Zielona gospodarka
Złe czasy dla BP (10289)
2010-09-14Po czterech miesiącach nieudanych prób, na początku sierpnia br. udało się zatamować wyciek ropy powstały po wybuchu na platformie Deepwater Horizon. Do tej pory operacje zatkania wypływu kosztowały BP 8 mld dolarów, a wypłacone odszkodowania pochłonęły prawie 400 mln. Nie jest pewne, skąd koncern pozyska dalsze fundusze na odkupienie swoich win, gdyż nowy projekt amerykańskiej ustawy o eksploatacji może mu uniemożliwić dalsze wydobycie ropy u wybrzeży USA.
Pod koniec lipca Kongres Stanów Zjednoczonych przyjął poprawki do prawa o eksploatacji złóż u wybrzeży państwa. Według założeń nowej ustawy wszystkie koncerny, które w ostatnich latach musiały wypłacić wielomilionowe kary za zanieczyszczanie środowiska oraz odszkodowania za wypadki na platformach, w wyniku których zginęło co najmniej 10 osób, mogą stracić koncesję na wydobycie morskich kopalin. Tak skonstruowane prawo uderzy w zasadzie jedynie w koncern BP.
Na skutek pożaru i zatonięcia platformy wiertniczej Deepwater Horizon należącej do koncernu BP 20 kwietnia br. z nawierconego otworu do wód zatoki zaczęły wyciekać olbrzymie ilości ropy. Do czasu zatamowania wycieku, a więc do początku sierpnia br. do wody dostało się 4,9 mln baryłek ropy – wielokrotnie więcej niż podczas katastrofy tankowca „Exxon Valdez” w 1989 roku, uznawanej do tej pory za największą w historii USA. Podczas eksplozji na platformie zginęło 11 jej pracowników.
Do niedawna BP całą odpowiedzialność za tragedię brało na siebie, lecz ostatnio zmieniło strategię – według wniosków sporządzonego przez siebie raportu do wybuchu doprowadziła „sekwencja niedociągnięć wywołanych działaniem różnych stron”. Jedną z tych stron ma być firma Transocean, od której koncern dzierżawił platformę i której winą miało być zignorowanie wyników testów bezpieczeństwa. W raporcie skrytykowano także koncern Halliburton, który dostarczał na platformę cement do uszczelniania szybu.
Nie dziwi ta próba koncernu ratowania wizerunku – jest to dla niego być albo nie być na amerykańskim rynku naftowym. Już teraz stosunki BP z rządem USA są bardzo napięte. BP wielokrotnie próbowała zatamować wyciek, niestety bezskutecznie. Do oczyszczania plaż wykorzystywano wszelkie sposoby, włącznie z angażowaniem więźniów i masową zbiórką ludzkich włosów. Mimo podejmowanych działań wiele kilometrów wybrzeża Luizjany, Missisipi, Alabamy i Florydy zostało skażonych.
Siłą napędową gospodarki w rejonie Zatoki Meksykańskiej jest turystyka – sektor ten w 2008 roku zatrudniał 400 tys. osób – oraz rybołówstwo. Wyciek ropy oznacza ogromne straty finansowe dla całego regionu, których odrobienie może potrwać wiele lat. Raport Oxford Economics sporządzony na zamówienie amerykańskiego stowarzyszenia turystyki (US Travel Association) podaje, że w ciągu trzech najbliższych lat sam sektor turystyki może stracić nawet 22,7 mld dol.
British Petroleum już od kilku miesięcy ponosi konsekwencje tragedii. Pod naciskiem prezydenta USA Baracka Obamy koncern założył fundusz w wysokości 20 mld dolarów, zarządzany przez niezależną firmę. Fundusz ma pokryć wszelkie roszczenia, m.in. pozwolić na wypłatę odszkodowań i usuwanie skutków wycieku. Po wybuchu rząd zakazał na pół roku prac wydobywczych w Zatoce Meksykańskiej – spółka przekazała więc 100 mln dolarów na konta robotników, którzy stracili pracę. Ponadto pięć razy więcej przeznaczono na cele badawcze nad skutkami wycieku oraz 77 mln dolarów na rozwój turystyki w rejonie zatoki.
Zawrotna kwota 20 mld dolarów może jednak okazać się wkrótce niewystarczająca – do tej pory operacje likwidacji wycieku kosztowały spółkę 8 mld dolarów. Na pokrycie roszczeń poszkodowanych przekazano 399 mln dolarów, z czego wypłacono już 38,5 mln dol. Prawdopodobnie to jeszcze nie koniec zmagań BP. Do sądów wciąż wpływają nowe pozwy zbiorowe. Sam gubernator Luizjany, Bobby Jindal domaga się 173 mln dolarów na promocję rybołówstwa w zatoce.
W takim tempie koncernowi szybko skończą się pieniądze. Jeżeli obowiązujące prawo zostanie zmienione zgodnie z propozycją Izby Reprezentantów, zapaść finansowa BP będzie tylko kwestią czasu. Nad poprawką ma jeszcze głosować senat, lecz koncern nie zamierza bezczynnie czekać. Otwarcie mówi, że wraz z wejściem w życie nowej ustawy spółka zostanie pozbawiona płynności finansowej, niezbędnej do wypłaty odszkodowań.
„Po katastrofie podjęliśmy zobowiązania finansowe znacznie wykraczające ponad to, czego wymaga od nas prawo. Nie wycofujemy się, tylko wyrażamy naszą frustrację, że nasza dobra wola nie spotyka się w pewnych kręgach z życzliwą odpowiedzią. Nie chcę odnosić się do obiecanych 20 mld dolarów, ale obawiam się, że jeśli kongres przyjmie poprawkę, możemy utracić zdolność zgromadzenia tych pieniędzy” – tłumaczył rzecznik BP Andrew Gowers.
Nie wiadomo, jak skończą się te próby szantażu. Pewne jest natomiast, że kongresmen George Miller, autor poprawki, nie zamierza pobłażać spółce. „Dopuszczenie tak groźnych koncernów jak BP do dalszych poszukiwań surowców u wybrzeży Ameryki byłoby zbyt ryzykowne. Mimo wielu wypadków i wielu kar, które musieli zapłacić w ostatnich latach, zupełnie nie zmienili swojego zachowania” – uważa Miller.
Koncern myśli o złożeniu wniosku o reorganizację firmy, który ma zapewnić ochronę przed wierzycielami. Wcześniej już odsprzedał 10% swoich aktywów, m.in. pole naftowe Prudhoe Bay na Alasce. Prawie 40% udziałów spółki należy do Amerykanów, wielu udziałowców jest również w Wielkiej Brytanii, którzy wykupili akcje w formie funduszy emerytalnych. Jednym z nich jest David Cameron, premier Zjednoczonego Królestwa. Według krążących opinii Cameron zastanawia się nad przekazaniem swoich operacji innemu gigantowi naftowemu, spółce Exxon Mobil.
Do połowy stycznia przyszłego roku specjalnie powołana komisja śledcza kongresu ma przedstawić Obamie raport zawierający wnioski w sprawie katastrofy. Jeżeli śledztwo wykaże popełnienie przestępstwa, sprawą zajmie się Departament Sprawiedliwości USA. Od dawna wiadomym jest, że koncern nie może liczyć na przychylność Baracka Obamy: „za ten wyciek odpowiedzialny jest koncern BP i on za to zapłaci. (…) Dopilnujemy, żeby zapłacili każdego dolara, który należy się ludziom z wybrzeża" – mówił twardo prezydent. Zapewne do takiej sytuacji przyczyniła się nieopatrzna wypowiedź ustępującego prezesa BP, Tony’ego Haywarda. Jeszcze w kwietniu ocenił on, że skala wycieku będzie „nieznacząca”. Obama potępił go za te słowa.
Ponad trzy miesiące z pękniętej rury wyciekała ropa. Awarię udało się powstrzymać nakładając na odwiert kopułę o wadze 80 ton. Obecnie trwają prace nad ostatecznym zabezpieczeniem złoża – docelowo zostanie wydrążona studnia wzdłuż odwiertu, skąd miejsca przecieku można będzie zatamować cementem. Przykład koncernu BP powinien posłużyć rządom wielu państw do zwrócenia uwagi na mniej inwazyjne metody pozyskiwania energii.
Na skutek pożaru i zatonięcia platformy wiertniczej Deepwater Horizon należącej do koncernu BP 20 kwietnia br. z nawierconego otworu do wód zatoki zaczęły wyciekać olbrzymie ilości ropy. Do czasu zatamowania wycieku, a więc do początku sierpnia br. do wody dostało się 4,9 mln baryłek ropy – wielokrotnie więcej niż podczas katastrofy tankowca „Exxon Valdez” w 1989 roku, uznawanej do tej pory za największą w historii USA. Podczas eksplozji na platformie zginęło 11 jej pracowników.
Do niedawna BP całą odpowiedzialność za tragedię brało na siebie, lecz ostatnio zmieniło strategię – według wniosków sporządzonego przez siebie raportu do wybuchu doprowadziła „sekwencja niedociągnięć wywołanych działaniem różnych stron”. Jedną z tych stron ma być firma Transocean, od której koncern dzierżawił platformę i której winą miało być zignorowanie wyników testów bezpieczeństwa. W raporcie skrytykowano także koncern Halliburton, który dostarczał na platformę cement do uszczelniania szybu.
Nie dziwi ta próba koncernu ratowania wizerunku – jest to dla niego być albo nie być na amerykańskim rynku naftowym. Już teraz stosunki BP z rządem USA są bardzo napięte. BP wielokrotnie próbowała zatamować wyciek, niestety bezskutecznie. Do oczyszczania plaż wykorzystywano wszelkie sposoby, włącznie z angażowaniem więźniów i masową zbiórką ludzkich włosów. Mimo podejmowanych działań wiele kilometrów wybrzeża Luizjany, Missisipi, Alabamy i Florydy zostało skażonych.
Siłą napędową gospodarki w rejonie Zatoki Meksykańskiej jest turystyka – sektor ten w 2008 roku zatrudniał 400 tys. osób – oraz rybołówstwo. Wyciek ropy oznacza ogromne straty finansowe dla całego regionu, których odrobienie może potrwać wiele lat. Raport Oxford Economics sporządzony na zamówienie amerykańskiego stowarzyszenia turystyki (US Travel Association) podaje, że w ciągu trzech najbliższych lat sam sektor turystyki może stracić nawet 22,7 mld dol.
British Petroleum już od kilku miesięcy ponosi konsekwencje tragedii. Pod naciskiem prezydenta USA Baracka Obamy koncern założył fundusz w wysokości 20 mld dolarów, zarządzany przez niezależną firmę. Fundusz ma pokryć wszelkie roszczenia, m.in. pozwolić na wypłatę odszkodowań i usuwanie skutków wycieku. Po wybuchu rząd zakazał na pół roku prac wydobywczych w Zatoce Meksykańskiej – spółka przekazała więc 100 mln dolarów na konta robotników, którzy stracili pracę. Ponadto pięć razy więcej przeznaczono na cele badawcze nad skutkami wycieku oraz 77 mln dolarów na rozwój turystyki w rejonie zatoki.
Zawrotna kwota 20 mld dolarów może jednak okazać się wkrótce niewystarczająca – do tej pory operacje likwidacji wycieku kosztowały spółkę 8 mld dolarów. Na pokrycie roszczeń poszkodowanych przekazano 399 mln dolarów, z czego wypłacono już 38,5 mln dol. Prawdopodobnie to jeszcze nie koniec zmagań BP. Do sądów wciąż wpływają nowe pozwy zbiorowe. Sam gubernator Luizjany, Bobby Jindal domaga się 173 mln dolarów na promocję rybołówstwa w zatoce.
W takim tempie koncernowi szybko skończą się pieniądze. Jeżeli obowiązujące prawo zostanie zmienione zgodnie z propozycją Izby Reprezentantów, zapaść finansowa BP będzie tylko kwestią czasu. Nad poprawką ma jeszcze głosować senat, lecz koncern nie zamierza bezczynnie czekać. Otwarcie mówi, że wraz z wejściem w życie nowej ustawy spółka zostanie pozbawiona płynności finansowej, niezbędnej do wypłaty odszkodowań.
„Po katastrofie podjęliśmy zobowiązania finansowe znacznie wykraczające ponad to, czego wymaga od nas prawo. Nie wycofujemy się, tylko wyrażamy naszą frustrację, że nasza dobra wola nie spotyka się w pewnych kręgach z życzliwą odpowiedzią. Nie chcę odnosić się do obiecanych 20 mld dolarów, ale obawiam się, że jeśli kongres przyjmie poprawkę, możemy utracić zdolność zgromadzenia tych pieniędzy” – tłumaczył rzecznik BP Andrew Gowers.
Nie wiadomo, jak skończą się te próby szantażu. Pewne jest natomiast, że kongresmen George Miller, autor poprawki, nie zamierza pobłażać spółce. „Dopuszczenie tak groźnych koncernów jak BP do dalszych poszukiwań surowców u wybrzeży Ameryki byłoby zbyt ryzykowne. Mimo wielu wypadków i wielu kar, które musieli zapłacić w ostatnich latach, zupełnie nie zmienili swojego zachowania” – uważa Miller.
Koncern myśli o złożeniu wniosku o reorganizację firmy, który ma zapewnić ochronę przed wierzycielami. Wcześniej już odsprzedał 10% swoich aktywów, m.in. pole naftowe Prudhoe Bay na Alasce. Prawie 40% udziałów spółki należy do Amerykanów, wielu udziałowców jest również w Wielkiej Brytanii, którzy wykupili akcje w formie funduszy emerytalnych. Jednym z nich jest David Cameron, premier Zjednoczonego Królestwa. Według krążących opinii Cameron zastanawia się nad przekazaniem swoich operacji innemu gigantowi naftowemu, spółce Exxon Mobil.
Do połowy stycznia przyszłego roku specjalnie powołana komisja śledcza kongresu ma przedstawić Obamie raport zawierający wnioski w sprawie katastrofy. Jeżeli śledztwo wykaże popełnienie przestępstwa, sprawą zajmie się Departament Sprawiedliwości USA. Od dawna wiadomym jest, że koncern nie może liczyć na przychylność Baracka Obamy: „za ten wyciek odpowiedzialny jest koncern BP i on za to zapłaci. (…) Dopilnujemy, żeby zapłacili każdego dolara, który należy się ludziom z wybrzeża" – mówił twardo prezydent. Zapewne do takiej sytuacji przyczyniła się nieopatrzna wypowiedź ustępującego prezesa BP, Tony’ego Haywarda. Jeszcze w kwietniu ocenił on, że skala wycieku będzie „nieznacząca”. Obama potępił go za te słowa.
Ponad trzy miesiące z pękniętej rury wyciekała ropa. Awarię udało się powstrzymać nakładając na odwiert kopułę o wadze 80 ton. Obecnie trwają prace nad ostatecznym zabezpieczeniem złoża – docelowo zostanie wydrążona studnia wzdłuż odwiertu, skąd miejsca przecieku można będzie zatamować cementem. Przykład koncernu BP powinien posłużyć rządom wielu państw do zwrócenia uwagi na mniej inwazyjne metody pozyskiwania energii.
OB, ChronmyKlimat.pl
na podstawie: www.wyborcza.pl, www.gazetaprawna.pl, www.pap.pl
ChronmyKlimat.pl – portal na temat zmian klimatu dla społeczeństwa i biznesu. © Copyright Fundacja Instytut na rzecz Ekorozwoju
Redakcja: ul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawa, tel. +48 +22 8510402, -03, -04, fax +48 +22 8510400, portal@chronmyklimat.pl