Aktualności

Konflikt na Ukrainie to dla Europy impuls do rezygnacji z paliw kopalnych (18195)

2015-02-11

Drukuj
galeria

Charków, Ukraina. Potencjał zwiększenia efektywności energetycznej jest tu ogromny. Fot. Trey Ratcliff, flickr, (CC BY-NC-SA 2.0)

Sposób w jaki zareagujemy na konflikt na Ukrainie może stać się historyczną szansą na zmniejszenie zużycia energii i emisji gazów cieplarnianych zarówno w UE, jak i na Ukrainie – twierdzi słowacki polityk, wykładowca i działacz ekologiczny Juraj Mesík.

Prezentujemy artykuł autorstwa Juraja Mesika, który przedstawia interesujący punkt widzenia na temat konfliktu na Ukrainie oraz jego związku z obecną i przyszłą pollityką klimatyczno-energetyczną Unii Europejskiej. Instytut na Rzecz Ekorozwoju i redakcja portalu ChronmyKlimat.pl nie podzielają wszystkich poglądów wyrażonych w artykule.

Uzależnienie Europy od rosyjskiego gazu ziemnego i ropy naftowej jest dla nas sporym zagrożeniem. Przecież Rosja może się zbroić dzięki pieniądzom, jakie kraje Unii Europejskiej wydają na surowce. Wojnę na Ukrainie trzeba więc wykorzystać, by tę sytuację odmienić.

Los Ukrainy losem UE?

W listopadzie 2013 roku ówczesny prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz pod naciskiem Kremla odmówił podpisania umowy stowarzyszeniowej kraju z UE, do czego miało dojść podczas szczytu w Wilnie. Społeczeństwo odpowiedziało na to demonstracjami na ulicach i placach ukraińskich miast – euromajdanami – domagając się europejskiej przyszłości dla swojego kraju. Rząd odpowiedział policyjną brutalnością, która jednak nie była w stanie złamać oporu. Gdy pod ukraińskimi i unijnymi flagami zginęło przeszło sto osób, wybuchła rewolucja – skorumpowany, opresyjny reżim musiał odejść, a Janukowycz uciekł ze swoimi kamratami do Rosji.

Reakcją Moskwy na zmiany na Ukrainie była próba wzniecenia kontrrewolucji – anty-Euromajdanu we wschodnich i południowych rejonach kraju, zamieszkiwanych przez ludność rosyjskojęzyczną. Kiedy w wyniku braku poparcia wysiłki te spełzły na niczym, kraj stał się obiektem z początku utajonej, następnie zaś jawnej agresji zbrojnej. Po zajęciu Krymu przez „zielone ludziki” (rosyjskich żołnierzy bez wojskowych insygniów), rosyjska tajna policja oraz zamaskowane siły zbrojne wszczęły konflikt w położonym na wschodzie uprzemysłowionym regionie Donbasu.

Ukraina jest dziś zatem w stanie wojny. Rzeczywistym celem konfliktu jest powstrzymanie za pomocą czołgów ekspansji wspólnego rynku, rządów prawa i praw człowieka promowanych przez Unię Europejską – pożądanych przez sporą część ludności wschodniej Europy oraz Kaukazu.

Los Ukrainy może zapowiadać przyszłość UE oraz „europejskiego snu” – tak samo, jak wydarzenia z lat 1937-1938 zapowiadały klęskę zachodnich demokracji w Monachium w roku 1938.

Europa – główny sponsor rosyjskiej potęgi militarnej

Europa obficie korzysta z paliw kopalnych i ma spory udział w globalnej emisji dwutlenku węgla czy metanu wskutek nadmiernego zużycia ropy i gazu. W 2013 roku 35% zużytej w krajach UE ropy naftowej oraz 30% gazu ziemnego pochodziło z Rosji. W wielu państwach członkowskich Unii udział rosyjskiej ropy i gazu sięga 100%.

Uzależnienie od tych surowców i ich importu z Rosji ma – poza konsekwencjami klimatycznymi – istotny wpływ na politykę. Stanowią one 75% importu Unii z tego kraju. Europejczycy płacą za to rocznie 150 mld euro (całościowy koszt importu z Rosji wynosi 213 mld). W tym samym czasie UE eksportuje do Rosji towary za jedynie 123 mld, co oznacza deficyt handlowy rzędu 100 mld euro rocznie.

Zdolność ograniczenia przez Kreml dostaw gazu, jak również kształtowania jego cen, umożliwia rosyjskim władzom wpływanie na sytuację niejednego europejskiego państwa, co jasno pokazał kryzys gazowy z 2009 roku oraz postawa Rosji wobec Ukrainy. Przeszło połowa – niektóre szacunki mówią wręcz o 60-80% – przychodów rosyjskiego budżetu pochodzi z eksportu ropy, gazu i innych surowców. Znaczna część tej kwoty pochodzi z kasy Unii Europejskiej. Przypływ pieniędzy z tego źródła umożliwia Rosji zbrojenia, które stają się bezpośrednim zagrożeniem dla państw członkowskich UE (w szczególności krajów bałtyckich) oraz sąsiadów UE (Ukrainy z okupowanym Krymem i Donbasem, Mołdawii z Naddniestrzem oraz Gruzji z Abchazją i Osetią Południową).

Znaczenie tej militaryzacji pokazują następujące wskaźniki. W corocznym Globalnym Indeksie Pokoju (Global Peace Index) Instytutu na rzecz Ekonomii i Pokoju Rosja zajmuje dopiero 152. miejsce na 162 możliwe, ex equo z Koreą Północną. Wypadek przy pracy? Niekoniecznie. W roku 2012 kraj ten plasował się na tej samej pozycji, a w 2013 – zajmował 154. miejsce. W Globalnym Indeksie Militaryzacji (Global Militarisation Index), publikowanym rokrocznie przez Międzynarodowe Centrum Zmian w Bonn, Rosja znajduje się w pierwszej piątce w rankingu zbrojeń – niezmiennie od roku 2000.

Po rozpoczęciu okupacji Krymu oraz wojny na Ukrainie Europa musi wreszcie spojrzeć na rosyjskie działania przez pryzmat zarządzania ryzykiem. Zależność od importowanych z Rosji paliw kopalnych jest czynnikiem wysokiego ryzyka. Jeszcze ważniejsza jest świadomość, że pieniądze, które za te surowce płacimy, umożliwiają militaryzację Rosji. Przy obrotach handlowych rzędu 367,5 mld euro w 2012 roku Unia Europejska jest głównym partnerem gospodarczym Rosji. Dla porównania wskaźnik obrotów Rosji z Chinami w tym samym roku wyniósł 64,1 mld euro, z Ukrainą – 24,3 mld euro, a ze Stanami Zjednoczonymi, Japonią, Turcją czy Koreą Południową – mniej niż 20 mld euro.

Ukraina szansą dla ochrony klimatu w Europie

Wojna na Ukrainie może stać się silną motywacją do zmniejszenia poziomów konsumpcji energii oraz emisji gazów cieplarnianych – zarówno w UE, jak i na Ukrainie. Emisje tego kraju w porównaniu do PKB są bardzo wysokie i sięgają 0,9 kg na 1 dolara wartości wytworzonej w gospodarce (wg parytetu siły nabywczej), wobec 0,2 kg w Niemczech, Francji, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii czy we Włoszech. Wysoka intensywność energetyczna oraz emisje CO2 na jednostkę PKB mogą być po części wyjaśnione strukturą lokalnej gospodarki, w której istotną rolę odgrywa sektor przemysłowy (odpowiadający za 43% konsumpcji energii), a także bardziej surowym klimatem kontynentalnym. Jednak ważnym czynnikiem jest tu również niezmiernie niska efektywność energetyczna oraz marnowanie energii. Mieszkalnictwo, rolnictwo czy usługi odpowiadają za aż 40% zużycia energii, transport zaś jedynie za 11%.

Gołym okiem widać fatalny stan budynków na Ukrainie – sytuację da się porównać z tą w Polsce i Czechosłowacji w latach 70. XX wieku, a może nawet z wcześniejszego okresu. Potencjał oszczędzania energii oraz redukcji emisji w sektorze budowlanym jest olbrzymi, łatwy do zrealizowania i wymagający niższych inwestycji, niż te potrzebne w Niemczech czy państwach skandynawskich. Kluczowym wyzwaniem jest szybkie wykorzystanie tego potencjału.

Szkoły Wolności

Doświadczenia krajów z rozwiniętymi systemami centralnego ogrzewania (takich jak Czechy czy Słowacja) wskazują, że wdrażanie programów oszczędzania energii w mieszkalnictwie może trochę potrwać – z powodu zawiłej sytuacji własnościowej oraz skomplikowanych regulacji dotyczących zmian w istniejących budynkach. Choć przygotowanie szeroko zakrojonego programu efektywności energetycznej, nakierowanego na sektor budowlany, jest absolutną koniecznością, to jego realizacja będzie rozłożona na lata. Szybkie zmiany można uzyskać dzięki wyższym standardom izolacji termicznej czy poprawie jakości produkcji i dystrybucji ciepła. Mimo to zmniejszanie ucieczki ciepła z istniejących budynków mieszkalnych to prawdziwe wyzwanie.

Znacznie łatwiej będzie zmodernizować placówki oświatowe, będące własnością publiczną i publicznie zarządzane. Jasna struktura własnościowa, jak również wysoki poziom standaryzacji sprawiają, że ukraińska infrastruktura edukacyjna nadaje się do szybkiego, masowego programu interwencyjnego, który zmniejszy uzależnienie tego kraju od konsumpcji gazu.

Skupienie się na tym sektorze (nazwijmy ów program Inicjatywą Szkół Wolności) miałoby również niebagatelne znaczenie symboliczne. Wysłałoby Ukraińcom czytelny sygnał: wasze dzieci, wasz kraj mają przyszłość! Skupienie się na szkołach nie powinno budzić kontrowersji politycznych, zostanie również docenione przez opinię publiczną. Program poprawy efektywności energetycznej szkół – przynosząc dostrzegalne, pozytywne i szybkie skutki dla milionów dzieci, nauczycieli oraz rodziców – może ukazać nową ekipę rządzącą w Kijowie jako grupę zainteresowaną zmianami w kraju i zwiększyć jej popularność. To szczególnie ważne w kontekście pamięci o kłótniach, jakich społeczeństwo tego kraju było świadkiem po pomarańczowej rewolucji z roku 2004.

Potencjał tego projektu jest olbrzymi. Na Ukrainie działa 15 500 placówek opieki przedszkolnej, w których znajdziemy 1,2 miliona dzieci, jak również 20 600 szkół podstawowych, ponadpodstawowych oraz wyższych, do których uczęszcza 4,5 miliona uczniów, pracuje zaś 522 tysiące nauczycieli. Wszechobecność szkół (tak w miastach, jak i na wsi), a także bliskie kontakty między placówkami a społecznościami lokalnymi tworzą dogodne warunki dla projektów oszczędzania energii – szkół w standardzie niskoenergetycznym lub pasywnym, czy też inwestycji w izolację termiczną i szczelne okna.

Tego typu projekty mogą być wdrożone dzięki wykorzystaniu narzędzi produkcji wielkoprzemysłowej, takich jak szkoły modułowe, przygotowane w krótkim czasie przez wyspecjalizowane ekipy na już istniejących i uzbrojonych terenach szkolnych. W Europie już wykorzystywane są (choć na mniejszą skalę) budynki kontenerowe. Produkowane na skalę przemysłową mogą być przewożone na miejsce pociągami albo ciężarówkami i łączone w najróżniejszych konfiguracjach. Dane z wybudowanych w ten sposób szkół na Słowacji wskazują, że koszt ich budowy jest o 25% niższy niż standardowych placówek podobnej jakości.

Istnieje rzecz jasna wiele innych sposobów wykorzystania odpowiednio ocieplonych budynków kontenerowych w skali potrzebnej dotkniętemu konfliktem krajowi. Zapewnienie dachu nad głową zmagającym się z zimą 300 tysiącom uchodźców z Krymu i Donbasu jest jednym z przykładów.

Oszczędzanie energii sposobem na militaryzm

Jest tylko jeden dobry sposób, w jaki Stary Kontynent może odpowiedzieć na aktualną sytuację. Wbrew dominującym w dyskusji głosom rozwiązaniem nie jest importowanie gazu ze Stanów Zjednoczonych czy porzucanie norm ekologicznych w celu rozpoczęcia wydobycia gazu łupkowego. UE musi podporządkować swoje kluczowe projekty nadrzędnemu celowi strategicznemu, jakim powinno być zredukowanie poziomów importu ropy i gazu – i to ze wszystkich jego źródeł, nie tylko z Rosji.

Nie ma sensu stawiać w Europie budynków innych niż pasywne – o niskich potrzebach grzewczych zimą i chłodniczych latem. Wątpliwe są twierdzenia, że nie da się od zaraz wprowadzić stosownego prawodawstwa. Nie możemy czekać do roku 2018 czy 2020 – już jesteśmy bardzo spóźnieni.

Równie bezcelowe jest wydawanie przez Brukselę miliardów euro na budowę kolejnych dróg i autostrad, zamiast inwestowania w efektywne energetycznie budownictwo mieszkaniowe, modernizację transportu publicznego czy elektryfikację kolei. Pieniądze, które wydajemy na rosyjską ropę, napędzającą nasze samochody, zasilają również rosyjską armię. Za te same pieniądze, które dziś wydajemy na drogi, szeroko zakrojony program termorenowacji istniejących budynków mieszkalnych stworzyłby znacznie więcej zróżnicowanych oraz trwałych miejsc pracy.

Rosyjska agresja na Ukrainie, jak również dobrze udokumentowane wsparcie Rosjan dla skrajnie prawicowych, antyunijnych partii politycznych z wielu państw członkowskich mogą być dla Unii powodem i szansą na skończenie z „polityką taką jak zwykle” w kwestiach energetycznych. Jeśli Bruksela oraz państwa Unii nie odpowiedzą na te wyzwania, będzie to przegrana nie tylko obecnych elit politycznych, ale całego europejskiego projektu pokoju, bezpieczeństwa i dobrobytu.

Duński minister spraw zagranicznych Martin Lidegaard miał rację, twierdząc, że redukcja zużycia paliw kopalnych oraz wzrost znaczenia energetyki odnawialnej stanowią najlepszą, najbardziej całościową odpowiedź na rosyjską agresję oraz zbrojenia. Historia osądzi, czy inni europejscy politycy wykorzystają aktualne wydarzenia, by zarzucić dotychczasową politykę, czy może staną wraz z podporucznikiem Milo Minderbinderem z „Paragrafu 22” w rzędzie osób, które w pogoni za krótkoterminowym zyskiem wspierały rozwój zdolności militarnych własnych przeciwników, a tym samym własną zagładę.

Źródło: Zielone Wiadomości. Opracowanie: Marta Śmigrowska.


Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej