Aktualności

Cele pakietu klimatyczno-energetycznego a sprawa polska (16878)

2014-02-26

Drukuj

W ubiegłym miesiącu Komisja Europejska przedstawiła swoje propozycje celów pakietu klimatyczno-energetycznego w perspektywie 2030 r., czym wywołała kolejną falę dyskusji. Polska należy do krajów, w których decydenci zdają się nie dostrzegać faktu, że Europa nie szuka już odpowiedzi na pytanie "co robić?" ani tym bardziej "czy działać?", ale pracuje nad konstruktywną odpowiedzią na pytanie "jak?".

Przypomnijmy, że KE zaproponowała redukcję emisji CO2 o 40% w stosunku do 1990 roku oraz osiągnięcie poziomu 27% energii pochodzącej z odnawialnych źródeł. Co ważne, ten ostatni cel ma obowiązywać w całej Unii, nie zostały natomiast wskazane propozycje konkretnych zobowiązań dla poszczególnych krajów członkowskich, które maja zgłosić swoje propozycje. W przeciwieństwie do pakietu 3x20 na rok 2020, KE nie odniosła się w sensie sformułowania ilościowego celu do kwestii efektywności energetycznej.

Jak na powyższe propozycje zareagowali polscy politycy? Niestety, ton większości wypowiedzi jest niezmienny od wielu lat. Na ich podstawie można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z grą na zwłokę. Pojawiają się argumenty, że nie zostały przeprowadzone dogłębne analizy, które pokazywałyby rzeczywiste skutki przyjęcia tak sformułowanych celów. Decydenci, pod naciskiem branżowych organizacji zrzeszających polskie firmy, straszą nas, że staniemy się, zarówno Polska, jak i Europa, rynkiem o wysokich kosztach produkcji wynikających z drogiej energii. To z kolei będzie przyczyną problemów gospodarczych mających swoje źródło w niskiej konkurencyjności.

Jerzy Buzek w trakcie spotkania, podczas którego prezentowano raport firmy konsultingowej Roland Berger, w którym wzięli udział m.in. parlamentarzyści, przedstawiciele Komisji Europejskiej, Europejskiego Komitetu Ekonomiczno-Społecznego wskazał na "„alarmujące koszty obecnej ambitnej unijnej polityki klimatycznej, ponoszone zwłaszcza przez kraje i przemysł Europy Środkowej". Jak dodał w dalszej części swojego wystąpienia: – Droższa energia to wyższe koszty produkcji. Tym samym Niemiec czy Francuz nie kupi już atrakcyjnego cenowo auta z polskiej czy rumuńskiej fabryki. Rodzi to też ryzyko przenoszenia w przyszłości tych fabryk poza granice UE. A to nie sprzyja doganianiu państw zachodnich przez państwa naszego regionu, a więc osiągnięciu – tak pożądanego, spójnego rozwoju całej Wspólnoty. I w końcu – problemy gospodarcze, ewentualne likwidowanie przedsiębiorstw i miejsc pracy, nie przysparza w Europie Środkowej zwolenników Unii.

Nie sposób w tym miejscu nie zauważyć, że Parlament Europejski 4 lutego przyjął rezolucję przyjął rezolucję, która wzywa Komisję Europejską oraz kraje UE do jeszcze śmielszych posunięć niż te, które zostały zawarte w pakiecie przedstawionym kilkanaście dni wcześniej. Parlamentarzyści postulują ustanowienie krajowych celów redukcji emisji gazów cieplarnianych o co najmniej 40% w odniesieniu do poziomu z roku 1990. Posłowie chcą także, aby celem była 40% efektywność energetyczna, zgodnie z badaniami dotyczącymi jej potencjału oraz zobowiązania do uzyskiwania 30% energii ze źródeł odnawialnych.

Jerzemu Buzkowi wtóruje ówczesny członek jego rządu, były wicepremier i minister gospodarki, Janusz Steinhoff. Podczas niedawnego Forum „Zmieniamy Polski Przemysł" stwierdził: – Gdybyśmy doszli do wniosku, że niekwestionowane jest to, co wynika z badań naukowych a dotyczy relacji emisji CO2 i ocieplenia klimatu i racjonalnie podejmowalibyśmy działania zmierzające do ograniczenia emisji, to każdy Polak i każdy Europejczyk byłby w stanie zapłacić za to określoną sumę pieniędzy. Tak by się stało przy jednym założeniu – że ta określona suma pieniędzy wydana zostanie na faktyczną redukcję emisji CO2, a nie na utrącenie własnej gospodarki. – Odwołując się do planów zawarcia przez UE umowy o wolnym handlu ze Stanami Zjednoczonymi, Steinhoff wskazuje na zagrożenia, jakie mogą wynikać z braku „wspólnych standardów środowiskowych" dla obu gospodarek.

By uspokoić byłego wicepremiera dodajmy, że Stany Zjednoczone w 2012 r. na rozwój odnawialnych źródeł energii wydały kwotę 51 mld dolarów, co daje im trzecie miejsce na świecie (po Chinach i Niemczech), a np. Kalifornia w 2013 r. wprowadziła regionalny system handlu emisjami, gdzie, jako cenę minimalną dla jednej tony dwutlenku węgla przyjęto, w przeliczeniu, ok. 8 euro (10 dolarów). Należy podkreślić, że jest to o ok. 2 euro więcej niż wynosi obecna cena jednostki EU ETS, a rząd polski, w przeciwieństwie do PE, jest zdecydowanie przeciwny szybkiemu wdrożeniu backloadingu, którego celem jest podniesienie tej kwoty.

Jak zatem polscy politycy wyobrażają sobie przyszłość naszego kraju? Nieco światła na tę kwestię rzuca wypowiedź wicepremiera Janusza Piechocińskiego ze spotkania Europejskiej Partii Ludowej – Naszym zadaniem, mając świadomość, że jeszcze w roku 2050 udział węgla w polskiej energetyce będzie na poziomie nie mniejszym niż 40%, jest przesunięcie się w stronę energetyki niskoemisyjnej i chcemy w to zaangażować także ciężki przemysł.

Największe gospodarki Unii Europejskiej już rozpoczęły transformację. Niemcy wierzą w OZE i rozpoczęły kilka lat temu realizację ambitnego, choć trudnego programu zwiększania udział energii pozyskiwanych ze źródeł odnawialnych. Wielka Brytania stawia na energię jądrową. Również inni gracze jasno deklarują kierunek prowadzonych działań. Ministrowie ośmiu państw europejskich, w tym m.in.: Austrii, Belgii, Danii, Francji, Irlandii, Portugalii i Włoch wezwali w swoim liście skierowanym do KE, jeszcze przed przedstawieniem przez nią swoich propozycji, do wskazania celów na 2030 r. dla energii odnawialnej. Czyżbyśmy znowu mieli stać się wyspą? Tym razem jednak nie zieloną oazą wzrostu gospodarczego, lecz raczej reliktem przeszłości i skansenem? Czy zdrowa gospodarka i zrównoważony rozwój stoją wobec siebie w opozycji?

Powyższe pytania skierowaliśmy do dr. Andrzeja Kassenberga, prezesa Instytutu na rzecz Ekorozwoju. – Istotą rozpatrywania polityki energetyczno-klimatycznej UE przez wielu działaczy gospodarczych i polityków w Polsce jest ocenianie jej przez pryzmat partykularnych interesów poszczególnych branż, najbliższych wyborów oraz tu i teraz, a nie jako procesu służącego zmienianiu Polski w kraj innowacyjny i nowoczesny. Bez silnego bodźca z zewnątrz, jakim jest unijna polityka, nie dokonamy istotnych zmian w całej gospodarce i będziemy krajem dryfującym, który ugrzęźnie w pułapce średniego dochodu. Z takiego punktu widzenia Polska musi znaleźć własną, strategicznie korzystną odpowiedź na propozycje Białej Księgi, a nie zawetowanie jej. Trzeba rozpocząć dyskusje nie na mitach, ale na faktach, jak zdywersyfikować energetykę, jak wykorzystać efektywność energetyczną, jak zaangażować ludzi do budowania energetyki prosumenckiej, jak postawić w polityce przemysłowej na rozwój własnych niskoemisyjnych specjalności. Lata 2014–2030 traktować trzeba jako okres przygotowawczy do głębokiej transformacji gospodarki po roku 2030. Nie zmarnujmy tego okresu, tej szansy.

ZOBACZ, co jeszcze dr Andrzej Kassenberg powiedział portalowi ChronmyKlimat.pl na temat celów na rok 2030 roku.

 

Marek Korzyński, ChronmyKlimat.pl
na podstawie: gramwzielone.pl, wnp.pl, materiały własne

 

 

Niniejszy materiał został opublikowany dzięki dofinansowaniu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.


Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej