Aktualności
Czy wojna Obamy ze zmianami klimatu oznacza wojnę z Kongresem? (15895)
2013-07-05Przemówienie prezydenta Stanów Zjednoczonych z ubiegłego tygodnia to początek pewnej epoki. Barack Obama poszedł dalej niż jakikolwiek jego poprzednik w ustanowieniu strategii walki ze zmianami klimatu. Zapowiedział, że będzie to jego priorytetem podczas drugiej kadencji, bez względu na sprzeciw republikanów. Prezydent znalazł sposób, aby wprowadzić nową politykę bez potrzeby akceptacji Kongresu.
Barack Obama zamierza wykorzystać swoją siłę polityczną w batalii o zdrowszy klimat. W emocjonalnym przemówieniu wygłoszonym 25 czerwca br. na Uniwersytecie Georgetown prezydent Stanów Zjednoczonych oznajmił, że ograniczenie emisji zanieczyszczeń i wprowadzanie kraju na tory zielonej gospodarki będzie priorytetem dla rządu. "To było wspaniałe i historyczne przemówienie, zdecydowanie najlepsze nawiązanie do klimatu jakiegokolwiek prezydenta w historii" – powiedział Al Gore, były wiceprezydent.
Prezydent przedstawił strategię redukcji emisji gazów cieplarnianych, wspierania rozwoju odnawialnych źródeł energii i efektywności energetycznej oraz działań adaptacyjnych do zmieniających się warunków klimatycznych. Redukcja emisji ma nastąpić dzięki ograniczaniu inwestycji w elektrownie węglowe oraz zmniejszaniu dotacji do paliw kopalnych. Obama rozumie obecną rolę gazu ziemnego, ale również widzi go w średnim okresie jako pomost do czystszych technologii.
Plan przystosowawczy zakłada m.in. projekty pilotażowe na obszarach dotkniętych przez huragan Sandy w październiku ubiegłego roku, które mają pomóc społecznościom lepiej radzić sobie w nowych, ekstremalnych warunków pogodowych. Obama zalecił agencjom federalnym ograniczenie wymagań biurokratycznych, opóźniających lokalne inwestycje adaptacyjne.
W przemówieniu prezydent podkreślił, że jego polityka nie jest skierowana tylko i wyłącznie do Stanów – przykładem swoich działań pragną zachęcić inne państwa do wejścia na nową ścieżkę rozwoju. Daje jednocześnia znak, że jego kraj jest gotowy objąć rolę lidera we wspieraniu wysiłków zmierzających do osiągnięcia globalnego porozumienia klimatycznego.
Podniesiona została także sprawa rurociągu Keystone XL – prezydent nie przedstawił ostatecznej decyzji, lecz zaznaczył, że zamierza ustalić ścisłe warunki zatwierdzania inwestycji, a konsekwencje klimatyczne będą miały tu kluczowe znaczenie. Przedsięwzięcie od dawna budzi skrajne opinie. Ekolodzy uważają, że eksploatacja piasków bitumicznych spowoduje katastrofę środowiskową na wielką skalę oraz uwolni ogromne ilości CO2 do atmosfery. Zwolennicy tej technologii argumentują natomiast, że budowa rurociągu stworzy miejsca pracy i zwiększy krajowe dostawy ropy.
Lecz co innego przykuło uwagę całego świata. Ruchem, który komentatorzy uznali za przełomowy, była odważna decyzja Obamy o ominięciu Kongresu, który skutecznie blokował dotychczasowe projekty ekologiczne, poprzez wzmocnienie funkcji Agencji Ochrony Środowiska (Environmental Protection Agency – EPA). W 2007 roku decyzja Sądu Najwyższego dała EPA uprawnienia do regulacji emisji gazów cieplarnianych. Prezydent zapowiedział, że od teraz agencja będzie kontrolować poziom emisji z już istniejących elektrowni (projekt dla nowych obiektów jest już w przygotowaniu).
W ostrej opozycji do nowych założeń stanęli republikanie, silnie wspierani przez przemysł. Potępiono plan "wojny węglowej" jako hamulec gospodarki. Republikanie uważają, że nowe standardy dla elektrowni mogą spowolnić wzrost liczby miejsc pracy i podnieść koszty produkcji energii, szczególnie w takich miejscach jak przemysłowy Środkowy Zachód, które zależą od taniej energii z węgla.
Rewolucja w energetyce jednak wydaje się być niezbędna. Wielu analityków uważa, że ograniczenie emisji o 17 proc. do końca tej dekady względem 2005 roku może nie wystarczyć, aby uniknąć poważnych zmian klimatycznych. Istnieje też niepewność, czy Ameryka osiągnie ambitny cel 80 proc. w połowie wieku. Zależy to od sprawności wprowadzenia nowych regulacji przez EPA.
"Prezydent zdaje sobie sprawę, że nie można walczyć ze zmianami klimatu bez bezpośredniej konfrontacji z branżą paliw kopalnych. Najbardziej podoba się nam w przemówieniu prezydenta to, że zasznurowuje on swoje rękawice i przygotowuje się do tej walki" – skomentował przemówienie dyrektor wykonawczy Sierra Club, Michael Brune.
Obama bez poparcia Kongresu może także wzmocnić inne narzędzie – National Environmental Policy Act (NEPA), ustawę, która pochodzi jeszcze z czasów administracji Nixona. Mimo że NEPA nie może zupełnie zablokować inwestycji, zmusza władze do wzięcia pod uwagę dobra środowiska przed zatwierdzeniem projektów federalnych.
Przywódca USA już wcześniej rozpoczął wdrażanie swojej strategii. 8 czerwca br. podpisał porozumienie w sprawie zmniejszenia produkcji i konsumpcji wodorofluorowęglowodorów (HFC), powszechnie stosowanych w lodówkach i klimatyzatorach z prezydentem Chin, Xi Jinpingiem. Stany Zjednoczone, Chiny i Japonia mają na te substancje największe zapotrzebowanie. Globalne rezygnacja z HFC może potencjalnie zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych o równowartość 90 gigaton dwutlenku węgla do 2050 roku – tyle, ile obecnie w ciągu dwóch lat na świecie jest emitowanych gazów cieplarnianych.
"Plan prezydenta Obamy na rzecz klimatu jest koniecznym, kolejnym krokiem do wypełnienia natychmiastowych, brakujących działań, zapobiegających zmianom klimatu i może być krytycznym krokiem naprzód na drodze do nowego, globalnego porozumienia klimatycznego" – uważa Christiana Figueres, dyrektor sekretariatu ONZ ds. klimatu.
Jednakże do pełnego realizacji projektu prezydentowi potrzebna jest akceptacja społeczeństwa. Tymczasem, jak wynika z globalnego sondażu Pew Research Center wydanego 24 czerwca br., zaledwie 40 proc. obywateli amerykańskich zidentyfikowało zmiany klimatu jako główne obecnie zagrożenie, o wiele mniej niż w innych regionach świata. Wiele osób, które poparło plany prezydenta, proponuje mu kolejny krok – uregulowanie cen emisji dwutlenku węgla. To pomogłoby mu pozyskać kolejnych zwolenników, ale też wzbudziłoby tym większy opór środowisk przemysłowych.
"Teraz powstaje pytanie, czy umiarkowani republikanie mają odwagę oderwać się od skrajnej ideologii politycznej, która zmusza ich do zaprzeczania dowodom naukowym. (...) Prezydent Obama wyraźnie chce, aby Stany Zjednoczone objęły rolę międzynarodowego lidera w sprawie zmian klimatu. Czas, aby Kongres podzielił jego ambicje" – zauważa Bob Ward, dyrektor ds. komunikacji i polityki w Grantham Research Institute. Być może za pierwszymi przekonanymi podążyliby kolejni. Trudno jednak opierać długoterminową strategię na założeniu, że tak się stanie.
Ponad 5000 elektrowni w Stanach Zjednoczonych odpowiada za około 40 proc. krajowej emisji dwutlenku węgla. Redukcja tych zanieczyszczeń będzie jednym z najważniejszych i najbardziej efektywnych działań przeciwko zmianom klimatycznym urzędującego prezydenta. Barack Obama nie ukrywa, że sukces w walce ze zmianami klimatu zależy od współpracy wszystkich państw, rozwiniętych i rozwijających się. Jeśli plan niskoemisyjnej przyszłości się powiedzie, dostarczy reszcie świata potężnego impulsu do działania. Prezydent podkreśla jednak, że większość obciążeń będą musiały wziąć na siebie kraje bogate. Czy pod przywództwem Obamy będą one w stanie zaakceptować taki podział? I czy prezydencka batalia o zdrowszy klimat może się powieść bez wsparcia Kongresu?
Biały Dom zamierza opracować zasady dla istniejących elektrowni do czerwca 2014 roku, a wprowadzić je w życie rok później. Jeśli prace będą przebiegać zgodnie z harmonogramem, prawo zostanie wdrożone, zanim Obama opuści Gabinet Owalny.
ob, ChronmyKlimat.pl
na podstawie: www.washingtonpost.com, www.guardian.co.uk, www.news24.com, fot. jamesomalley flickr by
ChronmyKlimat.pl – portal na temat zmian klimatu dla społeczeństwa i biznesu. © Copyright Fundacja Instytut na rzecz Ekorozwoju
Redakcja: ul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawa, tel. +48 +22 8510402, -03, -04, fax +48 +22 8510400, portal@chronmyklimat.pl