Aktualności

Na marginesie pewnego programu telewizyjnego (14155)

2012-04-04

Drukuj

Krzysztof Kamieniecki dla ChronmyKlimat.pl: Program nazywał się "Kto za to zapłaci?" i był poświecony – a w każdym razie jego część – rozwojowi energetyki jądrowej w Polsce.

Do studia zaproszono ekspertów różniących się poglądami oraz publiczność. Już sam fakt, że program prowadziło dwóch znanych dziennikarzy, a ponadto to, że był emitowany w stosunkowo dobrej porze jak na audycję publicystyczną, pozwalał przypuszczać, że program będzie przebiegał według z góry założonego porządku i zakończy się powodzeniem, czyli wysoką oglądalnością.

A jednak wyszła klapa. Jeden z zaproszonych ekspertów – zwolennik energetyki jądrowej – manifestował swe rozkapryszenie i ogólne niezadowolenie z przyjętej formuły spotkania. Ekspert drugi, przeciwny rozwojowi tej energetyki w Polsce, starał się nie wdawać w ogólnikowe potyczki słowne, wyrzucając z siebie sporo liczb mających podbudować jego poglądy. Dyskusja się nie kleiła.

Dziennikarz prowadzący jest doświadczonym edukatorem ekonomicznym. Od lat prowadzi audycje radiowe i telewizyjne poświęcone gospodarce. Tym razem nie umiał zapanować nad programem. Do swoich ekonomicznych audycji zaprasza najczęściej osoby pochodzące z tego samego wąskiego środowiska, które nawet jeśli różnią się w jakiejś sprawie, dyskutują tak, aby nie zrobić sobie krzywdy i nie utrudnić życia redaktorowi.

Ale z atomem tak się nie udało. Nie sprawdził się prosty model polskiego programu telewizyjnego polegający na zaproszeniu do studia ekspertów o zdecydowanie różnych poglądach i napuszczeniu ich na siebie. Format ten pozwala dziennikarzowi prowadzącemu w sposób łatwy, bez merytorycznego przygotowania się, przeprowadzić pozornie wzbogacającą widzów i słuchaczy dyskusję. Pytanie „Kto za to zapłaci?" należy skierować do prowadzącego program redaktora TVP1.

Być może nie zawsze zapraszanie uczestników o różnych poglądach daje dobre rezultaty. Być może właśnie sprawa atomowej energetyki jest takim tematem, przy którym zanim zaprosi się antagonistów, należy dać szanse wypowiedzenia się zarówno zwolennikom atomu, jak i przeciwnikom – w dwóch, a może nawet w kilku programach w taki sposób, by zaprezentowali społeczeństwu poglądy bez obecności strony przeciwnej.

Przy takiej konwencji programu znaczenia nabiera rola dziennikarzy prowadzących, bo to od ich pytań, od przygotowania się do audycji w dużym stopniu zależy jej powodzenie. Jeżeli audycje miałyby tworzyć cykl – dziennikarze prowadzący powinni dobierać tak pytania, by miały one zbliżony poziom dogłębności i charakteryzowały się zasadą fair.

Energetyka jądrowa jest trudnym tematem. A w kraju, który nie ma praktycznych doświadczeń w tej dziedzinie, gdzie elektrownia jądrową jest niemal nowym społecznie zagadnieniem, debata o budowie elektrowni oznacza poruszanie wszystkich możliwych wątków energetyki jądrowej, posługiwanie się argumentami różnej wartości i poprawności oraz ujawnianie emocji i lekceważenia argumentów dyskutantów o innych poglądach.

Dyskusje o samej energetyce jądrowej są prowadzone od kilku dziesiątków lat z różnym natężeniem. Jeżeli odrzuci się watek powiązań energetyki z sektorem zbrojeniowym, skala argumentów za i przeciw pozostaje taka sama. Nic się nie zmienia.

Natężenie debat wiąże się przede wszystkim z następującymi co jakiś czas katastrofami. Bo dla zwykłych zjadaczy chleba historia energetyki jądrowej to historia katastrof. Niestety to one wyznaczają powroty tematu. Mobilizują media, energetyków jądrowych do pracy, społeczeństwo do refleksji.

Przypuszczam, że na katastrofy reagują mocniej ci, którzy mieszkają blisko istniejących elektrowni lub też ci, którym się takie sąsiedztwo proponuje.

W miarę upływu lat od Czarnobyla, w miarę zaostrzania programów ograniczania emisji CO2 pochodzących z energetyki konwencjonalnej, w miarę pojawiania się przestróg co do konieczności ograniczenia wykorzystania nieodnawialnych źródeł energii rosła w siłę wiara energetyków jądrowych w możliwość rozwoju ich dziedziny. Renesans energetyki jądrowej wydawał się zbliżać wielkimi krokami.

Niestety Fukushima zaprzepaściła nadzieje, a solidny dom wiary w lepszą przyszłość rozpadł się jak domek z kart. Kraj po kraju, rząd po rządzie zaczęły ogłaszać stopniowe wycofywanie się z energetyki jądrowej. Ilość tych deklaracji nie oznacza jeszcze całkowitej eliminacji energetyki jądrowej. Chiny i Korea wciąż zgłaszają spore zapotrzebowanie na energię jądrową i nic ich pewnie nie powstrzyma w realizacji tych planów.

Ale nie będzie renesansu energetyki jądrowej. Przestaje ona być opcją ekonomicznie zasadną, bo gdy kurczy się rynek, to rosną jej koszty. Zapewne można przyjąć scenariusz, w którym koszty energetyki jądrowej będą rosły lub ustabilizują się na jednym, ale wysokim poziomie, natomiast koszty energetyki opartej na źródłach odnawialnych będą stopniowo, ale konsekwentnie malały.

To, że rosną koszty inwestycji w związku z bezpieczeństwem elektrowni jądrowych, nie powinno nikogo martwić.

Zwolennicy energetyki jądrowej od lat podkreślają wysokie bezpieczeństwo, choć jednocześnie co jakiś czas ogłaszają jego poprawę; stąd kolejne generacje reaktorów: I, II, III... Ich samozadowolenie i pewność siebie mogą powodować mniejszą staranność w projektowaniu, w szukaniu właściwej lokalizacji, niedbalstwo podczas budowy czy kontroli elektrowni. Katastrofy nie wydarzają się tam, gdzie się ich spodziewamy.

Przeciwnicy elektrowni jądrowych zawsze podejrzliwie oceniają każdy ruch zwolenników, ale też nie są w stanie przewidzieć najsłabszego miejsca funkcjonującej elektrowni. Zmuszają jednak do poszukiwania takich miejsc.

Dyskusja o energetyce jądrowej zawsze koncentruje się na bezpieczeństwie reaktorów, odpadach, promieniowaniu. Zwolennicy energii jądrowej nie lubią rozmawiać o odpadach i starają się minimalizować niebezpieczeństwo niewłaściwie przechowywanych odpadów. Ich oponenci eksponują to zagadnienie, słusznie zwracając uwagę, że problem w odniesieniu do niektórych typów odpadów nie jest praktycznie rozwiązany, choć teoretycznie wszystko jest jak na najlepszej drodze.

Niemal równie ważnym zagadnieniem są koszty całej inwestycji, które budzą wielkie emocje, bo dyskutujące strony posługują się innymi listami niezbędnych wydatków. Likwidacja elektrowni – taka do "zielonej trawy" – jest wielce kosztowna i jej pełne zrealizowanie może trwać ponad 30 lat. Ile dokładnie – zależy oczywiście od wielkości likwidowanej elektrowni. Dziś wydłuża się czas funkcjonowania elektrowni i sięga on w niektórych przypadkach ponad 50 lat, ale gdy obowiązywały krótsze okresy działania elektrowni czas jej pracy i okres likwidacji bardzo się zbliżały.

Dyskusja na temat energetyki jądrowej jest trudna, ale może być ciekawa, kiedy jest dobrze poprowadzona, gdy są dobrze postawione pytania. Takiego przebiegu dyskusji uczą Niemcy. Energetyka jądrowa to w zasadzie niekończący się temat w publicznej debacie naszych sąsiadów, w efekcie której następowały zmiany zasadniczych decyzji i kierunków politycznych. Nie jest to zatem debata dla debaty. Opinia publiczna ma znaczenie w podejmowaniu decyzji.

Jej elementem była praca wykonywana przez zespół ekspertów wchodzących w skład Niemieckiej Komisji Etycznej ds. Bezpieczeństwa Dostaw Energii. Komisja powołana została przez kanclerza, by doradzać rządowi w sprawach ryzyka energetyki jądrowej. Zanim komisja opublikowała dokument, dyskutowano prawne, moralne, techniczne aspekty, o czym informowano społeczeństwo.

Zarówno dla rządu, jak i dla członków komisji było jasne, że po katastrofie Fukushimy zagadnienia bezpieczeństwa i ryzyka muszą być omówione od nowa.

Dyskusja o energetyce jądrowej nie może być zawężona jedynie do aspektów technicznych.

Dyskusja o polskiej energetyce jądrowej musi być dobrze zanurzona w debacie o energetycznej przyszłości kraju. Bez takiej dyskusji zawężenie debaty do samej energetyki jądrowej czyni ją mało przydatną, jedynie pozornie ważną.

A zatem rozmowa o rozwoju energetyki jądrowej musi uwzględniać bezpieczeństwo, niezależność zaopatrzenia w surowce, ochronę środowiska, kwestie finansowania i efektywności kosztowej, innowacyjność, zagadnienia zdrowotne, zmiany klimatyczne, prawo ludzi do decydowania o rozwoju swego regionu. To kawałek listy spraw ważnych, a wręcz podstawowych.

Nie uda się ich przedyskutować podczas trwania jednej audycji i to źle przygotowanej. Nie każdy z tych tematów wymaga dyskusji "konfrontacyjnej". Przeciwnie – wymagają one wnikliwej, zrozumiałej wymiany poglądów tak, by odbiorca (widz, słuchacz) stopniowo stawał się świadomym uczestnikiem procesu decyzyjnego. Nie można ważnej dyskusji o przyszłości Polski odfajkowywać, siląc się na zjadliwości i dążenie do wykoszenia argumentów rozmówcy. Rozwój energetyki jądrowej w świecie udowodnił, że nie ma rzeczy oczywistych, pewnych i jednoznacznie korzystnych. Na tym polega trudność tej debaty.

 

Wykorzystano:

  1. "Kto za to zapłaci?", program Tadeusza Mosza i Jana Wróbla, TVP1, 25 marca 2012.
  2. "Germany's energy transition – a collective project for the future", Ethics Commission for a Safe Energy Supply. Berlin, 30 maja 2011.
  3. "The dream that failed", "The Economist", specjalny raport na temat energetyki jądrowej, marzec 2012.
  4. "Decommissioning of nuclear installations", Komisja Europejska, Luksemburg 1995.

 

Krzysztof Kamieniecki, Instytut na rzecz Ekorozwoju
dla ChronmyKlimat.pl

Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej