Dofinansowania i dotacje

Łupkowy balon coraz bardziej sflaczały (19050)

2015-10-21

Drukuj
galeria

Łupkowy balon coraz bardziej sflaczały, fot. Pixabay, domena publiczna

Z roku na rok balon oczekiwań, który pompowano wokół gazu łupkowego, staje się coraz bardziej sflaczały. Z większości swoich koncesji na poszukiwanie łupków zrezygnowało PGNiG. W ciągu ostatniego roku liczba koncesji spadła blisko o połowę.

Gaz łupkowy (ang. shale gas), czyli gaz ziemny wymagający niekonwencjonalnych metod wydobycia ze względu na swoje usytuowanie w skałach łupkowych charakteryzujących się niską przepuszczalnością – według chóralnych zapowiedzi polskich polityków – miał szybko zwiększyć nasze bezpieczeństwo energetyczne i konkurencyjność polskiej gospodarki. Ten scenariusz się jednak nie ziścił, i nie zanosi się, aby w najbliższym czasie miało się to zmienić.

Znikające koncesje

Po tym, jak z poszukiwań zrezygnowały wielkie zagraniczne koncerny, takie jak Chevron, ConocoPhillips czy Exxon, również polskie firmy zaczęły wycofywać się z biznesu. W lipcu tego roku o odpisie 421 mln zł związanych z aktywami łupkowymi i zawężeniu obszarów poszukiwań poinformował PKN Orlen. To tylko sprawa wypracowania dobrej technologii. Mamy nadzieję, że to kwestia czasu – zapewniał wówczas Sławomir Jędrzejczyk, wiceprezes Orlenu, cytowany przez Newsweek Polska. Tym samym, wraz z odpisem aktywa Orlenu dotyczące gazu łupkowego stopniały do 100 mln zł.

Teraz swoje łupkowe plany zrewidowało także Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, które do tej pory wykonało 18 odwiertów poszukiwawczych i badawczych. Według danych opublikowanych przez Ministerstwo Środowisko w październiku PGNiG ma już tylko cztery koncesje na poszukiwanie łupków, choć było ich 11. W rozmowie z brytyjskim „The Guardian” rzecznik prasowy PGNiG stwierdził, że „szanse na komercyjne wydobycie gazu łupkowego w Polsce w bliskiej przyszłości są małe”.

W ciągu ostatniego roku liczba wszystkich koncesji spadła w Polsce z 58 do 32. Poszukiwania trwają nadal w dziewięciu województwach (głównie na północy i wschodzie kraju oraz na Bałtyku), na terenie o powierzchni blisko 27 tysięcy km2.

Drogo i głęboko

Powodów malejącego apetytu firm na poszukiwanie łupków jest kilka: trudna sytuacja geologiczna, problemy technologiczne i wysokie koszty wydobycia, z którymi muszą się zmierzyć przedsiębiorstwa. Mówiąc w skrócie, wiercenie w Polsce jest dużo trudniejsze niż za oceanem. Jak przekonuje w rozmowie z portalem money.pl Grzegorz Maziak, ekspert rynku paliw, uwarunkowania geologiczne i głębokość pokładów sprawiają, że nie da się przełożyć jeden do jeden metod jego wydobywania z Ameryki. Jak twierdzi, za wykonanie jednego odwiertu trzeba u nas zapłacić 10–15 mln dolarów.

Z pewnością niemałą rolę w zniechęcaniu do poszukiwań gazu w Polsce odgrywają też niskie ceny paliw na światowych rynkach oraz opór społeczny, jak choćby ten mieszkańców Żurawlowa na Lubelszczyźnie, którzy przez 400 dni protestowali przeciwko poszukiwaniom łupków przez amerykański Chevron.

Rozbudzone nadzieje

Lista polityków, którzy wróżyli Polsce łupkowe Eldorado, jest długa. Gaz łupkowy był oczkiem w głowie byłego ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego. Jego następca, Włodzimierz Karpiński, zapowiadał w sierpniu 2014 roku wydanie przez spółki Skarbu Państwa co najmniej 5 mld zł na poszukiwania węglowodorów ze złóż niekonwencjonalnych do 2016 roku. Często o łupkach mówił też były premier Donald Tusk. Jak zapowiadał w 2011 roku, komercyjne wydobycie gazu łupkowego miało u nas ruszyć w 2014 roku. Tak się jednak nie stało. Zdaniem ekspertów, politycy zbyt mocno rozbudzili nadzieje na szybki sukces poszukiwań.

Minister skarbu Mikołaj Budzanowski i premier Donald Tusk w trakcie konferencji ShaleScience w maju 2012 roku, fot. Maciej Śmiarowski KPRM

–  Kiedy pojawił się temat łupków, dziwiłem się, skąd w Polsce tak duży optymizm. Stany Zjednoczone, żeby rozwinąć nowe metody wydobycia, inwestowały w ten sektor, także z pieniędzy publicznych, przez kilkadziesiąt lat, i to w bardzo konkurencyjnej i rozwiniętej gospodarce, z rozwiniętymi uniwersytetami – stwierdził przedwczoraj Maciej Bukowski, prezes Warszawskiego Instytutu Studiów Ekonomicznych w trakcie debaty Newsweeka i Forbesa. – My w Polsce wyobraziliśmy sobie, że 2–3 podmioty publiczne w parę lat rozwiną podobne technologie – dodał Bukowski.

To, że zbyt mocno nadmuchano balon oczekiwań wobec łupków, przyznaje także wiceminister skarbu państwa, prof. Zdzisław Gawlik. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że ten gaz w Polsce jest, pytanie – w jakich ilościach? Zabrakło chłodnej refleksji, że Ziemia jest różnie zbudowana – stwierdził w trakcie debaty Newsweeka i Forbesa.  

Skończona historia?

Rzecznik PGNiG tonuje nastroje, przekonując, że gwałtowny spadek liczby koncesji nie musi oznaczać końca polskich łupków. 50-procentowy spadek niekoniecznie oznacza upadek sektora – mówi w rozmowie z „The Guardian”. Jednocześnie dodaje: Jeśli firma nie widzi szans na powodzenie danego biznesu, po prostu alokuje swoje środki gdzie indziej. Dla PGNiG gaz łupkowy jest tylko jedną z możliwości.

Gaz łupkowy w Polsce to skończona historia – twierdzi z kolei Antoine Simon, aktywista Friends of the Earth w rozmowie z „The Guardian”. To po prostu nie działa. Warunki geologiczne są niesprzyjające i spodziewam się, że liczba koncesji nadal będzie maleć. Jeśli ceny gazu nie wzrosną gwałtownie, w ciągu kilku lat wszystkie polskie projekty łupkowe będą martwe – dodaje Simon.

Marek Józefiak, Chrońmy Klimat

Źródła: The Guardian, Newsweek Polska, Forbes, Money.pl, ClientEarth, Ministerstwo Środowiska

 


Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią




Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej