Nauka o klimacie

Jak przygotować lądy na burzliwą przyszłość? (16669)

2013-12-31


sztormDalszy wzrost temperatury powierzchni oceanów może spowodować, że cyklony tropikalne będą coraz częściej nawiedzać lądy. Nie wiemy, kiedy i gdzie uderzą ani jakie będą ich skutki. Wzbierające morze będzie się wdzierać coraz dalej na ląd. Społeczeństwo musi nauczyć się żyć w warunkach szybko zmieniającej się linii brzegowej na skutek sztormów i powodzi. W wielu miastach walka z czasem już się zaczęła.

Sztormy przybierają na sile

Wiele z największych światowych miast nadmorskich położonych jest na płaskich równinach lub w ujściach rzek. Ich powierzchnia powiększa się również w kierunku morza, kosztem istnienia naturalnych barier ochronnych. Spiętrzenie rzek, wydobycie wód gruntowych oraz budowanie ogromnych struktur na glebach osadowych przyspiesza osiadanie wybrzeży. Tymczasem poziom morza wzrasta na skutek globalnego ocieplenia. Wzrasta również temperatura jego powierzchni, co wiąże się z powstawaniem częstszych i silniejszych cyklonów tropikalnych. Jeśli obszary lądowe nie przygotują się na te zmiany, wody powodziowe mogą wtargnąć na ulice miast w nadchodzących dekadach.

Nowy Jork nie był gotowy na uderzenie huraganu Sandy w październiku 2012 roku. Niektóre fale miały ponad 4 metry wysokości, woda powodziowa wdarła się na ulice i do tuneli metra. Huragan pozostawił po sobie zniszczenia szacowane na 65 mld dolarów wzdłuż całego wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. W tym roku niszczycielską siłę morza poznały również Filipiny. 8 listopada tajfun Haiyan dotarł nad wyspy, dokonując katastrofalnych zniszczeń. Był to najsilniejszy cyklon tropikalny, jaki kiedykolwiek uderzył w ląd. Żywioł pochłonął ponad 5 tys. ofiar, a straty szacuje się na równowartość 5% PKB Filipin. Zjawisku nadano nazwę supertajfunu ze względu na jego ogromną siłę i prędkość wiatru, dochodzącą miejscami do 380 km/h.

damage from Hurricane Sandy to the New Jersey Wikimedia CC

Skutki huraganu Sandy w New Jersey, fot. Wikimedia Commons

Oba te wydarzenia nie mają precedensu, lecz mogą się zdarzyć ponownie. W ciągu ostatnich stu lat globalny poziom mórz podniósł się o ok. 20 cm, a według V części nowego raportu IPCC do końca 2100 roku wzrośnie o kolejne 26-97 cm. Za to zjawisko odpowiadają dwie składowe – wzrost temperatury oceanów i topnienie lodowców. Z rozszerzalnością cieplną mamy do czynienia, gdy objętość wody wzrasta wraz ze wzrostem temperatury. Odpowiada ona za ok. 1/3 przyrostu poziomu wód. Górskie lodowce, których tempo topnienia uważa się za najbardziej czytelny wskaźnik zmian klimatycznych, stanowią kolejne 30%. Najniebezpieczniejsze jest topnienie lodowych czap na biegunie północnym. W ostatnich latach obserwuje się znaczny ubytek pokrywy lodowej Arktyki w okresie letnim. Gdy stopnieje lód pokrywający Grenlandię, poziom morza podniesie się o 7,5 m. Z niepokojem naukowcy śledzą również topnienie lodowca Thwaites na Wschodniej Antarktydzie. Gdy poziom morza znacząco się podniesie, woda może dostać się pod lodowiec i unieść go ze sobą. Co stanie się wtedy, trudno przewidzieć.

Bariery ochronne – sztuczne czy naturalne?

Działania adaptacyjne są możliwe i powinny łączyć ze sobą różne elementy: wielkoskalowe projekty inżynieryjne, ochronę naturalnych ekosystemów barierowych, a także zmniejszenie wywołanego przez człowieka zjawiska osiadania ziemi.

Jonathan Woodruff wraz z naukowcami z University of Massachusetts Amherst w Stanach Zjednoczonych przewertowali prawie 100 badań naukowych na temat zmian linii przybrzeżnej. Zauważyli, że zgodnie z międzynarodowym rejestrem katastrof, ponad 60% strat gospodarczych odniosły wybrzeża północnego Atlantyku, jednego z najmniej zagrożonych przez huragany tropikalne obszarów. Naukowcy przestrzegają decydentów, by brali pod uwagę takie zagrożenia w przyszłości. – Wzrost poziomu morza o jeden metr dla regionu Nowego Jorku spowodowałby występowanie dzisiejszych 100-letnich powodzi raz na 3 do 20 lat – uważa Woodruff. Skutki zmian można złagodzić dzięki strategiom adaptacyjnym, obejmującym właściwe gospodarowanie osadami i zmniejszenie wywołanego przez człowieka osiadania ziemi.

– Wzrost poziomu morza, sztormy, zmiany klimatyczne, erozja i polityczne decyzje to tylko niektóre z czynników, które należy oszacować w celu zrozumienia ryzyka. Przeanalizowaliśmy tylko trzy z czynników fizycznych – mechanikę powstawania tropikalnego cyklonu, podnoszenie się poziomu morza i zmiany linii brzegowej. Jeśli patrzymy na nie z osobna, nie widzimy, w jaki sposób są ze sobą powiązane – mówi inny z autorów, Jennifer Irish z Virginia Tech College of Engineering.

Inni naukowcy zajmujący się zagrożeniem wybrzeży twierdzą, że zamiast inwestycji w sztuczną ochronę wybrzeży bardziej wydajne może okazać się przywrócenie bagien pływowych, mokradeł nadmorskich, wysp barierowych i innych naturalnych ekosystemów, które tradycyjnie służyły jako strefy buforowe społecznościom nadmorskim. Mangrowce np. mogą opóźniać fale przypływu, a małże żyjące na rafach dodatkowo oczyszczają przybrzeżne wody. Są one jednak coraz bardziej zagrożone przez rozwijające się miasta.

Metropolie wyciągają wnioski

Z wodami morskimi od dawna walczy Holandia, której 26% powierzchni leży poniżej poziomu morza. Po katastrofalnym sztormie w styczniu 1953 roku rozpoczęto realizację wielkoskalowego programu budowy wałów, wydm i barier, która zajęła 40 lat i kosztowała prawie 6 mld dolarów. Projekt spełnia najsurowsze normy na świecie – ma oprzeć się 10 000-letniemu sztormowi o 5-metrowej fali. W miastach podziemne parkingi mogą stanowić rezerwuar deszczówki, budowane są pływające osiedla, współgrające z przypływami burzowymi i sztormowymi. Obecnie planuje się podniesienie poziomu zabezpieczeń.

Nowy Jork także zapamiętał lekcję udzieloną przez Sandy. W czerwcu br. były burmistrz Nowego Jorku, Michael Bloomberg, ogłosił plan ochronny dla miasta opiewający na kwotę 19,5 mld dol. Projekt przewiduje między innymi budowę systemu wałów i barier ochronnych, wydm i raf. Bloomberg zrezygnował z budowy tamy, twierdząc, że byłaby zbyt kosztowna i niepraktyczna – musiałaby być na stałe zamknięta, by chronić przed napierającym morzem.

W New Jersey, w następstwie huraganu Sandy, firma energetyczna PSE&G zaprezentowała plan, za 3,9 mld dolarów, wzmocnienia swojego systemu. Zakłada się w nim podniesienie lub zmianę położenia stacji elektroenergetycznych, wzmocnienie słupów zasilania i zastąpienie starzejącej się podziemnej sieci gazowej. Jednak wielu konsumentów zaatakowało ten plan jako ekstrawagancki i niepotrzebny. Kanadyjskie firmy proponują np. zakopywanie linii wysokiego napięcia. W większości nowszych podmiejskich obszarów zostały one zainstalowane pod ziemią wraz z rurami gazowymi i wodnymi. Lecz prace, przy już istniejących sieciach, na tak szeroką skalę w gęstych ośrodkach miejskich budzą obawy, że nie będą warte zainwestowanych w nie środków.

Od niedawna państwowi i lokalni decydenci w Stanach Zjednoczonych mogą brać pod uwagę oczekiwany wzrost poziomu mórz na skutek zmian klimatu przy ubieganiu się o dotacje na działania zabezpieczające mienie wzdłuż wybrzeży. Federalna Agencja Zarządzania Kryzysowego (FEMA) 23 grudnia br. otworzyła program pomocowy mający "refundować koszty skutecznych projektów ograniczających zagrożenia, które zawierają szacunki wzrostu poziomu morza".

W listopadzie tego roku, prezydent Barack Obama wydał dekret wzywający agencje do oceny, które polityki i programy mogą utrudniać działania dostosowawcze do zmian klimatu. Od początku 2012 roku, kiedy to FEMA wprowadziła swoją politykę dostosowania do zmian klimatu, analiza kosztów i korzyści programu brała pod uwagę tylko aktualne warunki i historyczne poziomy powodziowe przy podejmowaniu decyzji. Teraz po raz pierwszy wnioskodawcy, jeśli zechcą, mogą zawierać również przyszłe prognozy wzrostu poziomu morza w tej ocenie.

Czarne chmury na horyzoncie

Gdyby pozbawić świat lodu, poziom wód byłby wyższy o 66 m – wynika z analiz US Survey. Wystarczy jednak, aby stopił się tylko jeden metr a wiele wysp i wybrzeży zniknie pod wodą. Półwysep Miami na Florydzie, zbudowany z porowatych wapieni, do końca wieku może stać się wsypą. Wyspiarski kraj Malediwy to najniżej położone państwo świata względem poziomu morza. Zamieszkuje go 400 tys. ludzi, z czego 100 tys. w stolicy Male, otoczonej wielkim wałem ochronnym. Lecz i on może nie wystarczyć, jeśli poziom światowego oceanu podniesie się według szacunków IPCC. Być może do końca 2100 roku ludność Malediwów będzie musiała poszukać innego miejsca zamieszkania.

Podobne dylematy dotyczą dziesiątków metropolii na całym świecie, zamieszkanych przez miliony ludzi. Do ziemskiej atmosfery cały czas wysyłamy olbrzymie ilości dwutlenku węgla, którego stężenie w maju tego roku osiągnęło rekordowe 400 ppm, poziom najwyższy od 3 mln lat. Gazy cieplarniane pozostaną w atmosferze przez setki lat, przyczyniając się do ocieplenia klimatu i co za tym idzie, wzrostu poziomu mórz. Nie wiemy dokładnie, jak będzie się on zmieniał. Pewne jest natomiast, że najbardziej ucierpią gospodarki rozwijające się, których nie stać, tak jak Holandię, na ogromne inwestycje ochronne. Naukowcy obawiają się ogromnej fali uchodźców klimatycznych. Przed nami kolejny rok niepewnej, burzliwej przyszłości.

 

Olga Bakanowska, ChronmyKlimat.pl
na podstawie: www.climatecentral.org, www.theglobeandmail.com, www.huffingtonpost.com, National Geographic Polska, nr 9, wrzesień 2013

fot. Photogenica

 

 

Niniejszy materiał został opublikowany dzięki dofinansowaniu Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Za jego treść odpowiada Fundacja – Instytut na rzecz Ekorozwoju, poglądy w nim wyrażone nie odzwierciedlają oficjalnego stanowiska Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej.


ChronmyKlimat.pl – portal na temat zmian klimatu dla społeczeństwa i biznesu. © Copyright Fundacja Instytut na rzecz Ekorozwoju
Redakcja: ul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawa, tel. +48 +22 8510402, -03, -04, fax +48 +22 8510400, portal@chronmyklimat.pl