Polecane publikacje

Wywalcz sobie pociąg (18732)

Bartosz Hardek
2015-07-26

Drukuj
galeria

Ostatnich dwadzieścia pięć lat to czas stopniowej, ale systematycznej likwidacji kolejnych połączeń kolejowych. Czy możliwe jest zatrzymanie tego procesu? 

W ostatnich latach, pod wpływem z jednej strony rozpowszechniania się fachowej wiedzy, z drugiej zaś rozczarowania obecną kondycją transportu publicznego, tworzy się coraz więcej ruchów oddolnych, które podejmują tematykę komunikacji zbiorowej. Ich działalność nastawiona jest głównie na współtworzenie razem z rządem i samorządami – czy to bezpośrednio, czy za pośrednictwem opinii publicznej – planów i polityk transportowych, czyli leżących u podstaw działalności jednostek samorządu terytorialnego założeń i wytycznych mających na celu maksymalizację wydajności sieci komunikacyjnych. Sposoby osiągania celów są rozmaite: od rozpowszechniania wiedzy na temat transportu, poprzez proponowanie konkretnych rozwiązań, aż po mniejszy lub większy udział w życiu politycznym, z akcjami protestacyjnymi włącznie.

Przykładami tego typu organizacji czy kampanii są ogólnopolskie Tiry na Tory, Centrum Zrównoważonego TransportuMiasto w Ruchu, regionalne Stowarzyszenie Integracji Stołecznej Komunikacji (SISKOM), ruchy miejskie, które jako jeden z głównych postulatów przyjmują promocję zrównoważonego transportu, a także rozmaite inicjatywy postulujące najczęściej przywrócenie ruchu na lokalnych liniach. Wszystkie one walczą nie tylko o konkretne rozwiązania w zakresie komunikacji szynowej, ale również o zmianę sposobu myślenia o transporcie.

Taką inicjatywą jest również ta, którą mam przyjemność reprezentować, czyli Pociąg-Autobus-Góry. Łączymy dwa pokolenia współdzielące kilka pasji, między innymi góry i właśnie kolej. Wystartowaliśmy jesienią 2014 roku. Nasze cele w ramach PAG to po pierwsze lobbing za budową szybkiego transportu kolejowego (linia Podłęże-Piekiełko) od Krakowa (a zatem i reszty Polski) do Tatr i Beskidu Sądeckiego, a po drugie rozwój komunikacji zbiorowej w południowej części województwa małopolskiego.

Powodów, dla których zaczęliśmy nasze działania, było kilka. Pierwszy z nich to chaos komunikacyjny w miejscowościach górskich. O korkach na Zakopiance i komunikacji zbiorowej na Podhalu – tutaj mieszkamy – krążą legendy: albo postoisz w korku, jadąc pod Tatry samochodem, albo postoisz w korku, jadąc autobusem, a potem będziesz czekał, aż kierowca „zbierze komplet”. Jazda pociągiem to co najmniej trzy godziny piętnaście minut z Krakowa (rekordowo wytrasowany ekspres), a liczba wszystkich połączeń to średnio siedem par pociągów dobowo, czyli malutko. Ten sam problem, choć w nieco innej skali, dotyczy także Sądecczyzny.

Drugi powód to degradacja przestrzeni i środowiska.

Liczba parkingów (również „dzikich”) przekracza w naszym mniemaniu granice absurdu. Przestrzeń, którą można by było przeznaczyć np. na rekreację, zajmują wyżwirowane lub wybetonowane place.

Przeraża ilość samochodów na drogach, a także polska kultura drogowa, która – czy to poprzez częste wymuszanie pierwszeństwa, czy nagminne przekraczanie prędkości – marginalizuje innych użytkowników drogi, każe im się czuć intruzami. Do tego dochodzi spory hałas i smog komunikacyjny. W Zakopanem bardzo łatwo można zaobserwować go w letnie dni choćby z Gubałówki, więc to także kwestia estetyczna. Tu nie chodzi o jakąś abstrakcyjną ekologię. Górskie miejscowości stają się coraz mniej przyjazne zarówno mieszkańcom, jak i turystom, którzy są źródłem utrzymania, co wraz z rosnącą konkurencją – krajową i zagraniczną (wszak dzięki rozbudowie sieci autostrad i portów lotniczych znacznie łatwiej wyjechać teraz do zagranicznych kurortów) – będzie stanowiło coraz większy problem dla lokalnej gospodarki.

W końcu trzeci, a zarazem główny powód: realna możliwość rozwiązania problemu. O budowie nowej linii kolejowej z Krakowa do Zakopanego mówi się od początku XX wieku. Obecna, nie dość, że jest bardzo kręta, co skutkuje niską prędkością maksymalną, to jeszcze ma prawie 150 km długości, choć w linii prostej obydwa miasta dzieli 85 km (nowa linia ma być o ponad 20 km krótsza). Jednakże dopiero w ostatnich latach – pod wpływem funduszy unijnych i spowodowanego nimi boomu inwestycyjnego – pojawiła się faktyczna możliwość przygotowania i sfinansowania przedsięwzięcia. Realny czas podróży najszybszymi pociągami nową linią to półtorej godziny z Krakowa do Zakopanego i godzina z Krakowa do Nowego Sącza. Nie jest to futurystyczna wizja podziemnych kolejek, które będą jeździć z Krakowa do Zakopanego w piętnaście minut, tylko projekt budowy zwyczajnej, konwencjonalnej linii kolejowej, czyli inwestycji, jaką potrafimy zrealizować.

„Jedyna” rzecz, o którą musimy się zatroszczyć, to wola polityczna. Jest ona mocno uzależniona od interesu politycznego, a ten od zdolności artykułowania swoich potrzeb przez społeczność (w to przynajmniej wierzymy). I tu pojawił się pewien problem – jesienią 2014 roku, a więc u progu kampanii, linią kolejową interesowali się nieliczni, a naczelnym pomysłem na poprawę sytuacji była wiara w szeroką Zakopiankę. Na szczęście coś drgnęło.

Wszystko zaczęło się od wykładu inicjatora i koordynatora kampanii, Piotra Manowieckiego, podczas Tatrzańskiego Forum Gospodarczego. Wtedy po raz pierwszy część lokalnych działaczy i dziennikarzy dostała od nas sygnał, że warto się tematem zainteresować. PAG zaczął rozprzestrzeniać się przez Facebooka, który stał się naszym podstawowym medium, gdzie udostępniamy materiały na tematy komunikacyjne: są to zarówno informacje branżowe, przykłady dobrych praktyk z innych ośrodków o podobnej do Zakopanego charakterystyce, jak i nasza publicystyka. Całość staramy się urozmaicić ciekawymi materiałami audiowizualnymi oraz obrazującymi nasze intencje infografikami, a to z prostej przyczyny: one najłatwiej rozprzestrzeniają się w sieci. Ponadto liczyliśmy pasażerów różnych środków transportu oraz zorganizowaliśmy happening, podczas którego zbieraliśmy podpisy pod petycją – było to płótno podpisane markerami przez kilkaset osób – z którą w towarzystwie lokalnych polityków pojechaliśmy do Warszawy, by osobiście przekonywać minister Wasiak do naszych racji.

Nie możemy powiedzieć, że dopięliśmy swego, ponieważ naszym głównym celem jest budowa linii kolejowej Podłęże-Piekiełko.

Zapowiadany na początek bieżącego roku koniec prac nad aktualizacją studium wykonalności, czyli dokumentu warunkującego dalsze prace (przygotowanie inwestycji, projekt), przesunął się w czasie – miejmy nadzieję, że już ostatecznie – do sierpnia, a sama inwestycja w kolejnych planach rządowych (KPK) przesuwana jest na listę rezerwową. Jest to niepokojące już nie tylko z powodu naszej stronniczości, ale przede wszystkim dlatego, że z tej inwestycji rok w rok korzystać mogłoby co najmniej pięć milionów osób – sam TPN chwali się trzema milionami turystów w Parku w 2014 r. Policzyć należy również odwiedzających Beskid Sądecki, narciarzy (Białka, Krynica) oraz codzienny i cotygodniowy ruch z/do Krakowa.

Jednak nie załamujemy rąk. Nie jesteśmy co prawda w stanie określić, na ile to efekt naszej kampanii, na ile zasięgu projektu, a na ile innych czynników (popularyzacja tematu kolei przez Pendolino?), ale przez ostatni rok nastąpił znaczny wzrost zainteresowania inwestycją. Nie jest już niczym dziwnym, że od Krakowa po Podhale i Sądecczyznę lokalne media przytaczają kolejne informacje na temat „linii piekielnej” lub że lokalni politycy piszą petycje do władz centralnych. Coraz częściej słychać głosy „my również chcemy takich ładnych pociągów”, a zasięg naszej kampanii wciąż rośnie.

Podobnych inicjatyw w Polsce jest cała masa. Nasi sąsiedzi ze Stowarzyszenia Kolej Beskidzka doprowadzili do reaktywacji połączeń regionalnych między Żywcem a Suchą Beskidzką. W chwili obecnej walczą o remont linii kolejowej nr 97, by uzyskać szybkie połączenie z Żywca do Krakowa. Inicjatywa Kolej Karkonoska chce otwarcia regularnych kursów do Karpacza. Ostatnio głośno było o pikiecie stowarzyszenia Aktywne Pomorze, które domaga się budowy dwutorowej linii kolejowej z Gdańska do Słupska, w dniu, w którym premier Ewa Kopacz odwiedziła Słupsk. Pikietowali (skutecznie) również łodzianie, choć ich celem było „jedynie” uwzględnienie przystanku pod centrum Łodzi w ciągu planowanego pod miastem tunelu średnicowego. Ale możliwe są również działania nie zakrojone aż tak szeroko, bez tak dużego wsparcia społecznego i instytucjonalnego. Łomża, Gorlice, Świeradów Zdrój i wiele innych miejscowości także mają swoich działaczy kolejowych, dzięki którym potrzeba organizacji wydajnego transportu zbiorowego powoli przebija się do mainstreamu. Może to niewiele, ale należy pamiętać, jak wielką wagę przywiązuje się (niestety głównie w urzędach i ministerstwach) do mitu modernizacji za pomocą autostrad i „wypasionych” samochodów, których w zacofanym PRL przecież nie było. Dlatego nie należy spodziewać się przesadnego otwarcia władz na tak mało spektakularne pomysły.

Trzeba zauważyć, że niektóre z nich startowały od zera. Ktoś przeprowadził się do danej miejscowości, wpadł na pomysł, że warto byłoby przywrócić rozpadającą się linię do życia, i z czasem przekonuje do tego coraz więcej osób. Wtedy pojawiają się również media, temat podejmują lokalni aktywiści i nagle zaczyna się tworzyć pozytywna atmosfera dla zmian. Rozgłos takiej inicjatywy, a więc podstawowy warunek oddolnych zmian, uzależniony jest w zasadzie od trzech czynników. Pierwszym z nich jest... jej zainicjowanie. Niby truizm, ale tak naprawdę – jak to w życiu – najtrudniej jest zacząć. Niewiara w powodzenie, odkładanie na jutro i tak dalej. Zawsze znajdzie się powód. Ale jeśli inicjatywa jest słuszna, będzie w stanie nawet nakręcić się sama. Założenie profilu na Facebooku, tak na dobry początek, nic nie kosztuje. Drugim czynnikiem jest minimum aktywności. Trochę poczytać na dany temat, znaleźć ciekawy materiał i się nim podzielić – jeśli ktoś widzi problem i możliwości, to znaczy, że cokolwiek się koleją i transportem interesuje. A trzeci czynnik, który niezbędny jest do rozgłosu, to odpowiedź na zauważoną inicjatywę. Nawet jeśli odbiorca nie wierzy w powodzenie akcji, nawet jeśli obiektywnie są na to małe szanse, kluczowa jest jego aktywność. Nie musi to być chodzenie na pikiety, czasem wystarczy przeczytanie artykułu, czasem zadanie pytania, czasem wspomnienie o pomyśle znajomym. Wystarczy polubić profil inicjatywy na Facebooku albo zacząć śledzić Twittera, zaprosić znajomych do tego samego. Informacje rozchodzą się na zasadzie kuli śnieżnej, dlatego w słusznej sprawie warto ją przyspieszyć.

Bartosz Hardek, Pociąg-autobus-góry

Źródło: Jagielloński24.pl


Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią




Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej