Polecane publikacje
Stany Zjednoczone robią krok w dobrą stronę (17378)
2014-06-16Na początku czerwca amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA) zgłosiła pakiet propozycji proklimatycznych. Plany te potwierdził, m.in. podczas swojej niedawnej wizyty w Warszawie, prezydent USA Barack Obama. Pojawia się w ten sposób rzeczywista szansa na znaczący postęp w globalnych negocjacjach klimatycznych.
„Jak wiecie, jestem przeciwny protokołowi z Kioto, ponieważ zwalnia on 80% świata, w tym tak duże państwa jak Chiny i Indie, z obowiązku przestrzegania jego zapisów i może tym samym spowodować poważne szkody dla gospodarki USA. (…) Już dzisiaj, gdy Kalifornia już doświadcza niedoborów energii, a wiele zachodnich stanów obawia się o jej cenę i dostępność nadchodzącego lata, musimy być bardzo ostrożni, aby nie podjąć działań, które mogłyby zaszkodzić konsumentom”.
„W tej chwili nie ma żadnych ograniczeń krajowych dla istniejących fabryk, które określałyby limity zanieczyszczenia powietrza węglem. Ograniczamy ilość chemikaliów takich jak rtęć, siarka i arsen, którymi elektrownie zatruwają powietrze i wodę. Ale mogą emitować nieograniczone ilości dwutlenku węgla do atmosfery”.
Powyższe dwa cytaty dzieli trzynaście lat, w czasie których polityka Stanów Zjednoczonych przeszła jak widać, długą drogę. Pierwszy to fragment listu skierowanego do senatorów amerykańskich przez prezydenta George W. Busha w 2001 r., w którym uzasadniał swój sprzeciw wobec uzgodnień zapisanych w protokole z Kioto. Autorem drugiego jest również amerykański przywódca, ale tym razem Barack Obama. Pochodzi z cotygodniowego materiału wideo, w którym prezydent odnosi się do najważniejszych wydarzeń z danego tygodnia a jest skierowany do wszystkich Amerykanów.
Co wydarzyło się w ciągu tych 13 lat, że odwołując się do tych samych wartości, czyli dobra obywateli, mogło dojść do tak znacznej zmiany stanowiska rządu Stanów Zjednoczonych? Odpowiedź na tak postawione pytanie jest zapewne złożona i zasługuje na analizę dalece głębszą niż artykuł na łamach naszego portalu. Niedawny kryzys gospodarczy i wynikające z niego ograniczenie popytu na energię, odkrycie i eksploracja złóż łupkowych, działalność różnego rodzaju organizacji lobbujących na rzecz zielonej energii, coraz śmielsze działania proklimatyczne podejmowane przez Unię Europejską czy Chiny odegrały z pewnością ważną rolę, ale wydaje się, że u podstaw dającej się zauważyć zmiany legły ekonomia i świadomość, że sprawy klimatu nie da się zamieść pod dywan i obejść okrągłymi słówkami.
Dlatego od ponad dekady na różnych poziomach były i są prowadzone prace mające na celu ograniczenie emisji. Z ostatnich kilku lat należy wspomnieć o mniej lub bardziej efektywnych próbach wprowadzenia limitów dla nowych elektrowni, działaniach administracji Obamy, które mają wzmocnić pozycję prezydenta w sporach z niechętnym do polityki proekologicznej Kongresem czy rozpoczęcie prac nad limitami zużycia paliwa przez ciężarówki. Co ważne, wydaje się, że rząd federalny może w wielu przypadkach liczyć na wsparcie władz stanowych, które wychodzą z wieloma własnymi inicjatywami.
Nie powinny zatem dziwić propozycje zgłoszone przez Agencję Ochrony Środowiska (EPA), które wydają się być naturalną kontynuacją prowadzonych dotychczas działań. Tym razem skupiają się one wokół ograniczenia emisji z istniejących amerykańskich elektrowni, nie objętych dotychczas żadnymi regulacjami federalnymi. Przedstawiony projekt „Clean Power Plan" zakłada nie tylko 30% redukcję emisji dwutlenku węgla z sektora energetycznego w 2030 r. w stosunku do roku 2005, ale również „przy okazji” ograniczenie emisji tlenków azotu i dwutlenku siarki o ponad 25%. Spodziewane korzyści? Uniknięcie ponad 6 tysięcy przedwczesnych zgonów, zmniejszenie o 150 000 liczby ataków astmy u dzieci, zmniejszenie o prawie pół miliona dni chorobowego, a w efekcie 93 mld dolarów oszczędności dla budżetu. EPA przewiduje również, co może zaskoczyć część polskich polityków, że poprzez zwiększenie efektywności energetycznej rachunki za energię ulegną redukcji docelowo o 8%.
Jak stwierdziła szefowa EPA Gina McCarthy – Ten plan, dzięki wykorzystaniu czystszych źródeł energii i ograniczeniu strat energii, sprawi, że czystsze będzie powietrze, którym oddychamy. Pomoże również spowolnić zmiany klimatu, co zapewni naszym dzieciom bezpieczną i zdrowszą przyszłość. Nie musimy wybierać pomiędzy zdrową ekonomią i zdrowym środowiskiem – nasze działania podkreślą przewagę konkurencyjną Ameryki, staną się impulsem dla innowacji i tworzenia nowych miejsc pracy.
Należy tutaj podkreślić, że plan proponowany przez EPA nie jest zawieszony w próżni. Nie tylko jest on osadzony w dokumentach o charakterze strategicznym firmowanych przez obecnego prezydenta USA, czyli „Climate Action Plan” i związanego z nim memorandum z czerwca ubiegłego roku. EPA od roku prowadzi również intensywne działania na różnych szczeblach administracji stanowych, angażując w ten sposób władze lokalne, ale także organizacje non-profit, mieszkańców czy kluczowe na danym terenie sektory przemysłu. Budowane wzajemne relacje, wymiana doświadczeń i wiedzy pozwoli, zdaniem EPA, na rozwijanie już funkcjonujących programów prowadzących do ograniczenia emisji i wdrażanie ich w większej skali.
Co na to świat i Unia Europejska? Z pewnością rząd USA podjął decyzję, która zdaje się zwiększać szanse na podpisanie światowego porozumienia na przyszłorocznym COP 21 w Paryżu. Zyskali również sojusznika ci politycy Unii Europejskiej, którzy wzywają do przyjęcia ambitnych celów dla UE na 2030 r. Zmartwiła się z pewnością duża grupa polskich polityków wierzących w węgiel. Oto zostały im wytrącone z rąk kluczowe argumenty. Pierwszy o bierności reszty świata wobec gotowości do redukcji emisji i drugi, podnoszący kwestię ryzyka utraty konkurencyjności przez unijne przedsiębiorstwa w przypadku przyjęcia wyśrubowanych celów klimatycznych i wyższych kosztów produkcji z tego wynikających.
Czy i na ile obecne działania będą kontynuowane w przyszłości? By uczciwie odpowiedzieć na to pytanie, do beczki (beczułki?) miodu, która wydaje się, że została przed nami postawiona, trzeba dodać łyżkę dziegciu. Po pierwsze administracja reprezentującego Demokratów Obamy nie ma większości w Kongresie USA niezbędnej do wprowadzenia przez rząd federalny limitów na gazy cieplarniane. A wielu Republikanów nie tylko wypowiada się sceptycznie w kwestii zamian klimatu, ale wręcz neguje teorię antropogennego jego ocieplenia. Po wtóre, swój ostateczny kształt program uzyska najprawdopodobniej wtedy, kiedy Biały Dom będzie miał już nowego gospodarza. Niektórzy eksperci podnoszą również, że waga słów Obamy jest mniejsza niż powszechnie się uważa, m.in. dlatego, że odnoszą się one do redukcji tylko z działających już instalacji, a tym samym dotyczą jedynie 1/3 wszystkich gazów cieplarnianych emitowanych przez Stany Zjednoczone.
Niewątpliwie działania USA to krok naprzód i to we właściwym kierunku. Unia Europejska zyskuje ważnego sojusznika w walce o redukcję emisji CO2, rosną szanse na osiągnięcie efektywnego porozumienia na przyszłorocznej konferencji w Paryżu, a lobby prowęglowe w Polsce dostało twardy orzech do zgryzienia. Jak stwierdziła europejska komisarz ds. działań w dziedzinie klimatu Connie Hedegaard: – Proponowane normy to największy krok, jaki do tej pory kiedykolwiek zrobiły Stany Zjednoczone, by walczyć z ze zmianami klimatycznymi. Od siebie dodajmy, że liczmy na następne.
Marek Korzyński, ChronmyKlimat.pl
na podstawie: epa.gov, cbsnews.com, euractiv.pl, materiały własne
Redakcja ChronmyKlimat.pl zezwala na przedruk tego artykułu pod warunkiem podania źródła wraz z aktywnym linkiem do portalu (http://chronmyklimat.pl).
ChronmyKlimat.pl – portal na temat zmian klimatu dla społeczeństwa i biznesu. © Copyright Fundacja Instytut na rzecz Ekorozwoju
Redakcja: ul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawa, tel. +48 +22 8510402, -03, -04, fax +48 +22 8510400, portal@chronmyklimat.pl