Dofinansowania i dotacje

Geoinżynieria - serwis naprawy klimatu z ograniczoną odpowiedzialnością. (17880)

2014-11-20

Drukuj

System klimatyczny to wielka, skomplikowana maszyna. Owszem, mamy jej plany w postaci nauk o klimacie. Tyle, że to raczej szkice – tworzone w trudzie przez geofizyków i oceanografów. Czegoś tu bardzo brakuje – kontaktu z PROJEKTANTEM.

Z maszynami jest łatwiej. Jakiś projektant kieruje pracą inżynierów materiałowych, specjalistów od napędów, przekładni i smarów. Jakiś producent dostarcza plany serwisantom – niezależnie, czy to dźwig portowy, maszyna dziewiarska... czy ćwiekarka czubków.

No, ale nam psuje się klimat. Maszyna grzeje się bardziej i bardziej. Będzie awaria. Serwisanci desperacko przeglądają swoje szkice, przykładają dostępne narzędzia: wajhy odnawialnych źródeł energii, klucze zalesiania, prostowniki systemów handlu emisjami. Ale to za mało. W głowach serwisantów rodzą się więc nowatorskie pomysły, z dziedziny geoinżynierii klimatu.

W gorących dyskusjach przewijają się terminy rolniczo-ogrodnicze: „użyźnianie”, „nawożenie”, „zasiewanie” oceanów siarką i żelazem.

Od lat twiedzi się, że użyźnianie oceanów żelazem ma stymulować rozwój fitoplanktonu. Ten, obumierając, opada na dno oceaniczne, zabierając ze sobą dwutlenek węgla. W ten sposób ocean skuteczniej pochłania CO2.

Jednak sprawa nie jest tak prosta, jak zakładano. Badacze z niemieckiego Centrum Helmholtza ds. Badań Polarnych i Morskich wzięli pod lupę Wyspy Crozeta na Oceanie Indyjskim. Bazaltowy archipelag naturalnie uwalnia do oceanu żelazo. Plankton kwitnie, a i owszem. Tyle, że mnożą się również otwornice. Żyjątka te tworzą pancerzyki z węglanu wapnia, uwalniając przy tym dwutlenek węgla. W wodach użyźnianych żelazem produkcja pancerzyków zmniejsza transfer CO2 w głębiny oceaniczne o 6-32% (w stosunku do 1-4% dla wód nienawożonych). No cóż, skutki uboczne...

Pompowanie SO2 do atmosfery, kosmiczne lustra odbijające światło słoneczne - mnożą się pomysły na naprawę klimatu za pomocą piły i młotka, siarki i żelaza. Mnożą się też obiekcje i wątpliwości. Dobrze, że mamy komfort odrzucania tego, co nazbyt kosztowne i kontrowersyjne.

Na razie. A jak będzie w przyszłości? Być może kiedyś klimat zepsuje się tak bardzo, że zgodzimy się na każde dostępne remedium – nawet jeśli będzie ono miało poważne skutki uboczne.

Kiedy upały, nawałnice i tornada uczynią życie niemożliwym, pewnie oddamy sprawy w ręce klimatycznych serwisantów. Ludzi dobrej woli, ale mimo wszystko – tworzących spółkę z bardzo ograniczoną odpowiedzialnością.


Udostępnij wpis swoim znajomym!



Podobne artykuły


Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej