Dofinansowania i dotacje

James Hansen – naukowiec całkowicie zaangażowany w walkę z globalnym ociepleniem (11825)

2010-09-30

Drukuj

img style='float:left; margin: 0 6px 6px 0;'W grudniu zeszłego roku w Stanach Zjednoczonych ukazała się książka Jamesa Hansena „Burze moich wnuków” („Storms of My Grandchildren”). Dyrektor należącego do NASA Instytutu Badań Przestrzeni Kosmicznej im. Goddarda w Nowym Jorku winą za zmiany klimatu – te, które możemy już obserwować i te, które dopiero nastąpią – obarcza polityków.  

Tytuł książki odnosi się do ekstremalnych zjawisk pogodowych, z którą radzić sobie będą musiały kolejne pokolenia, jeśli my już teraz nie ograniczymy zużycia paliw kopalnych. Podtytuł brzmi jeszcze bardziej złowieszczo: „Prawda o nadchodzącej klimatycznej katastrofie i naszej ostatniej szansie, by ocalić ludzkość”.
 
Jeśli nadal bez rozwagi będziemy korzystać z paliw kopalnych i przyczyniać się tym samym do zmian klimatu, pozostawimy naszym dzieciom i wnukom świat, nad którym nie będą mieli żadnej kontroli. Będą świadkami susz, fal upałów i pożarów lasów o niespotykanej dotąd gwałtowności. Pod koniec XXI wieku ok. 2 mln – blisko 20% gatunków roślin i zwierząt wyginie albo będzie bardzo bliskich wyginięcia. Poziom morza podniesie się, a intensywniejsze sztormy, cyklony i huragany doprowadzą do zniszczenia wielu nadmorskich miast. Ale tak nie musi się stać.

„Nie chciałem, aby moje wnuki kiedyś w przyszłości stwierdziły, że ich dziadek co prawda rozumiał, co się dzieje, ale nie zrobił wszystkiego, co mógł, by wyjaśnić to innym” – tłumaczy się z powstania książki w przedmowie Hansen. Czasopismo „Nature” między innymi ze względu na tę troskę o świat, w którym przyjdzie żyć jego wnukom, dziś 10-letniej Sophie i 5-letniemu Connorowi, okrzyknie go „dziadkiem globalnego ocieplenia”.
 
Dlaczego amerykański fizyk swoją pierwszą książkę poświęcił właśnie sprawom klimatu? Jeszcze w latach 70. całkowicie pochłaniały go badania planety Wenus. Nagle odkrył, że o wiele ciekawsze jest to, co dzieje się z Ziemią – jej atmosfera zmieniała się na jego oczach. Najpoważniejszą zmianą był wzrost ilości dwutlenku węgla. Hansen wiedział już wtedy, jak gaz ten zdeterminował klimat na Marsie i Wenus. Uznał, że o wiele bardziej przydatne niż dalsze zajmowanie się odległymi ciałami niebieskimi będzie przyjrzenie się, jak może zmienić się klimat naszej planety.

W 1988 roku o globalnym ociepleniu zeznawał przed członkami kongresu USA. Stwierdził, że z 99-procentową pewnością można uznać, iż działalność człowieka i emisja gazów cieplarnianych nie pozostają bez wpływu na Ziemię, która weszła właśnie w okres ocieplenia. Ostro nawoływał do zakończenia jałowych dyskusji na ten temat i wzięcia się do pracy.
 
W wydanej pod koniec zeszłego roku książce James Hansen opisuje swoje doświadczenia z ostatniej dekady. Historia rozpoczyna się w 2001 roku, w dniu jego 60. urodzin, kiedy to spotkał się z wiceprezydentem Dickiem Cheneyem i powołaną przez rząd specjalną grupą ds. klimatu. Dziewięć lat temu, jak sam mówi, był jeszcze optymistą i myślał, że wpływ człowieka na klimat nie będzie znaczny, jeśli tylko ilość dwutlenku węgla w atmosferze nie przekroczy 450 ppm (części na milion). Później fizyk i klimatolog stwierdził, że pierwszy szacunek był zawyżony i, aby uniknąć klimatycznej katastrofy, konieczne jest zredukowanie ilości CO2 do 350 ppm. Tymczasem w 2009 roku ilość tego gazu w atmosferze wyniosła już 387 ppm.

A co tym w czasie zrobili politycy? „Zawiedli, nie umieli powiązać polityki z nauką, a zamiast tego ulegali grupom interesów” – pisze Hansen. „Przykro mi to mówić, ale większość tego, co robią politycy w związku ze zmianami klimatu to greenwashing – ich propozycje brzmią nieźle, ale w rzeczywistości tylko oszukują siebie samych i nas”.
 
„Nie raz jeszcze będziemy słyszeć polityków i innych mówiących: ‘Mamy plan. Zredukujemy emisję o 25% do 2020 roku, o 90% do 2050 roku…’. Kiedy mówią wam, że chcą rozwiązać problem poprzez wyznaczenie celów, określanie zobowiązań i limitów, wiedzcie, że kłamią. Tak, kłamią – to ostre słowa, możecie więc powiedzieć ‘żartują sobie’. Ale pewnego dnia wasi bardziej wnikliwy i spostrzegawczy wnukowie dojdą do wniosku, że pozwoliliście się politykom okłamywać”.

Według Hansena zawiódł Dick Cheney i Barack Obama, nadziei w nim pokładanych nie spełnił nawet sam Al Gore, który dla klimatu zrobił najwięcej ze wszystkich polityków. „Wygląda na to, że nikt nie ma ochoty podjąć niezbędnych działań” – klimatolog przyznaje, że jest zmęczony tym, co się dzieje w Waszyngtonie.„Zrozumiałem, że powinienem mówić nie tylko o tym, co dzieje się z klimatem, lecz także o polityce, która dotyczy klimatu. Politycy są szczęśliwi, gdy naukowcy dostarczą informacje, a potem milkną i znikają. Rozwód nauki i polityki nie jest jednak możliwy”.

Od wydania książki „Storms of My Grandchildren” minęło kilka miesięcy. Po niezbyt udanych negocjacjach w Kopenhadze szeroka dyskusja o zmianach klimatu w Stanach Zjednoczonych nie została podjęta. Później zainteresowanie opinii publicznej zostało zdominowane przez katastrofę na wodach Zatoki Meksykańskiej i, w jej tle, problem z wydobyciem paliw kopalnych. Jednak James Hansen nie zamierza się poddawać w walce ze zmianami klimatu. Jego zdaniem na politykach trzeba wymuszać działanie. Ten 69-latek kilka dni temu, w poniedziałek 27 września, pikietował przed Białym Domem domagając się zakazania odkrywkowych metod wydobywania węgla powszechnie stosowanych w Appalachach. Został aresztowany razem z dziesiątkami innych osób.

Na razie nie wiadomo, czy jedyna jak dotychczas książka „dziadka globalnego ocieplenia” ukaże się po polsku. Wersję angielskojęzyczną można zamówić m.in. w księgarni amazon.com.


Urszula Drabińska, ChronmyKlimat.pl
na podstawie: www.stormsofmygrandchildren.com
, fot. www.sxc.hu


Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej