Wody nie zabraknie (15213)

2013-01-07


susza port praski 12.09.12 WSSukcesem będzie nie tylko sama eksploatacja gazu ze złóż niekonwencjonalnych, lecz przede wszystkim przeprowadzenie jej w sposób prawidłowy, bez szkód w środowisku i bez problemów społecznych – mówi dr Małgorzata Woźnicka, kierownik Programu Hydrozagrożenia w Państwowym Instytucie Geologicznym.

ChronmyKlimat.pl: W ubiegłym roku EIA szacowała polskie zasoby gazu na 5,3 bln m3. Teraz PIG podaje, że przedział zasobów mieści się w przedziale 300-700 mld m3. To ile w końcu mamy gazu w łupkach? Czy możemy liczyć na to, że ten surowiec w Polsce będzie już zawsze tani?

Małgorzata Woźnicka: To raczej skrajny optymizm... Miejmy nadzieję, że gaz będzie tani. Na pewno jego cena spadnie, gdy otworzą się nowe źródła surowca krajowego możliwe do eksploatacji – tak działa rynek. Jest jednak zdecydowanie za wcześnie, żeby to przewidzieć – pamiętajmy, że jesteśmy dopiero na etapie poszukiwania i rozpoznawania. Odwierconych zostało dotychczas zaledwie 31 otworów. Co prawda w mediach często są podawane jest informacje o nowym wierceniu lub szczelinowaniu, ale to i tak w dalszym ciągu jest zbyt mało, żeby można było rzetelnie określić wielkość zasobów gazu możliwych do wydobycia. Jednak z każdym otworem będziemy wiedzieli coraz więcej.

Na początku tego roku PIG opublikował pierwszy raport, gdzie na podstawie badań archiwalnych i danych z otworów istniejących już wcześniej oszacowaliśmy najbardziej prawdopodobny przedział zasobów gazu do wydobycia z formacji łupków sylursko-ordowickich z najbardziej perspektywicznej strefy od Pomorza przez Mazowsze aż po Lubelszczyznę – czyli wspomniane 300-700 mld m3. Natomiast w okolicach roku 2014 planowany jest kolejny raport uwzględniający informacje z otworów wierconych obecnie i w przyszłym roku. Będzie to kolejna informacja, ale czy końcowa, to na razie trudno powiedzieć.

Zatem kolejne raporty będą dotyczyły ilości zasobów. Czy to na ich podstawie firmy będą decydować o przystąpieniu do eksploatacji złóż?

Firmy, które otrzymały koncesje na poszukiwania i rozpoznanie mają pewne zobowiązania koncesyjne. Są to na ogół zapisy mówiące, że na jednym bloku koncesyjnym należy wykonać określoną ilość otworów, są tam również zapisy określające czas, w jakim mają zostać wykonane prace. Każda firma prowadzi na swoim bloku różnego rodzaju działania – badania geofizyczne, wiercenie, zabiegi stymulacji złoża itp. Po zakończeniu zaplanowanych prac firmy są zobowiązane do przedłożenia w Ministerstwie Środowiska dokumentacji, w której powinny być określone zasoby złoża i możliwość wydobycia gazu. Następnie, w oparciu o wyniki badań, będą podejmowały decyzje o ubieganiu się o koncesje na eksploatację.

Jakie czynniki wpływają na decyzje firm wydobywczych?

Wszystkie decyzje o kontynuacji prac i o wierceniu kolejnych otworów to decyzje biznesowe danej firmy. Cały proces poszukiwawczy przebiega według pewnego schematu. Firma najpierw robi badania i w oparciu o ich wyniki podejmuje decyzje np. o lokalizacji pierwszego otworu. Zazwyczaj jako pierwszy wierci się tylko otwór pionowy, pobierany jest rdzeń do badań geochemicznych, wykonuje się badaniageofizyczne w otworze. Jeśli ich wyniki są obiecujące, firma podejmuje decyzję o podjęciu kolejnych kroków, czyli np. wierci następny otwór już z odcinkiem poziomym i wykonuje szczelinowanie. Za każdym razem wyniki muszą być na tyle optymistyczne, żeby była zgoda na finansowanie kolejnego etapu prac. Czy firma się wycofa, w dużej mierze zależy od ekonomiki przedsięwzięcia i – tak jak podkreślałam – od wyników badań, które w danym obszarze firma przeprowadziła. Może się na przykład okazać, że za niska jest zawartość substancji organicznej w danej formacji łupkowej lub nieodpowiednia dojrzałość termiczna – są to parametry wskazujące na to, że gazu w złożu za dużo nie będzie i po prostu nie warto inwestować.

Polska ma duże doświadczenie w przemyśle wydobywczym, ale jeśli chodzi o gaz niekonwencjonalny bazujemy głównie na doświadczeniach amerykańskich. Jak właściwie zaadaptować je do naszych warunków?

To jest ten okres, kiedy możemy się nauczyć tej technologii i ocenić, jakie mogą być jej skutki środowiskowe. Pamiętajmy, że rozwinęła się ona w ostatniej dekadzie, to wszystko działo się na naszych oczach. Przy rozwoju nowych technologii najwięcej błędów popełnia się zawsze na początku. W pewnym sensie mamy szczęście, bo wkraczamy już po pewnym etapie. Powinniśmy jak najwięcej czerpać z doświadczeń amerykańskich, popatrzeć, jakie tam były negatywne skutki, co się sprawdziło, a co nie, wyciągnąć z tego lekcję i tak dostosować technologie, żeby w warunkach polskich zadziałały, ale w sposób odpowiedzialny.

Nie zapominajmy też, że w Polsce i w Europie uregulowania formalno-prawne są całkiem inne niż na terenie Stanów Zjednoczonych, począwszy od tego, że w Polsce właścicielem złóż jest Skarb Państwa, a nie osoba prywatna, tak jak w Stanach, gdzie właściciel działki jest też właścicielem złoża. Podobnie jest, jeśli chodzi o prawo ochrony środowiska w Polsce i w Europie, które jest tu zupełnie inne i znacznie bardziej restrykcyjne niż w Stanach. Firmy amerykańskie działające w Polsce nie są zwolnione z przestrzegania prawa lokalnego i muszą się do niego dostosować.

Tak naprawdę jednak nie wiemy jeszcze, ani czy eksploatacja będzie prowadzona, ani gdzie – a to też jest bardzo ważne. Na razie ten pas od Pomorza po Lubelszczyznę to obszar, na którym prowadzone są badania. Jeżeli dojdzie eksploatacji, to na pewno nie będzie ona prowadzona równomiernie w całym pasie. Firmy szukają takich miejsc, w których możliwe do wydobycia będą jak największe zasoby gazu.

A jeśli okaże się, że to będzie w środku miasta lub innego obszaru o dużej gęstości zaludnienia?

W takim przypadku będą musiały być podejmowane decyzje co do kierunku rozwoju danego regionu. Przecież są w Polsce złoża, które nie są eksploatowane, ponieważ zadecydowano, że ważniejsze jest np. chronienie krajobrazu – przykładem jest chociażby Suwalszczyzna.

Nie są obecnie prowadzone wiercenia w centrum miejscowości i nie spodziewałabym się takiej sytuacji, chociaż w Stanach Zjednoczonych widziałam wiercenia prowadzone niemalże w miastach, na przykład na obrzeżach Dallas. Trzeba też pamiętać o tym, że wieża wiertnicza i urządzenia potrzebne do przeprowadzenia szczelinowania pozostają na obszarze wydobycia tylko czasowo, przez kilka miesięcy, a później zostaje tylko głowica, która zajmuje bardzo mało miejsca i w niczym nie przeszkadza.

Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska we współpracy z PIG-PIB, Akademią Górniczo-Hutniczą i Politechniką Gdańską pracuje nad wykonaniem oceny oddziaływania na środowisko procesu wydobycia gazu z łupków, w efekcie czego powstaną wytyczne dla firm i inwestorów zajmujących się poszukiwaniem tego surowca w Polsce. Jak wygląda ten projekt?

Pod nadzorem i na zamówienie GDOŚ, w pięciu wybranych lokalizacjach śledzony jest cały proces wydobywczy i jego wpływ na środowisko na poszczególnych etapach, od wstępnych badań aż do eksploatacji. Na tej podstawie opracowany zostanie kodeks dobrych praktyk, wytyczne i wskazania niezbędne m.in. do przeprowadzania ocen oddziaływania na środowisko. Informacje te zostaną też zapewne podane do publicznej wiadomości, być może już w przyszłym roku. Moim zdaniem takich projektów powinno być jak najwięcej, ponieważ jak często podkreślam, jesteśmy w dosyć szczęśliwej sytuacji, że mamy szansę wydobywać gaz ze złóż niekonwencjonalnych w sposób odpowiedzialny.


Na co trzeba w Polsce zwracać szczególną uwagę podczas poszukiwań i potencjalnej eksploatacji niekonwencjonalnych złóż gazu, aby chronić środowisko?

Powiedziałabym tak: mamy w Polsce dobre prawo środowiskowe, które wiele rzeczy uwzględnia i daje nam wiele narzędzi do wykorzystania, jeśli coś nas zaniepokoi. Oczywiście na to trzeba patrzeć zdroworozsądkowo, bo nie o to chodzi, żeby wszystkiego wszędzie zakazać, tylko pozwolić się rozwijać temu nowemu sektorowi, uważnie go obserwując i stosując zasadę ograniczonego zaufania.

Biorąc pod uwagę to, jak skomplikowany jest proces wydobycia gazu z łupków, wydaje mi się, że najważniejsze sprawy, o których powinniśmy teraz rozmawiać, to z jednej strony kwestia gospodarki wodnej, a z drugiej zagadnienia związane z gospodarką odpadami. W tym procesie produkowane są pewne ilości odpadów, z którymi trzeba sobie poradzić i do których odbioru i utylizacji trzeba się przygotować.

Właśnie, często słyszy się, że część koncesji przyznano na terenach objętych suszą, że zagrożony jest stan wód na terenach rolnych. Pojawia się strach, że może to wpłynąć na produkcję żywności. Jak może się pani do tego ustosunkować?

Rzeczywiście, jest wiele obaw, krążą też coraz częściej bardzo niepokojące i nieprawdziwe informacje, że Polska cierpi na duży deficyt wody, że jest drugim Egiptem... Nie jest tak. W Polsce rezerwy dostępnych odnawialnych zasobów wód podziemnych są naprawdę bardzo duże – na poziomie 80 proc. Nie znaczy to wcale, że zachęcam do tego, żeby do szczelinowania od razu używać tylko i wyłącznie wód podziemnych, które są najlepszej jakości i tak naprawdę służą głównie zaspokojeniu potrzeb wodnych ludności – te zasoby powinniśmy jak najbardziej chronić, bo to nasza główna strategiczna rezerwa. Nie ma jednak zagrożenia dla gospodarki wodnej w Polsce – wody nie zabraknie. Istnieją instrumenty prawne, które przed tym zabezpieczają. Nikt nie uzyska pozwolenia wodno-prawnego w miejscu, gdzie rezerwy zasobów będą niskie i gdzie wydanie takiego pozwolenia spowodowałoby deficyt.

Gdzie możemy znaleźć stosowne przepisy, które o tym mówią?

Zgodnie z art. 32 niedawno znowelizowanej ustawy "Prawo wodne", wody podziemne wykorzystuje się przede wszystkim do zaopatrzenia ludności w wodę przeznaczoną do spożycia oraz na cele socjalno-bytowe, do produkcji artykułów spożywczych i farmaceutycznych. Czyli można wód podziemnych używać też do innych celów, ale te mają pierwszeństwo.

Pozwolenia wodno-prawne to jest cały rozdział 4 ustawy "Prawo wodne". W art. 123 czytamy, że jeżeli o wydanie pozwolenia wodno-prawnego ubiega się kilka zakładów, których działalność wzajemnie się wyklucza z powodu stanu zasobów wodnych, to pierwszeństwo pozwolenia wodno-prawnego mają te, które będą pobierać wodę w celu zaopatrzenia ludności w wodę przeznaczoną do spożycia, następnie te, których korzystanie z wód przyczyni się do naturalnej lub sztucznej retencji wód lub poprawy stosunków biologicznych w środowisku wodnym, a w dalszej kolejności posiadacze innych obiektów, instalacji, urządzeń itp.

Jeśli chcemy oszczędzać wody podziemne, z jakich alternatywnych źródeł możemy pozyskiwać wodę na potrzeby zabiegu szczelinowania hydraulicznego?

Szczęśliwie tak się składa, że woda do zabiegu szczelinowania nie musi spełniać wygórowanych norm jakości. Zasolenie na przykład zupełnie nie przeszkadza, więc z powodzeniem stosowana mogłaby być woda morska albo solanki, które występują w Polsce dosyć powszechnie i właśnie ze względu na zasolenie nie nadają się do użytkowania na cele konsumpcyjne. Wykorzystać można wody technologiczne z innych procesów – z kanalizacji burzowej lub z oczyszczalni ścieków – a także czerpać wodę z odwodnień górniczych, gdzie bardzo duże jej ilości są odpompowywane i zrzucane do rzek. Miałoby to sens oczywiście tylko w sprzyjających lokalizacjach, nikt nie będzie przecież wiózł wody z Górnego Śląska na Pomorze. To się wszystko musi być ekonomicznie oraz logistycznie uzasadnione.

Inna możliwość to oczyszczanie płynu zwrotnego. Około 20 proc. cieczy zatłaczanej pod ziemię podczas procesu szczelinowania wraca na powierzchnię. Niektóre firmy starają się już o to, aby płyn zwrotny był oczyszczany na terenie wiertni i ponownie wykorzystany w kolejnym zabiegu szczelinowania. Rozwiązuje to dwa problemy jednocześnie – zmniejszamy ilość produkowanych odpadów i obniżamy ilość wody potrzebnej do następnego szczelinowania.

Płyn zwrotny, płyn szczelinujący, płuczka... Woda wykorzystywana na różnych etapach szczelinowania nosi różne nazwy, często stosowane zamiennie lub w sposób niewłaściwy. Uporządkujmy trochę tę terminologię.

Ciecz, którą wykonuje się szczelinowanie to płyn szczelinujący przygotowywany na bazie wody. Przed przystąpieniem do zabiegu szczelinowania należy zgromadzić całą potrzebną jej ilość. W tym celu buduje się zbiorniki, które czasami są mylnie postrzegane jako zbiorniki na płyn szczelinujący – nie, tam jest czysta woda. Tuż przed zatłaczaniem przygotowuje się płyn szczelinujący. Tuż przed samych zatłoczeniem do otworu do wody dodaje się różne substancje chemiczne i piasek i to jest płyn szczelinujący.

Po wykonaniu zabiegu szczelinowania następuje odbiór gazu wraz z częścią zatłoczonego płynu, bo uwolniony gaz zaczyna wypychać ciecz, którą zatłoczyliśmy. Ciecz, która wraca na powierzchnię nie jest już tą samą cieczą, ponieważ przebywała przez jakiś czas w otworze, była w kontakcie ze skałą i zmieniły się jej właściwości fizykochemiczne – dlatego to, co wraca nazywamy płynem zwrotnym.

Płuczka pojawia się tylko na etapie wiercenia. Nie jest to nic nowego, płuczkę stosuje się przy każdym wierceniu, a głębokich wierceń jest w Polsce ponad 7 tys. Czy to jest wiercenie badawcze, poszukiwawcze, za złożem konwencjonalnym czy nawet ujęcie wody, to do wiercenia wykorzystuje się płuczkę. Jej zadaniem jest wynoszenie zwiercin z otworu. Płuczka nie ma nic wspólnego ze szczelinowaniem.

Ostatnio w mediach pojawiły się pogłoski o tzw. suchym szczelinowaniu – nowej technice wydobywania gazu z łupków za pomocą skroplonego dwutlenku węgla. Co pani o niej sądzi?

Pracownicy Wojskowej Akademii Technicznej rzeczywiście zgłosili taki pomysł do patentu, ale to jeszcze nie jest technologia, tylko sama koncepcja. Na tym etapie trudno przewidzieć efekty. Jako specjalista mogę mieć drobne wątpliwości – przede wszystkim, jak zatłoczyć tak głęboko ten skroplony gaz? Oczywiście, gdyby to się udało, to byłby kierunek bardzo pożądany – w części można by nawet składować CO2 pod ziemią. Jednak jeszcze za wcześnie na entuzjazm.

Za to na pewno należy się cieszyć z tego, że polscy naukowcy wchodzą w ten nurt badań. Obecnie właściwie wszystkie firmy, w tym badawcze, są zaangażowane w działania mające na celu optymalizację metod wydobycia, zwiększenie bezpieczeństwa i tym samym ograniczenie kontrowersji. Jest to trend światowy i bardzo dobrze, że w Polsce też pojawiają się takie inicjatywy.

Dziękuję za rozmowę.

 

Wywiad przeprowadziła Agata Golec, ChronmyKlimat.pl., fot. WS

Warszawa, 13 grudnia 2012 r.

Normal 0 21

Sukcesem będzie nie tylko sama eksploatacja gazu ze złóż niekonwencjonalnych, lecz przede wszystkim przeprowadzenie jej w sposób prawidłowy, bez szkód w środowisku i bez problemów społecznych – mówi dr Małgorzata Woźnicka, kierownik Programu Hydrozagrożenia w Państwowym Instytucie Geologicznym.

 

ChronmyKlimat.pl: W ubiegłym roku EIA szacowała polskie zasoby gazu n 5,3 bln m3. Teraz PIG podaje, że przedział zasobów mieści się w przedziale 300-700 mld m3. To ile w końcu mamy gazu w łupkach? Czy możemy liczyć na to, że ten surowiec będzie w Polsce już zawsze tani?

Małgorzata Woźnicka: To raczej skrajny optymizm... Miejmy nadzieję, że gaz będzie tani. Na pewno jego cena spadnie, gdy otworzą się nowe źródła surowca krajowego możliwe do eksploatacji – tak działa rynek. Jest jednak zdecydowanie za wcześnie, żeby to przewidzieć – pamiętajmy, że jesteśmy dopiero na etapie poszukiwania i rozpoznawania. Odwierconych zostało dotychczas zaledwie 31 otworów. Co prawda w mediach często są podawane jest informacje o nowym wierceniu lub szczelinowaniu, ale to i tak w dalszym ciągu jest zbyt mało, żeby można było rzetelnie określić wielkość zasobów gazu możliwych do wydobycia. Jednak z każdym otworem będziemy wiedzieli coraz więcej.

 

Na początku tego roku PIG opublikował pierwszy raport, gdzie na podstawie badań archiwalnych i danych z otworów istniejących już wcześniej oszacowaliśmy najbardziej prawdopodobny przedział zasobów gazu do wydobycia z formacji łupków sylursko-ordowickich z najbardziej perspektywicznej strefy od Pomorza przez Mazowsze aż po Lubelszczyznę – czyli wspomniane 300-700 mld m3. Natomiast w okolicach roku 2014 planowany jest kolejny raport uwzględniający informacje z otworów wierconych obecnie i w przyszłym roku. Będzie to kolejna informacja, ale czy końcowa, to na razie trudno powiedzieć.

 

Zatem kolejne raporty będą dotyczyły ilości zasobów. Czy to na ich podstawie firmy będą decydować o przystąpieniu do eksploatacji złóż?

 

Firmy, które otrzymały koncesje na poszukiwania i rozpoznanie mają pewne zobowiązania koncesyjne. Są to na ogół zapisy mówiące, że na jednym bloku koncesyjnym należy wykonać określoną ilość otworów, są tam również zapisy określające czas, w jakim mają zostać wykonane prace. Każda firma prowadzi na swoim bloku różnego rodzaju działania – badania geofizyczne, wiercenie, zabiegi stymulacji złoża itp. Po zakończeniu zaplanowanych prac firmy są zobowiązane do przedłożenia w Ministerstwie Środowiska dokumentacji, w której powinny być określone zasoby złoża i możliwość wydobycia gazu. Następnie, w oparciu o wyniki badań, będą podejmowały decyzje o ubieganiu się o koncesje na eksploatację.

 

Jakie czynniki wpływają na decyzje firm wydobywczych?

 

Wszystkie decyzje o kontynuacji prac i o wierceniu kolejnych otworów to decyzje biznesowe danej firmy. Cały proces poszukiwawczy przebiega według pewnego schematu. Firma najpierw robi badania i w oparciu o ich wyniki podejmuje decyzje np. o lokalizacji pierwszego otworu. Zazwyczaj jako pierwszy wierci się tylko otwór pionowy, pobierany jest rdzeń do badań geochemicznych, wykonuje się badaniageofizyczne w otworze. Jeśli ich wyniki są obiecujące, firma podejmuje decyzję o podjęciu kolejnych kroków, czyli np. wierci następny otwór już z odcinkiem poziomym i wykonuje szczelinowanie. Za każdym razem wyniki muszą być na tyle optymistyczne, żeby była zgoda na finansowanie kolejnego etapu prac. Czy firma się wycofa, w dużej mierze zależy od ekonomiki przedsięwzięcia i – tak jak podkreślałam – od wyników badań, które w danym obszarze firma przeprowadziła. Może się na przykład okazać, że za niska jest zawartość substancji organicznej w danej formacji łupkowej lub nieodpowiednia dojrzałość termiczna – są to parametry wskazujące na to, że gazu w złożu za dużo nie będzie i po prostu nie warto inwestować.

 

Polska ma duże doświadczenie w przemyśle wydobywczym, ale jeśli chodzi o gaz niekonwencjonalny bazujemy głównie na doświadczeniach amerykańskich. Jak właściwie zaadaptować je do naszych warunków?

 

To jest ten okres, kiedy możemy się nauczyć tej technologii i ocenić, jakie mogą być jej skutki środowiskowe. Pamiętajmy, że rozwinęła się ona w ostatniej dekadzie, to wszystko działo się na naszych oczach. Przy rozwoju nowych technologii najwięcej błędów popełnia się zawsze na początku. W pewnym sensie mamy szczęście, bo wkraczamy już po pewnym etapie. Powinniśmy jak najwięcej czerpać z doświadczeń amerykańskich, popatrzeć, jakie tam były negatywne skutki, co się sprawdziło, a co nie, wyciągnąć z tego lekcję i tak dostosować technologie, żeby w warunkach polskich zadziałały, ale w sposób odpowiedzialny.

 

Nie zapominajmy też, że w Polsce i w Europie uregulowania formalno-prawne są całkiem inne niż na terenie Stanów Zjednoczonych, począwszy od tego, że w Polsce właścicielem złóż jest Skarb Państwa, a nie osoba prywatna, tak jak w Stanach, gdzie właściciel działki jest też właścicielem złoża. Podobnie jest, jeśli chodzi o prawo ochrony środowiska w Polsce i w Europie, które jest tu zupełnie inne i znacznie bardziej restrykcyjne niż w Stanach. Firmy amerykańskie działające w Polsce nie są zwolnione z przestrzegania prawa lokalnego i muszą się do niego dostosować.

 

Tak naprawdę jednak nie wiemy jeszcze, ani czy eksploatacja będzie prowadzona, ani gdzie – a to też jest bardzo ważne. Na razie ten pas od Pomorza po Lubelszczyznę to obszar, na którym prowadzone są badania. Jeżeli dojdzie eksploatacji, to na pewno nie będzie ona prowadzona równomiernie w całym pasie. Firmy szukają takich miejsc, w których możliwe do wydobycia będą jak największe zasoby gazu.

 

A jeśli okaże się, że to będzie w środku miasta lub innego obszaru o dużej gęstości zaludnienia?

 

W takim przypadku będą musiały być podejmowane decyzje co do kierunku rozwoju danego regionu. Przecież są w Polsce złoża, które nie są eksploatowane, ponieważ zadecydowano, że ważniejsze jest np. chronienie krajobrazu – przykładem jest chociażby Suwalszczyzna.

 

Nie są obecnie prowadzone wiercenia w centrum miejscowości i nie spodziewałabym się takiej sytuacji, chociaż w Stanach Zjednoczonych widziałam wiercenia prowadzone niemalże w miastach, na przykład na obrzeżach Dallas. Trzeba też pamiętać o tym, że wieża wiertnicza i urządzenia potrzebne do przeprowadzenia szczelinowania pozostają na obszarze wydobycia tylko czasowo, przez kilka miesięcy, a później zostaje tylko głowica, która zajmuje bardzo mało miejsca i w niczym nie przeszkadza.

 

 

 

Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska we współpracy z PIG-PIB, Akademią Górniczo-Hutniczą i Politechniką Gdańską pracuje nad wykonaniem oceny oddziaływania na środowisko procesu wydobycia gazu z łupków, w efekcie czego powstaną wytyczne dla firm i inwestorów zajmujących się poszukiwaniem gazu z łupków w Polsce. Jak wygląda ten projekt?

 

Pod nadzorem i na zamówienie GDOŚ, w pięciu wybranych lokalizacjach śledzony jest cały proces wydobywczy i jego wpływ na środowisko na poszczególnych etapach, od wstępnych badań aż do eksploatacji. Na tej podstawie opracowany zostanie kodeks dobrych praktyk, wytyczne i wskazania niezbędne m.in. do przeprowadzania ocen oddziaływania na środowisko. Informacje te zostaną też zapewne podane do publicznej wiadomości, być może już w przyszłym roku. Moim zdaniem takich projektów powinno być jak najwięcej, ponieważ jak często podkreślam, jesteśmy w dosyć szczęśliwej sytuacji, że mamy szansę wydobywać gaz ze złóż niekonwencjonalnych w sposób odpowiedzialny.

 

Na co trzeba w Polsce zwracać szczególną uwagę podczas poszukiwań i potencjalnej eksploatacji niekonwencjonalnych złóż gazu, aby chronić środowisko?

 

Powiedziałabym tak: mamy w Polsce dobre prawo środowiskowe, które wiele rzeczy uwzględnia i daje nam wiele narzędzi do wykorzystania, jeśli coś nas zaniepokoi. Oczywiście na to trzeba patrzeć zdroworozsądkowo, bo nie o to chodzi, żeby wszystkiego wszędzie zakazać, tylko pozwolić się rozwijać temu nowemu sektorowi, uważnie go obserwując i stosując zasadę ograniczonego zaufania.

 

Biorąc pod uwagę to, jak skomplikowany jest proces wydobycia gazu z łupków, wydaje mi się, że najważniejsze sprawy, o których powinniśmy teraz rozmawiać, to z jednej strony kwestia gospodarki wodnej, a z drugiej zagadnienia związane z gospodarką odpadami. W tym procesie produkowane są pewne ilości odpadów, z którymi trzeba sobie poradzić i do których odbioru i utylizacji trzeba się przygotować.

 

Właśnie, często słyszy się, że część koncesji przyznano na terenach objętych suszą, że zagrożony jest stan wód na terenach rolnych. Pojawia się strach, że może to wpłynąć na produkcję żywności... Jak może się pani do tego ustosunkować?

 

Rzeczywiście, jest wiele obaw, krążą też coraz częściej bardzo niepokojące i nieprawdziwe informacje, że Polska cierpi na duży deficyt wody, że jest drugim Egiptem... Nie jest tak. W Polsce rezerwy dostępnych odnawialnych zasobów wód podziemnych są naprawdę bardzo duże – na poziomie 80 proc. Nie znaczy to wcale, że zachęcam do tego, żeby do szczelinowania od razu używać tylko i wyłącznie wód podziemnych, które są najlepszej jakości i tak naprawdę służą głównie zaspokojeniu potrzeb wodnych ludności – te zasoby powinniśmy jak najbardziej chronić, bo to nasza główna strategiczna rezerwa. Nie ma jednak zagrożenia dla gospodarki wodnej w Polsce – wody nie zabraknie. Istnieją instrumenty prawne, które przed tym zabezpieczają. Nikt nie uzyska pozwolenia wodno-prawnego w miejscu, gdzie rezerwy zasobów będą niskie i gdzie wydanie takiego pozwolenia spowodowałoby deficyt.

 

Gdzie możemy znaleźć stosowne przepisy, które o tym mówią?

 

Zgodnie z art. 32 niedawno znowelizowanej ustawy „Prawo wodne”, wody podziemne wykorzystuje się przede wszystkim do zaopatrzenia ludności w wodę przeznaczoną do spożycia oraz na cele socjalno-bytowe, do produkcji artykułów spożywczych i farmaceutycznych. Czyli można wód podziemnych używać też do innych celów, ale te mają pierwszeństwo.

 

Pozwolenia wodno-prawne to jest cały rozdział 4 ustawy Prawo wodne. W art. 123 czytamy, że jeżeli o wydanie pozwolenia wodno-prawnego ubiega się kilka zakładów, których działalność wzajemnie się wyklucza z powodu stanu zasobów wodnych, to pierwszeństwo pozwolenia wodno-prawnego mają te, które będą pobierać wodę w celu zaopatrzenia ludności w wodę przeznaczoną do spożycia, następnie te, których korzystanie z wód przyczyni się do naturalnej lub sztucznej retencji wód lub poprawy stosunków biologicznych w środowisku wodnym, a w dalszej kolejności posiadacze innych obiektów, instalacji, urządzeń itp.

 

Jeśli chcemy oszczędzać wody podziemne, z jakich alternatywnych źródeł możemy pozyskiwać wodę na potrzeby zabiegu szczelinowania hydraulicznego?

 

Szczęśliwie tak się składa, że woda do zabiegu szczelinowania nie musi spełniać wygórowanych norm jakości. Zasolenie na przykład zupełnie nie przeszkadza, więc z powodzeniem stosowana mogłaby być woda morska albo solanki, które występują w Polsce dosyć powszechnie i właśnie ze względu na zasolenie nie nadają się do użytkowania na cele konsumpcyjne. Wykorzystać można wody technologiczne z innych procesów – z kanalizacji burzowej lub z oczyszczalni ścieków – a także czerpać wodę z odwodnień górniczych, gdzie bardzo duże jej ilości są odpompowywane i zrzucane do rzek. Miałoby to sens oczywiście tylko w sprzyjających lokalizacjach, nikt nie będzie przecież wiózł wody z Górnego Śląska na Pomorze. To się wszystko musi być ekonomicznie oraz logistycznie uzasadnione.

 

Inna możliwość to oczyszczanie płynu zwrotnego. Około 20 proc. cieczy zatłaczanej pod ziemię podczas procesu szczelinowania wraca na powierzchnię. Niektóre firmy starają się już o to, aby płyn zwrotny był oczyszczany na terenie wiertni i ponownie wykorzystany w kolejnym zabiegu szczelinowania. Rozwiązuje to dwa problemy jednocześnie – zmniejszamy ilość produkowanych odpadów i obniżamy ilość wody potrzebnej do następnego szczelinowania.

 

Płyn zwrotny, płyn szczelinujący, płuczka... Woda wykorzystywana na różnych etapach szczelinowania nosi różne nazwy, często stosowane zamiennie lub w sposób niewłaściwy. Uporządkujmy trochę tę terminologię.

 

Ciecz, którą wykonuje się szczelinowanie to płyn szczelinujący przygotowywany na bazie wody. Przed przystąpieniem do zabiegu szczelinowania należy zgromadzić całą potrzebną jej ilość. W tym celu buduje się zbiorniki, które czasami są mylnie postrzegane jako zbiorniki na płyn szczelinujący – nie, tam jest czysta woda. Tuż przed zatłaczaniem przygotowuje się płyn szczelinujący. Tuż przed samych zatłoczeniem do otworu do wody dodaje się różne substancje chemiczne i piasek i to jest płyn szczelinujący.

Po wykonaniu zabiegu szczelinowania następuje odbiór gazu wraz z częścią zatłoczonego płynu, bo uwolniony gaz zaczyna wypychać ciecz, którą zatłoczyliśmy. Ciecz, która wraca na powierzchnię nie jest już tą samą cieczą, ponieważ przebywała przez jakiś czas w otworze, była w kontakcie ze skałą i zmieniły się jej właściwości fizykochemiczne – dlatego to, co wraca nazywamy płynem zwrotnym.

 

Płuczka pojawia się tylko na etapie wiercenia. Nie jest to nic nowego, płuczkę stosuje się przy każdym wierceniu, a głębokich wierceń jest w Polsce ponad 7 tys. Czy to jest wiercenie badawcze, poszukiwawcze, za złożem konwencjonalnym czy nawet ujęcie wody, to do wiercenia wykorzystuje się płuczkę. Jej zadaniem jest wynoszenie zwiercin z otworu. Płuczka nie ma nic wspólnego ze szczelinowaniem.

 

Ostatnio w mediach pojawiły się pogłoski o tzw. suchym szczelinowaniu – nowej technice wydobywania gazu z łupków za pomocą skroplonego dwutlenku węgla. Co pani o niej sądzi?

 

Pracownicy Wojskowej Akademii Technicznej rzeczywiście zgłosili taki pomysł do patentu, ale to jeszcze nie jest technologia, tylko sama koncepcja. Na tym etapie trudno przewidzieć efekty. Jako specjalista mogę mieć drobne wątpliwości – przede wszystkim, jak zatłoczyć tak głęboko ten skroplony gaz? Oczywiście, gdyby to się udało, to byłby kierunek bardzo pożądany – w części można by nawet składować CO2 pod ziemią. Jednak jeszcze za wcześnie na entuzjazm.

 

Za to na pewno należy się cieszyć z tego, że polscy naukowcy wchodzą w ten nurt badań. Obecnie właściwie wszystkie firmy, w tym badawcze, są zaangażowane w działania mające na celu optymalizację metod wydobycia, zwiększenie bezpieczeństwa i tym samym ograniczenie kontrowersji. Jest to trend światowy i bardzo dobrze, że w Polsce też pojawiają się takie inicjatywy.

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Wywiad przeprowadziła Agata Golec, ChronmyKlimat.pl.

Warszawa, 13 grudnia 2012 r.


ChronmyKlimat.pl – portal na temat zmian klimatu dla społeczeństwa i biznesu. © Copyright Fundacja Instytut na rzecz Ekorozwoju
Redakcja: ul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawa, tel. +48 +22 8510402, -03, -04, fax +48 +22 8510400, portal@chronmyklimat.pl