Polityka klimatyczna
Klimat i energia: imperium kontratakuje (17265)
2014-05-19Walka ze zmianami klimatu weszła w fazę tyleż trudną, co decydującą. Za oporem konserwatystów przed podejmowaniem działań czają się lobbyści sektora paliw kopalnych, którzy chcą, aby to konsumenci zapłacili rachunek za transformację energetyczną. Nie pora na oddawanie pola: Zieloni muszą się jeszcze bardziej zmobilizować do działań na rzecz ambitnej polityki energetyczno-klimatycznej. Rozmowa z Claude’em Turmesem, europosłem z Luksemburga.
Zielony Magazyn Europejski: Ile udało się osiągnąć w kwestiach związanych ze zmianami klimatycznymi w Europie po roku 2009?
Claude Turmes: Wyróżniam trzy fazy wysiłków na rzecz zwalczania zmian klimatycznych. Pierwsza zaczyna się w 2007, a kończy w 2009 r. porażką szczytu klimatycznego w Kopenhadze (COP15) i zmianą nastawienia partii konserwatywnych. Druga faza rozciąga się od 2009 do 2013 r., a trzecia zaczęła się na początku 2014 r. czymś, co nazywam „puczem Barroso”, który wyznaczył fazę charakteryzującą się znacznie większym natężeniem konfliktów niż dotychczas.
Pierwszy okres, 2007–2009, był zasadniczo pozytywny. Wzrosła świadomość wyzwań niesionych przez zmiany klimatyczne, co zawdzięczamy raportowi Sterna i filmowi Ala Gore’a „Niewygodna prawda”. Drugą fazę rozpoczęła porażka konferencji w Kopenhadze. W tym czasie działał jeszcze impet poprzedniej fazy, co oznaczało że wciąż byliśmy w stanie osiągać postępy w dwóch bardzo ważnych dyrektywach z obszaru efektywności energetycznej.
Pierwsza z tych dyrektyw dotyczy nowych instalacji i została zakończona w 2010. Ze względu na ograniczenia finansowe nie byliśmy w stanie osiągnąć sukcesu w obszarze renowacji budynków. Jednak dzięki poprawce zgłoszonej przez Zielonych udało się zabezpieczyć zapis wymagający, aby wszystkie nowe budynki w Europie po 2021 r. były budynkami „prawie zero-energetycznymi”. To jest ogromna zachęta dla przemysłu budowlanego. Następnym krokiem będą budynki, które produkują więcej energii, niż zużywają.
A druga ze wspomnianych dyrektyw?
To Europejska Dyrektywa o Efektywności Energetycznej (European Energy Efficiency Directive – EEED), której byłem sprawozdawcą. Dyrektywa stawia sobie za cel zredukowanie zużycia energii pierwotnej w całej UE. To jest niezwykle istotne, jeśli mamy przejść do nowej zielonej gospodarki. Dla osiągnięcia tego celu dyrektywa ustanawia całe spektrum instrumentów. Każdy kraj członkowski musi przygotować pełny spis wszystkich budynków i określić plan działań renowacyjnych, by podnieść efektywność energetyczną. Ten plan musi obejmować subsydia, jak i środki na poprawę kompetencji pracowników sektora budowlanego. Budynki użyteczności publicznej mają świecić przykładem.
Co więcej, wszystkie główne zakłady przemysłowe będą musiały wdrożyć Systemy Zarządzania Energią, by odpowiednio radzić sobie ze zużyciem energii. W ten sposób dyrektywa ustala zasadę elastycznego popytu. Oznacza to, że w przyszłości europejska sieć elektryczna musi posiadać elastyczne źródła, które będą gotowe do pracy, gdy odnawialne źródła nie będą w stanie pokryć zapotrzebowania (np. turbiny gazowe). Jednocześnie niektóre rodzaje energochłonnej infrastruktury powinny stać się bardziej elastyczne. Obecnie dyrektywa jest transponowana do krajowych systemów prawnych. To jest bardzo ważne osiągnięcie, które wymagało długiej i wyczerpującej walki.
Jakiego rodzaju opór napotkałeś w tej walce?
Do czasu francuskiej prezydencji UE w 2008 r. konserwatyści byli zainteresowani polityką klimatyczną. Później zupełnie ją odpuścili, przyjmując stanowisko pana Mittala (współwłaściciela i prezesa firmy ArcelorMittal) i innych gigantów przemysłu energetycznego. Chcą oni, abyśmy uwierzyli, że kryzys ekonomiczny jest wynikiem zbyt surowych przepisów środowiskowych w Europie.
Przed upadkiem Lehman Brothers we wrześniu 2008 r. debatę na temat zmian klimatycznych była wygrana. Film Ala Gore’a i raport IPCC (Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu) były tak przekonujące, że nawet konserwatyści pokroju Sarkozy’ego przygotowywali pakiet klimatyczny, co francuska prezydencja UE uczyniła swoim priorytetem. To pokazuje wagę ruchów społecznych w ustalaniu politycznej agendy. Ten impet oznaczał, że byliśmy w stanie przyjąć wspomnianą dyrektywę EEED, mimo że konserwatyści zdążyli w międzyczasie zmienić stanowisko. Wtedy, na początku 2014 r., nadszedł moment, który nazywam „puczem Barroso”. Przykładem ogłoszona przez Komisję Europejską propozycja pakietu klimatyczno-energetycznego 2030.
Dlaczego uważasz to za „pucz”?
Po pierwsze dlatego, że wzywa do redukcji emisji gazów cieplarnianych na poziomie europejskim jedynie o 40% w 2030 r. w odniesieniu do poziomu z r. 1990. To mniej niż sugeruje głos środowiska akademickiego w tej kwestii. A poskutkuje to tym, że państwa rozwijające się nie zrobią nic. Po drugie, sugerując brak wiążących celów dla każdego państwa członkowskiego w 2020 r., Barroso podważa zarządzenia dwóch flagowych dyrektyw pakietu energetyczno-klimatycznego: dyrektywy OZE i dyrektywy o efektywności energetycznej. Bez wiążących celów krajowych niektóre rządy, jak np. Polska i Wielka Brytania, będą zawsze miały pokusę, by nic nie robić. Co najważniejsze, bez europejskiej spójności w dziedzinach odnawialnych źródeł energii, efektywności energetycznej i sieci przesyłowych ryzykujemy wysadzenie całej koncepcji europejskiego rynku energii.
Jak wyjaśniłbyś to stanowisko Barroso?
Barroso znalazł się pod wpływem lobby biznesowego BUSINESSEUROPE oraz tzw. grupy „Marguerite”, lobby przemysłu węglowego i gazowego. Pod przywództwem Gérarda Mestralleta, szefa zarządu GDF-Suez, to oderwane od rzeczywistości lobby dąży do zniszczenia energetyki odnawialnej i efektywności energetycznej.
Lobbyści świetnie wiedzą, że efektywność energetyczna i OZE oznaczają oszczędności energii w Europie na poziomie 500 mld euro rocznie. Te pieniądze mogłyby się znaleźć w kieszeniach obywateli Europy. To by oznaczało jednocześnie mniejsze dochody i osłabienie geopolitycznej pozycji jegomościa Putina. Głównie jednak wpłynęłoby to na przycięcie zysków GDF-Suez i innych firm zajmujących się gazem i węglem. Zatem pan Mestrallet wylobbował u pana Barroso, aby rozwodnić europejską politykę energetyczną, która chroniłaby środowisko, zwiększając niezależność energetyczną i zatrudnienie w branży źródeł odnawialnych i ociepleń budowlanych na poziomie około 400 000 miejsc pracy, co z czasem przekształciłoby się w 2 mln miejsc pracy w Europie.
Nie wzbudziło to oburzenia?
Tak, szczęśliwie w lutym 2014 r. Parlament Europejski odrzucił złożoną przez Komisję Barroso propozycję ram polityki klimatycznej na 2030. Zamiast tego zaproponowano 30% cel dla OZE (zamiast 27%) oraz wiążący cel 40% dla efektywności energetycznej, podczas gdy Komisja nie przewidywała wcale celu w tej dziedzinie. Parlament Europejski domaga się celów wiążących dla państw członkowskich zamiast jednego celu dla całej Unii. To pokazuje zdolność Parlamentu do stawienia oporu naciskom lobby. Piłeczka jest teraz po stronie ministrów, głów państw i szefów rządów.
Jak wyjaśniłbyś fakt, że ten konflikt nie jest bardziej widoczny na zewnątrz Parlamentu Europejskiego?
Problemem są działania lobbystów, którzy zmierzają do ukręcenia sprawie łba poprzez zawieranie umów z politykami. Np. jest bardziej niż prawdopodobne, że GDF podpisał umowę z Rachidą Dati, posłanką francuskiej prawicy, w zamian za niszczenie europejskiej polityki energetycznej. W najbliższej przyszłości stanie ona przed Komitetem Etyki Parlamentu.
Dodatkowo, sprytnie, Mestrallet i jego kolesie z sektora energetycznego wysłali do Mittala i „węglowych” hutników wiadomość, że Zieloni, w swoich staraniach, by ograniczyć zmiany klimatyczne, niszczą miejsca pracy. Wprawdzie niektóre bardzo energochłonne firmy, jak np. BASF, nie wydały jeszcze złamanego grosza w ramach europejskiego systemu handlu emisjami (ETS). Żadna z 17 firm z Luksemburga objętych ETS nie zapłaciła do dziś nawet jednego euro. Szacuje się, że dzięki trikowi, polegającemu na wstrzymaniu pracy, ale nie zamykaniu hut w kilku regionach Europy, Mittal zarobił 300 mln euro na europejskim systemie uprawnień do emisji. To nie powstrzymało go od narzekania, że rządy europejskie niszczą jego biznes walcząc ze zmianami klimatu.
Druga linia ataku to mówienie, że odnawialne źródła energii sprawiają, że koszt elektryczności jest wyższy w Europie niż w USA. To niedorzeczne! Koszt elektryczności w Europie był niższy niż w USA przez 30 lat. Niemiecki bank KfW przeprowadził analizę, która jasno pokazuje, że Europa nie utraciła swojej przewagi konkurencyjnej właśnie dzięki temu, że europejski przemysł był bardziej efektywny energetycznie. Mittal zapomniał powiedzieć, że cena elektryczności na rynku spadła z 65 €/MWh w 2008 r. do 40, lub nawet mniej, €/MWh dziś. Elektryczność nigdy nie była bardziej dostępna dla europejskiego przemysłu. Firmy otrzymały hojne zwolnienia z mechanizmów wsparcia dla źródeł odnawialnych.
Wiemy też, że od 2008 r. europejski eksport stali wzrósł, podczas gdy import z Kazachstanu, USA czy Brazylii spadł. Jeśli europejskie firmy nie byłyby konkurencyjne, jakby byłoby to możliwe? Zatem Mittal odwala brudną robotę dla branży gazowej i energetycznej i ma dostęp do uszu niektórych polityków. Kłamie, by zniszczyć to, co już osiągnęliśmy w kwestii polityki energetycznej. Podczas gdy dwie trzecie europejskich zakładów produkcyjnych musi być wymieniona oraz potrzebujemy inwestycji w sieci dystrybucyjne i sieci przesyłowe wysokiego napięcia, strategią dużych zakładów przemysłowych zużywających 30-40% elektryczności w Europie jest przerzucenie kosztów transformacji energetycznej na drobnych odbiorców oraz małe i średnie przedsiębiorstwa. Chcą być jedynymi podmiotami, które nie będą zmuszone dźwigać tego zobowiązania.
Kto jest punktem kontaktowym Parlamentu Europejskiego z wielkimi producentami?
Zwykle konserwatyści, trochę liberałów i kilka rządów socjalistów. Choć należy dodać, że byliśmy w stanie powstrzymać „pucz Barroso” w lutym 2014 r. dzięki wsparciu frakcji Socjalistów i Demokratów w PE, którzy głosowali razem z Zielonymi, niektórymi posłami radykalnej lewicy, niektórymi liberałami i małą mniejszościową grupą 50-60 konserwatystów, zawierającą belgijską posłankę Anne Delvaux, z którą pracowaliśmy razem już przy wielu okazjach.
Jaka jest najlepsza strategia walki z podstępnym podejściem branży paliw kopalnych?
Przede wszystkim trzeba uderzyć frontalnie i obnażyć ich kłamstwa. Musimy wykorzystać liczby, aby ujawnić haniebny lobbing, którego nie powinniśmy tolerować. Następnie należy wzmocnić połączenie pomiędzy polityką środowiskową a odbudową ekonomiczna. Jak gospodarka tracąca co roku 500 miliardów euro przez nieefektywne wykorzystanie gazu, węgla i ropy może być silna? Wysyłając mniej pieniędzy Putinowi, przekierujemy je do Europy, by tworzyły wartość dodaną i miejsca pracy u nas! Rozwój turbin wiatrowych, energetyki słonecznej, produkcja efektywnych samochodów i rozbudowa systemu komunikacji publicznej są też środkami do wniesienia wartości dodanej z powrotem do Europy i tworzenia miejsc pracy. Dlatego Zieloni muszą przekonująco pokazać, że inwestycje w energię muszą być dla Europy priorytetem.
Dobrze, ale skąd pieniądze?
Zła wiadomość jest taka, że europejski budżet na poziomie 1% europejskiego PKB to za mało. Bitwa o budżet europejski została przegrana. Jednakże nie powinniśmy zapominać, że wciąż są tam 23 mld euro funduszy strukturalnych przeznaczonych na efektywność energetyczną i OZE. Flagowym projektem europejskich Zielonych powinno być wykorzystanie tych funduszy do lewarowania pożyczek inwestycyjnych z Europejskiego Banku Inwestycyjnego. To największy na świecie publiczny bank inwestycyjny, może oferować tanie kredyty na renowację budynków, rozwój energetyki wiatrowej czy słonecznej (by odzyskać w tej dziedzinie przewagę konkurencyjną). Mógłby też uczestniczyć w modernizacji europejskich sieci przesyłowych, aby ułatwić integrację, szczególnie na obszarach z rozwiniętą energetyką wiatrową.
Jakie są twoje przewidywania na temat przyszłości międzynarodowych negocjacji klimatycznych?
Szczyt w Kopenhadze był prawdziwą porażką, w znacznym stopniu przez podziały w obrębie krajów europejskich. Europejczycy popełnili też błąd wierząc, że mogą liczyć na sojusz z Obamą, który niestety nie miał poparcia większości w swoim kraju. Dlatego powinniśmy uczyć się na własnych błędach, jeśli chcemy by zaplanowany na 2015 r. szczyt klimatyczny w Paryżu był sukcesem. Po pierwsze musimy myśleć o urzeczywistnianiu zobowiązań finansowych poczynionych wobec państw rozwijających się w Kopenhadze i Cancún. Nie ma szans na sukces w Paryżu bez ustanowienia Zielonego Funduszu lub Funduszu Klimatycznego.
Kto może to zrobić?
Następna Komisja Europejska i rząd francuski, który będzie przewodniczył paryskiej konferencji. Dodatkowo przyjdzie czas na prezydencję Luksemburga w UE w drugiej połowie 2015 r., więc Carole Dieschbourg (ministra środowiska z ramienia Zielonych) będzie miała kluczową rolę.
Będziemy też potrzebować globalnego ruchu zawierającego z udziałem większych i mniejszych miast. Obecnie istnieją takie sojusze jak Sojusz Klimatyczny, Energie Cité i założony przez byłego burmistrza Nowego Jorku Michaela Bloomberga C40. Postawili sobie za cel zebranie 5000 dużych miast z całego świata angażujących się w walkę ze zmianami klimatu od teraz do paryskiej konferencji. W tematyce odnawialnych źródeł energii powinno zostać stworzone partnerstwo z IRENA (International Renewable Energy Agency), światową organizacją na rzecz OZE, by pokazać krajom rozwijającym się, że odnawialne źródła energii mogą być wdrażane znacznie taniej niż jeszcze kilka lat temu.
Czy musimy też pobudzić uczestnictwo obywatelskie?
Podobnie jak José Bové wierzę, że Paryż musi się stać „klimatycznym Seattle”. Zatem w listopadzie 2015 r. będziemy potrzebować dziesiątek, a nawet setek tysięcy obywateli, aby wywrzeć presję na rządach.
Po szczycie w Warszawie ludzie są sceptyczni. Czy powinniśmy kontynuować wykorzystanie ulic dla naszego aktywizmu?
Szczyt w Warszawie był wyrazem pogardy polskiego rządu dla przyszłych pokoleń. Szczęśliwie, było to widoczne dla wszystkich innych delegacji z całego świata. Polska nigdy nie odzyska reputacji nadszarpniętej poprzez zmianę ministra środowiska w środku negocjacji.
Jaka jest rola Zielonych?
Zieloni mają potrójną rolę do odegrania. Żaden inny ruch polityczny nie posiada takiej wiedzy na temat polityki klimatycznej i najlepszych ścieżek jej wprowadzania przy uwzględnieniu odmiennych kontekstów socjalnych, poziomu zatrudnienia i rozwoju przemysłu. Musimy wykorzystać tę wiedzę w negocjacjach. Powinniśmy wykorzystać naszą pozycję w rządach Finlandii i Luksemburga. Następnie Zieloni powinni zacieśnić współpracę z innymi graczami: miastami, producentami OZE, firmach w sektorze efektywności energetycznej. Zieloni działają najskuteczniej, gdy stanowią pudło rezonansowe dla ruchów społecznych. Powinniśmy być katalizatorem „klimatycznego Seattle”.
Patrząc szerzej, po wyborach europejskich, musimy być gotowi działać na rzecz nadania najwyższego priorytetu walce ze zmianami klimatycznymi, szczególnie wobec faktu, że nasza planeta wkrótce osiągnie 9 miliardów mieszkańców, a większość jej ekosystemów już jest na granicy wytrzymałości.
Rozmowa "Climate/energy: the Empire strikes back" ukazała się w Green European Journal (Zielonym Magazynie Europejskim). Przeł. Krzysztof Strug
źródło: zielonewiadomosci.pl
www.zielonewiadomosci.pl
ChronmyKlimat.pl – portal na temat zmian klimatu dla społeczeństwa i biznesu. © Copyright Fundacja Instytut na rzecz Ekorozwoju
Redakcja: ul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawa, tel. +48 +22 8510402, -03, -04, fax +48 +22 8510400, portal@chronmyklimat.pl