Aktualności

Wiatrakom pod wiatr (19404)

2016-04-18

Drukuj
galeria

Może zamiast zakazywać zarabiania, czas sprawiedliwiej rozdzielić zyski, np. ustawą o OZE z rozsądną taryfą gwarantowaną, obowiązkowym funduszem dla społeczności lokalnych lub funduszem kompensującym szkody przyrodnicze?

Wiatrakom pod wiatr, chciałoby się powiedzieć. W czwartek 14 kwietnia 2016 r. po raz pierwszy w Warszawie pojawili się demonstranci z transparentami popierającymi odnawialne źródła energii – elektrownie wiatrowe. To odpowiedź na stanowisko polityków i naukowców, m.in. z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego czy Instytutu Ochrony Środowiska. Chcą oni wykluczyć szkodliwość wiatraków poprzez wprowadzenie zakazu ich lokalizacji w odległości mniejszej niż ok. 2 km od domów. Dlaczego?

Podobno wiatraki generują za dużo hałasu. Jednak już w odległości 500 metrów od masztu hałas ten zwykle nie przekracza dopuszczalnego poziomu 40dB. Podobno to wina infradźwięków, ale infradźwięki pochodzące od wiatraków też nie przekraczają szkodliwych poziomów. A może to wina pola elektromagnetycznego? Rozmawiając przez komórkę otrzymujemy większą dawkę pola elektromagnetycznego, niż od instalacji wiatrowej. Może wiatraki zbytnio rzucają się w oczy w krajobrazie, ale jest wiele miejsc, w które instalacje wiatrowe wpisały się lepiej, niż niejedno osiedle domów jednorodzinnych, nowa droga czy fabryka. Elektrownie wiatrowe to śmiertelne zagrożenie dla ptaków, ale zwykle inwestorzy o tym wiedzą i nie stawiają wiatraków na trasach ich przelotu. Odpadające łopaty wirników, spadające z wiatraków sople? One też zwykle uderzają dużo bliżej niż 500 metrów od masztu.

A może po prostu wiatraki były dotychczas najmniej "ludową" formą energetyki wiatrowej w Polsce. Choć to najtańsze z OZE w przeliczeniu na megawat nowych mocy, to jednak solidny, pojedynczy wiatrak kosztuje miliony. Potrzebny jest duży kapitał, by go wybudować. A ponieważ system wsparcia OZE w Polsce nie dawał szans ludziom bez takiego kapitału, wiatraki budowali praktycznie tylko kapitaliści. To dla nich wiatraki mielą największe pieniądze i tylko czasem skapnie jakiś procent dla lokalnej społeczności, renta dla właścicieli gruntów, czy podatek dla samorządów. Zwykłym ludziom z wiatrakiem nad głową jest zatem pod wiatr.

Ale kapitalistyczny wiatrak zarabia pod wiatr. Może więc zamiast zakazywać zarabiania, czas sprawiedliwiej rozdzielić zyski, np. ustawą o OZE z rozsądną taryfą gwarantowaną, obowiązkowym funduszem dla społeczności lokalnych, funduszem kompensującym szkody przyrodnicze w ustawie Prawo Ochrony Środowiska. Czy wszystkie pomysły już z głów wywiało?

Dr Wojciech Szymalski
Prezes Instytutu na rzecz Ekorozwoju


Udostępnij wpis swoim znajomym!



Podobne artykuły


Podziel się swoją opinią




Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej