Opinie

Niemcy – biogazowy zawrót głowy (16708)

2014-01-15

Drukuj

Według raportu United Nations Environment Programme (UNEP) "Renewable 2013" w 2012 r. w Niemczech wyprodukowano z odnawialnych źródeł energii aż 136 TWh prądu, z czego ponad 15 proc. przypadło na biogazownie. Tyle samo, ile na elektrownie wodne. Niemcy są niekwestionowanym światowym liderem w produkcji biogazu. Mają już 7,9 tys. biogazowni. Czemu to zawdzięczają?

Trzeba zacząć od tego, że Niemcy od lat konsekwentnie stawiają na szybki rozwój energetyki odnawialnej. Jednym z głównych tego powodów jest ich chęć zmniejszenia importu surowców energetycznych i zależności od niego (nasz zachodni sąsiad musi kupować za granicą zdecydowaną większość zużywanej przez siebie ropy, gazu, węgla kamiennego i uranu). Po drugie ich system wsparcia dla odnawialnych źródeł energii był dotąd dość stabilny i przewidywalny. Opierał się na tzw. modelu feed-in tariff (wprowadzonym w 2000 r.), który polega na zagwarantowaniu przez państwo sektorowi energetyki odnawialnej z góry określonych, wyższych – przez 15-20 lat – stawek za produkowany przez nią prąd. Niemcy jednak – w przeciwieństwie do Polski – różnicowali wysokość tego wsparcia w zależności od rodzaju odnawialnego źródła. Mniej opłacalne technologie, na których rozwoju naszym zachodnim sąsiadom zależało, dostawały wyższe stawki za prąd od tych bardziej rentownych. Dotyczyło to m.in. biogazowni, które są droższe w budowie i eksploatacji od wiatraków. Za to w przeciwieństwie do nich mogą produkować energię niemal bez przerwy. To nie jedyna ich zaleta. Doceniając atuty biogazowni, Niemcy zapewniły im więc takie warunki inwestycyjne i rynkowe, żeby były tam dobrym biznesem. Nie chodziło jedynie o wyższe stawki za wytwarzany przez nie prąd, ale i np. o to, że rolnicy dostawali od państwa dotacje na budowę przy swoich gospodarstwach biogazowych instalacji.

Biogazowemu fenomenowi Niemiec poświęcony jest opublikowany w grudniu ub. r. na portalu Farmer.pl artykuł pt. "Niemiecka droga do biogazowego sukcesu". Jego autorzy piszą, że większość tamtejszych biogazowni rolniczych to – znów w przeciwieństwie do Polski – nieduże instalacje, pracujące na rzecz tzw. lokalnych wspólnot energetycznych, wiosek, które dzięki odnawialnym źródłom energii stały się niemal samowystarczalne energetycznie. W dużej mierze przyczyniły się do tego właśnie biogazownie, które są jednym z nielicznych OZE, które mogą produkować energię niemal bez przerwy. Dzięki temu miejscowość, która ma instalację biogazową, może uniezależnić się od dostaw energii z zewnątrz, a nawet zarabiać na sprzedaży jej nadwyżek. Równocześnie, dziesiątki miejscowych rolników zarabia na dostarczaniu do tychże biogazowni surowca.

W Niemczech takich lokalnych wspólnot energetycznych jest już 130. Należą do nich m.in. wioski Jühnde, Wollbrandshausen i Krebeck w południowej części Dolnej Saksonii. Zaopatrujące je w prąd oraz ciepło biogazownie wybudowały lokalne społeczności, organizując się w tzw. spółdzielnie energetyczne. Jednym z najbardziej spektakularnych przykładów takich przedsięwzięć jest podberlińska miejscowość Feldheim, opisana niedawno przez szwajcarską gazetę "Neue Zurcher Zeitung". Dzięki tamtejszym przydomowym wiatrakom, własnej biogazowni, dodatkowemu ogrzewaniu opalanemu trocinami i niezależnej sieci energetycznej mieszkańcy Feldheim cieszą się najniższymi cenami energii w całym kraju (za prąd płacą 16,6 eurocentów za 1 kWh, podczas gdy jego średnia cena w Niemczech wynosi 28 eurocentów), bo w całości sami ją na miejscu produkują i dostarczają. Najpierw w ich miejscowości pojawiły się wiatraki. Potem lokalna spółdzielnia rolnicza postanowiła wybudować w Feldheim biogazownię. Tamtejsza społeczność stworzyła w tym celu własną spółkę. Jej udziałowcami zostali niemal wszyscy mieszkańcy (nie weszli do niej tylko ci, którzy po prostu tego nie chcieli). Spółka miała zająć się także budową nowej lokalnej sieci do przesyłu prądu, jako że właściciel istniejącej tam infrastruktury przesyłowej, koncern E.ON, odmówił przyłączenia do niej nowych instalacji energetycznych budowanych przez spółkę stworzoną przez mieszkańców. Lokalna społeczność zbudowała też nową sieć centralnego ogrzewania, do której podłączono całe Feldheim i która zasilana jest m.in. ciepłem z biogazowni. To wszystko nie udałoby się bez dotacji od władz landu i z Unii Europejskiej.

Jednak zanim takie przedsięwzięcia stały się za Odrą możliwe, Niemcy przebyły długą drogę. Pierwsze instalacje biogazowe zaczęły powstawać tam już 40 lat temu. Nasi zachodni sąsiedzi mieli więc dużo czasu, żeby udoskonalić tę technologię na własny użytek i dopracować się takich rozwiązań prawno-organizacyjnych w tym sektorze, żeby zapewnić mu dobre warunki rozwoju. Te warunki stały się tam wręcz zbyt dobre, co doprowadziło do tego, że Niemcy z rozwojem sektora biogazowego przesadziły i zbyt duża część niemieckich pól jest dziś zajęta pod uprawę kukurydzy przeznaczonej do produkcji biogazu. My możemy uniknąć tych błędów, ale warto, żebyśmy jednocześnie wzięli pod uwagę te rozwiązania naszych zachodnich sąsiadów, które doprowadziły u nich do biogazowego boomu.

Jacek Krzemiński

na podstawie: www.farmer.pl, www.presseurop.eu, informacje własne

 

 

Niniejszy materiał został opublikowany dzięki dofinansowaniu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.


Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej