Polityka klimatyczna
Solidarność klimatyczna - gdzie ona? (8818)
2009-11-03
Polscy politycy dużo mówią o sukcesie naszej dyplomacji na klimatycznym szczycie europejskim w Brukseli. Naszym zdaniem trzeba mówić raczej o porażce i wstydzie...
autorzy:
Zbigniew M. Karaczun - Polski Klub Ekologiczny Okręg Mazowiecki*,
Andrzej Kassenberg - Instytut na rzecz Ekorozwoju*
*Obie organizacje są członkami Koalicji Klimatycznej
żródło: Gazeta Wyborcza
www.wyborcza.pl
Porażce, bo szczyt europejski nie wypracował dobrego stanowiska negocjacyjnego Unii na konferencję klimatyczną w Kopenhadze. Zmniejsza to szansę na porozumienie skutecznie chroniące klimat, a czas ucieka - w 2012 r. protokół z Kioto przestanie obowiązywać.
Wstydzie, bo jak się nie wstydzić, gdy arcybiskup Desmond Tutu i laureat Pokojowej Nagrody Nobla, wypomina Polsce, że najwyraźniej zapomniała, że to dzięki solidarności i ogromnej pomocy z wielu krajów w latach 80. i 90. jesteśmy dziś jednym z 50 najbogatszych państw świata? Powinniśmy się wstydzić, bo odmowa pomocy klimatycznej nie jest w krajowej polityce wyjątkiem. Nasz kraj jako jedyny w Unii nie ma ustawy o pomocy rozwojowej dla krajów biednych, a na tę pomoc przeznaczamy mniej niż uzgodnione 0,17 proc. PKB.
Chociaż otwierając w zeszłym roku szczyt klimatyczny w Poznaniu, premier Tusk dużo mówił o solidarności w walce ze zmianami klimatu, to widać, że są to puste słowa. Polscy politycy jechali do Brukseli, aby zablokować porozumienie w sprawach finansowych, a nie po to, by szukać kompromisu. Bo gdyby naprawdę szukali kompromisu, mogliby powiedzieć - co można uznać za zasadne - że wielkość wsparcia UE dla krajów rozwijających się nie może być obliczana jedynie na podstawie wielkości emisji gazów cieplarnianych. No ale w takiej sytuacji Polska powinna przedstawić inne propozycje, np. uzależnienia składki od dwóch kryteriów - wielkości emisji i PKB na głowę mieszkańca. Zamiast tego Polska po raz kolejny postraszyła partnerów z Unii wetem. Smutne.
Od wielu lat, gdy tylko rozpoczyna się debata o ochronie klimatu, Polska ma jedną odpowiedź - jesteśmy uzależnieni od węgla. To prawda, 94 proc. elektryczności produkowane jest w elektrowniach węglowych. Ale od 20 lat praktycznie nie zrobiliśmy nic, żeby to zmienić. Polska gospodarka jest 2,5-krotnie bardziej energochłonna niż średnia unijna. Nie uczymy się od Niemiec, Danii czy Wielkiej Brytanii, że poprawa efektywności energetycznej i rozwój odnawialnych źródeł energii to najlepszy sposób na bezpieczeństwo energetyczne, nowe miejsca pracy i innowacyjną gospodarkę. Gdybyśmy poprawili efektywność energetyczną, do roku 2030 zużycie energii zmniejszyłoby się o 30-40 proc., powstałoby też 300 tys. nowych miejsc pracy. Energetyka odnawialna mogłaby w roku 2030 dostarczać 20-30 proc. energii. Jednak kolejne rządy ulegają lobby węglowo-energetycznemu, konserwując przestarzały system i podejmując, bez konsultacji społecznych, nieuzasadnioną ekonomicznie decyzję o rozwoju energetyki jądrowej.
Inne przykłady? Przygotowując plany alokacji uprawnień do europejskiego handlu emisjami CO2, rząd zażądał o 25 proc. więcej uprawnień, niż potrzeba. W efekcie w latach 2005-07 plan alokacji nie był przez Komisję Europejską zatwierdzony, przez co nasze firmy nie mogły sprzedać nadwyżki redukcji emisji i straciły na tym dziesiątki milionów euro. Zamiast ukarać odpowiedzialnych za tę stratę, uznano, że polityka klimatyczna Unii jest zagrożeniem dla polskiej gospodarki. Gdy zaś Komisja Europejska nie zaakceptowała planu alokacji na lata 2008-12 i zmniejszyła Polsce ilość uprawnień o 27 proc., to przy rozdziale zmniejszonej puli preferowane były zakłady energetyczne. Można zaryzykować stwierdzenie, że ujawnia to konflikt interesów. Z jednej strony rząd jest właścicielem koncernów energetycznych, z drugiej ma prowadzić politykę w interesie obywateli - dzisiejszych wyborców, i przyszłych pokoleń. Na razie wygrywa funkcja właściciela.
Polska, tak jak wszystkie inne kraje, potrzebuje globalnej solidarności klimatycznej i globalnych rozwiązań. Bez nich nie pozostawimy bezpiecznej Ziemi naszym dzieciom i wnukom. Już teraz można w naszym kraju dostrzec negatywne skutki zmian klimatu. Zwiększa się liczba huraganów i katastrof budowlanych nimi spowodowanych (w 2005 r. było ich 132, a w 2008 r. - już 1113), pojawiają się szkodniki i choroby występujące wcześniej tylko w krajach o cieplejszym klimacie, zwiększa się częstotliwość susz. Raporty naukowe nie pozostawiają wątpliwości: adaptacja do zmieniających się warunków klimatycznych będzie pięć-dziesięć razy droższa niż działania na rzecz ochrony klimatu. To powinien być podstawowy rachunek, bez którego międzynarodowej i krajowej polityki klimatycznej nie można prowadzić w sposób rozsądny i zrównoważony. A tego nie robią polskie władze.
Nasz kraj chce odgrywać większą rolę na arenie międzynarodowej. Temu ma służyć współpraca w ramach misji wojskowych ONZ i NATO. Warto jednak pamiętać, że Polska nigdy nie będzie traktowana jako istotny gracz, jeśli nie wzniesie się ponad własny, wąski interes i nie zdecyduje się na wspieranie krajów biedniejszych. Czy etyczne jest przeznaczanie corocznie kilkuset milionów euro na działania wojskowe poza granicami kraju, a odmawianie środków na wspieranie akcji humanitarnych i zwiększanie bezpieczeństwa mieszkańców krajów znacznie biedniejszych od Polski?
Klimat można ochronić skutecznie tylko wtedy, gdy do tych działań przyłączą się kraje rozwijające się. Ich potrzeby są ogromne, Sekretariat Konwencji Klimatycznej szacuje je na co najmniej 100 miliardów euro rocznie. Przeznaczenie takich pieniędzy będzie możliwe tylko wtedy, gdy w pomoc włączą się sprawcy zmian - kraje rozwinięte. Udział Unii w tych wydatkach powinien wynieść 30 proc. Udział Polski w emisji światowej gazów cieplarnianych to 0,7 proc., jednak historycznie odpowiadamy za 1,9 proc. tej emisji i w takim stopniu powinniśmy partycypować w tej pomocy.
Słuchając wypowiedzi naszych polityków i obserwując w ostatnich dniach twarde stanowisko premiera Tuska i prezydenta Kaczyńskiego, odnosimy wrażenie, że ich działanie było elementem kampanii prezydenckiej prowadzonej pod hasłem "patrzcie, jak bronimy interesów Polski". Szkoda, że swe polityczne interesy załatwiają kosztem wizerunku naszego kraju na arenie międzynarodowej.
Nasze społeczeństwo wielokrotnie udowadniało, że jest gotowe pomagać potrzebującym. Nasi politycy, blokując porozumienie w Brukseli, wysłali w świat zupełnie inne przesłanie. Nie będzie prosto zmienić tej opinii, ale próbować musimy. Nie jest jeszcze za późno, Polska ma jeszcze czas, aby zmienić stanowisko i w grudniu na konferencji klimatycznej w Kopenhadze ogłosić, że zdecydowanie włączy się w pomoc krajom rozwijającym i najbardziej zagrożonym zmianami klimatu.
Wstydzie, bo jak się nie wstydzić, gdy arcybiskup Desmond Tutu i laureat Pokojowej Nagrody Nobla, wypomina Polsce, że najwyraźniej zapomniała, że to dzięki solidarności i ogromnej pomocy z wielu krajów w latach 80. i 90. jesteśmy dziś jednym z 50 najbogatszych państw świata? Powinniśmy się wstydzić, bo odmowa pomocy klimatycznej nie jest w krajowej polityce wyjątkiem. Nasz kraj jako jedyny w Unii nie ma ustawy o pomocy rozwojowej dla krajów biednych, a na tę pomoc przeznaczamy mniej niż uzgodnione 0,17 proc. PKB.
Chociaż otwierając w zeszłym roku szczyt klimatyczny w Poznaniu, premier Tusk dużo mówił o solidarności w walce ze zmianami klimatu, to widać, że są to puste słowa. Polscy politycy jechali do Brukseli, aby zablokować porozumienie w sprawach finansowych, a nie po to, by szukać kompromisu. Bo gdyby naprawdę szukali kompromisu, mogliby powiedzieć - co można uznać za zasadne - że wielkość wsparcia UE dla krajów rozwijających się nie może być obliczana jedynie na podstawie wielkości emisji gazów cieplarnianych. No ale w takiej sytuacji Polska powinna przedstawić inne propozycje, np. uzależnienia składki od dwóch kryteriów - wielkości emisji i PKB na głowę mieszkańca. Zamiast tego Polska po raz kolejny postraszyła partnerów z Unii wetem. Smutne.
Od wielu lat, gdy tylko rozpoczyna się debata o ochronie klimatu, Polska ma jedną odpowiedź - jesteśmy uzależnieni od węgla. To prawda, 94 proc. elektryczności produkowane jest w elektrowniach węglowych. Ale od 20 lat praktycznie nie zrobiliśmy nic, żeby to zmienić. Polska gospodarka jest 2,5-krotnie bardziej energochłonna niż średnia unijna. Nie uczymy się od Niemiec, Danii czy Wielkiej Brytanii, że poprawa efektywności energetycznej i rozwój odnawialnych źródeł energii to najlepszy sposób na bezpieczeństwo energetyczne, nowe miejsca pracy i innowacyjną gospodarkę. Gdybyśmy poprawili efektywność energetyczną, do roku 2030 zużycie energii zmniejszyłoby się o 30-40 proc., powstałoby też 300 tys. nowych miejsc pracy. Energetyka odnawialna mogłaby w roku 2030 dostarczać 20-30 proc. energii. Jednak kolejne rządy ulegają lobby węglowo-energetycznemu, konserwując przestarzały system i podejmując, bez konsultacji społecznych, nieuzasadnioną ekonomicznie decyzję o rozwoju energetyki jądrowej.
Inne przykłady? Przygotowując plany alokacji uprawnień do europejskiego handlu emisjami CO2, rząd zażądał o 25 proc. więcej uprawnień, niż potrzeba. W efekcie w latach 2005-07 plan alokacji nie był przez Komisję Europejską zatwierdzony, przez co nasze firmy nie mogły sprzedać nadwyżki redukcji emisji i straciły na tym dziesiątki milionów euro. Zamiast ukarać odpowiedzialnych za tę stratę, uznano, że polityka klimatyczna Unii jest zagrożeniem dla polskiej gospodarki. Gdy zaś Komisja Europejska nie zaakceptowała planu alokacji na lata 2008-12 i zmniejszyła Polsce ilość uprawnień o 27 proc., to przy rozdziale zmniejszonej puli preferowane były zakłady energetyczne. Można zaryzykować stwierdzenie, że ujawnia to konflikt interesów. Z jednej strony rząd jest właścicielem koncernów energetycznych, z drugiej ma prowadzić politykę w interesie obywateli - dzisiejszych wyborców, i przyszłych pokoleń. Na razie wygrywa funkcja właściciela.
Polska, tak jak wszystkie inne kraje, potrzebuje globalnej solidarności klimatycznej i globalnych rozwiązań. Bez nich nie pozostawimy bezpiecznej Ziemi naszym dzieciom i wnukom. Już teraz można w naszym kraju dostrzec negatywne skutki zmian klimatu. Zwiększa się liczba huraganów i katastrof budowlanych nimi spowodowanych (w 2005 r. było ich 132, a w 2008 r. - już 1113), pojawiają się szkodniki i choroby występujące wcześniej tylko w krajach o cieplejszym klimacie, zwiększa się częstotliwość susz. Raporty naukowe nie pozostawiają wątpliwości: adaptacja do zmieniających się warunków klimatycznych będzie pięć-dziesięć razy droższa niż działania na rzecz ochrony klimatu. To powinien być podstawowy rachunek, bez którego międzynarodowej i krajowej polityki klimatycznej nie można prowadzić w sposób rozsądny i zrównoważony. A tego nie robią polskie władze.
Nasz kraj chce odgrywać większą rolę na arenie międzynarodowej. Temu ma służyć współpraca w ramach misji wojskowych ONZ i NATO. Warto jednak pamiętać, że Polska nigdy nie będzie traktowana jako istotny gracz, jeśli nie wzniesie się ponad własny, wąski interes i nie zdecyduje się na wspieranie krajów biedniejszych. Czy etyczne jest przeznaczanie corocznie kilkuset milionów euro na działania wojskowe poza granicami kraju, a odmawianie środków na wspieranie akcji humanitarnych i zwiększanie bezpieczeństwa mieszkańców krajów znacznie biedniejszych od Polski?
Klimat można ochronić skutecznie tylko wtedy, gdy do tych działań przyłączą się kraje rozwijające się. Ich potrzeby są ogromne, Sekretariat Konwencji Klimatycznej szacuje je na co najmniej 100 miliardów euro rocznie. Przeznaczenie takich pieniędzy będzie możliwe tylko wtedy, gdy w pomoc włączą się sprawcy zmian - kraje rozwinięte. Udział Unii w tych wydatkach powinien wynieść 30 proc. Udział Polski w emisji światowej gazów cieplarnianych to 0,7 proc., jednak historycznie odpowiadamy za 1,9 proc. tej emisji i w takim stopniu powinniśmy partycypować w tej pomocy.
Słuchając wypowiedzi naszych polityków i obserwując w ostatnich dniach twarde stanowisko premiera Tuska i prezydenta Kaczyńskiego, odnosimy wrażenie, że ich działanie było elementem kampanii prezydenckiej prowadzonej pod hasłem "patrzcie, jak bronimy interesów Polski". Szkoda, że swe polityczne interesy załatwiają kosztem wizerunku naszego kraju na arenie międzynarodowej.
Nasze społeczeństwo wielokrotnie udowadniało, że jest gotowe pomagać potrzebującym. Nasi politycy, blokując porozumienie w Brukseli, wysłali w świat zupełnie inne przesłanie. Nie będzie prosto zmienić tej opinii, ale próbować musimy. Nie jest jeszcze za późno, Polska ma jeszcze czas, aby zmienić stanowisko i w grudniu na konferencji klimatycznej w Kopenhadze ogłosić, że zdecydowanie włączy się w pomoc krajom rozwijającym i najbardziej zagrożonym zmianami klimatu.
autorzy:
Zbigniew M. Karaczun - Polski Klub Ekologiczny Okręg Mazowiecki*,
Andrzej Kassenberg - Instytut na rzecz Ekorozwoju*
*Obie organizacje są członkami Koalicji Klimatycznej
żródło: Gazeta Wyborcza
www.wyborcza.pl
ChronmyKlimat.pl – portal na temat zmian klimatu dla społeczeństwa i biznesu. © Copyright Fundacja Instytut na rzecz Ekorozwoju
Redakcja: ul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawa, tel. +48 +22 8510402, -03, -04, fax +48 +22 8510400, portal@chronmyklimat.pl