Polecane publikacje

Ochrona klimatu a sprawa polska (14119)

2012-03-27

Drukuj

Kiedy Polska ponownie zawetowała energetyczną mapę drogową Unii Europejskiej do 2050 roku, media zgodnie zakrzyknęły: rząd staje murem za polską gospodarką! Ale czy rzeczywiście?

Podczas posiedzenia Rady Środowiskowej – ministrów środowiska Unii Europejskiej Polska zablokowała przyjęcie konkluzji w sprawie planu działania na rzecz wprowadzenia gospodarki opartej na technologiach niskoemisyjnych do 2050 r. (tzw. roadmap 2050). Polska była jedynym krajem, który ostatecznie wyraził sprzeciw, choć wcześniej poparcie dla polskiego stanowiska deklarowały kraje Grupy Wyszehradzkiej (Czechy, Węgry, Słowacja) oraz Bułgaria i Rumunia.

Przedstawiony przez duńską prezydencję projekt wskazywał na konieczność jak najszybszego działania w sprawie strategii niskoemisyjnej. Za najbardziej opłacalną i wydajną uznano taką ścieżkę przejścia do gospodarki niskoemisyjnej, która przechodziłaby przez orientacyjne "kroki milowe" (ang. milestones), zakładające redukcję emisji o 40% w 2030 r., 60% w 2040 r. i 80% w 2050 r. Słowo "orientacyjne" zostało włączone do tekstu specjalnie po to, aby podkreślić, że proponowane kroki mają nie mają charakteru wiążącego, co odróżnia je od celów redukcyjnych.

W czasie rozmów Polska gotowa była przystać na długoterminowy plan redukcji emisji w UE (min. 80% do roku 2050), sprzeciwiała się jednak przyjęciu proponowanych przez Komisję kroków milowych. Punktem spornym jest też od dawna plan zwiększenia celu redukcyjnego UE na rok 2020. Mimo polskiego veta w czerwcu ubiegłego roku, Komisja wciąż twierdzi, że najbardziej efektywna ścieżka do planowanego ograniczenia emisji w roku 2050 prowadzi przez cel 25% redukcji do 2020 r.

Projekt konkluzji Rady przewidywał też, że Komisja miałaby otrzymać mandat do przedstawienia propozycji strategii redukcyjnej w okresie do roku 2030, a w tym szczegółowej oceny skutków wprowadzonych regulacji zarówno na poziomie krajowym, jak i ogólnoeuropejskim. Tutaj Polska również ma wątpliwości i nie zgadza się, aby Komisja rozpoczęła prace nad planem redukcji do roku 2030.

Niektórzy oceniają, że wszystkie powyższe kwestie mogą stać się przedmiotem ponownej dyskusji podczas najbliższego szczytu UE na poziomie szefów państw, ale możliwe są też inne scenariusze. Komisja zapowiada, że będzie działać mimo polskiego sprzeciwu. Warto przypomnieć, że 15 marca Parlament Europejski przegłosował niewiążącą rezolucję w sprawie zablokowanego przez Polskę planu działania na rzecz wprowadzenia konkurencyjnej gospodarki opartej na technologiach niskoemisyjnych do 2050 r. Furtką do podniesienia celu redukcyjnego może być dyrektywa w sprawie efektywności energetycznej, z którą finiszuje duńska prezydencja.

Polska prasa właściwie jednogłośnie przyklasnęła stanowisku polskiego rządu.

"Rzeczpospolita" z dnia 16 marca 2012 r. przypomniała, że na świecie najwięcej CO2 emitują Chiny (8950 mln ton) i USA (5250 mln ton), podczas gdy cała UE jest na trzecim miejscu i odpowiada jedynie za 11% emisji i przytoczyła stanowisko ministra środowiska Marcina Korolca: najpierw świat, potem Unia. W rozmowie z Rzeczpospolitą, Bogusław Sonik, zwrócił uwagę na to, że wyznaczanie kolejnych ambitnych celów nie może się odbywać bez przeprowadzenia szczegółowych analiz skutków ich wdrożenia. Na podniesieniu celów redukcji zyska cała wspólnota, ale czy każdy kraj z osobna także? Które grupy społeczne poniosą największy ciężar kosztów naszych idei? – zastanawia się europoseł.

W "Naszym Dzienniku" z 12 marca 2012 r. podkreślano, że polska gospodarka opiera się na energetyce węglowej w znacznie większym stopniu niż gospodarki innych krajów europejskich, a posiadanie własnych złóż węgla jest elementem naszej przewagi konkurencyjnej, której UE może nas pozbawić forsując redukcje emisji, odejście od energetyki węglowej i handel emisjami, a równocześnie zmuszając Polskę do realizacji nowych niezwykle kosztownych inwestycji. Dziennik przytacza słowa Mikołaja Dowgielewicza, sekretarza stanu ds. europejskich w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, którego zdaniem dyskutowanie o nowych celach redukcyjnych w chwili obecnej jest zupełnie oderwane od rzeczywistości, ponieważ Unia przechodzi kryzys, a kraje na południu Europy mają już teraz problemy z odzyskaniem konkurencyjności.

W "Gazecie Prawnej" (w dodatku "Moja Firma" z 15 marca 2012 r.) Andrzej Arendarski, prezes Krajowej Izby Gospodarczej (KIG) ostrzegał przed katastrofalnymi dla polskiej gospodarki skutkami "jednostronnych i nieprzemyślanych decyzji Brukseli", przytaczając wyniki przeprowadzonych na zlecenie KIG badań, według których dodatkowe koszty dla przemysłu w Polsce z tytułu już wdrożonych działań z zakresu polityki klimatycznej osiągną w roku 2015 ok. 5 mld zł rocznie, a do roku 2030 wzrosną do ok. 13 mld zł rocznie. Prezes KIG ubolewał też nad tym, że podczas posiedzenia Rady zapomniano o europejskiej solidarności i nie zaproponowano rozwiązań, które mogłyby być zaakceptowane przez uzależnioną od węgla Polskę. Na szczęście nasi negocjatorzy "nie ugięli się pod presją ekoszantażu oraz duńskich ambicji" i wyrazili sprzeciw wobec planów Brukseli, cieszy się Arendarski.

Łukasz Warzecha z "Faktu" (13 marca 2012 r.) przekonywał, że lepiej by Polska była hamulcowym niż frajerem. Nasuwa się jednak pytanie – czy to nie to samo? Jak inaczej nazwać polski upór w sprawach klimatu?

W artykule "Wall Street Journal", przedrukowanym w "Rzeczpospolitej" 16 marca, można znaleźć następujące stwierdzenie: Marcin Korolec zawetował kolejny krok w unijnym planie ograniczenia emisji CO2 o 80 proc. do 2050 r. w porównaniu z poziomem z 1990 r. Jeżeli pokolenie Europejczyków, które właśnie się rodzi, będzie żyło w nowoczesnym społeczeństwie, będzie to zawdzięczało między innymi Korolcowi.

Czy to nowoczesne społeczeństwo będzie importowało węgiel do przestarzałych elektrowni? Już w marcu ubiegłego roku Najwyższa Izba Kontroli podała, że przy obecnym tempie wydobycia polskiego węgla może nie wystarczyć nawet na najbliższe 20 lat. Równocześnie nie jest tajemnicą, że 40% elektrowni w Polsce ma ponad 50 lat, a sieć przesyłowa podobnie ma swoje lata i jest już mało wydajna co oznacza że w nadchodzących latach konieczne będą inwestycje i związane z nimi wydatki. Jak zauważa Andrzej Kassenberg, prezes Instytutu na rzecz Ekorozwoju, energetyczna mapa drogowa UE i zawarte w niej cele mogą skłonić Polskę do inwestycji w kierunku bardziej innowacyjnej, nowoczesnej gospodarki. Jest to dla naszego kraju ogromna szansa, zwłaszcza że w sektorze energetycznym tak czy inaczej konieczne są inwestycje.

 

ChronmyKlimat.pl
na podstawie: "Rzeczpospolita" (16.03.2012), "Nasz Dziennik" (12.03.2012), "Gazeta Prawna" (15.03.2012), "Fakt" (13.03.2012), www.nik.gov.pl, www.star-telegram.com.

Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej