Energetyka

Marcin Libicki o Gazociągu Północnym - wywiad portalu Ekologia.pl (9253)

2010-07-19


img style='float:left; margin: 0 6px 6px 0;'O obecnej sytuacji Gazociągu Północnego, zagrożeniach jakie niesie dla środowiska Bałtyku oraz możliwych perspektywach powstrzymania budowy, z Marcinem Libickim rozmawiał Piotr Moranowski z portalu Ekologia.pl.
Przyjęcie przez Parlament Europejski krytycznej wobec gazociągu rezolucji było niewątpliwym sukcesem. Jak to się stało, że jednak doszło do realizacji inwestycji i że budowa trwa?

- Gazprom, jako fundator Gazociągu Północnego, który jest państwową spółką, prowadzi wspólną politykę z rządem. To jest polityka niezwykle sprytna. Dlatego, że stopniowo rząd rosyjski w sprawie Nord Streamu, razem z Gazpromem, wciągał w grono beneficjentów państwa, instytucje i osoby. Przypomnę - zaczęło się od tego, że Gerhard Schröder po ustąpieniu ze stanowiska kanclerza, zajął prominentne stanowisko w Gazpromie… Dodam - polityk, mający ogromne wpływy w Niemczech. Został on, w politycznym sensie, przekupiony. Bo jego interesem stał się teraz sukces Nord Streamu, a więc i interesem jego popleczników w Niemczech. Schröder dwa razy przyjeżdżał w czasie przygotowywania raportu tylko w tej sprawie, raz do Brukseli, raz na sesję w Strassburgu. Tak więc Schröder był osobiście zainteresowany sukcesem budowy gazociągu.

Kto jeszcze poparł budowę gazociągu?

- Gigantyczne zamówienia związane z tym gazociągiem zostały skierowane do firm zachodnich. Włochy mają, za jakieś gigantyczne kwoty, dostarczyć rury. Czyli już przemysł włoski, a za tym związki zawodowe, partie polityczne oraz rząd włoski są zainteresowane całym przedsięwzięciem. Podobne zamówienia zostały skierowane do różnych instytucji w innych państwach.

Czyli Gazprom rozpoczął akcję mającą na celu zapewnienie poparcia Państw Unijnych dla rurociągu? 

- Zaczęto finansować różne przedsięwzięcia ekologiczne, z tego co wiem - w Danii i w Szwecji. Wciągnięto też do władz Nord Streamu, byłego socjaldemokratycznego premiera Finlandii, Paavo Lipponena. Teraz dowiadujemy się z mediów polskich, że Gazprom funduje stypendia dla młodzieży w Polsce. Czyli to jest bardzo rozbudowana akcja wciągnięcia, jak powiedziałem, w krąg beneficjentów bardzo wielu osób, instytucji, partii politycznych, i oczywiście grup finansowych. 

Jaki jest, wobec tak silnych działań, los raportu, który skierował Pan do Parlamentu Europejskiego?

- Parlament poparł wniosek. Mniej więcej 90% głosujących było za, 10% przeciw. Podejście było bardzo rzetelne. Parlament Europejski nie mógł po prostu tego nie uchwalić, widząc wszystkie zagrożenia ekologiczne, zagrożenia konsumenckie i polityczne, o których ten raport mówił. Natomiast już na etapie decyzji politycznych, pozaparlamentarnych, cała sprawa poszła zupełnie inaczej.

Skoro Parlament poparł wniosek, kto zatem zawiódł?

- Komisja Europejska. Bardzo żałowałem, że KE, która w tym wypadku nie powinna być zaangażowana w te drobne jarmarczne interesy, na które poszły firmy w krajach Zachodu. KE powinna być bezstronna, powinna uznać, że to jest dla niej właśnie idealne narzędzie. Tak się nie stało. Cała moja nadzieja dzisiaj w aktywności Jerzego Buzka.

Czy poszczególne kraje, których bezpośrednio mogą dotknąć skutki budowy gazociągu, powinny bardziej się zająć tą sprawą poprzez własną dyplomację, a nie za pośrednictwem władz unijnych?

- Oczywiście, że powinny się zaangażować. Czy bardziej niż to robią? Nie potrafię odpowiedzieć. Jeżeli powiem, że się nie zaangażowały, to może się nagle dowiem, że dyplomatycznymi kanałami były prowadzone jakieś wielkie akcje. Państwa mogą dyskretnie, kanałami dyplomatycznymi osiągnąć czasami znacznie więcej, niż ujawniając swoje postępowanie. Tak więc nie mogę postawić zarzutu poszczególnym rządom czy poszczególnym ministrom, że nic nie zrobili.

Kto więc zawinił?

- Powiem jeszcze raz, stawiam ten zarzut centralnym władzom Unii Europejskiej, Komisji i do niedawna Parlamentowi Europejskiemu, ponieważ to są instytucje, które tylko jawnie działając mogą coś osiągnąć. Natomiast instytucje unijne nie mają żadnych narzędzi, szczególnie wobec państw pozaunijnych, jak Rosja. Natomiast w stosunku do Niemiec mają narzędzia unijne, jakie są, powiedzmy, w tym klubie przyjaciół, jakim jest Unia Europejska. Tylko że tutaj skutek można osiągnąć jedynie działając jawnie, odwołując się do opinii publicznej, wskazując np. na to, że lekceważenie Parlamentu Europejskiego oznacza, że ten parlament byłby atrapą. Bardzo liczę, że Jerzy Buzek pokaże nam, że Parlament Europejski atrapą nie jest.

Chciałbym wrócić do istoty raportu. Czy w ogóle postulował on o zrezygnowanie, zablokowanie budowy rurociągu, czy tylko domagał się wykonania dokładnych badań środowiskowych?

- Raport bardzo wyraźnie powiedział: domagamy się zablokowania w jednym wypadku, gdyby groziła klęska ekologiczna. To można tylko stwierdzić na podstawie ekspertyzy przygotowanej przez niezależną instytucję. Ale taka instytucja tylko wtedy będzie wiarygodna, jeżeli zostanie wybrana przez wszystkie państwa nadbałtyckie. Tak to sformułował raport. 

Czyli wszystko będzie w porządku, jeżeli nie będzie przeciwwskazań?

- Zgodzimy się na budowę, jeżeli będziemy wiedzieli, że nie nastąpi klęska ekologiczna. Uważamy, że taka klęska nastąpi, ale przekonać nas może raport przygotowany przez instytucję niezależną. Ale jest druga rzecz. Raport powiedział tak: Zanim zaczniecie budowę, to wypełnijcie podstawowy warunek, jaki UE stawia przy każdej inwestycji. Przedstawcie rozwiązanie alternatywne. Jeżeli wtedy porównamy rozwiązanie alternatywne z projektem, to będziemy mogli powiedzieć, czy ten projekt jest do zaakceptowania. I to rozwiązanie alternatywne samo rzucało się w oczy – druga nitka Jamalu. Dlatego, że nie powoduje żadnych ekologicznych zagrożeń, bo chodzi o położenie drugiej rury, obok już leżącej, na podłożu już przygotowanym. Tutaj koszt byłby dziesięciokrotnie mniejszy. 

Jak jest więc koszt budowy Rurociągu Północnego?

Koszt Nord Streamu wyniesie nie 5 miliardów dolarów, jak o tym mówił Gazprom, tylko wyniesie około 12-17 miliardów. Otóż już dzisiaj Gazprom sam mówi o 11 miliardach dolarów. 

Alternatywne rozwiązanie jamalskie byłoby sześcio a nawet siedmiokrotnie tańsze, w przeliczeniu na metry sześcienne transportowanego gazu, bez jakichkolwiek zagrożeń ekologicznych.

Jak droga byłaby więc alternatywna nitka idąca lądem?

- Druga nitka Jamalu kosztowałaby 1,5 miliarda dolarów, czyli byłaby dziesięć razy tańsza, a transportowałaby 2/3 tego gazu, co Nord Stream. Czyli mielibyśmy gaz mniej-więcej 6-7 krotnie tańszy, jeśli chodzi o inwestycję gazociągową. Więc to jest oczywiste, że gdyby zostało przedstawione rozwiązanie alternatywne, to nigdy w życiu nie można by się zgodzić na rozwiązanie „Nord Streamowe”.

To znaczy, że niezależne badania środowiskowe nie zostały do dzisiaj przeprowadzone i taka organizacja, która miałaby to zrobić, nie została powołana?

- Nie została powołana. Nie został spełniony ten podstawowy, zdawałoby się warunek. Parlament Europejski nie powiedział „nie wolno budować”, powiedział natomiast „wolno budować pod pewnymi warunkami” i te warunki nie zostały spełnione. 

Czy instytucje naukowe, bądź jakieś organizacje badające stan środowiska z Rosji lub z Niemiec podały jakiekolwiek informacje do publicznej wiadomości?

- Na nasze wystąpienie zaprosiliśmy specjalnie przedstawicieli Nord Streamu. Było tam z 7-8 osób na sali i oni zabierali głos. Był również przedstawiciel duńskiej firmy konsultingowej Ramböll, która przygotowywała ekspertyzę na zlecenie Nord Streamu. Przedstawiciele Nord Streamu, jak i firmy Ramböll, wypowiedzieli się bardzo ogólnie. Stwierdzili, że żadnych zagrożeń nie ma, ale że oni dalej nad tymi ekspertyzami pracują. I tyle. Mieli absolutnie możliwość zabrania głosu, przedstawienia swojego stanowiska, i w naszej Białej księdze to stanowisko jest zamieszczone. 

Czyli nie ma żadnych informacji, czarno na białym, która by mówiła, jakie badania przeprowadził Gazprom?

- Ja muszę powiedzieć inaczej. Do mnie nie dotarły takie wiadomości, a powinny dotrzeć, dopóki byłem posłem do PE. Czyli wtedy żadne informacje na ten temat do mnie nie dotarły. 

Czy były prowadzone badania na temat prawdopodobieństwa natrafienia, bądź ryzyka naruszenia broni chemicznej, czy jakiejkolwiek broni? W ogóle ktoś oceniał ryzyko? 

- W tych ekspertyzach, opiniach i różnych dokumentach, które my w książce przywołujemy, generalny wniosek jest taki, że nie da się uniknąć tego niebezpieczeństwa ponieważ ta inwestycja ma gigantyczne rozmiary. Odbywa się ona na 1200 km długości i 2 km szerokości. Czyli powierzchnia prac będzie wynosić 2400 km2. 

Jak duże jest więc to zagrożenie?

- Ocenia się, że na dnie Bałtyku złożono 80 tys. ton różnego rodzaju broni, w tym broni chemicznej, którą składowano tam jeszcze w latach 60. To jest wykazane różnymi ekspertyzami. Przy takiej masie to jest po prostu niemożliwe, żeby w ramach tych prac na to nie natrafić, a natrafiwszy nie ryzykować wielkich zagrożeń ekologicznych. Nawet gdyby się na nic nie trafiło, to prace na tak gigantycznej powierzchni muszą powodować ekologicznie negatywne skutki. Wyobraźmy sobie, że ktoś buduje przez całą Polskę jakąś inwestycję na długości 1200 km, czyli od Międzyzdrojów gdzieś aż po Ustrzyki, dwukilometrowej szerokości. Przecież to będzie powodować duże zagrożenie ekologiczne! 

Czy jakaś instytucja badawcza prowadziła badania pod kątem konkretnych zagrożeń ze strony Gazociągu Północnego?

- Poza firmą Ramböll zaangażowaną przez Nord Stream, czyli Gazprom, o czymś takim nie słyszałem. Ekspertyza zostały zrobiona przez instytucję wyszukaną przez Nord Stream, który za to płaci. Taka instytucja jest w oczywisty sposób zainteresowana, żeby wynik jej ekspertyzy był korzystny dla Nord Streamu.

Czy wie Pan może coś na temat oceny toksyczności aldehydu glutarowego, który stosowany jest do czyszczenia rurociągu?

- Ogólna opinia jest taka, że wypuszczenie tej substancji do morza musi spowodować ogromne zniszczenia. 

Jakby Pan oceniał w tej chwili szanse zablokowania projektu budowy rurociągu w momencie, gdy już położono 200 km rur, czyli praktycznie 1/6 gazociągu? Czy jest to jeszcze możliwe, czy też jest już po prostu za późno?

- Nie ulega wątpliwości, że każdy dzień, tydzień, miesiąc zwłoki zmniejsza szanse, ponieważ determinacja Gazpromu będzie coraz większa. Dodatkowe stypendia w całej Europie, dodatkowe zamówienia, dodatkowa sprzedaż części akcji. Są to metody, pod którymi niestety uginają się państwa Unii, niewidzące niebezpieczeństwa w tym stopniu, co my i Parlament Europejski. 

Ale szanse nie zostały jeszcze stracone? Czyli samo rozpoczęcie budowy nie przekreśla szans na powstrzymanie jej?

- Rozpoczęcie budowy nie przekreśla szans na jej powstrzymanie. Ta szansa być może pojawiłaby się wtedy, gdyby się okazało, że kłopoty finansowe, jakie ma Gazprom, są jeszcze większe, niż nam się często wydaje. Gazprom ma problemy finansowe. Pojawiają się często informacje medialne o jego zadłużeniu. Dzisiejsze niskie ceny surowców Gazpromowi nie sprzyjają. Więc myślę, że musiałoby się zejść kilka czynników: determinacja rządu, determinacja instytucji europejskich i zła sytuacja finansowa Gazpromu. Przy zbiegu tych trzech czynników możliwe, że udałoby się jeszcze powstrzymać. 

Warto płacić wyższe ceny, żeby się uniezależnić. Rosja używa gazu jako broni. Widzieliśmy, co się działo, jak zostały wstrzymane dostawy gazu do Ukrainy. Dzisiaj Rosji udaje się przedłużyć o 30 lat stacjonowanie swojej floty na Krymie, dając Ukrainie niższe ceny surowców.

Odbiegnę trochę od tematu. Jaka jest opinia Pana Posła na temat polskich perspektyw uzyskiwania dużych ilości gazu łupkowego? Czy zmienia to perspektywę spojrzenia na Gazociąg Północny i na polską energetykę?

- Odpowiedziałbym tak: oczywiście, jakby była możliwość uzyskiwania tego gazu w rozsądnym terminie i w rozsądnych cenach. Przez rozsądne ceny mam na myśli ceny wyższe, ale niewiele wyższe od cen gazu rosyjskiego. 

Co pan sądzi o gazie łupkowym z perspektywy umowy gazowej, którą niedawno podpisaliśmy z Rosją?

- Wedle niej, musimy odbierać cały gaz, do którego odbioru się zobowiążemy. Więc rozkręcanie produkcji gazu z łupków w sytuacji, w której będziemy mieli nadmiar gazu, będzie bezcelowe. A nie rozkręcając gazu z łupków, będziemy uzależnieni od dostaw z Rosji, więc się robi błędne koło. Wydawało się, że lepiej tej umowy z Rosją nie zawierać, bo ona, o ile mi wiadomo, nie jest jeszcze ostatecznie ratyfikowana. Więc nie należy jej zawierać, a w każdym razie nie na tak długie terminy. Natomiast to ogromne zainteresowanie gazem łupkowym w Polsce firm zachodnich, wskazuje, że to jest dobry interes. Jednak musi być coś w tym, bo to jednak nie jest nasze zaangażowanie ze względów politycznych. Osobiście przywiązuję do tego ogromne znaczenie i ogromną wagę! 

Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Prof. Jerzy Buzek, zamiast domagać się od Komisji Europejskiej konkretnych kroków wobec Nord Streamu, skierował sprawę Gazociągu Północnego z powrotem do Komisji Petycji, która nawet przeprowadziła już w tej sprawie jedną debatę. Czy ten „krok w tył” to przejaw pozorowania działań i próba skierowania sprawy na boczny tor?

- Jest to zaskakujące, zadziwiające, sprzeczne ze wszystkimi zasadami i ze zdrowym rozsądkiem – nie krył zdumienia były eurodeputowany Marcin Libicki – Ta debata nie ma dziś żadnego znaczenia. Komisja Petycji przeprowadziła już kilkanaście albo nawet kilkadziesiąt debat w sprawie gazociągu i skończyła zajmować się tą sprawą 2,5 roku temu, kiedy przejął ją Parlament Europejski jako całość i Przewodniczący PE, jako stróż wykonywania jego stanowisk. Komisja Petycji nie ma w tej chwili żadnych kompetencji do zajmowania się tą sprawą. Jedyna osoba, która jest do tego zobowiązana, to przewodniczący Prof. Jerzy Buzek jako stróż realizacji postanowień Parlamentu Europejskiego.
 
Parlament Europejski w Brukseli, fot. www.sxc.hu

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Rozmawiał Piotr Moranowski
****

Parlament Europejski krytyczny wobec Gazociągu

Parlament Europejski przyjął w 2008 r. Raport Libickiego niemal jednogłośnie i jedynie z minimalnymi poprawkami. Została w ten sposób uchwalona rezolucja Parlamentu Europejskiego, która opisuje swój krytyczny stosunek do planów budowy gazociągu. Raport (i jednocześnie rezolucja) między innymi żąda od Nord Streamu przedstawienia niezależnej ekspertyzy oddziaływania gazociągu na środowisko. Parlament bowiem zgadza się na budowę tylko w przypadku, jeśli nie będzie stanowił zagrożenia, a informacje zawarte w raporcie wskazują, że zagrożenie dla środowiska jest poważne. Dodatkowo raport żądał przedstawienia projektu alternatywnego gazociągu, dostarczającego gaz drogą lądową. Zgodnie z raportem taki projekt byłby kilkukrotnie tańszy i całkowicie bezpieczny.

Marcin Libicki, jako były poseł i Przewodniczącym Komisji Petycji w Parlamencie Europejskim, zaniepokojony opieszałością władz unijnych i biernością Przewodniczącego Parlamentu Europejskiego wystosował w styczniu br. apel, w którym żądał od Prof. Jerzego Buzka wyegzekwowania od przewodniczącego Komisji Europejskiej José Manuela Barroso żądań wobec Nord Streamu. (Chodziło o te dwie sprawy: niezależna ocena oddziaływania na środowisko i rozwiązanie alternatywne) Po blisko dwóch miesiącach Prof. Buzek wystosował oficjalne pismo do Barroso, w którym wymienił wymagania raportu i napisał, że oczekuje ich spełnienia. Po kolejnych dwóch miesiącach poinformował o tym na piśmie Marcina Libickiego. Pismo Buzka do Barroso zostało odebrane przez Libickiego jako długo oczekiwany dobry krok w kierunku działań przeciw realizacji gazociągu. 

Krok w tył

Nord Stream jednak unikał do tej pory przedstawiania oczekiwanych przez Parlament Europejski informacji na temat zagrożeń ze strony gazociągu. Wprost przeciwnie, szybko przystąpił do budowy i niezwykle szybko i sprawnie ją realizuje. Do dziś powstała już ponad 1/6 gazociągu. Tymczasem brak jest informacji o jakichkolwiek działaniach ze strony Komisji Europejskiej. W dodatku Prof. Jerzy Buzek, zamiast dalej skutecznie domagać się od Barroso realizacji postanowień rezolucji, a przynajmniej odpowiedzi na swoje pismo, robi coś zupełnie niezrozumiałego – przesyła apel Marcina Libickiego do Komisji Petycji, aby ta znów się sprawą zajęła. 

Marcin Libicki dowiedział się o tym na początku lipca z listu od obecnej Przewodniczącej Komisji Petycji Erminii Mazzoni. Zdaniem Libickiego, kierowanie sprawy z powrotem do KP, która w zasadzie jest organem niższej rangi i dzisiaj nie ma już w tej sprawie niczego do zrobienia, nie ma najmniejszego sensu i sprawia wrażenie nieporozumienia.

Kto jest odpowiedzialny?

Parlament Europejski nie ma władzy realizowania polityki wobec innych krajów, ani żadnych narzędzi do tego służących. Jest tylko instytucją w wielu sprawach jedynie opiniodawczą dla Komisji Europejskiej. Rezolucje PE jednak są dla Unii do pewnego stopnia zobowiązujące i mogą być bardzo skutecznym narzędziem dla Komisji Europejskiej w polityce, zwłaszcza wobec własnych krajów członkowskich, jak Niemcy – kraj współuczestniczący w realizacji projektu. To właśnie Komisja Europejska jest tym najwyższym organem wykonawczym w Unii Europejskiej.

Tak więc postanowienia parlamentu powinna realizować Komisja Europejska z Manuelem Barroso na czele. Prof. Jerzy Buzek natomiast jest przewodniczącym Parlamentu Europejskiego. Zgodnie z regulaminem Parlamentu Europejskiego, jako przewodniczący, jest stróżem realizacji postanowień parlamentu. Powinien więc dopilnować, aby Komisja Europejska wyegzekwowała żądania wobec Nord Streamu. Komisja jednak nie podjęła wobec Nord Streamu żadnych działań, a Prof Jerzy Buzek tego nie wyegzekwował. 

- Sam nie wiem jak to oceniać – komentuje ostatnie doniesienia Libicki – jako chęć udawania czy stwarzania pozorów? Ale to nawet nie jest stwarzanie pozorów. Pozorem może się to wydawać jedynie dla kogoś kto nie ma zielonego pojęcia co się w tej sprawie stało!

Gazociąg Północny - jest realizowany przez rosyjsko-niemiecką spółkę Nord Stream projekt gazociągu, układany na dnie Bałtyku z pominięciem terytorium Polski, ma tłoczyć rosyjski gaz do Niemiec. Choć budowa gazociągu trwa, projekt wciąż wzbudza wiele kontrowersji. Problem dotyczy zarówno politycznych celów Rosji, jakim niewątpliwie ma służyć, skutków ekonomicznych, jak i przede wszystkim zagrożeń ekologicznych, jakie budowa gazociągu niesie dla środowiska Morza Bałtyckiego. 

Marcin Libicki - Poseł do Parlamentu Europejskiego i przewodniczący Komisji Petycji Parlamentu Europejskiego w latach 2004-2009, w odpowiedzi na alarmujące petycje, jakie z Polski i Litwy wpłynęły do komisji, opracował krytyczny wobec budowy gazociągu raport znany dziś pod nazwą Raportu Libickiego. Raport ten stał się podstawą rezolucji przyjętej blisko jednogłośnie przez Parlament Europejski w lipcu 2008 r. Rezolucja, jako protest wobec budowy gazociągu, jest narzędziem politycznym dla państw członkowskich Unii Europejskiej przeciwnych tej inwestycji, a jej zalecenia powinny być wykonane przez odpowiednie instytucje unijne. Rezolucja wraz z bogatym zbiorem dokumentów dotyczących sprawy Gazociągu Północnego została wydana w formie książkowej jako Raport Marcina Libickiego. Biała Księga. Parlament Europejski a sprawa Gazociągu Północnego.


ChronmyKlimat.pl – portal na temat zmian klimatu dla społeczeństwa i biznesu. © Copyright Fundacja Instytut na rzecz Ekorozwoju
Redakcja: ul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawa, tel. +48 +22 8510402, -03, -04, fax +48 +22 8510400, portal@chronmyklimat.pl