Opinie

Obama na Alasce: McKinley znika z mapy USA (18857)

2015-09-02

Drukuj
galeria

Denali autorstwa Nic McPhee from Morris, MN, USA - Denali from McKinley Princess Lodge, right. Licencja CC BY-SA 2.0 na podstawie Wikimedia Commons

Mount McKinley znika z mapy Stanów Zjednoczonych. Od piątku najwyższy szczyt Ameryki Północnej nosi nazwę Denali. To pierwszy efekt 3-dniowej wizyty Baracka Obama na Alasce, która poświęcona jest zmianom klimatu. 

Denali to w języku Athabaskan "Ta Wielka". Zmiana nazwy najwyższego szczytu USA i Ameryki Północnej jest ukłonem w stronę mieszkańców Alaski, którzy od dawna domagali się, aby wznosząca się 6194 m n.p.m. góra nosiła nazwę używaną przez autochtonów, a nie  jak do tej pory  nazwisko niemającego nic wspólnego z ich stanem byłego prezydenta Williama McKinleya.

Klimatyczne tournée Obamy

Symboliczna zmiana nie jest głównym powodem dla którego Barack Obama, jako pierwszy prezydent w historii USA, odwiedził arktyczną część Alaski. Jego wizyta jest częścią 11-dniowego tournee po kraju poświęconego zmianom klimatu. Wcześniej odwiedził on Las Vegas, gdzie ogłosił program wsparcia dla tworzenia instalacji OZE oraz odbudowujący się po zniszczeniach spowodowanych przez huragan Katrina Nowy Orlean. Jak tłumaczy rzecznik Białego Domu, prezydent USA zamierza teraz "często i dobitnie" poruszać temat ochrony klimatu.

 Nie robimy wystarczająco dużych postępów (w walce ze zmianami klimatu  red.), żaden z reprezentowanych tu narodów ich nie robi  mówił Obama w trakcie poniedziałkowego spotkania z ministrami spraw zagranicznych i ekspertami wchodzącymi w skład Rady Arktycznej, międzynarodowego organu zrzeszającego osiem państw graniczących z Arktyką.

W trakcie pobytu na Alasce Barack Obama odwiedził też m.in. cofający się pole lodowe Seward, gdzie wziął udział w nagraniu programu surwiwalowego Beara Gryllsa oraz miejscowość Kotzebue, której egzystencji zagraża erozja morska.

Klimatyczna hipokryzja?

Znaczenie wizyty Obamy jest komentowane dwojako w amerykańskich mediach. Część ekspertów wskazuje, że Alaska to doskonałe miejsce do komunikowania klimatycznych treści. W ciągu ostatnich 60 lat średnie temperatury wzrosły tam dwukrotnie bardziej niż średnio na świecie. Tamtejszym miejscowościom nadmorskim zagraża już podnoszący się poziom mórz wskutek topnienia lodowców. Co więcej stan nawiedzają właśnie największe w historii pożary spowodowane suszą.  Zmiany klimatu zachodzą tu i teraz, już dzisiaj oddziałują na naszych rodaków  podkreślał Obama w swoim ostatnim cotygodniowym przemówieniu do Amerykanów.

Z drugiej strony, w stronę prezydenta posypały się zarzuty hipokryzji. Zaledwie kilka tygodni temu administracja Obamy dała Shellowi zielone światło na poszukiwanie ropy u zachodnich wybrzeży Arktyki. Grupa aktywistów CREDO porównała jego działania do triumfalistycznego "mission accomplished" ("misja zakończona powodzeniem") George‘a W. Busha, wypowiedzianego w zaledwie kilka tygodni po rozpoczęciu wojny w Iraku. Michael Burne prezes Sierra Club, największej amerykańskiej organizacji ekologicznej, nazywa timing wizyty Obamy "ironicznym".  Prezydent odwiedza stan i region, którego gospodarka i środowisko naturalne są zagrożone przez jego decyzję o przyznaniu koncesji firmie Shell  mówił Byrne na łamach Washington Post.

Barack Obama odniósł się do tych zarzutów, podkreślając, że w trakcie transmisji w kierunku gospodarki niskoemisyjnej lepiej jest, aby Ameryka posługiwała się swoimi krajowymi zasobami paliw kopalnych, a Shell został zobowiązany do przestrzegania surowych norm środowiskowych.

Kluczowe wybory za rok

Choć wizyta prezydenta na Alasce jest szeroko komentowana w amerykańskich mediach, to politycznym tematem numer jeden pozostaje nadchodzący wyścig o kandydaturę w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Hillary Clinton, która prowadzi do tej pory w sondażach poparcia wśród Demokratów skrytykowała prezydenta za niewystarczające działania na rzecz ochrony klimatu. Z kolei kandydaci republikańscy, na czele z Donaldem Trumpem, krytykują go za podejmowanie inicjatyw klimatycznych takich jak ostatni Clean Energy Plan, który w ich ocenie może zagrozić amerykańskiej gospodarce.

Dla amerykańskich komentatorów oczywistym jest, że wysiłki Obamy na rzecz ochrony klimatu są próbą stworzenia trwałej spuścizny jego prezydentury. W kontekście długofalowego kierunku polityki klimatyczno-energetycznej Stanów Zjednoczonych to wynik przyszłorocznych wyborów prezydenckich będzie sprawą kluczową.

Marek Józefiak, Chrońmy Klimat

Źródła: Washington Post, msnbc.com, NBC News, slate.com


Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią




Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej