Negocjacje klimatyczne na półmetku (8651)
2010-12-06
Pierwszy tydzień negocjacji XVI Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie zmian klimatu (COP16) za nami. Warto zadać pytanie, co po pierwszym tygodniu rozmów zostało z pełnej nadziei atmosfery towarzyszącej otwarciu Konferencji.
Wojciech Stępniewski i Zbigniew Karaczun
źródło: Koalicja Klimatyczna
www.koalicjaklimatyczna.org
Zmiany klimatu wpływają na życie całej planety. Oznacza to, że w Cancun nie spotkali się negocjatorzy, którzy pracują wyłączenie w swoim imieniu, ale przedstawiciele całej ludzkości, od których zależy los naszej planety. Tak najprościej można streścić przemówienie prezydenta Meksyku Felipe Calderon otwierające COP16. Jak się jednak wydaje, niewielu negocjatorów wzięło sobie do serca prezydencki komunikat. Poszczególne kraje powróciły do dawnej retoryki i obrony własnych interesów, co niestety nie wróży dobrze efektowi końcowemu Konferencji.
Kluczowy konflikt, który ujawnił się w pierwszych dniach negocjacji to przyszłość Protokołu z Kioto i zasady, na jakich kraje rozwinięte zadecydują o redukcji emisji. Zgodnie z „Action Plan” z Bali, uzgodnionym w trakcie COP13, przyszłe porozumienie klimatyczne, w ramach którego kraje rozwinięte miały przyjąć na siebie zobowiązania redukcyjne na kolejny, drugi okres zobowiązań (po 2012 roku) miało zostać osiągnięte w tzw. „ścieżce negocjacyjnej Kyoto Protocol” – jako kontynuacja porozumienia z Kioto. Oznaczało to przede wszystkim pozostawienie 1990 roku jako roku bazowego dla oceny przyszłej redukcji emisji, oraz podjęcie wspólnego (lub zróżnicowanego w niewielkim stopniu) celu redukcyjnego dla krajów rozwiniętych. Wyniki badań naukowych wskazywały, że pożądanym – dla zatrzymania zmian klimatu – poziomem wymaganej redukcji krajów rozwiniętych powinno być 35 – 40% w 2020 roku.
Uzgodnienia z Balii zawierały trzy podstawowe kwestie:
1. Kraje Aneksu 1 powinny – indywidualnie lub wspólnie – przyjąć zobowiązania redukcyjne na drugi okres których wielkość winna być zgodna z wynikami badań naukowych;
2. Stany Zjednoczone, które nie są Stroną Protokołu z Kioto powinny samodzielnie przyjąć na siebie odpowiednie zobowiązania redukcyjne w ramach normy prawnej zawartej w Konwencji Klimatycznej;
3. Kraje rozwijające się powinny podejmować działania redukcyjne z udziałem pomocy technologicznej i finansowej krajów rozwiniętych, a efekty tych działań powinny być mierzalne, raportowane i weryfikowane.
Niestety, w Cancun już nic nie wydaje się takie proste. Wyniki wyborów w stanach Zjednoczonych wskazują, że nadzieje na przyjęcie ustawy o ograniczeniu emisji w USA są bliskie zeru. Było to jednym z powodów, dla którego Rosja i Japonia oznajmiły oficjalnie, że w żadnym przypadku nie zgodzą się na kontynuację ścieżki z Kioto, bowiem w zobowiązaniach tych nie uczestniczą Stany Zjednoczone, jeden z najważniejszych emitentów gazów cieplarnianych na świecie. Australia, Nowa Zelandia i Kanada poparły to stanowisko. Stawia to Unię Europejską w trudnej sytuacji. UE twierdziła, że poprze ścieżkę Kioto, o ile inne wysoko rozwinięte kraje także to zrobią. Jedynie Norwegia bezwarunkowo przyjęła na siebie zobowiązania w ramach drugiego okresu Kioto.
„Śmierć Kioto” jest natomiast nie do zaakceptowania dla krajów rozwijających się. Przykładem jest reakcja Wenezueli, która w imieniu Boliviarian Alliance for the Americas (ALBA) stwierdziła, że kraje ALBA nie podpiszą i nie zaakceptują żadnego nowego porozumienia, dopóki kraje bogate nie przyjmą na siebie nowych zobowiązań w ramach drugiego okresu zobowiązań Kioto.
Rozwiązanie tego konfliktu będzie najtrudniejszym zadaniem następnych dni negocjacji. Od tego, czy uda się uzyskać w tym zakresie konsensus, zależeć będzie przyszłość negocjacji klimatycznych.
Inną ważną kwestią negocjowaną w pierwszym tygodniu było zagadnienie finansowania polityki klimatycznej w krajach rozwijających się. Unia Europejska zaprezentowała raport ze swoich działań, który jednak nie spotkał się z entuzjazmem przedstawicieli G77, grupy krajów rozwijających się. UE zobowiązała się w ramach „trybu przyspieszonego” (tzw.„fast track”) do przekazania krajom rozwijającym się ok. 7,2 mld EU na działania klimatycznej. I choć można mówić o pewnym sukcesie – w 2010 roku EU przekazała 2,2 mld Euro (57,4% jako pomoc wielostronna, pozostała cześć na zasadach bilateralnych) – to bliższe przyjrzenie się planom unijnym wskazuje, że większość pomocy Unia Europejska planuje przekazywać jako inwestycje i pożyczki, a nie bezzwrotną pomoc. Warto jednak podkreślić, że UE przekazuje fundusze na niezbędne cele: 48% funduszy w 2020 roku przeznaczono na działania mitygacyjne, 33,4% na adaptacje i 16,4% na działania w ramach REDD+.
Wśród innych kwestii poruszanych podczas szczytu klimatycznego, warto zwrócić uwagę na propozycję Indii, która zmierza do zapewnienia tego, aby działania w krajach rozwijających się były mierzalne, raportowane i weryfikowalne. Ten dziesięciopunktowy program zawiera ponadto propozycje dotyczące obu ścieżek negocjacji (KP i LCA) i odnoszą się do wszystkich podstawowych zagadnień „Mapy drogowej z Bali” („Bali Roadmap”): redukcji emisji, zalesień, adaptacji, transferu technologii i finansowania.
Bardzo interesującym wydarzeniem była prezentacja przez Meksyk krótkoterminowego planu działań dla redukcji emisji gazów cieplarnianych. Meksyk, będąc członkiem G77 dobrowolnie zamierza przyjąć i wdrożyć szereg działań, które umożliwią redukcję emisji w 2050 roku o 50%.
Tym niemniej nastrój negocjacji nie jest zły. Jak twierdzi wiele osób, negocjatorzy starają się rozwiązywać problemy, a nie pozostawać jedynie na własnych pozycjach. Olbrzymia w tym zasługa prezydencji meksykańskiej, która z jednej strony postawiła na całkowitą transparentność procesu, z drugiej wkłada ogrom pracy w negocjacje, szukając kompromisu w drodze nieformalnych konsultacji z różnymi stronami. To ważne, bo jak pokazał przykład Kioto, od kraju goszczącego negocjacji zależy bardzo wiele.
Kluczowy konflikt, który ujawnił się w pierwszych dniach negocjacji to przyszłość Protokołu z Kioto i zasady, na jakich kraje rozwinięte zadecydują o redukcji emisji. Zgodnie z „Action Plan” z Bali, uzgodnionym w trakcie COP13, przyszłe porozumienie klimatyczne, w ramach którego kraje rozwinięte miały przyjąć na siebie zobowiązania redukcyjne na kolejny, drugi okres zobowiązań (po 2012 roku) miało zostać osiągnięte w tzw. „ścieżce negocjacyjnej Kyoto Protocol” – jako kontynuacja porozumienia z Kioto. Oznaczało to przede wszystkim pozostawienie 1990 roku jako roku bazowego dla oceny przyszłej redukcji emisji, oraz podjęcie wspólnego (lub zróżnicowanego w niewielkim stopniu) celu redukcyjnego dla krajów rozwiniętych. Wyniki badań naukowych wskazywały, że pożądanym – dla zatrzymania zmian klimatu – poziomem wymaganej redukcji krajów rozwiniętych powinno być 35 – 40% w 2020 roku.
Uzgodnienia z Balii zawierały trzy podstawowe kwestie:
1. Kraje Aneksu 1 powinny – indywidualnie lub wspólnie – przyjąć zobowiązania redukcyjne na drugi okres których wielkość winna być zgodna z wynikami badań naukowych;
2. Stany Zjednoczone, które nie są Stroną Protokołu z Kioto powinny samodzielnie przyjąć na siebie odpowiednie zobowiązania redukcyjne w ramach normy prawnej zawartej w Konwencji Klimatycznej;
3. Kraje rozwijające się powinny podejmować działania redukcyjne z udziałem pomocy technologicznej i finansowej krajów rozwiniętych, a efekty tych działań powinny być mierzalne, raportowane i weryfikowane.
Niestety, w Cancun już nic nie wydaje się takie proste. Wyniki wyborów w stanach Zjednoczonych wskazują, że nadzieje na przyjęcie ustawy o ograniczeniu emisji w USA są bliskie zeru. Było to jednym z powodów, dla którego Rosja i Japonia oznajmiły oficjalnie, że w żadnym przypadku nie zgodzą się na kontynuację ścieżki z Kioto, bowiem w zobowiązaniach tych nie uczestniczą Stany Zjednoczone, jeden z najważniejszych emitentów gazów cieplarnianych na świecie. Australia, Nowa Zelandia i Kanada poparły to stanowisko. Stawia to Unię Europejską w trudnej sytuacji. UE twierdziła, że poprze ścieżkę Kioto, o ile inne wysoko rozwinięte kraje także to zrobią. Jedynie Norwegia bezwarunkowo przyjęła na siebie zobowiązania w ramach drugiego okresu Kioto.
„Śmierć Kioto” jest natomiast nie do zaakceptowania dla krajów rozwijających się. Przykładem jest reakcja Wenezueli, która w imieniu Boliviarian Alliance for the Americas (ALBA) stwierdziła, że kraje ALBA nie podpiszą i nie zaakceptują żadnego nowego porozumienia, dopóki kraje bogate nie przyjmą na siebie nowych zobowiązań w ramach drugiego okresu zobowiązań Kioto.
Rozwiązanie tego konfliktu będzie najtrudniejszym zadaniem następnych dni negocjacji. Od tego, czy uda się uzyskać w tym zakresie konsensus, zależeć będzie przyszłość negocjacji klimatycznych.
Inną ważną kwestią negocjowaną w pierwszym tygodniu było zagadnienie finansowania polityki klimatycznej w krajach rozwijających się. Unia Europejska zaprezentowała raport ze swoich działań, który jednak nie spotkał się z entuzjazmem przedstawicieli G77, grupy krajów rozwijających się. UE zobowiązała się w ramach „trybu przyspieszonego” (tzw.„fast track”) do przekazania krajom rozwijającym się ok. 7,2 mld EU na działania klimatycznej. I choć można mówić o pewnym sukcesie – w 2010 roku EU przekazała 2,2 mld Euro (57,4% jako pomoc wielostronna, pozostała cześć na zasadach bilateralnych) – to bliższe przyjrzenie się planom unijnym wskazuje, że większość pomocy Unia Europejska planuje przekazywać jako inwestycje i pożyczki, a nie bezzwrotną pomoc. Warto jednak podkreślić, że UE przekazuje fundusze na niezbędne cele: 48% funduszy w 2020 roku przeznaczono na działania mitygacyjne, 33,4% na adaptacje i 16,4% na działania w ramach REDD+.
Wśród innych kwestii poruszanych podczas szczytu klimatycznego, warto zwrócić uwagę na propozycję Indii, która zmierza do zapewnienia tego, aby działania w krajach rozwijających się były mierzalne, raportowane i weryfikowalne. Ten dziesięciopunktowy program zawiera ponadto propozycje dotyczące obu ścieżek negocjacji (KP i LCA) i odnoszą się do wszystkich podstawowych zagadnień „Mapy drogowej z Bali” („Bali Roadmap”): redukcji emisji, zalesień, adaptacji, transferu technologii i finansowania.
Bardzo interesującym wydarzeniem była prezentacja przez Meksyk krótkoterminowego planu działań dla redukcji emisji gazów cieplarnianych. Meksyk, będąc członkiem G77 dobrowolnie zamierza przyjąć i wdrożyć szereg działań, które umożliwią redukcję emisji w 2050 roku o 50%.
Tym niemniej nastrój negocjacji nie jest zły. Jak twierdzi wiele osób, negocjatorzy starają się rozwiązywać problemy, a nie pozostawać jedynie na własnych pozycjach. Olbrzymia w tym zasługa prezydencji meksykańskiej, która z jednej strony postawiła na całkowitą transparentność procesu, z drugiej wkłada ogrom pracy w negocjacje, szukając kompromisu w drodze nieformalnych konsultacji z różnymi stronami. To ważne, bo jak pokazał przykład Kioto, od kraju goszczącego negocjacji zależy bardzo wiele.
Wojciech Stępniewski i Zbigniew Karaczun
źródło: Koalicja Klimatyczna
www.koalicjaklimatyczna.org
ChronmyKlimat.pl – portal na temat zmian klimatu dla społeczeństwa i biznesu. © Copyright Fundacja Instytut na rzecz Ekorozwoju
Redakcja: ul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawa, tel. +48 +22 8510402, -03, -04, fax +48 +22 8510400, portal@chronmyklimat.pl