Aktualności

Małe lodowce Spitsbergenu znikają w ekspresowym tempie (19627)

2016-07-20

Drukuj
galeria

Lodowiec Munin. Fot. dr Jakub Małecki, PAP Nauka w Polsce

Małe lodowce środkowego Spitsbergenu, na tzw. Ziemi Dicksona, topnieją w bardzo szybkim tempie. Każdego roku ubywa 1 proc. ich powierzchni, czyli 2 km2. Wiele z tych 150 lodowców może zaniknąć nawet gdyby udało się zatrzymać ocieplenie klimatu.

Spitsbergen to największa wyspa arktycznego Archipelagu Svalbard. Jedną z najbardziej tajemniczych i najmniej zbadanych części Spitsbergenu jest Ziemia Dicksona - położona najdalej od otwartego oceanu. Panujące na niej warunki są nieco odmienne od tych, z którymi można spotkać się bliżej wody. Jest tam niższa wilgotność powietrza, niskie opady atmosferyczne i niewiele śniegu. Ponieważ śnieg jest fundamentalnym tworzywem lodu lodowcowego, to lodowce ulokowane na Ziemi Dicksona są mniejsze, niż te przy wybrzeżach.

Z powodu mniejszego niż w innych partiach Spitsbergenu zlodowacenia, do tej pory obszar ten nie był szczegółowo badany. Jednym z niewielu naukowców, którzy zajęli się 150 lodowcami należącymi do tego terytorium, był dr Jakub Małecki z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Jego badania pokazały, że środkowe partie wyspy, zdominowane przez małe lodowce, topnieją zdecydowanie szybciej, niż całość powłoki lodowej Spitsbergenu. – Średnio lodowce na Ziemi Dicksona kurczą się o ponad 70 cm rocznie na grubość. To bardzo dużo w porównaniu z innymi obszarami Spitsbergenu, które topnieją o średnio 10-30 cm. W przypadku małych lodowców ubytek grubości jest więc dwukrotnie szybszy, niż w strefach przybrzeżnych – podkreśla w rozmowie z PAP dr Jakub Małecki.

Oznacza to, że każdego roku Ziemia Dicksona zmniejsza się o około 2 km2 lodu. – Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że całkowita powierzchnia lodu w Ziemi Dicksona wynosi około 200 km2 - to znaczy, że każdego roku ta powierzchnia zmniejsza się o około 1 proc. To bardzo szybkie tempo –  zaznacza rozmówca PAP.

– Dzieje się tak prawdopodobnie dlatego, że lód pokrywa zaledwie 14 proc. powierzchni Ziemi Dicksona, a 86 proc. stanowią skały. One nagrzewają się szybciej i pochłaniają ciepło słoneczne, które później oddają do lodu. To z kolei może przyspieszać topnienie mas lodowych –  tłumaczy naukowiec.

Co gorsze, topnienia małych lodowców nie da się zatrzymać, nawet gdybyśmy powstrzymali zjawisko ocieplenia klimatu.

Zanik lodu przekłada się na zmiany tamtejszego ekosystemu. Poszczególne doliny, które pozbywają się lodu, zaczynają inaczej funkcjonować, zmienia się ich bilans cieplny. Początkowo rośnie ilość wody niesiona przez rzeki, bo rośnie topnienie. Gdy lodowce są już jednak zbyt małe, by produkować dużo wody, to spada też przepływ w rzekach. – Wraz z ubytkiem jasnego lodu wzrasta ciemna powierzchnia podścielających go skał. Te ciemne skały nagrzewają się dużo szybciej niż lód, co prowadzi do dalszego wzmocnienia ocieplenia klimatu. Im mniejsza pokrywa lodowa, tym cieplejszy klimat. To sprzężenie zwrotne, szczególnie widoczne podczas zaniku lodu morskiego, nazywamy fachowo wzmocnieniem arktycznym – wyjaśnia rozmówca PAP.

Oczywiście topnienie lodowców przyczynia się też do wzrostu poziomu morza. Każdego roku około 150 mln ton wody z lodowców Ziemi Dicksona jest odprowadzanych do oceanu. – Topnienie całych światowych zasobów lodu przekłada się na milimetrowe wzrosty poziomu wód w ciągu roku, ale musimy monitorować te małe lodowce na całym świecie, aby móc poprawnie przewidywać, o ile poziom morza podniesie się w przyszłości – mówi dr Małecki.

Glacjolog, choć na wyprawy naukowe do Ziemi Dicksona jeździ od 2007 roku i był tam już kilkanaście razy, tym razem w swoich badaniach opierał się na analizie danych topograficznych: starych map, cyfrowych modeli terenu, stworzonych przez Norweski Instytut Polarny. – Gdy jestem na miejscu badam, w jaki sposób dostarczane jest ciepło do lodowca, i jak wyglądają procesy topnienia. Mogę powiedzieć, że badania bezpośrednie są porównywalne z analizami, które przeprowadziłem. Analizy mają bezpośrednie poparcie w badaniach terenowych – wyjaśnia.

Na miejsce dr Małecki wróci ponownie w połowie sierpnia. – Jadę sprawdzić, czy lodowce jeszcze "żyją" i jak się zmieniły w perspektywie roku, od mojej ostatniej wizyty –  zapowiada.

Wyniki badania opublikowano w piśmie "The Cryosphere". Więcej informacji o m.in. badaniach dr. Małeckiego można znaleźć na jego glacjologicznym blogu.

Źródło: PAP - Nauka w Polsce, Ewelina Krajczyńska


Udostępnij wpis swoim znajomym!



Podobne artykuły


Podziel się swoją opinią




Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej