Dofinansowania i dotacje

Koncerny energetyczne w Niemczech: krok do przodu, krok do tyłu (18326)

2015-04-02

Drukuj
galeria

Odkrywka węgla brunatnego Garzweiler w zachodnich Niemczech. W tle elektrownia koncernu RWE. Fot. Bert Kaufmann, flickr, (CC BY-SA 2.0)

Rząd federalny dokręca śrubę koncernom energetycznym – do roku 2020 emisje CO₂ w energetyce muszą spaść o dodatkowe 22 mln ton. Z drugiej strony byłby gotów płacić elektrowniom węglowym za pracę w trybie gotowości, co dałoby im dodatkowe źródło dochodu.

W Niemczech standardy efektywności energetycznej i odnawialne źródła energii rzeczywiście przyczyniają się do spadku emisji. Uwaga opinii publicznej skupia się więc na największym emitencie gazów cieplarnianych, czyli energetyce węglowej. Mimo że minister środowiska Barbara Hendricks nie widzi szansy na całkowitą likwidację elektrowni węglowych, wielu analityków i aktywistów ekologicznych uważa, że właśnie to powinno stać się celem krajowej polityki energetycznej.

Greenpeace już w 2008 roku domagał się zmian w prawie nakierowanych na całkowite odejście od węgla. W sierpniu 2014 roku z podobnym żądaniem wystąpiła organizacja Friends of the Earth Niemcy (BUND). Z kolei badacze rynku energii sugerują wprowadzenie norm emisji CO₂, jako narzędzia ograniczania produkcji energii z węgla. Takie regulacje, wyznaczające limit emisji dwutlenku węgla na kilowatogodzinę wyprodukowanego prądu, zapobiegłyby budowie nowych bloków węglowych i wymusiłyby zamknięcie najmniej wydajnych elektrowni. Normy takie wprowadziły ostatnio Wielka Brytania, Kanada i Kalifornia.

W opublikowanym w grudniu „Planie Działań na rzecz Ochrony Klimatu” rząd federalny zakłada ograniczenie emisji w energetyce zawodowej o dodatkowe 22 mln ton CO₂ do roku 2020. Nietrudno zgadnąć, że koncerny energetyczne ostro przeciw temu protestowały. Oprotestowują każdą propozycję służącą zwiększeniu kosztu produkcji energii z węgla i zredukowaniu emisji – niezależnie, czy będzie to nałożenie limitów emisji na stare elektrownie, czy też utrzymanie obecnej struktury rynku energii zwanej „energy only market” (gdzie elektrownie zarabiają tylko na sprzedaży energii, ale nie otrzymują wsparcia finansowego za pracę w trybie gotowości). Politycy pokroju Garrelta Duina, ministra gospodarki Nadrenii Północnej-Westfalii (najgęściej zaludnionego landu Niemiec, ważnego ośrodka przemysłowego i energetycznego), bronią tego, co uchowało się jeszcze się w przemyśle węglowym, utrzymując, że nie da się jednocześnie odejść i od atomu, i od węgla.

Dobry czas dla węgla?

Jak na razie okoliczności sprzyjają zwolennikom węgla. Tanie są nie tylko pozwolenia na emisje, ale też sam węgiel, bo niemieckie kopalnie wciąż są rentowne. Koncerny pokroju szwedzkiego Vatenfalla, właściciela 11 elektrowni węglowych w Niemczech (z czego 5 spala węgiel brunatny), wykorzystują niedrogi, lokalnie wydobywany węgiel brunatny.

– Węgiel brunatny to jedyny surowiec energetyczny, którego Niemcy nie muszą importować i mają go jeszcze w bród. Jeśli zostaną podtrzymane obecne koncesje wydobywcze, węgla wystarczy co najmniej do roku 2050 – mówi Olaf Adermann, dyrektor ds. zarządzania aktywami w Vattenfall Niemcy.

Dziś regulacje na poziomie regionów często są korzystne dla koncernów węglowych. Rząd Brandenburgii – drugiego co do wielkości obszaru wydobycia węgla brunatnego – przedłużył Vattenfallowi koncesję na wydobycie w rejonie Welzow-Süd na okres po roku 2026, chociaż oznacza to wysiedlenie 810 okolicznych mieszkańców. Mimo negatywnego wizerunku węgla, utraty krajobrazu i likwidacji całych wsi i miasteczek, wciąż działa silne lobby węgla brunatnego, które twierdzi, że zapewnia on 10 tysięcy miejsc pracy we wschodnich Niemczech, a jeszcze więcej w zachodnioniemieckiej Nadrenii Północnej-Westfalii. Kiedy w 2014 roku Vatenfall ogłosił, że chce sprzedać swoje niemieckie kopalnie węgla brunatnego i skupić się na odnawialnych źródłach energii, chęć zakupu niezwłocznie zgłosił czeski konkurent koncernu – MIBRAG. To dowodzi, że inwestycje w węgiel brunatny wciąż uważa się za opłacalne, i to mimo ambitnego programu przekształceń w energetyce, zwanego Energiewende.

Nastroje są mieszane

Inżynier Olaf Adermann z Vattenfalla optymistycznie zapatruje się na przyszłość energetyki konwencjonalnej w Niemczech. Podkreśla, że kraj potrzebuje energii z węgla – właśnie z uwagi na boom w energetyce odnawialnej. Podaje trzy powody, dla których węgiel brunatny będzie niezbędny do roku 2050: jest tani; bez niego Niemcy cierpiałyby na deficyt mocy wytwórczych; inwestycje w technologie wytwarzania i kontroli sprawiają, że elektrownie na węgiel brunatny są wystarczająco elastyczne, by – w połączeniu z OZE – stabilizować system energetyczny.

Adermann zapewnia, że elektrownie Vatenfalla, takie jak Jänschwalde koło Cottbus, już dziś mogą na zawołanie obniżyć produkcję o 30%: – W zwyczajne dni, o umiarkowanym wietrze i nasłonecznieniu, elektrownie pracujące na węglu brunatnym mogą stabilizować system niemal samodzielnie, bez udziału węgla kamiennego i gazu ziemnego. Według Adermanna w przyszłości unowocześnione elektrownie na węgiel brunatny będą kompensować nawet duże wahania w produkcji energii z OZE. Niestety dziś elektrownie węglowe nie muszą być elastyczne – realia rynkowe sprawiają, że opłaca się palić w kotłach nawet przy bardzo niskich cenach energii.

Pozostałe koncerny energetyczne ostrożniej szacują swoje szanse na adaptację na rynku zdominowanym przez OZE. Inny potentat produkcji energii w Niemczech, RWE, latem 2014 roku ogłosił, że zlikwiduje 1000 MW mocy wytwórczych w energetyce konwencjonalnej (od początku 2013 roku w całej Europie RWE wygasił bloki o łącznej mocy 12,6 GW). Deklaracje koncernu można odczytać jako próbę wywarcia presji na niemieckie władze. By zapewnić stabilność systemu energetycznego, rząd federalny rozważa właśnie ustawę, która – zamiast osłabiać znaczenie energetyki węglowej – zapewni jej stabilną pozycję. Rząd chce płacić elektrowniom za pracę w trybie gotowości, np. na wypadek, gdyby źródła odnawialne produkowały mniej energii, niż potrzeba do zrównoważenia systemu. Według naukowców z DIW taka struktura rynku energii (zwana „capacity market”) zapewniłaby energetyce węglowej nowe źródło dochodów, a co za tym idzie – wzmocniłaby pozycję istniejących, wysokoemisyjnych elektrowni.

Ponury scenariusz

Co, jeśli niemiecki rząd zdecyduje się utrzymać węgiel w miksie energetycznym? W takim przypadku badacze z Instytutu Ekologii Stosowanej (Öko-Institut) i z Instytutu Fraunhofera widzą nikłe szanse na realizację celów ograniczenia emisji CO₂. Jak wskazują w swoim raporcie, nawet jeśli w roku 2050 ok. 80% energii będzie pochodzić z OZE, 20-procentowy udział węgla brunatnego będzie pociągał za sobą „dramatyczne skutki dla budżetu gazów cieplarnianych.

Realizacja „Planu Działań na rzecz Ochrony Klimatu” oraz tegoroczne zmiany na rynku energii będą istotnym wskaźnikiem, jak bardzo Niemcom zależy na odwęglaniu gospodarki, a co za tym idzie – jaki wpływ kraj będzie miał na losy globalnego porozumienia klimatycznego, a także na sam klimat.

Tłumaczenie: Marta Śmigrowska. Źródło: Clean Energy Wire (CLEW)

 


Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej