Dofinansowania i dotacje

Dlaczego biogazownia w Piekoszowie śmierdzi? (15726)

2013-05-21

Drukuj

W wielu mediach pojawiła się ostatnio informacja o biogazowni, która swym fetorem zatruwa życie mieszkańcom Piekoszowa pod Kielcami. Wszczęła w niej kontrolę m.in. Wojewódzka Inspekcja Ochrony Środowiska. Kontrolerzy znaleźli tam martwe zwierzęta, których nie powinno tam być, i odpady poubojowe, składowane niezgodnie z przepisami. To jest najbardziej prawdopodobna przyczyna uciążliwości tego obiektu.

Biogazownia w Piekoszowie ruszyła latem zeszłego roku. Mimo że wśród surowców, które wykorzystuje do produkcji biogazu, są odpady poubojowe i gnojowica, to dopiero w ostatnich tygodniach mieszkańcy sąsiadujących z tą instalacją osiedli zaczęli protestować, narzekając na potworny fetor, który z niej dolatywał.

1 maja pojechałem do Piekoszowa, żeby samemu zbadać, jaka jest skala i przyczyna tego problemu. Gdy dotarłem na miejsce, zdziwiłem się, że ze 200 metrów od tamtejszej biogazowni stoi wyglądający na dość nowy supermarket "Biedronki", czyli największej sieci handlowej w Polsce, która nie zbudowałaby zapewne swego sklepu spożywczego w miejscu spowijanym regularnie bardzo uciążliwym smrodem. Pod ogrodzenie feralnej biogazowni doszedłem, brnąc po gliniastej drodze, około godz. 15.00. Wtedy akurat nie było od niej czuć. Zapytałem więc sąsiadów, jak to z nią jest. – Ta biogazownia śmierdzi tylko czasami, to zależy od pogody, bo gdy jest ciepło, a w powietrzu dużo wilgoci, to wtedy ona śmierdzi bardziej. Niekiedy tak, że nie da się otworzyć okien – mówi mężczyzna, którego dom bezpośrednio sąsiaduje z piekoszowską biogazownią.

Z rozmowy wynika, że problem nasila się też wtedy, gdy wyładowywane są surowce dla tej instalacji i podczas przemieszczania w niej kiszonki z kukurydzy. Mieszkańcy podejrzewają jeszcze, że fetor jest spowodowany rozszczelnionymi zbiornikami na odpady poubojowe i inne surowce. W rozmowie z „Echem Dnia” utyskiwali, że właściciel biogazowni przetrzymuje poferment z biogazowni na polu (zamiast jak powinno być zgodnie z przepisami w zakrytym zbiorniku czy lagunie), co ma być dodatkowym źródłem fetoru. Twierdzili też, że ciężarówki, dowożące do instalacji odpady poubojowe nie były – tak, jak nakazuje prawo – myte po rozładunku.

Po protestach mieszkańców w piekoszowskiej biogazowni pojawiło się kilka kontroli: z Wojewódzkiej Inspekcji Ochrony Środowiska i z tamtejszego urzędu gminy. Gminni kontrolerzy zobaczyli tam m.in. martwe zwierzęta, które zgodnie z przepisami nie miały prawa tam być (takie odpady powinny trafiać wyłącznie do specjalnie przeznaczonych do tego celu zakładów utylizacyjnych). Odpady poubojowe zamiast trafiać od razu do tzw. rozdrabniacza były przechowywane na podłodze w jednym z pomieszczeń. Gminni kontrolerzy stwierdzili także, że uszkodzony jest magazyn na kiszonkę z kukurydzy. Sprawą zajął się również powiatowy lekarz weterynarii, który zwrócił uwagę, że wcześniej ta biogazownia nie była dokuczliwa dla otoczenia.

Właściciele biogazowni, Łukasz Bartos i jego żona, zobowiązali się, że wkrótce przedstawią program naprawczy całej instalacji. Obiecali m.in. wymianę filtrów w pomieszczeniach, w których przechowywane są odpady poubojowe. Zasugerowali, że przyczyną problemów mogą być właśnie niewłaściwe filtry w tychże budynkach.

Jacek Krzemiński

na podstawie: Echo Dnia, www.echodnia.eu, informacje własne


Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej