Aktualności

Ku społecznej własności energii (14635)

2012-08-16

Drukuj

Powinniśmy odejść od scentralizowanej produkcji energii w kierunku stosowanego w krajach skandynawskich modelu współwłasności infrastruktury.

Dyskusja o energii, podobnie jak debata dotycząca niedoborów wody tocząca się podczas ostatnich ulew, jest wciąż irytująco zdominowana przez staromodne scentralizowane myślenie. Woda pada wszędzie i pokrywa ogromne tereny zalewowe, podczas gdy scentralizowana infrastruktura wodna zmaga się z suszą. Podobnie wiatr i słońce smagają niemal każdy dach w kraju, a my wciąż rozprawiamy o kapitałochłonnych elektrowniach.

Nie chcę być źle zrozumiany. Oczywiście potrzebujemy sieci energetycznej oraz elektrowni. Problem w tym, że idea masowej decentralizacji produkcji energii – obecnej w każdym domu, na każdym dachu, na każdej latarni – wydaje się wciąż wykraczać poza wyobraźnię planistów.

Dyskutujemy więc o wielkich przybrzeżnych farmach wiatrowych, o przyzwoleniu na budowę wiatraków na naszych wzgórzach czy o tym, jak skonstruować system subsydiów gwarantujących ceny, który będzie odpowiadał tak mikroproducentom, jak i staroświeckim nuklearnym olbrzymom (co jedynie zwiększa ryzyko, że nie będzie odpowiadał nikomu).

Część z nas niewątpliwie tęskni za pewnością, która towarzyszyła wielkim, na wpół sowieckim monolitom, które zarządzały naszą energią, choć właściwie zarządzały nieefektywnie, jak niebudzący szczególnej nostalgii CEGB (Central Electricity Generating Board – instytucja zarządzająca brytyjską infrastrukturą energetyczną od 1957 r. do lat 90. – przyp. tłum.). O tak, wróć drogi Walterze Marshallu (prezes CEGB w latach 1983-1989, odpowiadał za dostarczenie energii podczas strajków górniczych w latach 1984-1985 – przyp. tłum.), wszystko zostało ci wybaczone...

Problem z tą obsesją na punkcie scentralizowanej energetyki polega na tym, że tracimy w ten sposób ogromną szansę, wykorzystywaną obecnie tak efektywnie w Skandynawii. Szansę na bycie współwłaścicielami infrastruktury produkującej naszą energię.

Szczęśliwie Fundacja Josepha Rowntree stworzyła raport "Wind energy and justice for disadvantaged communities", który stara się przywrócić równowagę. Raport zawiera również propozycję, która wykracza poza skandynawski model wspólnej własności. Chodzi o to, aby pewien odsetek dochodów z infrastruktury energetycznej przeznaczać na wsparcie lokalnych wspólnot.

Oznaczałoby to tworzenie częściowo nastawionych na zysk lokalnych trustów, opierających swoją działalność na farmach wiatrowych i słonecznych. Ich dochody przeznaczano by na prowadzenie świetlic i centrów społecznych oraz banków czasu. Pomysł nie jest nowy, ale bardzo rzadko się go realizuje.

To droga naprzód dla infrastruktury energetycznej. Indywidualna własność na naszych dachach i kominach jest OK. Podobnie, jak potrzebna jest centralna sieć energetyczna i rezerwowa produkcja energii. Ale obok tego podstawowym modelem powinna być spółdzielcza i społeczna własność środków produkcji energii.
  

David Boyle, ekonomista i historyk, ekspert New Economics Foundation.

Artykuł "Towards community ownership of energy" ukazał się na stronie New Economics Foundation. Przeł. Piotr Kozak.

 

źródło: Zielone Wiadomości

Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej