Opinie

Cele 2030 – Polska ponownie na dobrej drodze? (17844)

Andrzej Ancygier
2014-11-07

Drukuj

W roku 2003 Ministerstwo Ochrony Środowiska przyjęło Politykę Klimatyczną Polski zakładającą redukcję emisji o 40% do roku 2020. Minęło 11 lat i te same 40% wywołuje reakcję alergiczną w polskim rządzie. Dlaczego?

Dnia 8 czerwca 1999 roku większością głosów (395 za i 5 przeciwko) polski Sejm przyjął rezolucję wzywającą rząd do przyjęcia ambitnych celów rozwoju OZE. W swojej rezolucji posłowie domagali się stworzenia warunków, które umożliwiłyby inwestycję w odnawialne, zdecentralizowane źródła energii nie tylko firmom, ale również społecznościom lokalnym i osobom prywatnym. Nieco ponad rok później rząd przesłał do sejmu propozycję Strategii Rozwoju Energetyki Odnawialnej, która zakładała ambitne, jak na ówczesny stan rozwoju technologicznego, cele udziału OZE w produkcji energii na lata 2010 i 2020. W 2003 roku Ministerstwo Ochrony Środowiska przyjęło Politykę Klimatyczną Polski, która zakładała redukcję emisji o 40% do roku 2020.

Konsolidacja sektora energetycznego zmienia stanowisko polskiego rządu

To, co nastąpiło później, to zwrot o 180 stopni. Konsolidacja sektora energetycznego doprowadziła do powstania silnego lobby, którego interesy przeważyły nad interesami całego kraju. Dochody spółek skarbu państwa i zadowolenie górników stały się głównymi wyznacznikami polityki energetycznej państwa za rządów Jarosława Kaczyńskiego i Donalda Tuska. Osoby zwracające uwagę, że Polska nie może spalać węgla w nieskończoność i musi przynajmniej zacząć przygotowywać się do transformacji w kierunku, w którym coraz wyraźniej podąża reszta świata, były określane mianem „zielonych” albo „ekoterrorystów”. W coraz bardziej oddalonym od rzeczywistości, wirtualnym świecie niektórych polityków węgiel (nawet jeżeli pochodził z Rosji) był nadal „polskim skarbem”, jego zasoby były nieskończone, a energia atomowa była postrzegana jako najtańsze źródło energii, mimo braku szczegółowych analiz dotyczących kosztów jego rozwoju.

Ta wirtualna rzeczywistość powstała i mogła się utrzymać przez tak długi czas dzięki mitologizacji europejskiej polityki energetycznej i klimatycznej. Jej postrzeganie w Polsce opierało i opiera się na trzech mitach: polityka prowadząca do redukcji emisji prowadzi do dezindustrializacji i utraty miejsc pracy, Europa jest osamotniona w swoich działaniach na rzecz ochrony klimatu, a rozwój energii odnawialnej jest znacznie droższy niż inwestycje w nowe elektrownie węglowe i energię atomową.

Mit 1 – Zgrożenie dezindustrializacją Unii Europejskiej

Mit dezindustrializacji jest szczególnie aktywnie promowany przez przedstawicieli Intytutu Sobieskiego. Jak wspomniał w swoim artykule dla Kultury Liberalnej Kacper Szulecki, „dziś niegrzecznych polskich dzieci nie straszy się już wiedźmami, ale Unią, która przyjdzie i zredukuje nam emisję“. Według Mateusza Kędzierskiego, jedyną możliwością redukcji emisji dla Polski może być dezindustrializacja kraju. Jeszcze dalej zaszedł Bolesław Jankowski z EnergSys, który działania Unii Europejskiej w kwestii ochrony klimatu porównał do działań Rosji na Krymie. Według niego obydwa procesy „charakteryzuje ukrywanie prawdziwych intencji, działanie metodą małych kroków, manipulowanie informacjami, naruszanie prawa, porozumień i zasad współpracy, wykorzystywanie siły, posuwanie się do szantażu i groźby”. Czyli zamiast ryzykować, może lepiej byłoby nadal palić w coraz większym stopniu... rosyjskim węglem?

Pieniądze z certyfikatów za CO2 wracają do Polski

Takie postrzeganie europejskiej polityki energetycznej i klimatycznej wynika z dwóch błędów koncepcyjnych. Po pierwsze przedstawiciele takich instytucji jak EnergSys czy Instytut Sobieskiego zapominają o tym, że pieniądze ze sprzedaży certyfikatów na emisję dwutlenku węgla nie znikają w Brukseli, ale trafiają do polskiego budżetu. Dodatkowo Polska otrzymuje obecnie – i będzie otrzymywała również po roku 2020 – dodatkowe certyfikaty na modernizację sektora energetycznego. W związku z tym, że wiele polskich elektrowni musi zostać zastąpionych nowymi mocami, pieniądze te trafiają do Polski w samą porę. A im wyższa cena tych certyfikatów, tym wyższe dochody do budżetu państwa. Oczywiście konieczność zakupu certyfikatów stanowi koszt dla firm energetycznych i doprowadzi do wzrostu cen energii, ale dzięki wyższym dochodom do budżetu można by na przykład obniżyć podatki dla tych firm, zainwestować w innowację i wspomóc dotkniętych ubóstwem energetycznym.

Drugi błąd to ignorowanie faktu, że zielony przemysł to też jest przemysł. W Danii sektor energii wiatrowej stanowi 3% duńskiego PKB. W Niemczech w sektorze energetyki odnawialnej powstało ponad 350 000 miejsc pracy, a jego w udział PKB pomiędzy rokiem 2003 i 2013 wzrósł z 29% do 30%. Faktem jest, że wiele obecnie instalowanych na niemieckich dachach paneli słonecznych pochodzi z Chin, ale ich koszt stanowi coraz mniejszy udział w całkowitych kosztach instalacji, a ich montaż przeprowadzają nie Chińczycy, tylko Niemcy i Polacy, którzy w swoim kraju nie mogli znaleźć pracy.

Mit 2 - Tylko UE realizuje ambitne cele redukcji emisji

Kolejnym mitem w polskiej debacie na temat polityki europejskiej i klimatycznej jest postrzeganie Unii Europejskiej jako samotnego szaleńca realizującego ambitne cele redukcji emisji. Tymczasem w coraz większym stopniu UE jest osamotniona, ale bardziej w wyniku braku ambitnych celów rozwoju OZE na okres po 2020 roku. W Polsce często przytaczany jest przykład Stanów Zjednoczonych, w których redukcja emisji dwutlenku węgla do poziomu najniższego od początku lat 90. XX w. została rzekomo osiągnięta tylko w wyniku zastąpienia elektrowni węglowych elektrowniami na gaz. Jednak nie wspomina się o tym, że coraz większa część nowych instalacji, obok instalacji na gaz, to również inwestycje w OZE – prawie 56% w pierwszym półroczu tego roku. W sumie do września 2014 roku zainstalowano prawie 16 GW w fotowoltaice i stworzono w ten sposób ponad 140 000 miejsc pracy. W przypadku energii wiatrowej zainstalowana moc w USA wyniosła w czerwcu 2014 ponad 61 GW. Jednocześnie w czerwcu prezydent Obama ogłosił plan redukcji emisji z istniejących elektrowni na węgiel kamienny o 30% do 2030 roku. Na skutek ostrych norm dla nowych elektrowni budowa elektrowni węglowych bez CCS (systemu wychwytywania, transportu i składowania dwutlenku węgla, carbon capture and storage) nie jest w USA obecnie możliwa, a wraz z CCS – zbyt droga.

Także uboższe państwa rozwijają OZE

Niektórzy zapewne powiedzą, że USA to bogaty kraj i może sobie na taki „luksus” jak energia odnawialna pozwolić. Jednak najwięcej paneli słonecznych jest obecnie instalowanych w kraju znacznie biedniejszym, mianowicie w Chinach. Tylko w 2013 roku zainstalowano tam urządzenia o mocy ponad 11 GW. Do roku 2020 zainstalowana moc w fotowoltaice ma tam wynieść ponad 100 GW – dodatkowo do 200 GW mocy w elektrowniach wiatrowych. Rząd Chin zapowiedział jednocześnie zmniejszenie emisji dwutlenku węgla na jednostkę PKB o 40-45% do roku 2020. Jednym z instrumentów ma być wprowadzenie handlu emisjami. Już obecnie w Chinach działa siedem regionalnych projektów pilotażowych, które w 2016 roku mają zostać zastąpione mechanizmem ogólnokrajowym.

Ambitne plany rozwoju energii odnawialnych mają również takie kraje jak Indie, które nawet stworzyły specjalne Ministerstwo ds. Nowych i Odnawialnych Źródeł Energii, Bangladesz, w którym miesięcznie instaluje się ponad 80 000 systemów solarnych, czy Brazylia, która planuje redukcję emisji dwutlenku węgla o prawie 40%. Kraje te inwestują w OZE nie tylko po to, żeby ograniczyć emisje dwutlenku węgla – Chiny i Indie inwestują również w elektrownie węglowe – ale dlatego, że koszty tych źródeł radykalnie spadły w ostatnich latach , a zewnętrzne koszty tradycyjnych źródeł energii stale rosną. Jednocześnie kraje te rozwijają nową gałęź przemysłu, żeby móc w przyszłości eksportować swoje produkty do Europy.

Mit 3 – OZE sa zbyt drogie

W końcu ostatni, trzeci mit to stwierdzenie, że energia ze źródeł odnawialnych jest zbyt droga i dlatego nie ma sensu tej gałęzi rozwijać. W swoim stanowisku z lutego 2012 roku, po tym, jak koszty energii z fotowoltaiki spadły o prawie 80%, polski rząd stwierdził, że „założenie, że ze względu na postęp technologiczny wykorzystanie OZE z biegiem czasu będzie coraz tańsze, jest przedwczesne.” W tym czasie nastąpił dalszy spadek kosztów produkcji energii ze źródeł odnawialnych: według raportu Międzynarodowej Agencji ds. Energii Odnawialnej od 2008 roku koszt fotowoltaiki spadł o 80%, a energii wiatrowej o 30%.

Jednak, mówiąc o wysokich kosztach energii odnawialnej, często podaje się przykład Niemiec, w których w zeszłym roku wsparcie dla energii odnawialnych wyniosło ponad 22 miliardy euro. Suma ta wynika jednak ze znacznego przefinansowania dla tych źródeł energii w przeszłości – podczas gdy ceny fotowoltaiki spadły, gwarantowane taryfy utrzymały się na wysokim poziomie 30-40 eurocentów za kilowatogodzinę. W następstwie tylko w latach 2010-2012 zainstalowano 22 GW mocy w tym źródle energii. W związku z tym, że są to taryfy gwarantowane przez okres 20 lat, koszt ten będzie towarzyszył Niemcom przez jeszcze dłuższy czas. Ale pieniądze te nie trafiają do międzynarodowych korporacji energetycznych, tylko do ponad 1,3 mln prosumentów, co prowadzi do wzmocnienia klasy średniej. Jednocześnie stałe taryfy dla nowych instalacji zostały obniżone o ponad 75% i wynoszą dla dużych instalacji poniżej 10 eurocentów za kilowatogodzinę w fotowoltaice.

Mimo wszystko przewyższa to koszt energii ze źródeł konwencjonalych. Jednak, patrząc tylko i wyłącznie na analizę cenowo-kosztową, zapominany, po co w ogóle inwestujemy w energię ze źródeł odnawialnych. Po raz pierwszy w historii ludzkiej cywilizacji mamy możliwość uniezależnić się od skończonych zasobów i to nie dlatego, że chcemy, tylko dlatego, że musimy. Kończą się bowiem nie tylko zasoby tego, co można spalić, żeby wyprodukować energię, ale również zdolność naszej atmosfery do wchłonięcia gazów cieplarnianych bez nieodwracalnych zmian klimatu. To był główny argument, który spowodował, że jeszcze na początku tego wieku Niemcy byli skłonni płacić 1 DM za kilowatogodzinę energii z fotowoltaiki. Rachunek ekonomiczny jest niezmiernie istotny, zwłaszcza dla takiego kraju jak Polska, ale najwyższy czas dołączyć do innych, zanim staniemy się energetycznym skansenem Europy.

dr Andrzej Ancygier

dr Andrzej Ancygier jest pracownikiem naukowym na Hertie School of Governance w Berlinie gdzie specjalizuje się w analizie współpracy polsko-niemieckiej w sektorze energetyki odnawialnej i klimatycznej, jak również wykładowcą w berlińskim oddziale Uniwersytetu Nowojorskiego (NYUB) i na Freie Universität Berlin (FUBiS).


Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej