Polecane publikacje

Ile „pierwszego paliwa” w Unii? (17534)

2014-08-01

Drukuj
galeria

Ocieplenie domu, Wielka Brytania, for. Martin Loader, CC BY-SA 2.0

Ostrożność w podnoszeniu unijnych standardów efektywności energetycznej może przynieść efekty przeciwne do zamierzonych.

Decyzja Komisji Europejskiej, która 23 lipca zaproponowała, by do 2030 r. kraje UE podniosły efektywność energetyczną o 30% (w porównaniu z bazowym 2005 r.) wygląda na zwycięstwo politycznego realizmu. Jeszcze w czerwcu Bruksela poważnie analizowała pułap o 10% wyższy. Gdyby udało się osiągnąć tak ambitny cel, unijne rachunki za import paliw byłyby niższe o 50 mld euro rocznie. Poszukiwanie oszczędności w tym sektorze wydaje się tym bardziej konieczne, że uzależnienie UE od importowanych surowców już w tej chwili jest bardzo wysokie: 50% węgla, 80% gazu i 90% ropy pochodzi z importu. Mniejsze zużycie energii oznaczałoby również wzrost zatrudnienia, na przykład w branży termomodernizacyjnej. Za takimi rozwiązaniami lobbują przede wszystkim Francja, Niemcy i Szwecja. Przeważyła jednak prezentowana m.in. przez Wielką Brytanię opinia, że pułap 40% wiąże się ze zbyt wysokimi kosztami i dalszymi podwyżkami cen energii.

Zapał unijnych dyplomatów mogła ostudzić również oficjalna informacja o tym, że krajom UE nie uda się prawdopodobnie osiągnąć w 2020 r. zakładanego poziomu oszczędności energii i efektywności energetycznej, co stanowiło jeden z fundamentów tzw. pakietu klimatycznego „3x20”. Optymizmem nie napawają też informacje z Australii, dotychczas postrzeganej jako kraj zaangażowany w walkę z globalną emisją – zniesienie podatku węglowego osłabia tę pozycję.

Ważnym, choć niedostrzeganym powszechnie, kontekstem tej decyzji jest wojna rosyjsko-ukraińska. O jej wpływie na politykę klimatyczną mówi się niewiele, choć może on być znaczący. Jeśli bowiem ktokolwiek w UE miał złudzenia co do wiarygodności rosyjskiego partnera – w ostatnich miesiącach musiał je stracić. Widmo nadchodzącej zimy i realne ryzyko powtórki z 2009 roku, kiedy to Rosja wstrzymała dostawy błękitnego paliwa, zmuszają polityków do poszukiwania alternatyw i wyznaczania bardzo konserwatywnych celów klimatycznych. Może zdarzyć się nawet tak, że jednym z nieoczekiwanych skutków wschodniego konfliktu będzie rehabilitacja europejskich złóż węgla i ułatwienia w ich eksploatacji. Przypadek Polski jest tu szczególny: nasza zależność od rosyjskich surowców energetycznych jest znacznie większa, niż się potocznie sądzi. To nie tylko słynny kurek z gazem, którego przykręceniem można grozić Warszawie i dużej części Europy. Aż 65% importowanego do Polski węgla pochodzi z Rosji – jest on tańszy niż krajowy surowiec – i dalej: ponad 90% ropy naftowej pochodzi z rosyjskich złóż. O ile ewentualne przerwanie dostaw gazu nie sparaliżuje kraju z dnia na dzień (rezerwy tego surowca są dosyć wysokie), o tyle radykalny (ale możliwy do wyobrażenia) gest w postaci awarii rurociągu „Przyjaźń” czy remontu jednej z kilku rafinerii zaopatrujących Polskę w olej napędowy, może wywołać paraliż.

Znacząca wydaje się również uwaga uczulonego na kwestie klimatyczne Günthera Oettingera, komisarza UE odpowiedzialnego za politykę energetyczną. Wyrażając radość z jednogłośnego przyjęcia przez KE poziomu 30%, podkreślił, że zwiększanie efektywności energetycznej nie może dotyczyć jedynie sektora węglowego, ale powinno również objąć energetykę opartą na gazie czy ropie naftowej. Można to drobne uściślenie uznać za oczywiste, ale równie dobrze można odczytać je jako jeden z sygnałów do korekty klimatycznego kursu UE.

Niestety istnieje realne ryzyko, że ostrożność przyniesie efekty przeciwne do zamierzonych. Spowolnienie zmian w szeroko rozumianej energetyce (szeroko, a więc również jako efektywność energetyczna, nazywana nieprzypadkowo przez International Energy Agency „pierwszym paliwem”) przy zakładanym (czy słusznie, czy nie – to temat na inny tekst) wzroście zapotrzebowania na energię może bowiem utrwalić na kolejne dekady zależność UE od importowanych paliw kopalnych. Szczególnie w krajach takich jak Polska, gdzie rynek odnawialnych źródeł energii rozwija się z bardzo dużymi oporami. KE postanowiła, że pułap 30% nie będzie wymagał poparcia szefów poszczególnych państw podczas najbliższego spotkania w październiku, co jest jasnym sygnałem, że temat nie znajduje się obecnie na szczycie unijnej agendy. To niepokojący sygnał: efektywność energetyczna może być nie tylko narzędziem polityki klimatycznej, ale również nieoczekiwanym orężem w batalii, której stawką jest niezależność Unii od kaprysów kluczowego dostawcy paliw kopalnych.

Michał Olszewski, ChronmyKlimat.pl

Redakcja ChronmyKlimat.pl zezwala na przedruk tego artykułu pod warunkiem podania źródła wraz z aktywnym linkiem do portalu (ChronmyKlimat.pl).


Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej