Aktualności

COP 17 w Durbanie – nie było łatwo (13706)

2011-12-12

Drukuj

Szczyt klimatyczny w Durbanie zakończył się kompromisem. Rządy wszystkich krajów zobowiązały się podpisać prawnie wiążące porozumienie, które obejmować będzie zarówno kraje rozwinięte, jak i rozwijające się. Jednak ma ono obowiązywać dopiero od roku 2020.

Syzyfowe prace

Tegoroczny szczyt klimatyczny odbywał się w trudnym momencie – kryzys gospodarczy w strefie euro nie sprzyjał negocjacjom. Walkę o utrzymanie protokołu z Kioto utrudniały dodatkowo zapowiedzi o wycofaniu się z niego oryginalnych sygnatariuszy: Kanady, Rosji i Japonii.

Negocjacje przedłużono o 36 godzin – zakończyły się dopiero w niedzielę nad ranem. To rekord w historii szczytów klimatycznych! Tak jak można się było spodziewać, nie podpisano wiążącego porozumienia, ale równocześnie spotkanie nie zakończyło się zupełną porażką. Unii Europejskiej udało się przekonać najbardziej oporne kraje – Chiny, Indie i Brazylię – do przyjęcia mapy drogowej wyznaczającej ścieżkę pracy nad wiążącym porozumieniem, które ma być gotowe w 2015 roku i po kolejnych 5 latach wejść w życie. Nie gwarantuje to jednak sukcesu, ciężko przewidzieć na przykład, czy kolejny prezydent USA nie wycofa się z decyzji o poparciu takiego porozumienia i nie odmówi dalszego udziału w negocjacjach.

Unia Europejska już na samym początku szczytu przyznała, że nie oczekuje przełomu, tylko wypracowania jasnych wytycznych dotyczących wynegocjowania prawnie wiążącego traktatu, który obejmowałby wszystkie kraje rozwinięte i rozwijające się, w tym największych emitentów CO2. Od przyjęcia takiej mapy drogowej uzależniała swoje poparcie dla przedłużenia protokołu z Kioto na kolejny okres zobowiązań. Zaangażowanie wszystkich krajów to warunek przedstawiany nie tylko przez UE. Opierały się na nim także m.in. USA i Kanada, które swoje przystąpienie do porozumienia uzależniały od udziału w nim gospodarek wschodzących, przede wszystkim Chin i Indii.

Deklaracja o przedłużeniu protokołu z Kioto oraz przyjęcie mapy drogowej wiodącej do globalnego porozumienia to nie jedyne sukcesy szczytu w Durbanie. Dokument końcowy zawiera również zapisy o funkcjonowaniu Zielonego Funduszu Klimatycznego, rozwiązaniach z zakresu adaptacji i przeciwdziałania zmianom klimatu oraz o sposobach wspierania inwestycji chroniących środowisko w krajach najbiedniejszych i najbardziej narażonych na zmiany klimatu.

Nocny maraton

Ostatniej nocy szczytu porozumienie wisiało na włosku. Krytyczny moment miał miejsce trzeciej nad ranem w niedzielę 11 grudnia, kiedy Unia Europejska starła się z Chinami i Indiami w dyskusji nad prawną formą przyszłego porozumienia. Podczas gdy Europa obstawała przy formie protokołu lub innego instrumentu prawnego, Indie zasugerowały wprowadzenie zapisu o dużo łagodniejszym przekazie.

Przedstawiciele UE – unijna komisarz ds. klimatu Connie Hedegaard oraz brytyjski sekretarz stanu ds. energii i zmian klimatycznych Chris Huhne – uznali, że proponowane przez Indie zmiany w dokumencie sprawią, że cała strategia Unii straci sens i tym samym będzie się ona musiała wycofać z porozumienia, co byłoby równoznaczne z kompletnym fiaskiem negocjacji. Z aplauzem przyjęto słowa Connie Hedegaard: "Potrzebujemy jasnych zobowiązań. UE przez lata okazywała cierpliwość. Jesteśmy już przygotowani na to, że w drugim okresie zobowiązań zostaniemy sami. Pragniemy tylko, żeby po tym drugim okresie wszystkie kraje były prawnie zobowiązane do redukcji emisji. Spróbujmy wypracować nowy protokół do roku 2018".

Indie argumentowały, że krajom rozwijającym się podsuwa się do podpisania układ przed ujawnieniem jego treści. Indyjska minister środowiska Jayanthi Natarajan przedstawiła przypuszczenie, że celem nowego porozumienia jest zrzucenie odpowiedzialności na kraje, które nie są winne zmianom klimatu. Chiny także ostro krytykowały stanowisko UE: "Kto dał wam prawo dyktować nam co mamy robić? My podejmujemy działania, teraz chcemy zobaczyć w akcji inne kraje", grzmiał główny chiński negocjator Xie Zhenhua.

Przewodnicząca szczytu Maite Nkoana-Mashabane nie straciła jednak zimnej krwi. Aby uratować negocjacje przed katastrofą, zarządziła rozmowy w niewielkiej grupie przedstawicieli 9 krajów: Chin, Indii, USA, Wielkiej Brytanii, Francji, Szwecji, Gambii, Brazylii i Polski. Otoczeni przez tłum, wybrani negocjatorzy po cichu zastanawiali się, jakiego sformułowania użyć w tekście, aby zadowolić wszystkie strony Konwencji. W końcu Luis Figueres, prawnik z delegacji brazylijskiej, zaproponował wyrażenie "decyzja o mocy prawnej" (ang. agreed outcome with legal force). Propozycji tej przyklasnęła UE, uznając, że oznacza ona to samo, co "prawnie wiążące porozumienie".

Chris Huhne określił wynik negocjacji "triumfem europejskiej współpracy" i przełomowym krokiem naprzód. Zadowolenie wyraziła też Connie Hedegaard, która pogratulowała wszystkim krajom, że potrafiły odsunąć na bok własne interesy na rzecz wspólnego celu – wypracowania długoterminowego rozwiązania mającego na celu przeciwdziałanie zmianom klimatu.

Nie brakuje jednak głosów krytyki odnośnie nowego porozumienia. Można się spodziewać, że biedne kraje będą zobowiązane do większej redukcji emisji niż kraje bogate. "Negocjatorzy jasno wyrazili swój stosunek do społeczeństw cierpiących głód – niech jedzą węgiel", podsumowała Celine Charveriat z organizacji Oxfam. Jej zdaniem rządy powinny teraz skupić się na podnoszeniu własnych celów redukcyjnych oraz na zasilaniu Zielonego Funduszu Klimatycznego.

Niepokój budzi też brak wiążących zobowiązań na rzecz ochrony klimatu. Dyrektor Greenpeace International ostrzegł, że szansa na uniknięcie katastrofy klimatycznej wymyka się nam z rąk. Nnimmo Bassey, przewodniczący Friends of the Earth International, ujął to ostrzej – jego zdaniem, przesunięcie konkretnych działań na rok 2020 to zbrodnia na skalę światową. Jesteśmy teraz na prostej drodze do wzrostu temperatury o 4°C co oznacza wyrok śmierci dla Afryki, krajów wyspiarskich, oraz najuboższych społeczności na całym świecie. W opinii wielu organizacji pozarządowych, bogaty 1% znowu zadecydował, że można poświęcić pozostałe 99%.

A to Polska wlaśnie

Zachowanie Polski na szczycie klimatycznym było istotne nie ze względu na wynik negocjacji, ale także w kontekście prezydencji. Zdaniem wielu obserwatorów i negocjatorów, polskie przewodnictwo w Radzie UE może przejść do historii jako najbardziej egoistyczne z dotychczasowych.

Już na samym początku szczytu klimatycznego przyznano Polsce – ponoć niesłusznie – Skamielinę Dnia za patronat nad konferencją organizowaną przez lobby węglowe. Zdaniem organizacji pozarządowych z całego świata posunięcie to podważyło wiarygodność Unii Europejskiej w Durbanie, zagrażając w ten sposób osiągnięciu porozumienia na unijnych warunkach.

W drugim tygodniu szczytu Polska była wielokrotnie krytykowana za przedkładanie narodowych interesów ponad potrzeby całej Wspólnoty. Lord Prescott, obecny w Durbanie zastępca premiera Wielkiej Brytanii, który przewodniczył negocjacjom w 1997 w Kioto wyraźnie powiedział, że minister środowiska Marcin Korolec "powinien działać w interesie Europy, a nie Polski". Kontrowersje wzbudziło też polskie stanowisko w kwestii regulacji handlu jednostkami przyznanej emisji CO2 (ang. Assigned Amount Unit – AUU) w kolejnym okresie obowiązywania protokołu z Kioto. Utrudniało ono osiągnięcie europejskiego konsensusu w tej sprawie.

Ostateczny sukces szczytu klimatycznego i przyjęcie mapy drogowej proponowanej przez UE stawia polską prezydencję w nieco lepszym świetle. Chris Huhne powiedział po zakończeniu konferencji, że wysoko ocenia rolę polskiej prezydencji w osiągnięciu końcowego stanowiska szczytu. "Wasza prezydencja jest wspaniała, bo doprowadziła w tej kwestii do zjednoczenia Unii Europejskiej", podsumował brytyjski sekretarz stanu, uznając wynik szczytu za sukces całej UE.

 

Agata Golec, ChrońmyKlimat.pl
na podstawie: www. guardian.co.uk, www.adoptanegotiator.org, www.climate-justice-now.org, www.future-camp.de, www.koalicjaklimatyczna.org, www.wyborcza.pl

Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej