Publikacje
Biogazownia w symbiozie z gorzelnią (15756)
2013-05-27Od zeszłego roku w Mełnie pod Grudziądzem działa biogazownia rolnicza o mocy 1,6 MW połączona z gorzelnią, którą zaopatruje w energię cieplną i elektryczną. Ciepło i prąd dostarcza także sąsiednim firmom. To sposób na to, żeby produkcji gorzelniczej, która w ostatnich latach w Polsce bardzo podupadła, zapewnić opłacalność.
Gorzelnie, zajmujące się produkcją spirytusu (a kiedyś także gorzałki), mają w naszym kraju bardzo długą tradycję. Zaczęły u nas powstawać już w XV wieku. Przed II wojną światową było w Polsce około 1200 gorzelni rolniczych, a w czasach PRL ponad 960. Dziś w naszym kraju jest tylko ok. 70 zakładów gorzelniczych, choć jeszcze kilka lat temu było ich dwa razy więcej. Powodem zamknięcia tylu polskich gorzelni, wytwarzających surowy spirytus, m.in. dla producentów wódki, był napływ taniego spirytusu z Zachodu i import przez rodzimych wytwórców biopaliw dużych ilości etanolu ze Stanów Zjednoczonych (nasze zakłady gorzelnicze dużą część swej produkcji sprzedawały jako półprodukt do wytwarzania biopaliwa dodawanego do benzyny). Ich likwidacja uderzyła w polską wieś i polskie rolnictwo, bo z jednej strony dawały one wiele miejsc pracy na terenach wiejskich, a z drugiej kupowały od rolników ich plony.
Drogocenny wywar
Dziesiątki polskich gorzelni, które zostały zamknięte w ostatnich latach, do dziś stoją puste i niszczeją. Nasi przedsiębiorcy wpadli jednak na pomysł, jak je reaktywować i jak sprawić, by ich produkcja była znów opłacalna. Wystarczy przy nich budować instalacje biogazowe, w której głównym surowcem będą odpady poprodukcyjne z gorzelni, czyli tzw. wywar pogorzelniany, który ma temperaturę 95 stopni Celsjusza. - Gdy sprzedaje się go na pasze, to ciepło się traci – mówi Aleksander Duch, prezes spółki Allter Power, do której należy biogazownia połączona z gorzelnią w Mełnie pod Grudziądzem. - My postanowiliśmy je wykorzystać. Jedną z przyczyn, dla których polskim gorzelniom wiedzie się dziś kiepsko, jest to, że zużywają przy produkcji dużo energii elektrycznej i cieplnej, których ceny są coraz wyższe. Nasza gorzelnia dostarcza biogazowni surowiec do produkcji biogazu w postaci wywaru pogorzelnianego, a biogazownia zaopatruje ją w energię elektryczną i cieplną. To ułatwia osiągnięcie opłacalności obydwu zakładom.
Tym bardziej, że biogazownia w Mełnie produkuje tyle energii (m.in. dzięki odzyskiwaniu ciepła ze spalin i tego, które wytwarza się podczas chłodzenia silników), iż może zaopatrywać w nią nie tylko gorzelnię, ale i usytuowane w sąsiedztwie firmy, np. magazyn tytoniu i obieralnię cebuli, z której odpady także używane są jako surowiec w mełneńskiej biogazowni.
- Substraty, których używamy, to oprócz wywaru pogorzelnianego i resztek z obieralni cebuli inne odpady z przetwórstwa owocowo-warzywnego, kiszonka z kukurydzy, kiszonka z wysłodków i gnojowica – mówi Stanisław Nowicki, jeden z pracowników biogazowni w Mełnie. – Najbardziej kluczowy jest jednak sam wywar z gorzelni, bo za sprawą jego wysokiej temperatury jesteśmy jedną z pierwszych w Polsce instalacji termofilnych, to znaczy takich, w których w komorach fermentacyjnych panuje dość wysoka temperatura, powyżej 50 stopni Celsjusza. Dzięki temu z kolei proces produkcji biogazu jest szybszy.
Biogazowe laboratorium
Na istnieniu mełneńskiej biogazowni korzysta nie tylko gorzelnia i sąsiednie zakłady, ale i okoliczni rolnicy. Oddają do niej gnojowicę, a w zamian – jako częściowe rozliczenie – otrzymują poferment z tej instalacji. Co więcej, gdyby tę samą ilość energii, którą produkuje ta instalacja, wytworzyć tradycyjnymi metodami (ciepło w kotłowni czy ciepłowni, a prąd w standardowej elektrowni węglowej), wiązałoby się to z dużą większą emisją szkodliwych dla człowieka gazów, np. dwutlenku siarki. Wynika to m.in. z faktu, że mełneńska biogazownia stosuje tzw. kogenerację (czyli jednocześnie produkuje prąd i ciepło, dzięki czemu jest dużo efektywniejsza od zwykłych elektrowni), a także odsiarcza swój biogaz przed jego spalaniem. Gnojowicę i masę pofermentacyjną trzyma w zamkniętych zbiornikach. Ma również nowoczesne laboratorium, w którym bada m.in. poferment i substraty do biogazowni. – Substraty i ich proporcje bardzo starannie dobieramy – mówi Stanisław Nowicki. – To bardzo ważne, bo przez nieodpowiednie ich dobranie moglibyśmy np. doprowadzić do zabicia bakterii, dzięki którym zachodzi proces fermentacji.
Smród smrodowi nierówny
Mimo tych atutów część mieszkańców Mełna narzeka na zakład. Szczególnie ci, którzy z nim bezpośrednio sąsiadują. – Ta biogazownia śmierdzi – mówią. – Na przykład wtedy, gdy poruszą w niej kiszonkę.
Czy zapach kiszonki można uznać za uciążliwy smród? Tylko niektórzy odpowiadają na to pytanie twierdząco, co pokazuje, że jest to rzecz względna i subiektywna. Gdy byłem w biogazowni w Mełnie, nie czułem w niej żadnego fetoru. Stanisław Nowicki przyznaje jednak, że nie jest ona "bezzapachowa", że biogazownie mogą jednak trochę śmierdzieć, szczególnie wtedy, gdy dojdzie w nich do jakiejś usterki czy awarii. – Nasza biogazownia powstała na miejscu zlikwidowanej cukrowni – opowiada jeden z pracowników mełneńskiego zakładu. – Ta cukrownia też trochę śmierdziała, ale kobiety z Mełna mówią: tamten smród nam nie przeszkadzał, bo nasze chłopy w tej cukrowni pracowały.
Nic dodać, nic ująć.
Jacek Krzemiński
ChronmyKlimat.pl – portal na temat zmian klimatu dla społeczeństwa i biznesu. © Copyright Fundacja Instytut na rzecz Ekorozwoju
Redakcja: ul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawa, tel. +48 +22 8510402, -03, -04, fax +48 +22 8510400, portal@chronmyklimat.pl