Energetyka
Niemiecka rewolucja energetyczna - jakie koszty? (9196)
2011-02-04
We wrześniu ubiegłego roku Niemcy opracowali nową, niskowęglową strategię energetyczną do roku 2050. Nie ulega wątpliwości, że jest to plan niezwykle ambitny, jednak coraz częściej zwraca się uwagę na niezwykle wysokie koszty, które będzie musiało ponieść przede wszystkim społeczeństwo. I nie chodzi tylko o coraz wyższe rachunki za prąd, ale i wpływ inwestycji na jakość życia mieszkańców, którzy już teraz protestują przeciwko rozbudowie naziemnych linii energetycznych. Jak to wszystko pogodzić?
Zgodnie z przyjętą długoterminową strategią energetyczną, Niemcy planują zwiększyć udział OZE w produkcji energii z obecnych 16% do 80% w roku 2050. Rząd Angeli Merkel, dumny z kluczowej roli Niemiec w budowie europejskiej sieci energetycznej, podkreśla ogromny zakres podejmowanych działań, nie wspomina jednak jakie dokładnie koszty się z nimi wiążą. Nowe linie energetyczne, które umożliwią transport energii z elektrowni wiatrowych na północy i słonecznych na południu kraju pochłoną około 40 miliardów euro w ciągu najbliższych dziesięciu lat. Do końca roku 2025 roku powinno powstać 3600 km nowych linii, a do tego wybudować trzeba jeszcze dziesiątki rozdzielni i transformatorów.
Jednak już teraz żaden z rozpoczętych projektów nie przebiega zgodnie z harmonogramem. Jak donosi Niemiecka Agencja Energetyczna (Dena), z 850 km nowych linii, które powinny były powstać już pięć lat temu, gotowych jest 90 km. Opóźnienia mogą mieć rozmaite przyczyny, jedną z nich są rosnące protesty ze strony mieszkańców i lokalnych władz, zwłaszcza w dolnej Saksonii. Przez ten region ma przebiegać około 1000 km nowych linii elektroenergetycznych. Obecny projekt zakłada, że będą się one opierać na 80-metrowych słupach. Mieszkańcy uważają, że słupy te, czterokrotnie wyższe od wieży lokalnego kościoła, zrujnują wygląd okolicy, przez co jej turystyczne walory staną pod znakiem zapytania. Czy kurort spa w Bad Gandersheim nadal będzie cieszył się popularnością? Mieszkańcy obawiają się również gwałtownego spadku cen nieruchomości związanego z polem elektromagnetycznym wytwarzanym przez linie wysokiego napięcia.
Poza lokalnymi protestami, prace opóźniane są również przez skomplikowane procedury przyznawania zezwoleń. Władze Dolnej Saksonii musiały na przykład sprawdzić oddziaływanie każdej z siedmiu zaproponowanych tras przebiegu linii Wahle-Mecklar na pięć pobliskich lotnisk i kilka obszarów chronionej przyrody. Dodatkowe komplikacje wynikają z różnic pomiędzy krajowymi i lokalnymi przepisami zagospodarowania przestrzennego. Dla przykładu, 56-kliometrowa linia elektroenergetyczna w Bremie na północy Niemiec powinna zostać uruchomiona już w zeszłym roku, jednak do tej pory nie uzyskano odpowiednich zezwoleń.
Nie ulega wątpliwości, że mieszkańcy regionów, które ma objąć nowa sieć, woleliby, aby linie biegły pod ziemią. Jednak takie rozwiązanie jest nie tylko dużo droższe, ale także dużo mniej wydajne. Kable umieszczone pod ziemią chłodzą się wolniej niż linie naziemne, przez co nie mogą przewodzić równie dużo elektryczności. Ponadto, osiągając temperaturę 90 stopni Celsjusza, wysuszają glebę. Niska przepustowość oznacza, że trzeba by położyć dwa razy więcej kabli niż potrzeba w linii naziemnej, a to podnosi koszty. Droższe są również wszelkie naprawy, jako że trudniej ich dokonać i zajmują znacznie więcej czasu. W sumie, linie podziemne są od czterech do siedmiu razy droższe niż naziemne.
Protestujący mieszkańcy opowiadają się więc za liniami wysokiego napięcia prądu stałego (high-voltage direct current - HVDC). Technologię HVDC charakteryzują przede wszystkim niskie straty energii przy jej przesyle w porównaniu z konwencjonalnymi technologiami przesyłu prądu zmiennego. Dzięki temu potrzeba mniej linii przesyłowych, a co za tym idzie, mniej terenu na realizację przedsięwzięcia. Poza tym, linie HVDC nie nagrzewają się tak bardzo i nie wytwarzają pola elektromagnetycznego (tzw. „elektrosmogu”).
Jednak elektrownie wytwarzają prąd zmienny i większość linii energetycznych taki właśnie prąd transportuje, zatem linii HVDC nie można tak po prostu włączyć do istniejącej sieci. Potrzeba do tego wielkich stacji konwertorowych. Taka stacja stanąć ma na przykład w Moorriem, na północy Niemiec żeby przekształcać prąd stały, który płynie podwodną linią Nor-Ger z Norwegii, na prąd zmienny dla niemieckich konsumentów. Będzie to wielki betonowy blok o wysokości 25 metrów, a cała instalacja zajmie obszar odpowiadający wielkością 70 boiskom do piłki nożnej. Mieszkańcy okolic Moorriem już rozpoczęli protesty…
Żeby zapobiec blokowaniu inwestycji, przedsiębiorstwa energetyczne często proponują lokalnym społecznościom rekompensaty finansowe. To kolejny koszt, który trzeba ponieść, żeby dokonać energetycznej rewolucji. Jak twierdzi Manuel Frondel, specjalista ds. energetyki w instytucie badawczym RWE w Essen, energia elektryczna stanie się wkrótce tak droga, że wywoła to prawdziwie gorącą debatę publiczną. Na razie konsumenci nie zdają sobie jeszcze sprawy z tego co ich czeka, dodaje Hartmut Geldmacher reprezentujący spółkę energetyczną E.ON Energie.
Agata Golec, Chronmyklimat.pl
na podstawie: www.spiegel.de, fot. www.sxc.hu
Jednak już teraz żaden z rozpoczętych projektów nie przebiega zgodnie z harmonogramem. Jak donosi Niemiecka Agencja Energetyczna (Dena), z 850 km nowych linii, które powinny były powstać już pięć lat temu, gotowych jest 90 km. Opóźnienia mogą mieć rozmaite przyczyny, jedną z nich są rosnące protesty ze strony mieszkańców i lokalnych władz, zwłaszcza w dolnej Saksonii. Przez ten region ma przebiegać około 1000 km nowych linii elektroenergetycznych. Obecny projekt zakłada, że będą się one opierać na 80-metrowych słupach. Mieszkańcy uważają, że słupy te, czterokrotnie wyższe od wieży lokalnego kościoła, zrujnują wygląd okolicy, przez co jej turystyczne walory staną pod znakiem zapytania. Czy kurort spa w Bad Gandersheim nadal będzie cieszył się popularnością? Mieszkańcy obawiają się również gwałtownego spadku cen nieruchomości związanego z polem elektromagnetycznym wytwarzanym przez linie wysokiego napięcia.
Poza lokalnymi protestami, prace opóźniane są również przez skomplikowane procedury przyznawania zezwoleń. Władze Dolnej Saksonii musiały na przykład sprawdzić oddziaływanie każdej z siedmiu zaproponowanych tras przebiegu linii Wahle-Mecklar na pięć pobliskich lotnisk i kilka obszarów chronionej przyrody. Dodatkowe komplikacje wynikają z różnic pomiędzy krajowymi i lokalnymi przepisami zagospodarowania przestrzennego. Dla przykładu, 56-kliometrowa linia elektroenergetyczna w Bremie na północy Niemiec powinna zostać uruchomiona już w zeszłym roku, jednak do tej pory nie uzyskano odpowiednich zezwoleń.
Nie ulega wątpliwości, że mieszkańcy regionów, które ma objąć nowa sieć, woleliby, aby linie biegły pod ziemią. Jednak takie rozwiązanie jest nie tylko dużo droższe, ale także dużo mniej wydajne. Kable umieszczone pod ziemią chłodzą się wolniej niż linie naziemne, przez co nie mogą przewodzić równie dużo elektryczności. Ponadto, osiągając temperaturę 90 stopni Celsjusza, wysuszają glebę. Niska przepustowość oznacza, że trzeba by położyć dwa razy więcej kabli niż potrzeba w linii naziemnej, a to podnosi koszty. Droższe są również wszelkie naprawy, jako że trudniej ich dokonać i zajmują znacznie więcej czasu. W sumie, linie podziemne są od czterech do siedmiu razy droższe niż naziemne.
Protestujący mieszkańcy opowiadają się więc za liniami wysokiego napięcia prądu stałego (high-voltage direct current - HVDC). Technologię HVDC charakteryzują przede wszystkim niskie straty energii przy jej przesyle w porównaniu z konwencjonalnymi technologiami przesyłu prądu zmiennego. Dzięki temu potrzeba mniej linii przesyłowych, a co za tym idzie, mniej terenu na realizację przedsięwzięcia. Poza tym, linie HVDC nie nagrzewają się tak bardzo i nie wytwarzają pola elektromagnetycznego (tzw. „elektrosmogu”).
Jednak elektrownie wytwarzają prąd zmienny i większość linii energetycznych taki właśnie prąd transportuje, zatem linii HVDC nie można tak po prostu włączyć do istniejącej sieci. Potrzeba do tego wielkich stacji konwertorowych. Taka stacja stanąć ma na przykład w Moorriem, na północy Niemiec żeby przekształcać prąd stały, który płynie podwodną linią Nor-Ger z Norwegii, na prąd zmienny dla niemieckich konsumentów. Będzie to wielki betonowy blok o wysokości 25 metrów, a cała instalacja zajmie obszar odpowiadający wielkością 70 boiskom do piłki nożnej. Mieszkańcy okolic Moorriem już rozpoczęli protesty…
Żeby zapobiec blokowaniu inwestycji, przedsiębiorstwa energetyczne często proponują lokalnym społecznościom rekompensaty finansowe. To kolejny koszt, który trzeba ponieść, żeby dokonać energetycznej rewolucji. Jak twierdzi Manuel Frondel, specjalista ds. energetyki w instytucie badawczym RWE w Essen, energia elektryczna stanie się wkrótce tak droga, że wywoła to prawdziwie gorącą debatę publiczną. Na razie konsumenci nie zdają sobie jeszcze sprawy z tego co ich czeka, dodaje Hartmut Geldmacher reprezentujący spółkę energetyczną E.ON Energie.
Agata Golec, Chronmyklimat.pl
na podstawie: www.spiegel.de, fot. www.sxc.hu
ChronmyKlimat.pl – portal na temat zmian klimatu dla społeczeństwa i biznesu. © Copyright Fundacja Instytut na rzecz Ekorozwoju
Redakcja: ul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawa, tel. +48 +22 8510402, -03, -04, fax +48 +22 8510400, portal@chronmyklimat.pl