Jaką energetykę warto dotować?

Czy, i jeśli tak, jaką energetykę dotować? Wywiad z ekspertem (20194)

Agnieszka Tomaszewska-Kula
2017-08-09

Drukuj
galeria

Podczas debaty online "Jaką energetykę warto dotować?" zorganizowanej wspólnie przez Fundację Instytut na rzecz Ekorozwoju i Fundację im. Heinricha Bölla w Warszawie w dniu 28 czerwca internauci zadali kilka pytań, na które zaproszeni do dyskusji eksperci nie zdążyli odpowiedzieć.  Postanowiliśmy zwrócić się z nimi do eksperta wiodącego debaty, Ewarysta Hille.

Czy ma sens budowanie w Polsce nowych bloków węglowych, które i tak nie zapewnią prądu w suche, gorące lato? O wiele lepiej inwestować w fotowoltaikę.

Należy podkreślić, że problem do którego nawiązuje internauta był konsekwencją nie tylko wzrostu zapotrzebowania mocy na cele chłodzenia oraz utraty mocy przez źródła wymagające chłodzenia w obiegach energetycznych (to nie tylko bloki węglowe, ale także gazowe, olejowe i - gdyby były – to jądrowe też) i jednocześnie braku mocy w źródłach solarnych. Równie ważny wpływ miała awaria największego bloku o mocy 858 MW w el. Bełchatów oraz związane z tym przeciążenia niektórych linii energetycznych, które musiały przesyłać dodatkowe moce z innych źródeł. Przy wysokich wówczas temperaturach groziło to kolejnymi awariami – tym razem sieciowymi. Wniosek z tego taki, że wysoka koncentracja mocy w kilku elektrowniach i konieczność rozprowadzenia energii z nich na duże odległości też wnosi do systemu wielkie niebezpieczeństwa.

Koniecznym jest jednak uzmysłowić sobie, że potrzeby energetyczne nie ograniczają się tylko do szczytów letnich – to problem bilansu mocy w okresach kilkudziesięciu godzin rocznie. Energia natomiast potrzebna jest zawsze i powinna być racjonalnie tania, czysta i odpowiedniej jakości. Aby to osiągnąć potrzeba wielu wzajemnie uzupełniających się działań. Moim zdaniem długoterminowo kierunek jest jeden – elektroenergetyka rozproszona o zróżnicowanych źródłach energii pierwotnej (nie tylko OZE) występujących lokalnie. Dodatkowo elektroenergetyka o zróżnicowanych funkcjach i zaspakajająca w narastającej skali potrzeby transportowe i ciepłownicze. W połączeniu z działaniami na rzecz efektywności wykorzystania energii to potencjalnie olbrzymi krajowy rynek pracy i ma wielkie rezerwy postępu technologicznego – dlatego powinniśmy w niego inwestować. Fotowoltaika należy do niego, ale stanowi tyko mały fragment.

Osiągnięcie stanu docelowego wymaga jednakże kilkudziesięciu lat. "Po drodze" jesteśmy skazani na węgiel, ale powinien on być użytkowany tam, gdzie można z niego osiągnąć największe korzyści. Biorąc pod uwagę istniejące systemy ciepłownicze, problem emisji PM 10 i PM 2,5 powinny to być  lokalne źródła ciepła, przekształcone na elektrociepłownie. Uważam, że systematycznie i możliwie szybko należy ograniczać udział jednostek wielkiej skali, w szczególności takich, które nie dysponują wysoką elastycznością pracy, ale przede wszystkim nie budować nowych. Przykładowo: gdybyśmy w każdej gminie, a jest ich bodajże 2478 wybudowali źródła o średniej mocy tylko 5 MW elektrycznych, w tym połowa na OZE, a drugą połowę (tam gdzie są sieci ciepłownicze) przerabiając ciepłownie na elektrociepłownie na węglu to mielibyśmy ponad 12 tys. MW mocy elektrycznej i ok. 5 tys. MW cieplnych. Na dodatek w znacznej mierze wykorzystując zasoby lokalne, tworząc bezpieczną i zdywersyfikowaną strukturę systemu, redukując emisje, ograniczając problemy finansowania inwestycji ... Przez jakiś czas byłby też rynek zbytu dla kilku efektywnych kopalń. Chyba to lepsze od nowych 12 bloków po 1000 MW każdy, które za kilka lat nie będą w stanie uczestniczyć w rynku.

Proces zmiany w kierunku energetyki rozproszonej musi być doskonale przemyślany i zaplanowany. Pytanie kto, ile, i w jaki sposób ma zapłacić za infrastrukturę?

Zgadzam się, że proces musi być dobrze przemyślany. Moim zdaniem proces ten jest cywilizacyjnie konieczny. To musi kosztować, ale wcale nie musi kosztować dodatkowo. Wystarczy, że nie będziemy wydawać pieniędzy pozyskiwanych na dotychczasowym poziomie przez energetykę w sposób niezgodny z tym "dobrym przemyśleniem". Można tu wymienić eliminację różnego rodzaju marnotrawstwa, redukcję ustawicznego wsparcia dla schyłkowego górnictwa, rezygnację z budowania wielu wielkich źródeł, które przed zamortyzowaniem utracą udział w rynku, unikanie przewymiarowania mocy i zagęszczania sieci wysokich napięć pod potrzeby starego modelu KSE. Zaoszczędzone w ten sposób środki można przeznaczać na inteligentną infrastrukturę lokalną i "inteligencję" systemową.

Kluczową kwestią jest tu fakt, że większość wydatków związanych z taką infrastrukturą ma szansę trafić do krajowych dostawców i wykonawców i być przez krajowe podmioty użytkowaną (np. w ramach klastrów). To doskonały powód do pozyskania kapitału od inwestorów prywatnych na poczet przyszłych zysków.

Myślę, że jest możliwym, żeby końcowi odbiorcy nie musieli płacić za energię wraz z kosztami dostawy więcej niż aktualnie, tym bardziej, że inteligentna infrastruktura umożliwi im inteligentne zachowania tzn. pozyskiwanie energii z możliwie tanich źródeł (w tym własnych) w tanich strefach czasowych.

Warunkiem koniecznym jest jednak konsekwentne wdrażanie wyników "dobrego przemyślenia" i odporność na presję starych grup interesów – to jest oczywiście trudne zwłaszcza, że te stare interesy są "tu i teraz‘, a efekty zmian mogą pracować dla przeciwników politycznych w przyszłości.

Gdzie można znaleźć dane porównawcze dotyczące kosztów produkcji energii z OZE z węgla?

Moim zdaniem nie ma takich danych obiektywnych i jednoznacznych. Koszty produkcji energii zależą od kontekstu regulacyjnego i ekonomicznego oraz różnych uwarunkowań lokalnych. Przyczyny powstawania kosztów są trudne do porównania ponieważ dla OZE to głównie nakłady kapitałowe (systematycznie maleją), a dla źródeł konwencjonalnych to koszty paliwa (np. węgla), a te zmieniają się dość dynamicznie (cenom węgla była poświęcona poprzednia debata) czy też ceny praw do emisji.

Jak ocenia Pan ostatnie zmiany w ustawie o OZE? Czy ma to odbicie na rynku?

Działania regulacyjne w zakresie OZE oceniam źle od wielu lat (nie tylko te ostatnie). Kolejni rządzący widzą w OZE problem, a nie szansę. Odnoszę wrażenie, że dlatego kolejne rządy pozostając pod presją opinii publicznej i środowisk międzynarodowych coś robią, ale starają się wdrażać takie przepisy, aby branżę raczej hamować niż ją rozwijać. Rynek może by sobie i poradził z tymi regulacjami, ale nie radzi sobie dobrze z ciągłymi zmianami, które rodzą niepewność – to bardzo utrudnia poważne decyzje inwestycyjne, zwłaszcza w sektorze dostaw dla branży OZE. Tu jest silna presja konkurencyjna zwłaszcza ze strony dostawców chińskich. Szkoda, bo skończy się tym, że krajowy sektor dostawców do branży OZE będzie słaby, i znowu będziemy w znacznej mierze importerami bardziej zaawansowanych technologii.

Która z technologii OZE najlepsza jest w polskich warunkach? A która, przynajmniej na razie, najgorsza i nie powinno się w nią inwestować? Czy można je wskazać?

Poza regulacjami prawnymi nie ma czegoś takiego jak "polskie warunki". Warunki przyrodnicze są zróżnicowane regionalnie, ekonomika źródeł zależy od sposobu ich wykorzystania, technologie ewoluują szybko. Nie potrafię rekomendować jednej technologii wytwórczej na poziomie ogólnym. Z drugiej strony kluczowe wydają mi się różne techniki magazynowania energii.

Dlaczego tak mało w Polsce robimy w dziedzinie energetyki w zakresie innowacji, badań i rozwoju? Dlaczego nie inwestujemy w nowe technologie? Z czego to wynika?

To bardzo ważne pytanie, na które sam poszukuję odpowiedzi (nie jestem fachowcem). Wydaje mi się, że społeczeństwo polskie jest pod presją bardzo szybkich zmian techniczno – organizacyjnych związanych z transformacją ustrojową, integracją europejską i globalizacją. Społeczeństwo nie nadąża za tymi zmianami w otoczeniu. Oczywiście są osoby, które są bardzo kreatywne i mają potencjał innowacyjny, ale statystycznie przyswojenie innowacyjności "z zewnątrz" męczy społeczeństwo na tyle, że nie ma już za bardzo ochoty na własną i nie docenia jej. Więcej - innowacje mogą powodować problemy, wymuszają przekwalifikowania, wzrasta ryzyko bezrobocia, grozi analfabetyzm funkcjonalny. Politycy to wyczuwają i dlatego nie tworzą rzeczywistych warunków dla przekształcania kreatywności w innowacyjność. Do tego dochodzi mitręga biurokratyczna (sam oczekiwałem na patent 7 lat), wysoki poziom wzajemnej nieufności i różne typowo polskie zachowania w otoczeniu, które nie sprzyjają "ludziom sukcesu". Kończy się to zazwyczaj tym, że wynalazcy emigrują ze swoimi pomysłami w środowiska bardziej przyjazne lub zostawiają je "na lepsze czasy". Niestety.

Wywiad dla portalu ChronmyKlimat.pl przeprowadziła Agnieszka Tomaszewska-Kula, Fundacja Instytut na rzecz Ekorozwoju 


Udostępnij wpis swoim znajomym!



Podobne artykuły


Podziel się swoją opinią




Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej