Aktualności

Ignorowanie narastających kryzysów (8962)

2010-05-30

Drukuj
W wyniku naszej działalności na Ziemi zmieniliśmy oblicze planety. I niekoniecznie na lepsze... Tu zatruliśmy rzekę, tam las zmienił się w pustynię, gdzieś w wyniku katastrofy ekologicznej wyludniło się miasto lub nawet upadła cywilizacja. Ale wszystko to miało miejsce na skalę lokalną lub regionalną.
Obecnie po raz pierwszy w naszej historii przeprowadzamy niekontrolowany eksperyment na skalę globalną. Spalamy wszystkie powstające przez dziesiątki milionów lat paliwa kopalne, po jakie tylko możemy sięgnąć. Powstające w wyniku ich spalania i wyrzucane do atmosfery gazy powodują zmiany w jej składzie, wpływając na klimat w skali globalnej. 
Tak jak wyspiarze na Wyspie Wielkanocnej możemy bezmyślnie zniszczyć swój świat. Stawką jest cała nasza planeta.

Dlaczego społeczeństwa upadają? Przykłady pochodzą z książki biologa ewolucyjnego Jareda Diamonda "Collapse: How Societies Choose to Fail or Succeed".
 

 
Elementy wspólne, od Wyspy Wielkanocnej i Pitcairn, przez Indian Anasazi i Majów po Wikingów z Grenlandii, to degradacja środowiska naturalnego do poziomu nie będącego w stanie zapewnić utrzymania populacji oraz brak zmian społecznych koniecznych do stawienia im czoła.

Zmiany z reguły zachodzą powoli i stopniowo, przez co pozostają niezauważane przez koncentrujących się na codziennych sprawach ludzi, nie uświadamiających sobie konsekwencji swojego postępowania do momentu, aż jest już za późno na podjęcie działań zapobiegawczych.

"Nie wychodzi nam najlepiej rozpoznawanie odległych zagrożeń, nawet, jeśli prawdopodobieństwo ich wystąpienia wynosi 100%. Ignorowanie ich przez społeczeństwo jest jak ignorowanie przez mieszkańców Pompejów grzmotów pod Wezuwiuszem" - James Schlesinger, sekretarz ds. energii Stanów Zjednoczonych w latach 1977 - 1979.

Badacze wśród powodów podejmowania przez społeczności katastrofalnych decyzji wymieniają przyczyny:
  • Po pierwsze, nadciągające zagrożenie może pozostać niezauważone lub też nawet zostać zauważone przez pojedyncze jednostki, jednak nie przebije się na czas do ogółu społeczeństwa i decydentów. W naszym świecie może to być na przykład kwestia zagrożenia związanego z możliwością tworzenia z pomocą inżynierii genetycznej sztucznych wirusów. Wyobraźmy sobie, że w laboratorium powstaje śmiertelny w blisko 100% wirus przenoszący się drogą kropelkową i o długim okresie inkubacji. Za kilkadziesiąt lat do powstania takiego niewykrywalnego (bo i przez nikogo nie poszukiwanego), zdolnego zgładzić gatunek ludzki wirusa, może wystarczyć garażowe laboratorium i łatwo dostępne urządzenia. A może stworzymy genetycznie stworzony mikroorganizm, żerujący na zwierzętach lub samoreplikujące się nanomechanizmy? A może zupełnie coś innego, czego nawet nie podejrzewamy?
  • Po drugie, zagrożenie, gdy już się pojawi, może zostać błędnie ocenione.Możemy uświadamiać sobie istnienie jakiegoś zagrożenia, uznając je za mało istotne, gdy tymczasem jest ono w stanie doprowadzić do upadku społeczności lub cywilizacji. Przykładowo, dziesiątki tysięcy sztucznych związków chemicznych produkowanych przez przemysł, a znajdujące się w przedmiotach, nawozach, pestycydach są często nierozkładalne przez bakterie, światło, czy cokolwiek innego i mogą bez przeszkód istnieć millenia. Tysiące z nich są biologicznie czynne, odkładają się i kumulują w kolejnych ogniwach łańcucha pokarmowego w organizmach gatunków ze szczytu łańcucha pokarmowego osiągając stężenia miliardy razy wyższe, niż w otoczeniu zewnętrznym. Wiele z tych nigdy wcześniej nie występujących związków jest hormonalnie czynnych, szczególnie drastycznie wpływając na wzrost i rozwój płodów. Badania prowadzone na zwierzętach pokazują, że nawet niemierzalne ilości tych substancji potrafią powodować deformacje organów, zmniejszać płodność, zmieniać orientację seksualną, niszczyć potrzebę posiadania potomstwa, wzmagać agresję osobników czy obniżać inteligencję i koncentrację. To wszystko wiemy z badań nad zwierzętami. A jaki gatunek na Ziemi jest na szczycie łańcucha pokarmowego i kumuluje w sobie te substancje? Czy te problemy, które obserwujemy u zwierząt, nie występują czasem i u ludzi? Czy w świecie politycznej poprawności stawianie takich pytań i uzyskanie funduszy na badania jest w ogóle możliwe? Jak zresztą wykryć post-factum, po kilkudziesięciu latach, wpływ jakiegoś związku na rozwój płodowy ludzi poddanych wpływowi setek substancji? Odkrycie antybiotyków w pierwszej połowie XX wieku umożliwiło nam wyeliminowanie nieprzeliczonych chorób, które do tej pory były przyczyną śmierci i chorób setek milionów osób. Jednak nadużywając antybiotyków stopniowo uodparniamy na nie bakterie. I nie chodzi tu tylko o nadużywanie antybiotyków do leczenia ludzi - podaje się je również zwierzętom hodowlanym, aby umożliwić ich hodowlę w brudnych i zatłoczonych warunkach. Te antybiotyki trafiają masowo do wód gruntowych, jezior i rzek, tworząc środowisko sprzyjające doborowi naturalnemu bakterii - obserwuje się, że coraz więcej ich szczepów wytwarza mechanizmy obrony przed szkodliwym dla nich działaniem antybiotyków. Coraz częściej zdarzają się przypadki śmierci pacjentów na choroby, które z sukcesem leczyliśmy dotychczas antybiotykami. Z drugiej strony ludzie, jako pierwszy gatunek w historii Ziemi, przestali podlegać doborowi naturalnemu. Jakie będą tego konsekwencje na dłuższą metę?
  • Po trzecie, społeczeństwo po prawidłowej ocenie zagrożenia może podjąć błędne środki zaradcze. Jeśli na przykład uznamy, że najlepszym rozwiązaniem problemu wyczerpywania się zasobów ropy i gazu jest oparcie naszej gospodarki na węglu i piaskach roponośnych, wpakujemy się w jeszcze większe problemy. Opierając swój rozwój i uzależniając się od coraz brudniejszych i mniej efektywnych źródeł energii destabilizujemy klimat planety. Co, jeśli uznamy, że rozwiązaniem problemu biologicznie i hormonalnie czynnych chemikaliów jest wolny rynek? Nikt nie będzie prowadzić kosztownych badań ani brać odpowiedzialności za zmiany w organizmach kolejnych pokoleń.
  • Po czwarte i ostatnie, społeczeństwo może zastosować środki właściwe, ale niewystarczające. Jeśli podejmiemy właściwe działania, ale na skalę nieadekwatną do skali problemu, rezultat końcowy będzie podobny. Przykładowo, Protokół z Kyoto mający ograniczyć tempo emisji gazów cieplarnianych to klasyczny przykład polityki, która ma dobrze wyglądać na papierze, ale rzeczywistych efektów nie daje. Podobnie, skala inwestycji w odnawialne czy jakiekolwiek inne alternatywne źródła energii jest absolutnie niewystarczająca do zażegnania kryzysów energetycznego i klimatycznego. U korzeni tego, że pomimo zidentyfikowania problemu, nie są podejmowane wystarczające działania, mogą leżeć zarówno wartości społeczne, z których społeczeństwo nie chce zrezygnować nawet za cenę możliwej katastrofy, jak i sprzeczność pomiędzy krótkoterminowymi interesami jednostek i grup społecznych, a zmianami, które pozwoliłyby zażegnać kryzys lub przynajmniej ograniczyć jego skutki. W naszej rzeczywistości może to być na przykład niechęć społeczna do ograniczenia konsumpcji i zainwestowania znaczącej części dochodu narodowego w alternatywne źródła energii, przedkładanie osobistej wygody nad wspólne dobro oraz interesy grup społecznych zainteresowanych krótkoterminową maksymalizacją zysków.
Ponadto ludzie mają tendencję do myślenia, że ta rzeczywistość, która akurat nas teraz otacza, jest jedyną możliwą i będzie istnieć zawsze. To nasze przekonanie dotyczy nie tylko przeświadczenia, że coś tak olbrzymiego, jak Ziemia, nie może ulegać zmianom w skali mniejszej niż miliardy lat, a jej zasoby naturalne są niewyczerpane, ale nawet czegoś tak ulotnego jak stan gospodarki czy zasady społeczne.

To bardzo niebezpieczna pułapka. Zasoby naturalne, liczone w areale lasów, baryłkach ropy czy tempie odtwarzania się populacji ryb, są skończone i coraz wyraźniej zderzamy się z ich ograniczeniami. Klimat Ziemi, jaką znamy, także nie jest niezmienny - wielokrotnie w swojej historii Ziemia wyglądała zupełnie inaczej niż tu i teraz, począwszy od nie tak dawnych epok lodowcowych, kiedy lodowce schodziły poniżej 50tego równoleżnika, przez okresy w których atmosfera Ziemi była trującą chmurą siarkowodoru, aż po Ziemię - śnieżkę kilkaset milionów lat temu, kiedy całą planetę, od bieguna po równik pokrywała wielokilometrowej grubości lodowa skorupa. A stan gospodarczy, zasady społeczne i konflikty? Ostatnich kilkadziesiąt lat pokoju krajów Zachodu wymazało z naszej świadomości sytuacje takie jak Wielki Kryzys, Wojny Światowe, Wielki Głód na Ukrainie, Rewolucję Kulturalną w Chinach czy ludobójstwa w niezliczonych krajach. Nie trzeba ostatecznej katastrofy, żeby zdestabilizować nasz świat. W sytuacji kryzysu sami ludzie mogą stać się dla siebie najpoważniejszym zagrożeniem .

Nie posiadamy umiejętności postrzegania takich zdarzeń jak zmiany klimatu czy wyczerpywanie się zasobów naturalnych. Kto widział wyczerpujące się złoże ropy? Kto widział wycinaną pod biopaliwa dżunglę?

źródło: Ziemia na Rozdrożu
www.ziemianarozdrozu.pl

Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej