Publikacje

Szkic porozumienia klimatycznego: jest nieźle, ale musi być lepiej (18230)

2015-02-18

Drukuj

Tekst negocjacyjny wypracowany w Genewie nie jest zły – zawiera propozycję niemal pełnej redukcji emisji gazów cieplarnianych do 2050 r. Mimo to eksperci wątpią, by paryski traktat pozwolił nam zatrzymać ocieplenie na bezpiecznym poziomie.

W piątek zakończyła się sesja oenzetowskich negocjacji klimatycznych w Genewie (pisaliśmy o niej tutaj). Tym razem negocjatorzy mogli zakończyć obrady w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Powstał szkic porozumienia klimatycznego, które ma definiować działania na rzecz ochrony klimatu po roku 2020. 86-stronicowy tekst negocjacyjny to w zasadzie rama wypełniona szeregiem mniej i bardziej ambitnych propozycji. Na kluczowej konferencji w Paryżu, w grudniu br., zmienić się ma w globalne porozumienie.

2°C – realne, czy nie?

Obserwatorzy przyjęli wynik genewskiego spotkania z umiarkowanym optymizmem. Negocjacje toczyły się żwawo, szkic porozumienia – choć zdecydowanie za długi – może być podstawą konstruktywnych rozmów w Paryżu.

Czy jednak paryski traktat będzie wystarczająco ambitny? Czy pozwoli nam zatrzymać wzrost temperatur poniżej progu 2°C w stosunku do epoki przedprzemysłowej, czego domagają się naukowcy? Wątpi w to Jean-Pascal van Ypersele, wiceprzewodniczący IPCC (najważniejszego na świecie zespołu doradczego ds. zmian klimatu). Wtóruje mu Alden Meyer z Union of Concerned Scientists, ten jednak zachowuje pewną dozę optymizmu: paryskie porozumienie samo z siebie nie zapewni nam odpowiedniej redukcji gazów cieplarnianych, jednak nie przekreśli szans na zahamowanie ocieplenia na „bezpiecznym” poziomie. Stać się może sygnałem dla sektora energetyki i inwestorów, że rządy utrzymają twardy kurs na ochronę klimatu, a tym samym – impulsem do zmiany strategii biznesowej. A to przyniesie dalsze redukcje emisji – rynkowe „samosiejki” poszerzą zasięg wypielęgnowanej „plantacji” klimatycznych traktatów.

Ściąć emisje, tylko jak bardzo?

Kluczowym elementem nowego porozumienia będzie ścieżka redukcji emisji gazów cieplarnianych na przestrzeni tego wieku. To pole silnych kontrowersji, co odzwierciedla różnorodność propozycji: niektóre są zachowawcze i nieweryfikowalne, a inne – naprawdę ambitne. Największy aplauz zwolenników ochrony klimatu budzi propozycja „zapewnienia znaczących i szybkich redukcji gazów cieplarnianych o co najmniej 70-95% do roku 2050, w stosunku do roku 2010, oraz negatywnych emisji CO2 i innych długo żyjących gazów cieplarnianych do roku 2080” (opcja d na poniższym obrazku).

Fragment tekstu negocjacyjnego, str. 6. Źródło: UNFCCC. 

Przez negatywne emisje rozumie się sytuację, w której pochłanianie dwutlenku węgla przeważa nad jego emisjami. Z kolei równowagę w budżecie węglowym (kiedy to emisje równe są pochłanianiu) nazywa się zeroemisyjnością netto. Oba te stany osiągnąć mamy dzięki nasadzeniom drzew lub usuwaniu CO2 z powietrza (np. poprzez nowy wariant technologii wychwytu i składowania dwutlenku węgla, czyli BECCS, gdzie biomasa najpierw pobiera CO2 z atmosfery, potem jest spalana w piecu elektrowni, a wychwycony tam dwutlenek węgla trafia do pokładów geologicznych).

Nic nie jest przesądzone

Hasła klucze: zeroemisyjność netto, niemal zerowa emisyjność, neutralność emisyjna i pełna dekarbonizacja (odwęglenie) pojawiają się w tekście 15 razy. To dobrze, bo wyznaczają negocjacjom poziom ambicji zgodny z zaleceniami naukowców. Jednak ta wielość propozycji jest słabością tekstu – wskazuje na znaczną rozbieżność stanowisk i zwiastuje trudne i niekoniecznie owocne negocjacje. Spośród niemal 200 państw członków konwencji klimatycznej OZN część chce ograniczyć wzrost temperatur do 2°C, a część – do 1,5°C. Kością niezgody jest również długoterminowy cel osiągnięcia zeroemisyjności netto. Popiera go prawie 120 stron konwencji, w tym Unia Europejska, 44 członków Sojuszu Małych Państw Wyspiarskich (AOSIS) oraz 48 członków grupy krajów najsłabiej rozwiniętych (LDC). Przeciw wyraźnie opowiada się Arabia Saudyjska (tradycyjnie zaciekły hamulcowy procesu negocjacyjnego). Wody w usta nabrali trzej najwięksi emitenci świata: Chiny, Stany Zjednoczone i Indie, które wspólnie odpowiadają za 2/3 globalnych emisji.

Mimo wszystko, w tekście znalazły się ambitne, obiecujące zapisy. Teraz wszystko zależy od tego, które z licznych „opcji” ostatecznie wejdą do paryskiego porozumienia. Kolejna sesja negocjacji (zarazem ostatnia przed grudniowym szczytem) odbędzie się w czerwcu br. w Bonn. Do tego czasu kraje muszą przedstawić swoje plany działań na okres po roku 2020.

Oby negocjatorzy nie zwolnili tempa tuż przed metą. Oby wypracowali traktat na miarę potrzeb. Potrzeb wielkich i pilnych.

Marta Śmigrowska, Chrońmy Klimat.

 


Udostępnij wpis swoim znajomym!



Podobne artykuły


Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej