więcej


Zielona gospodarka

Krobia i Miejska Górka - rolnicy nie oddadzą ziemi pod kopalnię odkrywkową (18082)

2015-01-11

Drukuj
galeria

fot. Anna Uciechowska, kopalnia węgla brunatnego Turów, CC BY-SA 3.0

Rolnicy z zachodniej Polski ostrzegają, że jeżeli projekt powstania kopalni węgla brunatnego oraz elektrowni zostanie zrealizowany, rozpoczną się protesty obywateli. Ludziom grozi nie tylko utrata miejsc pracy, ale też przymusowe przesiedlenie.

Krobia i Miejska Górka to miejscowości, które są zagrożone powstaniem kopalni węgla brunatnego. Niepewny będzie również eksport żywności produkowanej w tych miejscowościach. Chodzi m.in. o pomidory i buraki cukrowe, z których produkowany jest keczup HEINZ. Produkty firmy HEINZ eksportowane są m.in. do Anglii, gdzie trafiają na półki do tamtejszych supermarketów. Zagrożone jest także istnienie farmy wiatrowej leżącej na pokładach węgla brunatnego.

Eksperci twierdzą, że w przypadku powstania kopalni zniszczonych zostanie 22 miejscowości. Kopalnia odkrywkowa planowana jest tam przez polski koncern energetyczny PAK. Kopalnia zajęłaby 11900 hektarów powierzchni (119 km2). Obok kopalni miałaby też powstać elektrownia o mocy 1000 MW. Aż 5800 osób musiałoby przymusowo sprzedać swoje domy i działki.

Tysiące ludzi protestuje przeciw kopalni

Wielu rolników z regionu jest silnie przywiązanych do swojej ziemi. Żyją na tym terenie od kilku pokoleń. Twierdzą, że nie opuszczą tej ziemi bez walki. „The Guardian” w rozmowie z Januszem Maćkowiakiem (jednym z działaczy Polskiego Stronnictwa Ludowego), jego przyjaciółmi i rodziną, dowiedział się, że dotychczas tysiące ludzi z regionu protestowało przeciwko projektowi kopalni odkrywkowej. Ci, którzy jeszcze nie protestowali powiedzieli, że dołączą, jeżeli plany powstania kopalni będą kontynuowane i przyjmą w następnym roku konkretną formę.

„Żyjący tu ludzie są nieprzewidywalni i nie wiemy jaka będzie ich reakcja” – twierdzi Maćkowiak. „Powstania, które miały miejsce w Polsce w większości przypadków zakończyły się porażką. Jedno powstanie, które przyniosło zwycięstwo, wydarzyło się właśnie na wielkopolskiej ziemi”.

„Jeżeli zobaczymy, że firma górnicza rzeczywiście się tutaj pojawi ze sprzętem to wtedy zrobimy wszystko, aby się ich stąd pozbyć” – mówi. „Niektórzy ludzie już teraz są zdesperowani. Policja musiała interweniować kilka razy w tej sprawie. Chcieliśmy ostudzić nastroje, ale okazuje się, że determinacja tych ludzi raczej się zwiększa”.

W 2012 r. samochody należące do firmy PAK zostały zniszczone. Podobnie było z otworami wiertniczymi i sprzętem. Policja spisała ponad 500 osób, które przyjechały na protest ciągnikami. Po proteście negatywne nastroje już tylko przybierały na sile. „Ten kraj ma za sobą 40 lat komunizmu. Wtedy policja stosowała te same metody” – mówi Sylwia Maćkowiak, prezydent stowarzyszenia rolników liczącego 5000 członków.

Mimo, że cała kampania miała charakter ruchu oddolnego, dotychczas 18 lokalnych firm przyłączyło się do akcji. Ludzie obawiają się bowiem spadku zbiorów zboża, wzrostu zanieczyszczenia powietrza oraz znacznego obniżenia się poziomu lokalnych wód podziemnych w promieniu 50 km.

HEINZ po stronie rolników

Firma HEINZ, zakład, który w regionie zatrudnia najwięcej osób, od samego początku był największym przeciwnikiem planów korporacji energetycznej. Istnienie firmy zależy od produktów i zbiorów wytwarzanych przez lokalnych rolników. Jedna czwarta tych produktów jest eksportowana za granicę. Wielka Brytania jest największym importerem tych produktów.

„Kopalnia węgla brunatnego wpłynie negatywnie na interesy firmy HEINZ, ale także na cały system ekonomiczny w regionie” – mówi Leszek Wenderski, menadżer jakości firmy HEINZ.

HEINZ kupił tutejszą fabrykę w 1997 r. od liczącej 100 lat firmy Pudliszki. Obie firmy do produkcji produktów puszkowych lub butelkowanych – takich jak np. keczup HEINZ – pozyskują lokalne pomidory, kukurydzę, groszek oraz buraki cukrowe. Związki zawodowe w obawie o redukcję miejsc pracy również przyłączają się do kampanii. Firmy zaangażowane w akcję twierdzą, że istnieje „ogromne niebezpieczeństwo utraty znacznej ilości miejsc pracy”, jeżeli projekt kopalni ujrzy światło dzienne.

„Jeżeli powstanie tu elektrownia, będziemy musieli kupować zbiory spoza regionu” – mówi Sławomir Paszkier, menadżer Heinz/Pudliszki. „Jednak w przypadku niektórych zbiorów nie będzie to możliwe. Uczenie rolników metody uprawy roślin, których potrzebujemy to proces bardzo długi i nie zawsze opłacalny”. Straty mogą być także poniesione w sektorze sprzedaży, ponieważ „region, z którego pochodzą uprawy ma status regionu ekologicznego. Jeżeli powstanie tu kopalnia, sytuacja może się zmienić i wpłynąć na wizerunek naszej firmy” – mówi Paszkier. Tego, czego najbardziej obawia się firma to jednak obniżenie się zwierciadła wód podziemnych, zanieczyszczenie środowiska oraz degradacja gleb”.

Zwierciadło wód podziemnych w regionie kopalni odkrywkowych koło Turku i Konina obniżyło się już o 50-80 m. Doszło też do znacznego spływu powierzchniowego, zmian w korycie oraz w dopływach rzeki, a także do pogorszenia jakości wód. Poza tym, cyrkulacja wód potrzebnych do chłodzenia spowodowała termiczne zmiany wód gruntowych. Wody te zostały dodatkowo zanieczyszczone związkami chemicznymi ze względu na spłukiwanie pyłu węglowego (ubocznego produktu spalania węgla) podczas opadów deszczu.

Straty w produkcji rolnej: 2 mld zł

Ale pod Krobią oraz Miejską Górką leży około miliard ton węgla brunatnego, którego wydobycie będzie brudnym, ale jednocześnie dochodowym przedsięwzięciem. Spalanie tego niskowydajnego paliwa wyemituje więcej dwutlenku węgla niż spalanie węgla kamiennego, ropy naftowej oraz dwa razy więcej niż spalanie gazu ziemnego.

Trzeba dodać, że jeżeli uwzględnimy koszty zdrowotne to okaże się, że około 450 000 osób w Europie umiera przedwcześnie każdego roku ze względu na zanieczyszczenia wywołane spalaniem węgla takie jak tlenki siarki, tlenki azotu oraz metale ciężkie takie jak rtęć, nikiel, kadm, ołów. Badania dotyczące pięciu elektrowni opalanych węglem brunatnym na granicy polsko-niemieckiej podają, że roczne koszty zdrowotne powodowane przez te elektrownie wynoszą od 3 do 5 miliardów euro (2,4 – 4 miliardy funtów).

Benedykt Pepliński z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu twierdzi, że przewidywane straty w produkcji rolnej wywołane powstaniem nowej elektrowni mogą wynieść od 1,3 do 2 miliardów euro w okresie 50 lat. „Na podstawie doświadczenia, jakie zdobyliśmy w przypadku innych kopalni odkrywkowych, wiemy dzisiaj, że po zakończeniu eksploatacji kopalni zarówno jakość, jak i ilość produkcji rolnej jest znacznie niższa niż wcześniej ze względu na problemy z wodami podziemnymi” – twierdzi Pepliński. „Można stwierdzić, że 60% gruntów ornych zostało utraconych na zawsze”.

Zagrożone mogą się okazać także inwestycje unijne w tym regionie. Na inwestycje te w okresie 2007-2020 przyznano 550 milionów euro dotacji, które miały być przeznaczone na rekultywację terenu, trasy turystyczne, drogi rowerowe oraz na energetykę wiatrową. Osoby sprzeciwiające się budowie kopalni obawiają się, że zostanie zniszczona jedna farma wiatrowa oraz 11 turbin wiatrowych.

Według organizacji CEE Bankwatch, Bruksela przejawia ambiwalentne podejście w zakresie finansowania polskich projektów zakładających wykorzystanie paliw kopalnych. Umożliwiła dofinansowanie dużych przedsiębiorstw państwowych w wysokości 1,7 miliarda euro obecnego budżetu.

Polska – w ramach tzw. programu inwestycyjnego Junckera - stara się obecnie o zapewnienie finansowania budowy nowej kopalni odkrywkowej węgla brunatnego oraz elektrowni w Gubinie (woj. lubuskie), jak również elektrowni węglowych Łaziska, Czeczot oraz Kozienice. Koncern PAK, którego właścicielem jest telewizyjny potentat finansowy i plutokrata – Zygmunt Solorz-Żak, jak na razie nie wystąpił o środki unijne. Jednakże uniemożliwił złożenie wniosku o nowe turbiny wiatrowe na terenie, na którym miałaby powstać kopalnia. Firma mogłaby rozpocząć pracę w Krobi i Miejskiej Górce najwcześniej w 2016 r. po wydaniu raportu oddziaływania na środowisko w tym roku.

„Wciąż nie mogę sobie wyobrazić, że powstanie tutaj kopalnia odkrywkowa” – powiedział Kwaśniewski na demonstracji przeciwko kopalni. „Jestem za powstaniem tutaj farmy wiatrowej. Jeżeli kopalnia powstanie, stracę 850 hektarów ziemi należącej do mojej rodziny od pięciu pokoleń”. Jacek Kwaśniewski nie wyobraża sobie również tego, co się z nim stanie, gdy będzie musiał opuścić swoje gospodarstwo. „Byłem rolnikiem przez całe moje życie” – mówi. „Zawsze chciałem uprawiać ziemię i trudno jest mi nawet o tym pomyśleć, że mógłbym robić coś innego. Ta ziemie to dla mnie wszystko. Nie ma dla mnie innej przyszłości”.

Wygrane wybory przeciwników kopalni

Panujące w regionie nastroje pomogły wygrać Jackowi Windyńskiemu wybory na burmistrza największego miasta w regionie – Pońca. Wcześniej Windyński prowadził kampanię, której celem była ochrona lasów i terenów rolnych w regionie. Podczas przeprowadzonego wywiadu w jego biurze, burmistrz prezentował ilustrowaną książkę, w której pokazane były przykłady lokalnej flory i fauny, której istnienie mogłoby zostać zagrożone w wyniku powstania kopalni. Mówił o orłach bielikach, lisach, dzikach, kuropatwach. „Nie mogę znaleźć słów, aby opisać tę tragedię” – mówi załamany. „To będzie jak bomba ekologiczna, która obejmie zasięgiem rażenia cały okoliczny region. Zniszczenie ulegnie nie tylko przyroda, ale wywrze to również wpływ na ludzi i straty będą większe niż jakiekolwiek korzyści”.

„Dlaczego Unia Europejska nie wpłynie na polski rząd, aby ten promował bardziej przyjazną środowisku produkcję energii?” – pyta burmistrz. „I dlaczego polski rząd nie wspiera raczej mniejszych inwestorów, którzy stawiają na farmy wiatrowe? Dlaczego rząd utrudnia te działania?” Zgoda na energetykę odnawialną jest szeroko popierana przez lokalną społeczność. „Farmy wiatrowe są ekologicznym rozwiązaniem w zakresie bezpieczeństwa energetycznego nie tylko tutaj, ale także w pozostałych częściach Polski” – mówi Łukasz Rojda, kolejny rolnik zaangażowany w protest. „W porównaniu z krajobrazem generowanym przez kopalnie odkrywkowe, farma wiatrowa wygląda po prostu doskonale. Powinniśmy brać przykład z Niemiec”.

Sondaże pokazują, że 70% lokalnej ludności sprzeciwia się budowie kopalni odkrywkowej, mimo że dla ludzi sprawa ta ma niższe znaczenie niż sektor zatrudnienia i budowa infrastruktury, przede wszystkim drogowej. Kultura obywatelskiego sprzeciwu w tym regionie sięga czasów polskiego patriotyzmu z XIX w. Wtedy lokalna ludność sprzeciwiała się pruskiemu okupantowi, który za wszelką cenę chciał zdławić ich aktywność.

Co ciekawe, ceny nieruchomości w tym regionie należą do najwyższych w Polsce, częściowo dlatego, że ludzie nie są zainteresowani sprzedażą, a częściowo dlatego, że gleba na tym terenie jest wysokiej jakości. Janusz Maćkowiak powiedział, że nie przyjął oferty PAK odnośnie do sprzedaży własnej ziemi za 2 miliony złotych. „Firma chce kupić rolników i skorumpować lokalną ludność, ale nie ma na świecie takich pieniędzy za jakie mógłbym sprzedaż moją ziemię” – mówi. „Kopalnia węgla brunatnego byłaby dla tutejszych mieszkańców niczym cios prosto w serce”. Jego syn Nikodem odpowiada żywo: „To jest nasza ziemia. Jesteśmy jej właścicielami i należymy do niej. Jeżeli pozwolę na utratę tej ziemi, zostanę wykorzeniony”. Z kolei Sylwia Maćkowiak dodaje: „To będzie koszmar dla tych ludzi i dla ich dzieci”.

Źródło: eko.org.pl za www.theguardian.com

Tłumaczenie: Hanna Schudy

Śródtytuły: redakcja Chronmyklimat.pl


Udostępnij wpis swoim znajomym!




Podziel się swoją opinią



Za treść materiału odpowiada wyłącznie Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju



Portal dofinansowany ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na Rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej