więcej


Książki / raporty

Biogazownia w Strzelinie na razie rozczarowuje. Dlaczego? (16073)

2013-09-03

Drukuj

Dolnośląskiemu miastu Strzelin przez lata dokuczał przykry zapach dochodzący z tamtejszej cukrowni. Sposobem na to miała być biogazownia, przerabiająca odpady, które powstają w tym zakładzie. Biogazownia działa przy nim od listopada zeszłego roku, ale niestety mieszkańcy Strzelina wciąż skarżą się na smród dolatujący z fabryki cukru.

Zanim w Strzelinie powstała biogazownia, tamtejsza cukrownia śmierdziała z dwóch powodów. Po pierwsze gniły w niej przechowywane w zbiornikach ziemnych odpady organiczne pochodzące z płukania buraków cukrowych, podczas którego oddzielały się od nich nie tylko ziemia i piasek, ale i kawałki ich skórek czy ogonki. Po drugie cukrownia cierpiała na nadmiar wysłodków buraczanych, czyli odpadu powstającego przy produkcji cukru (są to rozdrobnione buraki cukrowe, z których wcześniej wyługowano cukier i inne składniki rozpuszczalne w wodzie). Z jednej strony bowiem wysłodków w strzelińskim zakładzie przybywało, a z drugiej malało zainteresowanie nimi w okolicy jako paszą dla zwierząt hodowlanych. Sęk w tym, że przechowywane zbyt długo wysłodki także gniją i śmierdzą.

Władze niemieckiego koncernu Suedzucker, do której należy cukrownia w Strzelinie, wpadły więc na pomysł, by wybudować przy niej biogazownię o mocy 1,7 MW. Korzyść z niej miała być podwójna. Po pierwsze zaplanowano, że wytwarzane przez biogazową instalację prąd i ciepło zasilą cukrownię, zmniejszając jej wydatki na zakup energii. Po drugie zaś założono, że będzie ona wykorzystywać jako surowiec do produkcji biogazu zarówno liście buraków i wysłodki, jak i odpady organiczne, powstające podczas płukania tych warzyw. Problem polegał jednak na tym, że owe odpady trudno w 100 proc. oddzielić od wypłukiwanej z buraków ziemi i piasku. Przyjęto więc, że zmieni się także sposób przechowywania tejże ziemi i piasku, że będę one leżakowane przez trzy lata w specjalnych zbiornikach i dzięki temu, gdy już trafią na pola, nie będą różniły się niczym od pokrywającej je gleby.

Dzięki temu rozwiązaniu i biogazowni na bieżąco przerabiającej odpady poprodukcyjne fetor z cukrowni miał znacząco się zmniejszyć. Biogazownia ruszyła jesienią zeszłego roku, ale mieszkańcy Strzelina twierdzą, że cukrownia wciąż bardzo śmierdzi, choć tylko co jakiś czas i może jednak trochę mniej niż wcześniej. – Wiele zależy do wiatru – mówi pracownica Urzędu Miasta w Strzelinie. - Od cukrowni czuć wtedy, gdy wieje od niej w stronę miasta, ale także przy zmianie pogody czy po deszczu. Wówczas dzwonią do nas mieszkańcy naszego miasta i okolicznych miejscowości, skarżąc się na smród z cukrowni.

Dlaczego tak się dzieje? Zadzwoniłem do strzelińskiej cukrowni, żeby zadać to pytanie. Pani z sekretariatu zarządu poinformowała mnie, że prezesa nie ma, ale że i tak powinienem w tej sprawie porozmawiać z panem Łukowiczem, odpowiedzialnym w zakładzie za biogazownię. Pan Łukowicz powiedział mi z kolei, że na udzielanie informacji o biogazowni ma "embargo" i żebym zadzwonił w tej sprawie do centrali polskiej filii koncernu Suedzucker, mieszczącej się we Wrocławiu. Zadzwoniłem. Tam skierowano mnie do dyrektora ds. technologii, pana Macieja Dobrowolskiego, podając bezpośredni numer stacjonarny do niego. Dzwoniłem na ten numer wielokrotnie, przez kilka dni, o różnych porach, ale nikt nie podnosił słuchawki. W końcu ktoś do mnie oddzwonił (nie był to jednak dyrektor Dobrowolski), mówiąc: - Zauważyłam, że próbował pan wielokrotnie się dodzwonić, ale numer, który panu podano, od dawna jest nieczynny.

Gdy opowiedziałem, o co chodzi, pani, z którą rozmawiałem, obiecała, że przekaże moją prośbę o rozmowę dyrektorowi Dobrowolskiemu i że dyrektor do mnie oddzwoni. Przez ponad tydzień nie oddzwonił, więc uznałem, że nie będę dłużej czekał z napisaniem artykułu.

Nieoficjalnie dowiedziałem się, że cukrownia ciągle zatruwa Strzelin fetorem, bo nie uporała się jeszcze ze smrodem z tzw. odstojników, w których przechowywane są popłuczyny z buraków. Smród wydobywa się także w trakcie przeładunku odpadów, które trafiają do biogazowni. Gwoli sprawiedliwości, trzeba dodać, że podczas budowy biogazowni władze cukrowni zapowiadały, że o znaczącym zmniejszeniu uciążliwości tego zakładu będzie można mówić dopiero w 2014 roku. To by zaś oznaczało, że strzeliński zakład nie wykonał jeszcze wszystkich prac mających na celu ograniczenie pochodzącego z niego fetoru. Najprawdopodobniej chodzi m.in. o specjalne zbiorniki, do których ma trafiać na trzy lata ziemia i piasek pochodzące z płukania buraków.

Jacek Krzemiński

na podstawie: Słowo Regionu - www.sloworegionu.pl, Gazeta Strzelińska - www.strzelinska.pl, informacje własne


Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej