ropy krajem Zachodu, co wynikało m.in. z tego, że tysiące domów były tam ogrzewane olejem opałowym. Dziś większość szwedzkich domów i mieszkań korzysta z ciepła wytwarzanego ze źródeł odnawialnych: z biogazu, ze spalania odpadów czy pomp ciepła. To jednak nie wszystko, bo 20 proc. wytwarzanego w Szwecji biogazu przetwarza się na biometan, służący jako paliwo samochodowe. Robi się to także w innych krajach zachodniej Europy. Biometan z biogazu jako paliwo do aut postanowiła promować m.in. Finlandia. We Francji ciężarówki napędzane tym paliwem zaczyna testować wielka sieć handlowa Carrefour, a w Wielkiej Brytanii – Tesco. Niemcy chciałyby z kolei zatłaczać na dużą skalę oczyszczony biogaz do sieci gazowniczej. Do 2020 r. – 6 mld m3 rocznie (to niemal połowa obecnego zużycia gazu ziemnego w Polsce).

Oczywiście, ma to też swoje minusy. W Niemczech biogazowy boom przybrał takie rozmiary, że wzbudza też coraz więcej krytycznych głosów. Jednym nie podoba się dotowanie całej energetyki odnawialnej, a więc i biogazowni, bo koszty tej operacji przerzuca się na odbiorców, podnosząc ceny energii. Drudzy twierdzą, że pod uprawy roślin dla biogazowni przeznaczono w Niemczech tak dużo ziemi (ponad 800 tys. ha), że poważnie zmniejszyło to produkcję żywności w tym kraju. Do tego stopnia, że nasz zachodni sąsiad wytwarza dziś mniej zbóż niż ich konsumuje, więc musi je importować. Na dodatek przez biogazowy boom wzrosły tam ceny ziemi rolnej, jej dzierżawy, pogarszając kondycję i utrudniając rozwój tym gospodarstwom rolnym, które nastawione są na produkcję żywności. Pisał o tym niedawno znany niemiecki tygodnik "Spiegel".

Są jeszcze poważniejsze zarzuty. Np. takie, że przez tak dużą liczbę biogazowni w Niemczech wywozi się tam na pola tyle tzw. pofermentu (jako nawozu), że w glebie w niektórych miejscach jest więcej azotu niż przewidują normy. To zaś grozi zanieczyszczeniem wód gruntowych. W Niemczech padają też nie poparte na razie dowodami głosy (pisało na ten temat m.in. niemieckie czasopismo "Wild und Hund"), że w pofermencie może pojawiać się bardzo dużo beztlenowych bakterii Clostridium botulinum, wytwarzających bardzo groźną dla człowieka i zwierząt toksynę – jad kiełbasiany. Można by odnieść się do tego tak, że każdy nadmierny, przesadny, niekontrolowany rozwój jakiejś dziedziny czy branży niesie za sobą jakieś ryzyka. W przypadku biogazowni w Niemczech ich rozwój jest rzeczywiście przesadny. My jednak mamy jeszcze czas, by wyciągnąć z niemieckiej lekcji własne wnioski i nie tworzyć u nas warunków do zbyt szybkiego, niekontrolowanego rozwoju energetyki biogazowej.

Jacek Krzemiński


Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej