Dofinansowania i dotacje

Grzegorz Wiśniewski poleca lekturę na wakacje: Blackout (18771)

Grzegorz Wiśniewski, Odnawialny Blog
2015-08-13

Drukuj
galeria

Seria terrorystycznych ataków wywołuje awarię systemu energetycznego pozbawiającą prądu cała Europę. Grzegorz Wiśniewski poleca katastroficzną powieść Marca Elsberga.

W coraz bardziej skomplikowanym obszarze, jakim stała się energetyka, niewiele już dają jednozdaniowe ćwierknięcia na Twitterze czy trzyzdaniowe komunikaty na Fejsbuku, bo nie ma już prostych rozwiązań ani prostych recept na nasze współczesne problemy.

Medialna energetyka i efektowne bezkontekstowe memy to nawet nie informacja, a od samej informacji daleko jeszcze do wiedzy. Powierzchowne slogany, jakie docierają do nas nieustannie i mimowolnie, nie dają okazji do dłuższej koncentracji uwagi na istocie sprawy, a bez tego żadnego istotnego problemu nie da się zrozumieć. Łatwe, proste, szybkie figury retoryczne i z pozoru prawdziwe slogany stają się wirusem i nałogiem wzmacniającym medialny ping-pong. To dlatego profesor Ewa Łętowska mówi, że jak już szukać okazji do analizy poważniejszych problemów (a takich w energetyce nie brakuje) i czytać – to tylko grube książki.

Po taką wakacyjną lekturę sięgnąłem. Pod krótkim, wymownym tytułem „Blackout” kryje się wydany w Polsce w tym roku, niemalże 800-stronicowy, dobrze udokumentowany thriller naukowy Marca Elsberga o totalnej awarii europejskiej sieci energetycznej (ok. 70% obszaru) spowodowanej atakiem terrorystycznym na współczesną infrastrukturę informatyczną i energetyczną.

Opis dwóch tygodni katastrofy – od momentu ataku na elektrownie i sieci do momentu stopniowego ich przywracania – osadzony jest we realiach technologii i polityki energetycznej UE oraz w kontekstach społecznym i biznesowym. Konieczne w tym przypadku 2–3 dni na lekturę pozwalają na prześledzenie niemalże w czasie rzeczywistym okoliczności, w jakich przebiega (przebiegać może) stan braku prądu na dużym obszarze cywilizacji zachodniej, ale też daje okazje do szerszych refleksji o chwiejnej (pozornej) stabilności systemu energetycznego i iluzoryczności budowanego na nim systemu społeczno-gospodarczego, także w odniesieniu do Polski.

Przytoczę tylko kilka przykładowych problemów poruszanych (prowokowanych) przez Elsberga, które (choć książka jest fikcją i nie może zastąpić fachowej analizy) mogą dać asumpt do szerszej (także z większym udziałem społeczeństwa) debaty publicznej nt. energetyki. Jakie tezy postawione w książce poruszają najbardziej? Które z nich mogą być przyczynkiem do rozważań np. politycznych oraz punktem wyjścia do fachowej krytyki? Które fragmenty mogą najbardziej zainteresować polskiego czytelnika?

Scentralizowane systemy energetyczne (jednostki wytwórcze centralnie sterowane) oraz sieć energetyczna (stacje, transformatory) to wprost wymarzone obiekty cyberataku i sabotażu. W posłowiu Elsberg zastrzega nawet, że z uwagi na to, że nie chciał dostarczać nikomu wskazówek do przeprowadzenia ataku, pewne wrażliwe dane techniczne pominął lub pozmieniał.

Ryzyko skutecznego (paraliżującego) ataku rośnie wraz z działem elektrowni jądrowych w systemie oraz z wprowadzeniem w dotychczasowy system technologii ICT, takich jak coraz bardziej złożone i bardziej zintegrowane systemy sterowania pracą elektrowni (SCADA) czy np. liczniki inteligentne u odbiorców energii. Można je stosunkowo łatwo (zasadnicza teza książki) zainfekować wirusami i za ich pomocą osoby niepożądane mogą zbyt łatwo przejmować sterowanie całymi obszarami sieci. I nie muszą stać za tym mocarstwa, ani nawet specjalnie duże pieniądze. Minimum zasobów użytych przez niezadowolonych (takich obecnie nigdzie nie brakuje) celowo i w złej wierze może przynieść niewyobrażalne straty.

Współczesny system energetyczny w wersji scentralizowanej wymaga coraz większej liczby systemów awaryjnego zasilania, obejść i zabezpieczeń. Na tym jednak, niestety w pierwszej kolejności, korporacje energetyczne najchętniej oszczędzają, często nie informując opinii społecznej o wzroście ryzyka, a państwa nie przygotowują odbiorców energii i instytucji do działań mitygacyjnych oraz do działań adaptacyjnych – już na okoliczność katastrofy.

To klasyczna wręcz teza we współczesnym świecie, temat sporów politycznych w energetyce i głównych wątków książek katastroficznych. Problem, który ujawnił się nieoczekiwanie i niezwykle jaskrawo w przypadku katastrofy elektrowni jądrowej w Fukushimie i który wychodzi na jaw w przypadku lokalnych blackoutów, staje się w narracji Elsberga także zmorą europejskich systemów energetycznych. Wielcy wytwórcy i dostawcy energii w Europie dramatycznie szybko tracą konkurencyjność (nie tracąc wpływów politycznych) i albo z konieczności, albo z chciwości oszczędzają kosztem bezpieczeństwa.

Elsberg nie formułuje pomysłu, ani tym bardziej nie podaje przepisu, jak zapobiec katastrofie wielkoobszarowego blackoutu, który bezpośrednio dotknie setek milionów ludzi i który (zgodnie zarówno ze zwykłą teorią prawdopodobieństwa, jak i tzw. zdrowym rozsądkiem) wydaje się coraz bardziej prawdopodobny. Ale pokazując niewyobrażalne skutki katastrofy, obrazuje mechanizmy, które zwiększają prawdopodobieństwo takiego obrotu sprawy, i sposoby, które mogłyby ograniczyć dolegliwości.

Niech za niewyobrażalne skutki posłuży tylko jedna liczba – milion bezpośrednich ofiar w ciągu zaledwie dwóch tygodni, w efekcie m.in. braku wody, żywności, lekarstw, ogrzewania, wzrostu przestępczości i mniejszych lokalnych katastrof, jako pochodnych tej zasadniczej. Elsbergowi nie chodzi o statystykę, ale o pokazanie na przykładach konkretnych osób, rodzin, zbiorowości, jak katastrofa dosłownie pełznie po Europie i pożera swoje ofiary.

Elsberg pokazuje, że źródłem problemów są relacje państwo-korporacje, a zapalnikiem – nierówności społeczne. Pośrednio autor skłania się ku najważniejszemu ustaleniu przez komisję parlamentu japońskiego kluczowej przyczyny katastrofy w Fukushimie, którą nie było wcale tsunami, ale brak kontroli i zbyt bliskie związki pomiędzy politykami, a państwową firmą energetyczną TEPCO. Elsberg pokazuje słabość pojedynczego państwa, a jednocześnie obrazuje to, co się dzieje, gdy państwo – tu z konieczności – przestaje działać i wywiązywać się ze swoich podstawowych zadań.

To przestroga dla części najbardziej „oburzonych” i antysystemowców, bo nie brakuje ich obecnie na całym świecie, a to środowiska wykształconych anypaństwowców stoją w thrillerze za atakiem terrorystycznym. Autor nie oszczędza polityków i prezesów koncernów, ale jednocześnie pokazuje dwa filary europejskiego bezpieczeństwa energetycznego. Nie brakuje w Europie odpowiedzialnych urzędników (to bardziej oni stanowią o sprawności służb państwowych, co pokazuje najwyraźniej na przykładzie Niemiec).

Zwraca uwagę, że solidarność unijna, w momencie gdy do blackoutu dojdzie, jest narażona na partykularyzmy narodowe, ale jednocześnie podkreśla, że każde pojedyncze państwo w UE jest bezbronne wobec dobrze przygotowanego jednoczesnego ataku na infrastrukturę energetyczną i telekomunikacyjną. Tylko instytucje UE w tej sprawie mogą próbować zapobiegać atakowi i systemowo zmniejszać rozmiary katastrofy. Solidarność polityczna i społeczna może przetrwać bez prądu co najwyżej klika dni. Potem szybko muszą być widoczne efekty działań naprawczych, albo dochodzi do anarchii, przewrotów politycznych i innych następstw wywracających dotychczasowy układ.

Poza olbrzymimi bezpośrednimi skutkami społecznymi blackout niesie ze sobą długotrwałą katastrofę gospodarczą. Działa prawo podaży i popytu (ceny skaczą wielokrotnie, przejściowo nasila się gospodarka wymienna), ale – jak pisze Elsberg – nie ma ono nic wspólnego ze sprawiedliwością. Największe straty ponosi współczesne intensywne rolnictwo (tracą takie kraje, jak Polska), które po parotygodniowym blackoucie, stratach w hodowli zwierząt i uprawach np. szklarniowych najdłużej trzeba podnosić, a to utrudnia przywrócenie całej sfery społeczno-gospodarczej. Na długo zamiera przemysł hutniczy, cementowy, bankrutują małe i średnie przedsiębiorstwa przemysłowe (olbrzymi cios w takie kraje, jak Niemcy). Skutki ekonomiczne dla Europy są znacznie gorsze niż skutki kryzysu gospodarczego zapoczątkowanego w 2008 roku.

Jednocześnie trudno sobie wyobrazić zgodę na dalsze funkcjonowanie elektrowni jądrowych. Elsberg wskazuje na 6 działających europejskich elektrowni jądrowych (i wspomina o paru zamkniętych „odstojnikach”, które wymagają jednak chłodzenia), w których – w efekcie blackoutu i różnorodnych problemów z podtrzymaniem zasilania systemów chłodzenia – dochodzi do groźnych incydentów i wybuchów, i na tym tle opisuje zachowania i postawy społeczne.

Co pozwala przetrwać i łagodniej przywracać normalne funkcjonowanie? Blackout opisany w książce przypada na okres zimowy, dlatego bohaterem w energetyce jest… kominek na drewno. Szczęśliwi są ci nieliczni, co mają agregaty prądotwórcze na drewno (agregaty dieslowskie konfiskują służby państwowe). Bohaterem w wodociągach jest własna studnia. O substytutach kanalizacji nie ma co pisać... Nic tak nie pozwala przetrwać, jak kilka kur swobodnego chowu w obejściu. W transporcie, przy braku dostaw ropy, liczą się rowery. Okazuje się, że kolej mająca własną trakcję elektryczną (niezależne zasilanie) jest zdolna funkcjonować, choć problemem są dworce podłączone do sieci zewnętrznej (mimowolnie przypomina się obecna polska dyskusja wokół prywatyzacji PKP Energetyka, która też daje możliwość wydzielonego zasilania trakcji i skorzystania z systemów rezerwowego zasilania).

Bohaterem w systemie elektroenergetycznym są lokalne mikrosieci, zwłaszcza z elektrowniami wodnymi, bo to one na tle pozbawionej światła Europy miejscami działają jako tzw. wyspy energetyczne i to one służą do tzw. podnoszenia sieci i dołączania kolejnych źródeł konwencjonalnych i odnawialnych (synchronizacji). Okazuje się, że to, co jest technicznie najbardziej inteligentne, np. sieci, elektrownie czy pełne elektroniki domy, w obliczu blackoutu staje się najszybciej bezużyteczne, a jednocześnie najbardziej wrażliwe na akty sabotażu czy terroru. Szkoda, że w Europie nie ma lokalnych sieci prądu stałego: mało wyszukana technologia Edisona wsparta systemami fotowoltaicznymi i magazynami energii znacznie lepiej by się sprawdzała w takich warunkach niż geniusz Tesli z sieciami prądu zmiennego, także z inteligentnymi sieciami energetycznymi. Przydałby się też powrót do idei lokalnego i regionalnego bezpieczeństwa energetycznego, o czym przypominałem w 2009 na blogu „odnawialnym”, a troską o krajowe bezpieczeństwo energetyczne dobrze byłoby podzielić się z UE, także w ramach nakierowanej ostatecznie na wewnętrzne bezpieczeństwo elektroenergetyczne „Unii energetycznej” (na zasadność takiego podejścia wskazywałem tamże już ponad rok temu).

Polecam książkę, ale jeszcze bardziej polecam wykorzystanie okazji i znalezienie czasu na własną refleksję w trakcie dłuższej lektury. Antypaństwowcy Elsberga, chcący poprzez opisany przez niego akt terroru przywrócić światu „sprawiedliwość”, w efekcie opacznego rozumienia i zabójczego zastosowania kantowskiego „niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie” sądzili, że świat może się zmienić na lepsze (siłami niezadowolonych) dopiero po wielkich katastrofach. Doprawdy trudno, wobec ogromu zniszczeń i tragedii, z takim rozumieniem myśli wielkiego filozofa w realnym świecie się zgodzić. Ale czy jednak na pewno, w celu modernizacji polskiej energetyki i obudzenia kraju ze snu o ciągłych i tanich dostawach z obecnego systemu „ciepłej wody w kranie i energii elektrycznej w gniazdku”, nie przydałby się nam jakiś mały blackout (po tym szybko zapomnianym szczecińskim z 2008 roku) i praktyczna weryfikacja wyobrażeń Elsberga na ograniczoną skalę i przy ograniczonej uciążliwości? Tak jak Elsberg w posłowiu swojej książki, nie dostarczam nikomu uzasadnienia do sabotażu czy strajku, tylko zastanawiam się, co można zrobić, aby odwirusować umysły i uniknąć jednego i drugiego.

Grzegorz Wiśniewski, Odnawialny Blog


Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią




Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej