Dofinansowania i dotacje

Polskie problemy z zieloną energią (15706)

2013-05-16

Drukuj

W ostatnich dwóch latach ceny zielonych certyfikatów spadły tak nisko, że przedsiębiorcom nie opłaca się inwestowanie w odnawialne źródła energii. Autorzy raportu "Finansowanie czystej energii: rozwiązania dla Polski" sformułowali rekomendacje dotyczące reformy systemu wsparcia OZE.

System zielonych certyfikatów

Polska jest zobowiązana do promocji stosowania energii ze źródeł odnawialnych na mocy dyrektywy 2009/28/WE. W 2020 roku 15% energii końcowej brutto ma pochodzić z tych źródeł, przekłada się to na udział czystej energii elektrycznej na poziomie 19,1%.

Aby wspierać rozwój OZE, w 2005 roku Polska wprowadziła system zbywalnych zielonych certyfikatów. Wszyscy dostawcy energii elektrycznej zobligowani są do wykazania, że część sprzedawanej przez nich energii pochodzi ze źródeł odnawialnych. Z tego obowiązku mogą się wywiązać zakupując certyfikaty na rynku (na Towarowej Giełdzie Energii albo od producentów energii odnawialnej) lub uiszczając opłatę zastępczą, której wielkość określana jest przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki.

W efekcie producenci energii odnawialnej mają zapewnione dwa źródła dochodów. Cena za wytwarzaną energię jest gwarantowana – określana na podstawie średniej ceny rynkowej poprzedniego roku wyliczonej przez URE, ponadto otrzymują oni premię dzięki sprzedaży zielonych certyfikatów.

W ciągu ostatnich lat produkcja energii z odnawialnych źródeł, zwłaszcza w sektorze elektroenergetycznym dzięki mechanizmom wsparcia (w tym zielonym certyfikatom), rozwijającej się gospodarce, znacznym przepływom kapitałowym i rosnącej sile nabywczej, rosła szybciej niż zakładano. Mimo to obowiązujący w Polsce system promowania OZE jest krytykowany. Ich rozwój może wkrótce znacznie spowolnić.

Nieodpowiednia organizacja mechanizmów wsparcia

Autorzy raportu "Finansowanie czystej energii: rozwiązania dla Polski" wskazują przede wszystkim, że obecny system zielonych certyfikatów nie wspiera rozwoju konkurencyjnego i zróżnicowanego rynku. Za każdą kWh wyprodukowaną w źródłach odnawialnych (energia wody i wiatru, biomasa, biogaz, energia słoneczna oraz geotermalna), niezależnie od stosowanej technologii czy rozmiaru instalacji, przyznawany jest jeden certyfikat. Producenci wybierają najtańsze rozwiązania (współspalanie biomasy, duża energetyka wodna, energetyka wiatrowa), podczas gdy udział fotowoltaiki i innych, droższych rodzajów OZE jest bardzo niski.

Uważa się, że zamiast promować nowe inwestycje w odnawialne źródła energii elektrycznej, zwiększa się przychody dużych elektrowni. W latach 2006-2010 ponad 75% całkowitych środków pozyskanych w ramach systemu trafiło do operatorów instalacji energetyki wodnej. oraz współspalania biomasy. Ta druga technologia budzi szczególne kontrowersje z jeszcze innego powodu. Biomasę spala się głównie z paliwami kopalnymi w starych, niskowydajnych instalacjach. Dlatego, zdaniem wielu, technologia ta powinna zostać całkowicie wyłączona z systemu wsparcia.

Obecnie jednak głównego problemu systemu zielonych certyfikatów upatruje się w opłacie zastępczej, która pełni decydującą rolę w określaniu ceny maksymalnej certyfikatów (przy braku ustalonej ceny minimalnej). Sama opłata zastępcza nie jest jednocześnie w żaden sposób uzależniona od relacji między podażą a popytem na energię elektryczną ze źródeł odnawialnych.

Kolejnym problemem, zdaniem autorów raportu, jest sposób określania celów w ramach systemu zielonych certyfikatów. Mimo że wytwarzanie energii elektrycznej w wyniku współspalania oraz w energetyce wiatrowej rosło, cele na lata 2010-2012 zostały zdefiniowane na takim samym poziomie – 10,4%. "Proces ten może doprowadzić do nadpodaży OZE-E [energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych]. Analiza Instytutu Energetyki Odnawialnej wskazuje, że biorąc pod uwagę rozpoczęte już inwestycje (np. 200 MW elektrownię na biomasę w Połańcu), to nadpodaż powinna pojawić się już w 2012 r. i będzie trwać do 2016 r." – czytamy w dokumencie.

Kryzys na rynku zielonych certyfikatów

Certyfikatów na rynku w zeszłym roku rzeczywiście zrobiło się za dużo. W ciągu ostatnich dwóch lat produkcja zielonej energii była większa, niż przewidywał ustawowy obowiązek. Nadpodaż doprowadziła do znacznego spadku ich cen. Na początku 2012 roku cena certyfikatu potwierdzającego wytworzenie 1 MWh wynosiła 280 zł, zaś w lutym br. taki certyfikat wart był jedynie 100 zł.

Problemem nie jest oczywiście tylko duża produkcja energii z odnawialnych źródeł. Niektóre spółki zobowiązane do zakupu certyfikatów uznały to działanie za nieopłacalne i zgodnie z ustawą zamiast tego odprowadzają opłatę zastępczą do Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Szacuje się, że w 2012 roku ok. 15% wartości docelowej zostało realizowane w ten sposób.

W związku z tym, po kilku latach funkcjonowania rynku zielonych certyfikatów, możliwość ich sprzedaży nie przynosi inwestorom takich dochodów, jak początkowo myślano. Producenci zielonej energii ostrzegają, że ich inwestycje stają się nierentowne i grozi im upadek. Produkcja czystej energii w najbliższych latach może spaść jeszcze z jednego powodu – niska cena certyfikatów hamuje kolejne inwestycje.

Poważny problem dostrzegł Urząd Regulacji Energetyki, który oszacował, że nadmiar certyfikatów na rynku jest już tak duży, że dopiero wyłączenie wszystkich OZE na pół roku pozwoliłoby rozładować sytuację. Oczywiście to nie wchodzi w grę, zaczęły więc pojawiać się inne pomysły ratowania sytuacji.

Propozycje rozwiązań ratunkowych

W lutym br., gdy ceny zielonych certyfikatów osiągnęły historyczne dno, pojawił się pomysł stworzenia przez NFOŚiGW mechanizmu interwencyjnego skupu certyfikatów w celu zapewnienia producentom odnawialnej energii dochodów i uchronienia ich przed upadkiem. Być może pomogłoby to też rozwiązać inny problem, zidentyfikowany przez autorów wspomnianego raportu jako barierę ograniczającą inwestycję w odnawialne źródła energii elektrycznej: mechanizm zielonych certyfikatów nie jest sprzęgnięty z innymi instrumentami, np. dotacjami z NFOŚiGW.

W marcu w rozmowie z portalem newseria.pl wiceminister gospodarki Jerzy Witold Pietrewicz zapowiedział wdrożenie rozwiązań stabilizujących rynek. Jego poprzednik, Mieczysław Kasprzak przypomniał wtedy, że gotowe rozwiązania są już zapisane w projekcie ustawy o odnawialnych źródłach energii. Wciąż jednak nie wiadomo, kiedy prawo to w końcu zostanie uchwalone i wejdzie w życie.

Pod koniec marca podmioty zobowiązane do realizacji obowiązku OZE umorzyły zielone certyfikaty w ilości odpowiadającej 6,852 TWh energii wyprodukowanej z OZE – poinformowała Towarowa Giełda Energii. Umorzenie tak dużej liczby zielonych certyfikatów nie przełożyło się jednak na wzrost ich ceny na Towarowej Giełdzie Energii. Średnia cena zielonych certyfikatów na początku kwietnia wyniosła niecałe 120 zł/MWh.

Wtorek 30 kwietnia był pierwszym dniem, w którym TGE rozpoczęła publikację nowych indeksów dla zielonych certyfikatów na rynku praw majątkowych, które mają lepiej odzwierciedlać bieżąca sytuację. Cena dla całego rynku wyniosła 180 zł/MWh. To lepiej niż w ostatnich miesiącach, lecz wciąż za mało, aby inwestycje w czystą energię były opłacalne. Michał Ćwil z Polskiej Izby Gospodarczej Energetyki Odnawialnej (PIGEO) na konferencji prasowej pod koniec kwietnia poinformował, że inwestorzy, tworząc swoje plany biznesowe, kalkulowali bowiem cenę zielonych certyfikatów na poziomie ok. 230 zł/MWh.

PIGEO zaproponowało swoje rozwiązanie tej patowej sytuacji. Aby pomóc inwestorom działającym na polskim rynku OZE, którzy borykają się z coraz większymi problemami wynikającymi z nadpodaży certyfikatów i ich niskiej ceny, rząd powinien wprowadzić minimalną cenę zielonych certyfikatów. Obecny na konferencji Benny H. Laursen z firmy doradczej Laursen Consulting stwierdził, że jednym z możliwych rozwiązań problemu nadpodaży certyfikatów może być też zlikwidowanie opłaty zastępczej, tak aby obowiązkowy udział OZE w sprzedawanej energii mógł być regulowany wyłącznie poprzez zakup i umarzanie zielonych certyfikatów. Podkreślił także, że obecna sytuacja na rynku energii odnawialnej może sprawić, że Polsce nie uda się osiągnąć celu 15% udziału OZE w konsumpcji energii do roku 2020.

Na początku maja powrócił pomysł stworzenia funduszu interwencyjnego. Agencja informacyjna Newseria poinformowała, że Ministerstwo Gospodarki rozmawia z przedsiębiorcami i instytucjami mogącymi powołać fundusz. Wiceminister Pietrewicz potwierdził, że "państwo powinno zrobić wszystko, żeby ten rynek ustabilizować. Takie działania podejmujemy. Mają one w dużej mierze mają charakter długofalowy". Z drugiej strony, jego zdaniem, państwo nie powinno mocno ingerować w rynek, więc taka instytucja mogłaby zostać powołana przez jego uczestników.

Pełniłaby rolę interwencyjną i nie dopuszczała do nadmiernych wahań cen. Kluczowa jest jednak kwestia zasilania, czyli środki finansowe. W ocenie Ministerstwa Gospodarki mogłoby to być partnerstwo publiczno-prywatne, naturalnym partnerem publicznym wydaje się być NFOŚiGW. Przeszkodą jednak mogą okazać się unijne przepisy mówiące o dopuszczalności pomocy publicznej tylko w określonych sytuacjach. Trwają analizy, czy taka formuła jest możliwa do zastosowania.

Mimo dopiero wstępnych rozmów rząd liczy, że fundusz mógłby być utworzony jeszcze w tym roku.

Inne bariery rozwoju OZE

Nieodpowiednia organizacja mechanizmów wsparcia to nie jedyna bariera rozwoju rynku zielonej energii w Polsce. Problem stanowią również niestabilne ramy prawne i niski priorytet polityczny energetyki odnawialnej. Rozwój zielonej elektroenergetyki, szczególnie w przypadku niezależnych producentów energii elektrycznej hamują także trudności z integracją OZE z siecią oraz to, że różni producenci energii nie są traktowani w taki sam sposób.

Pewną rolę odgrywa też polski system planowania przestrzennego, który wpływa na decyzje dotyczące lokalizacji OZE. Wskutek braku lokalnych planów zagospodarowania przestrzennego inwestorzy chcący uzyskać decyzję środowiskową muszą spełnić szereg wymagań, wskutek czego procedury administracyjne zajmują w naszym kraju bardzo dużo czasu.

Tymczasem Polska, podobnie jak cztery pozostałe państwa objęte analizą Cambridge Programme for Sustainability Leadership (CPSL), Regional Centre for Energy Policy Research (REKK) oraz Uniwersytetu Korwina w Budapeszcie, ma spory potencjał dalszego rozwoju produkcji energii elektrycznej ze źródeł odnawialnych. Energetyka odnawialna, oprócz dbania o środowisko i klimat, niesie ze sobą takie podstawowe korzyści, jak szeroka współpraca przygraniczna, tworzenie miejsc pracy czy wzrost gospodarczy. Szkoda byłoby zmarnować te szanse wskutek źle zaprojektowanego mechanizmu wsparcia, niepewnej jego przyszłości i coraz większego ryzyka inwestycyjnego.

 

Raport "Finansowanie czystej energii: rozwiązania dla Polski" (w języku polskim) można pobrać m.in. ze strony Uniwersytetu w Cambridge.

Urszula Drabińska, ChronmyKlimat.pl


Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej