Publikacje

Polski premier w powodziowym błędzie (15828)

2013-06-15


W ostatnich dniach do grona polityków, wypowiadających się na temat powodzi i stanu polskich wód, dołączył premier Donald Tusk.  Po raz kolejny przedstawiciel rządu zbagatelizował zagrożenie powodzią i zastrzeżenie Komisji Europejskiej wobec Polski. Wydaje się też nie dostrzegać działań podjętych przez naszych zachodnich sąsiadów, którzy zamiast zabudowywać kolejne tereny zalewowe, oddają je rzekom – przypomina WWF Polska.

Komisja Europejska ma bardzo poważne zastrzeżenia do sposobu w jaki Polska wdraża przepisy ramowej dyrektywy wodnej, co może skutkować wstrzymaniem unijnego finansowania dla dużych inwestycji hydrotechnicznych realizowanych pod hasłem zwiększenia bezpieczeństwa powodziowego, a w dalszej perspektywie – dotkliwymi karami finansowymi. Jak donosi gazeta Wyborcza, premier Donald Tusk komentując doniesienia prasowe w tej sprawie bagatelizuje jednak ten  problem. Premier twierdzi, że przepisy europejskie, jakie mamy obowiązek wprowadzić, na pewno zdążymy wprowadzić, oraz, że Polska jest „dość ostrożna w implementowaniu ramowej dyrektywy wodnej". Rząd chce w ten sposób wprowadzić postanowienia dyrektywy do polskiego prawa, żeby nie było to "przesadnie kosztowne".  Jak się wyraził Premier (cytując za GW), "bardzo dłubiemy przy każdym przepisie, to bardzo skomplikowany projekt. Gdybyśmy nieostrożnie ją implementowali, to powodowałoby to gigantyczne koszty, na które nas nie stać. (...) Mówimy o dziesiątkach miliardów złotych dodatkowych wydatków".

"Prawda jest jednak zupełnie inna" – uważa Piotr Nieznański z WWF Polska. To brak implementacji dyrektywy naraża nas na prawdziwe  koszty.  Koszty które ponosimy za zanieczyszczona wodę i brak dbałości Państwa o ilość i jakość zasobów wodnych  wód powierzchniowych i podziemnych których dobra jakość ma zapewnić wdrożenie  dyrektywy przyjętej przez Polskę w 2004 roku. "Pan premier nie dodał, że to „dłubanie w prawie", mające zapewnić prawidłowe przeniesienie przepisów ramowej dyrektywy wodnej do polskiego prawa wodnego i innych ustaw trwa już 9 lat"  dodaje.

Komisja Europejska już w 2008 roku zwróciła Polsce uwagę, że dyrektywa, która powinna być wdrażana od roku 2004, czyli od momentu wstąpienia Polski do UE, jest źle przeniesiona do polskiego prawa. Pod presją Komisji zaczęło się poprawianie Prawa wodnego. Szło to jednak tak ślamazarnie, że Komisja po kolejnych czterech latach oczekiwania wreszcie straciła cierpliwość i w styczniu tego roku postawiła Polskę przed Europejskim Trybunałem Sprawiedliwości w związku z nieprawidłowym przeniesieniem do prawa krajowego przepisów Ramowej Dyrektywy Wodnej.

Ramowa dyrektywa wodna to nie tylko zmiany w prawie. To przede wszystkim wymóg osiągnięcia do roku 2015 konkretnych celów środowiskowych, o których Premier Tusk zapomina, a może nawet nigdy nie wiedział. Dyrektywa nakłada na każdy  kraj członkowski osiągnięcie do roku 2015 tzw. dobrego stan wód – chemicznego i ekologicznego. Osiągnięcie dobrego stanu chemicznego oznacza konieczność doprowadzenia do tego, żeby w rzekach, jeziorach, przybrzeżnych wodach morskich i zbiornikach wód podziemnych woda była czysta i pozbawiona skażeń chemicznych. Osiągnięcie dobrego stanu ekologicznego oznacza obowiązek zapewnienia do roku 2015 dobrych, możliwie bliskich naturalnym, warunków do życia różnym organizmom wodnym  rybom, bezkręgowcom i roślinom.

"Dyrektywa ta jest odpowiedzią Unii Europejskiej na katastrofalne dla przyrody skutki przekształcania i zanieczyszczania rzek i jezior oraz traktowania przez ostatnie stulecia wody wyłącznie jako surowca" – dodaje Nieznański. "Na całym świecie, także w Europie i w Polsce, wody śródlądowe i związane z nią gatunki i siedliska należą do najbardziej wrażliwych i zagrożonych ekosystemów".

Nierozważne gospodarowanie zasobami wody, skażenie wody i niszczenie na ogromną skalę przyrody wód śródlądowych stwarza również poważne zagrożenia dla zdrowia i jakości życia człowieka. Dlatego Dyrektywa wprowadziła nowe, konieczne do wdrożenia w całej Europie, zasady gospodarowania wodami. Ich istotą jest zapewnianie potrzeb człowieka przy jednoczesnym odbudowywaniu zniszczonej przyrody rzek i jezior. Jednoznacznie odstawiono do lamusa panujące kiedyś powszechnie przekonanie, że miarą postępu jest ilość uregulowanych rzek. Jednakże wyzbycie się złych nawyków w gospodarowania wodami spotyka w Polsce ogromne przeszkody.

"To, że pomimo 9 lat członkostwa Polski w Unii Europejskiej nie mamy dotychczas prawidłowego przeniesienia litery i ducha Ramowej Dyrektywy Wodnej do polskiego prawa, jest zatrważające" – mówi dr Przemysław Nawrocki, konsultant WWF ds. ochrony wód. "Przez ostatnie lata rząd skutecznie opóźnia wdrożenie reformy przestarzałego i nie pasującego do współczesnych wyzwań sposobu gospodarowania wodami w Polsce. Z wyjątkiem modernizacji i budowy oczyszczalni  realizowane i planowane obecnie wielomilionowe inwestycje hydrotechniczne nie tylko mają nic wspólnego z poprawą stanu wód a w wielu przypadkach oddalają nas wręcz od realizacji celów ramowej dyrektywy wodnej, jednocześnie zwiększając zagrożenie powodziami. Brak pełnego przeniesienia wymogów dyrektywy do polskiego prawa i przede wszystkim do finansowania przedsięwzięć w zakresie zarządzania zasobami wodnymi pozwala nadal inwestować i gospodarować po staremu, chaotycznie i rozrzutnie,  za co ogromną cenę płaci obecnie polska przyroda, polskie społeczeństwo i budżet państwa. Dzieje się to codziennie, pomimo negatywnych opinii środowiska naukowego i organizacji ekologicznych, ofiarą tej polityki padnie za chwile kolejna rzeka  Bóbr".

Postawa polskiego rządu nie ma też nic wspólnego z nowoczesnym myśleniem o ochronie przeciwpowodziowej. Po latach zabierania rzekom terenów zalewowych, na zachód od Odry, tę przestrzeń rzekom się oddaje. W Niemczech dzieje się to właśnie z inicjatywy niemieckiego ministerstwa środowiska. Komentując powódź w Niemczech minister środowiska potwierdził po raz kolejny, że Niemcy zamiast tworzenia złudnego poczucia bezpieczeństwa powodziowego, wznoszenia wałów i budowy zbiorników retencyjnych, będą nadal kontynuować odtwarzanie obszarów zalewowych i przywracanie rzekom wcześniej utraconej przestrzeni.

W tym samym czasie, pytany o przygotowanie Polski do powodzi polski minister środowiska ,ogłasza publicznie swój pomysł na walkę z powodziami: wycinkę drzew i krzewów w dolinach rzek. Ta kuriozalna wypowiedź ministra środowiska wskazująca, że podejście do rzek rodem z PRL-u jest nadal mocno zakorzenione wśród zajmujących się wodą doradców pana Ministra najwyraźniej przekłada się obecnie na poglądy pana Premiera.

Niezgodności polskiego prawa z unijnym i przestarzały, nieefektywny system zarządzania wodami umożliwiły między innymi przeprowadzenie w Polsce po 2004 roku regulacji tysięcy kilometrów rzek – regulacji w zdecydowanej większości zupełnie niepotrzebnych, kosztownych, a za to szkodliwych dla środowiska i ludzi. W efekcie ekologiczny stan wód uległ dramatycznemu pogorszeniu.

Wiele regulacji rzek wykonano pod nośnym społecznie hasłem „ochrony przed powodzią", choć w rzeczywistości regulacje te zwiększyły zagrożenie powodzią. Niszczenie rzek niepotrzebnymi, ogromnie kosztownymi pracami regulacyjnymi w ostatnich latach gwałtownie przybrało na sile. Przeanalizowane przez WWF Polska przykłady inwestycji i tzw. prac utrzymaniowych na rzekach wskazują, że miliardy złotych zostały zmarnowane. Opóźnianie reformy gospodarowania wodami w Polsce i ciągnące się latami „dłubanie w Prawie wodnym" sankcjonuje sytuację niegospodarnego zarządzania i wydatkowania finansów publicznych. Pogarszanie stanu ekologicznego rzek oznacza poważne ryzyko nieosiągnięcia przez Polskę celu środowiskowego Ramowej Dyrektywy Wodnej w 2015 roku, a to oznacza groźbę dotkliwych kar finansowych, jakie na Polskę może nałożyć Komisja Europejska. O tym pan  premier Tusk już nie wspomniał.

 

źródło: WWF


ChronmyKlimat.pl – portal na temat zmian klimatu dla społeczeństwa i biznesu. © Copyright Fundacja Instytut na rzecz Ekorozwoju
Redakcja: ul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawa, tel. +48 +22 8510402, -03, -04, fax +48 +22 8510400, portal@chronmyklimat.pl